– Naprawdę? – Anna patrzyła, jak siwowłosy mężczyzna przekazuje rumaka pod opiekę stajennego i wchodzi do wnętrza domu. – To dziwne…
George zerknął na klepsydrę. Piasek przesypał się już do połowy, więc należało energicznie zabrać się do przygotowań.
– Muszę się ubrać, Anno, za nic nie chciałbym przynieść wstydu Judith.
Anna była jedną z druhen Judith. Wraz z trzema innymi pannami miała towarzyszyć oblubienicy w drodze z domu do kaplicy i uczestniczyć w niesieniu kwiatów i tortu weselnego. George miał przejść tę samą drogę później, w towarzystwie czterech drużbów. Wzdłuż alejki, łączącej dwór z kaplicą, z pozdrowieniami i kwiatami czekali na państwa młodych wieśniacy.
Wuj i ciotka mieli wkrótce przywieźć Judith ze Squirrels, jednej z farm w majątku, więc George, by przedwcześnie nie spojrzeć na wybrankę, przez co mógłby sprowadzić pecha, nie ruszał się z komnaty.
Anna właśnie kończyła toaletę, gdy do drzwi jej pokoju zapukała matka.
– Wyglądasz uroczo, kochanie -powiedziała, pomagając jej wpleść sznur pereł we włosy, które zgodnie z tradycją pozostały rozpuszczone, jak przystoi druhnie. – A ja przyszłam cię poprosić o przysługę… Muszę się szybko wystroić; ojca, nie wiadomo dlaczego, nie ma; George jest skazany na pobyt w swojej komnacie, więc biedny Jack Hamilton samotnie siedzi w wielkiej sali. Czy nie mogłabyś zejść do niego i zabawić go rozmową do powrotu ojca?
– Och, mamo, o czym mam z nim rozmawiać? Nie znam go, a George wspominał, że to dość dziwny człowiek.
– Dziwny? Co masz na myśli? I odkąd nie wiesz, o czym rozmawiać z nowo poznaną osobą? To uroczy chłopak, przez trzy lata służył jako paź u twojego ojca. Według Harry'ego zawsze był najlepszy z tej gromady, choć dość niesforny i skłonny do figli… Wielkie nieba, jak mam sobie z tym wszystkim poradzić, skoro nie znajduję ani odrobiny wsparcia… – Bess wyjrzała przez okno, by sprawdzić, czy nie dostrzeże gdzieś męża. Doprawdy, nie mógł sobie wybrać gorszego dnia na takie niezapowiedziane zniknięcie!
– Już dobrze – powiedziała zakłopotana Anna. Nie lubiła, kiedy matka, zwykle stanowiąca wzór opanowania, traciła głowę. Zresztą sama nie potrafiła wyjaśnić, dlaczego konieczność zabawiania nieznajomego budzi w niej taką niechęć. Może miało to związek z opowiadaniem George'a? Wprawdzie myśl o śmierci bliskiej osoby wydawała się Annie bardzo przykra, lecz rozdymanie żałoby do takich rozmiarów, jak to uczynił lord Hamilton, w jej przekonaniu było po prostu okropne.
Zapewniła więc Bess, że postara się przykładnie wypełnić obowiązki pani domu, i otworzyła drzwi, nalegając, by matka szybko poszła się przebrać.
Wyszedłszy na krużganek, zobaczyła gościa stojącego ze skrzyżowanymi ramionami przy oknie. Posępnym wzrokiem wpatrywał się w rozsłoneczniony krajobraz. Gdy schodziła po schodach, obrócił się w jej stronę. Stanęła w środku sali i dygnęła.
– Dzień dobry, sir. Jestem Anna Latimar. Witam w Maiden Court.
Wykonał sztywny ukłon, nie ruszył się jednak z miejsca, by pozdrowić ją uściskiem dłoni. Ponieważ Anna nie spodziewała się takiego zachowania i sama uniosła już ramię, zrobiła zapraszający gest w stronę ławy.
– Zechciej spocząć, panie. Czy polecić, żeby podano coś do picia?
– Dziękuję, ale twoja matka, pani, już się o to zatroszczyła. – Rzeczywiście, obok pękatego srebrnego wazonu, wypełnionego czerwonymi i białymi różami, na stoliku stał dzban wina i dwa kielichy.
– Wobec tego naleję ci, panie, wina.
– Nie pijam wina – odparł krótko.
– Więc poczęstuję się sama. – Jej również rzadko zdarzało się pić wino, wolała słabe piwo albo maślankę i zapewne dlatego miała tak piękną cerę. Napełniła swój kielich, podeszła do krzesła i usiadła. Jack zajął miejsce na ławie naprzeciwko. – Brat powiedział mi, panie, że nie gościłeś u nas od bardzo dawna. Podobno wyjechałeś, gdy miałam trzy lata.
