Bess bardzo polubiła kilku adoratorów swej czarującej córki, lecz nie wywierała na nią nacisku, by przyjęła któregokolwiek z nich. Dobrze wiedziała, że Anny nie można do niczego zmusić, niezależność miała we krwi, nieodrodne dziecko Harry'ego.
Czasem tylko zastanawiała się, czy przypadkiem nie zawiodła Anny. Wszystkie córki jej przyjaciółek od dawna były mężatkami, większość miała dzieci i wiodła szczęśliwe życie. Wydawało się niesprawiedliwością, że Anna, najpiękniejsza i najbardziej oblegana z nich wszystkich, wciąż pozostaje panną i nawet nie jest zaręczona.
Bess westchnęła, ale ponieważ doleciały ją z kuchni odgłosy kłótni, odpędziła smutne myśli i szybko ruszyła sprawdzić, co to za zamieszanie.
Tymczasem Anna delikatnie zapukała do drzwi komnaty brata i natychmiast ze śmiechem zaproszono ją do środka. Najpierw uchyliła drzwi i ostrożnie wsunęła głowę w szparę, aby upewnić się, czy nie zastanie tam niczego nieprzystojnego, a potem już śmiało przestąpiła próg. George stał przy oknie z kielichem wina w dłoni, zaś jego przyjaciele spoczywali w swobodnych pozach na różnych meblach, lecz na jej widok natychmiast wstali.
– Witaj, siostro! – wykrzyknął George. – Pewnie przyszłaś upewnić się, czy jesteśmy na miejscu i z godnością oczekujemy na zbliżające się męki?
– Właśnie. – Anna nawet nie musiała mu się specjalnie przyglądać, by stwierdzić, że nie wypił zbyt wiele. Brat zachowywał powściągliwość nawet w obliczu wyczerpującej ceremonii, której wkrótce miał się poddać w kamiennej kaplicy stojącej na terenie Maiden Court, lecz inni… Dziewczyna omiotła karcącym spojrzeniem poczerwieniałe twarze czterech dość niepewnie trzymających się na nogach młodych ludzi, podeszła do stołu i podniosła dzban. Wina prawie już nie było. – No, ładnie! Świętujecie, zanim jeszcze jest po temu okazja!
Czterej mężczyźni przybrali odpowiednio zawstydzone miny.
– Koniec z piciem wina aż do wyjścia z kaplicy – oznajmiła Anna. – Sami wiecie, że przybędą dostojni goście.
Każdy z czterech drużbów pomyślał to samo: „Nikt nie potrafi besztać tak, jak Anna Latimar. Nawet gdy gniewnie marszczy czoło i wypowiada karcące słowa, wygląda absolutnie uroczo! Ech, gdyby tylko chciała potraktować mnie poważnie”.
Zgodnie odstawili kielichy.
– Idźcie na dół, bo chciałam zamienić kilka słów z bratem. – Drużbowie natychmiast znaleźli się za drzwiami, a Anna usiadła obok George'a na ławie pod oknem. Byli zadziwiająco podobni. Oboje mieli czarne włosy, bardzo jasną karnację i zwinne ruchy, – Czy jesteś szczęśliwy? – spytała.
– Wiesz, że tak. A ty?
– Naturalnie też. Przecież masz to, czego chciałeś, prawda?
Cieszę się z twojego szczęścia. – Wsparła się na nim, a on otoczył ją ramieniem.
– To dobrze, w każdym razie dla mnie. Tylko co z tobą? Wielu gości, którzy będą dziś na weselnej uczcie, uważa, że kolejność jest jak najbardziej niewłaściwa i że to ty powinnaś pierwsza założyć obrączkę, zresztą już kilka lat temu.
Anna wzruszyła ramionami.
– Chyba nie będziemy się przejmować tym, co myślą inni. Mój czas przyjdzie wtedy, kiedy przyjdzie.
– Albo nie przyjdzie wcale, jeśli zyskasz na stałe reputację osoby, która jest głucha na wszystkie zaklęcia. Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że przed chwilą byłem jedynym mężczyzną obecnym w tym pokoju, który nie próbował ci się oświadczyć?
Anna zaczęła ukręcać jeden z brylantowych guzików przy jego wamsie *.
– Wiem, ale…
– Ale za bardzo wybrzydzasz. Czego ty właściwie szukasz? Na co czekasz?
– Nie wydaje mi się, żebyś akurat ty miał prawo mnie pouczać. Sam kiedyś powiedziałeś mi o Judith: „To na nią czekałem całe życie”. Dlaczego nie chcesz pozwolić, bym kiedyś mogła powiedzieć podobnie?
