– Powiedziałbym, że to raczej oczywiste.
– Niekoniecznie. Wiele osób tego nie dostrzega. Także i ty początkowo.
Nie zauważyła ani komplementu, ani pełnego podziwu spojrzenia, którym ją obrzucił. Ina jedno, i na drugie pozostała całkowicie obojętna. Zadziwiające!
– W chacie było ciemno. Widziałem to, co spodziewałem się zobaczyć.
– Jak większość ludzi. To bardzo użyteczne. Kiedy jeżdżę sama, obcy także widzą to, co spodziewają się zobaczyć.
– Często to robisz? Często jeździsz sama? To niebezpieczne. Drogi są pełne maruderów i zbiegłego chłopstwa. Zaraza i wojna…
– Mam obowiązki do wypełnienia i zbyt mało ludzi, żeby za każdym razem brać ze sobą eskortę.
Anna wreszcie się odprężyła, nie była już tak – sztywno wyprostowana i jej wysokie smukłe ciało przybrało miękką, falistą linię. Morvanowi znów udało się dojrzeć poniżej rąbka kaftana nogi. Były smukłe i zgrabne. Silne proste ramiona stanowiły przeciwwagę dla zaokrąglonych bioder. Ciekaw był, jak wyglądają piersi dziewczyny. Cała reszta jej ciała idealnie harmonizowała ze wzrostem.
– Uważasz, że jestem śmieszna, prawda? – zapytała, źle zrozumiawszy jego uważne oględziny. – Ten strój i miecz. Pytania o turnieje. Pewnie sądzisz, że jestem dziewczynką, która dla zabawy udaje, że jest chłopcem.
– Uważam to za niezwykłe.
– Niezwykłe… To uprzejme sformułowanie, którego użyłaby większość ludzi.
– Czujesz się tym obrażona?
– Zupełnie nie. Nie obchodzi mnie, co ludzie o mnie myślą. Kobieta, która wygląda jak ja, musi się tego nauczyć. Niezwykłe… Niezłe słowo. Ale nie pochwalasz tego.
– Jesteś bardzo odważna. Czy ktokolwiek mógłby tego nie pochwalać? Jestem jednak przyzwyczajony do kobiet, które potrzebują ochrony.
– No tak, ochrony. I rozkazów. Jedno idzie w parze z drugim, prawda? – Anna odwróciła na moment twarz do ognia, ale zaraz znów spojrzała na Morvana i celowo zmieniła temat. – Masz zamiar próbować odzyskać swoje dobra.
– Taką miałem nadzieję.
– Ale z upływem lat staje się to coraz mniej prawdopodobne – powiedziała Anna, jakby kończąc myśl Morvana. I rzeczywiście dokończyła jego myśl, choć dotychczas sam przed sobą nie chciał się do tego przyznać. Ale, o dziwo, nie mógł wykrzesać z siebie gniewu.
Od chwili gdy Anna do niego przyszła, czuł się w jej towarzystwie nie jak z kimś obcym, ale jak z bliskim przyjacielem. Początkowe długie milczenie wypełniło się niesamowitym, znajomym poczuciem bliskości, które pogłębiło się jeszcze w trakcie rozmowy. Z każdą chwilą wzmacniały się łączące ich więzi, jak lina wiążąca ich dusze.
Czy sprawiła to szczerość dziewczyny? A może jego potrzeba oderwania myśli od śmierci? Wiedział tylko, że coraz lepiej rozumie duszę tej kobiety. Powietrze w szałasie stało się aż ciężkie od czegoś niebywale intensywnego. Morvan poczuł się całkowicie wolny.
– Dlaczego nosisz męski strój? – Zdecydowanie wolał rozmawiać o niej niż o sobie.
– A dlaczego ty nosisz męski strój? – Anna uniosła brwi z rozbawieniem.
– Bo jestem mężczyzną.
– Nie. Nosisz go, bo jest najwygodniejszy przy męskich zajęciach. I dlatego właśnie jest to męski strój. A ja obecnie wykonuję męskie zajęcia. – Uśmiechnęła się. Miała bardzo miły uśmiech. Ożywiał całą twarz. Niestety, ostatnio rzadko się uśmiechała. Morvan nie miał pojęcia skąd, ale wiedział to z całą pewnością. – To ubrania mojego brata. Zaczęłam je wkładać do pracy przy koniach. Potem przyszła zaraza i kobiece szaty okazały się całkiem niepraktyczne. Nie przywiozłam zresztą ze sobą do domu zbyt wielu sukien.
– Z klasztoru? Mieszkasz tam od dziecka?
– Nie, dopiero cztery lata. Kiedy ojciec poszedł na wojnę w drużynie księcia, umieścił mnie tam dla bezpieczeństwa. Jeden z wasali ofiarował dom Catherine, ale mnie nie zaprosił. Początkowo nie znosiłam klasztoru, ale wkrótce odnalazłam w nim zadowolenie.