– To prawda.
– Czyżbym w tym wieku potrafiła już tak skutecznie odstraszać? – spytała z uroczym uśmiechem.
– Rzadko dostaję pozwolenie na opuszczenie mojego majątku na północy – odrzekł, ale nie odwzajemnił uśmiechu.
– Gdzie to jest? Czy przy granicy?
– Na samej granicy, w Northumberlandzie.
Taki oficjalny początek nie wróży miłej rozmowy, pomyślała Anna.
– Byłeś kiedyś paziem mojego ojca, panie, prawda? – odezwała się znów, gdy wypiła wino i wstała, by odstawić kielich na tacę. Mężczyzna natychmiast również wstał i pozostawał w pozycji stojącej, dopóki Anne znów nie usiadła.
– Owszem.
– A dziś przyjechałeś na ślub George'a?
– Nie, pani. Twoi rodzice byli tacy uprzejmi, że mnie zaprosili, ale w swoim czasie im podziękowałem. Po prostu przejeżdżałem tędy w drodze do stolicy i postanowiłem złożyć wizytę earlowi, by wyrazić mu swoje uszanowanie. Prawdę mówiąc, zupełnie zapomniałem o uroczystości. Dlatego, pani, gdy tylko porozmawiam z twoim ojcem, zaraz ruszę w dalszą w drogę. Nie chcę narzucać swojej obecności w tym wyjątkowym dniu.
Doprawdy mało wymowny człowiek, pomyślała Anna, każde słowo trzeba z niego wyciągać. Przyjrzała mu się z zaciekawieniem. Jeśli przed piętnastoma laty był paziem jej ojca, to teraz musiał mieć nieco powyżej trzydziestu lat. Na tyle zresztą wyglądał, jeśli nie brać pod uwagę posiwiałych włosów.
W jego wyrazistej twarzy szeroko rozstawione szare oczy wydawały się dziwnie jasne przez kontrast z ogorzałą skórą na policzkach. Jack Hamilton był bardzo wysoki, szeroki w barkach i wąski w pasie, a do tego natura obdarzyła go niezwykle długimi nogami. Nosił bardzo skromny strój, bez koronek i jedwabnych ozdób, które upiększałyby dobre, ciemne sukno. Nie miał też modnej kryzy ani żadnej biżuterii, z wyjątkiem złotego kółka w jednym uchu i dużego złotego sygnetu.
Jej oględziny zniósł obojętnie, toteż Anna odczuła głęboką ulgę, gdy zauważyła cień przesuwający się po dziedzińcu i wyjrzawszy przez okno, zobaczyła ojca na narowistym, karym koniu. Po kilku minutach lord Latimar wszedł do wielkiej sali. Jack Hamilton natychmiast zerwał się z miejsca, zaś jego surowe rysy zmiękły, a twarz ozdobił uśmiech.
– Harry!
– Mój drogi Jack! Co za wspaniała niespodzianka… Nie miałem pojęcia, że zamierzasz tu dziś przyjechać. – Mężczyźni serdecznie się uściskali.
– Nie spodziewano się mnie tutaj. Przypadkiem znalazłem się w sąsiedztwie i pomyślałem, że koniecznie muszę złożyć wizytę tobie, sir, i Bess… Proszę o wybaczenie, że przyjechałem w tak nieodpowiedniej chwili.
– Wybaczać? Nieodpowiednia chwila? – Harry wybuchnął śmiechem, przyglądając się mężczyźnie na odległość wyciągniętego ramienia. – Takie słowa między nami to doprawdy obraza. Strasznie schudłeś, chłopcze. Czyżbyś ostatnio chorował?
– To nie choroba, Harry, chyba że tak nazwać Szkotów.
Wiosną trwały zacięte walki graniczne i chlubię się, że przyłożyłem rękę do powstrzymania zbuntowanych klanów przed wtargnięciem na nasze ziemie.
– A tak, słyszałem, naturalnie – przyznał Harry. – Również jednak słyszałem, że niepokoje już ucichły.
– O, tak. Nie znalazłbym się tak daleko od swego posterunku, gdyby było inaczej… Ostatnio królowa poleciła mi osobiście złożyć doniesienie o sile obronnej wojsk angielskich w moim rejonie, więc zdążam do Greenwich, a po drodze zawitałem na chwilę tutaj.
– To ty, Harry? – z góry dobiegł głos Bess. – Natychmiast chodź się przebrać. Jesteśmy bardzo spóźnieni.
Читать дальше