George zdjął palce Anny z guzika. Kochał siostrę, choć mieli tak odmienne charaktery. Przed chwilą po prostu stwierdził prawdę. O rękę Anny ubiegali się wszyscy jego przyjaciele i jeszcze wielu innych mężczyzn, lecz co do jednego dostali nieodwołalnego kosza.
Znał powód. Anna chciała, by przyszły mąż dorównał najbardziej znaczącej postaci w jej życiu, czyli ojcu. Harry Latimar, przystojny i czarujący mężczyzna, który mimo średniego wieku wciąż zachwycał kobiety, wcześnie i na trwałe zdobył uznanie swojej córki.
George bardzo chciał, by również siostra odnalazła szczęście, które teraz stawało się jego udziałem, obawiał się jednak, że trudno jej będzie spotkać kogoś tak wyjątkowego, jak ich ojciec.
Zarówno Harry, jak i Anna sprawiali wrażenie osób pogodnych i nie przejmujących się zbytnio codziennymi kłopotami, u obojgu były to jednak tylko maski, pod którymi kryły się wrażliwe i bardzo skomplikowane dusze. Podczas spotkań towarzyskich wyróżniali się niefrasobliwym wdziękiem i poczuciem humoru, toteż często dziwili się, że co poważniejsi członkowie elity odnoszą się do nich z rezerwą, nie umiejąc dostrzec, że oboje mają dla innych więcej życzliwości i wyrozumiałości, niżby to się zdawało na pierwszy rzut oka.
O ojca George nie musiał się troszczyć, bowiem dawno już z okowów dworskiego świata wyswobodziła go kochająca i mądra żona, lecz Anna… – Brat wiedział, że jego siostra żyje w dziwnym rozdwojeniu między wyrażanymi pragnieniami, a faktycznymi potrzebami serca, duszy i umysłu. Deklarowała bowiem, że jej przyszły mąż musi być brylantem wśród arystokracji, znamienitym kawalerem i ozdobą królewskiego dworu, tymczasem, by jej niezwykła osobowość mogła w całej pełni rozkwitnąć, potrzebowała u swego boku mężczyzny zupełnie innego pokroju, to znaczy obdarzonego wybitnym intelektem i charakterem, nieczułego na próżny blichtr, z powagą traktującej swe obowiązki.
George bardzo się trapił tym, że siostra nie spotkała dotąd odpowiedniego dla siebie kandydata oraz że rozglądała się nie w tę, w którą w istocie powinna, stronę. Niby więc popędzał ją do małżeństwa, bo nie chciał, by wciąż siała rutkę, z drugiej jednak strony dobrze wiedział, że sprawa jest dużo bardziej skomplikowana, niż to na pozór wyglądało.
– W każdym razie to jest twój dzień, George. – Anna odsunęła się od brata i wyjrzała przez okno, za którym mienił się słońcem poranek. – Jeśli mamy rozmawiać, to o tobie. – Otworzyła okno. – Widzę jeźdźca na dziedzińcu. Jak na gościa, przybył wyjątkowo wcześnie.
George spojrzał w tamtą stronę i zawołał:
– Ależ to Jack Hamilton! Nie sądziłem, że się zjawi, nie odpowiedział przecież na zaproszenie ojca.
– Kto to jest? – Anna wychyliła się przez okno, by lepiej zobaczyć przybysza. Zeskoczył z konia jak młody człowiek, lecz włosy miał srebrzystoszare. Koń też wydawał się niezwykły, nie był bowiem typowym wierzchowcem, lecz szybkim, mocnym rumakiem, jakie widywała w szrankach podczas turniejów.
– Może go sobie przypomnisz, bo kiedyś, przed Richardem de Vere, był paziem naszego ojca. Służył u nas trzy lata, a potem za sprawą ojca został pasowany na rycerza i wtedy poszedł swoją drogą. Pozostali jednak przyjaciółmi.
– Zdaje mi się, że nazwisko skądś znam, ale tego człowieka nigdy nie widziałam. Dlaczego miałby tu dzisiaj nie przyjechać? Przecież to zaszczyt brać udział w zgromadzeniu uświetnionym obecnością królowej.
– Musiałaś go widywać w Maiden Court, ale mieliśmy wtedy najwyżej po trzy lata. Potem już chyba nie, bo od piętnastu lat Jack jest komendantem jednego z garnizonów na północy Anglii. Rodzice i ja spotkaliśmy się z nim kilka razy, gdy przybywał na królewski dwór w sprawach służbowych, ale ciebie wtedy z nami nie było. A co do tego, że nie przyjął zaproszenia ojca… – George głęboko się zamyślił. – Dziesięć lat temu w jakimś strasznym wypadku Jack stracił żonę. Od tej pory, na znak żałoby, nie pokazuje się w towarzystwie.
Читать дальше