– Ascanio twierdzi, że tam wrócisz. Że złożysz śluby.
– Tak.
– Dlaczego?
Anna przez chwilę patrzyła w przestrzeń, nie od razu odpowiedziała. Morvan wyczuł kruchość dziewczyny i ucieszył się, że ją w niej odnalazł.
– Tam jest moje miejsce. A w świecie pozaklasztornym nie widziałam go dla siebie – odpowiedziała w końcu.
– Twoje miejsce jest tutaj. Z twoimi ludźmi.
– Nie. Nie wyjdę za mąż i nie lubię kobiecych zajęć. Przez grzeczność nazwałeś mnie niezwykłą. Moi ludzie uważają mnie za istotę nie z tej ziemi.
– Uważają cię za istotę nieziemską.
– To jedno i to samo. Dzisiaj jestem dla nich świętą. Za rok, jeśli plony będą nieudane, uznają mnie za czarownicę. Stąpam po cienkiej linie, i to nie z własnego wyboru.
Szybko wstała i sięgnęła po pudełko, które przyniosła.
– Skończyłeś już posiłek? Zagrajmy w warcaby.
Morvan nalał jeszcze wina, a Anna w tym czasie rozstawiła pionki. Spodziewał się, że ta noc będzie pełna grozy i rozpaczy, ale widmo śmierci zostało odegnane przez samą obecność tej dziewczyny i dziwną sympatię, jaką do niej poczuł. Zrobił pierwszy ruch i przyglądał się, jak Anna zastanawia się nad swoim posunięciem.
– To dziwne, ale od chwili, gdy tu przyszłaś, mam takie uczucie, jakbym znał cię od lat. – Morvan wypowiadał już te słowa wielokrotnie w życiu, kiedy próbował uwieść kobietę. Teraz po raz pierwszy powiedział je szczerze.
– Tak. To się niekiedy zdarza. – Anna podniosła wzrok znad szachownicy i spojrzała mu w oczy tak, jakby mogła patrzeć w jego serce, jakby znała go, jak matka zna swoje dziecko albo żona męża. – To ma źródło w tobie. Spodziewasz się śmierci. Nie masz nic do stracenia. Jesteś otwarty. A ja się po prostu znalazłam przy tobie. Gdyby zamiast mnie przyszedł Ascanio, czułbyś to samo. Ale doskonale cię rozumiem.
Też to kiedyś czuła. To zdumiewające.
Kontynuował grę w milczeniu. Wiedział, że Anna nie ma ochoty o tym rozmawiać.
Pod jednym względem jednak bardzo się myliła. Gdyby na jej miejscu znalazł się Ascanio, wcale nie byłoby tak samo. Bo Anna była kobietą i Morvan od pewnego czasu zdawał sobie sprawę, że pragnie jej tak, jak nigdy jeszcze żadnej nie pragnął.
– Opowiedz mi coś o Josce’em – poprosił, daremnie próbując zmienić tok swych myśli. Ale gotująca się w nim krew podpowiadała mu nieustannie, w jaki sposób powinna się zakończyć ta noc. Musiał jej dotknąć. Pragnął zdjąć z czoła dziewczyny srebrną przepaskę i zburzyć włosy, by znów opadły w dzikim nieładzie na twarz.
– To nasz krewniak. Daleki. Przyjechał jako paź na wychowanie. Był giermkiem ojca i stał u jego boku, kiedy zginął.
Morvan pragnął ją całować, poczuć smak jej ust i skóry szyi. Poznać jej zapach. Marzył, by oprzeć ją na swym ramieniu, przegiąć w tył i patrzeć w oczy, kiedy będzie ją pieścił, a jego dłoń odnajdzie zapięcie kaftana…
– Jest dla mnie jak brat. Ale jego stosunek do Catherine ma od kilku lat całkowicie inny charakter.
Rozebrałby ją i wreszcie odkryłby kryjące się pod luźnymi szatami ciało. Wyobraził sobie, jak odsłania jej piersi, obejmuje je rękami, bierze do ust. Wydawało mu się przez chwilę, że słyszy jej jęki rozkoszy. Oczami duszy widział, jak mgiełka narastającej namiętności łagodzi przenikliwe spojrzenie dziewczyny. Położyłby ją na pryczy, nakrywałby dłońmi, ustami, wreszcie całym ciałem…
– Testament ojca stanowi, że dziedzicem zostanie mój brat Drago, natomiast ja złożę śluby i wstąpię do klasztoru. Teraz, po śmierci brata, Catherine wyjdzie za Josce’a i to on będzie następnym panem La Roche de Roald.
Читать дальше