Lord Flore z powagą skłonił głowę.
Hindus wolno uniósł wieko szkatułki.
Malvina, pchana niepohamowaną ciekawością, zajrzała do środka. Doznała rozczarowania.
Piękna szkatułka wypełniona była brudnymi kamykami.
– Diamenty! – wykrzyknął lord Flore.
– Z kopalni, którą pan odkrył, sahibie – uzupełnił Hindus z triumfalną nutą w głosie. – Niektóre wyróżniają się szczególną wielkością, inne urodą, a wszystkie są wyjątkowo cenne!
– Czy to rzeczywiście dla mnie? – lord Flore nie mógł uwierzyć.
– Takie było ostatnie życzenie Jego Wysokości, sahibie. A w testamencie Jego Wysokość zaznaczył, że co roku dziesięć procent całego wydobycia należy do sahiba! – Asaf zaśmiał się krótko. – Sahib Maulton nazywał się Pan Dziesięć Procent, teraz sahib Flore zasłuży na to samo miano.
Lord Flore odzyskał zdolność mówienia.
– Trudno mi wyrazić, co czuję.
Malvina wyciągnęła rękę i dotknęła jednego z kamyków.
– To naprawdę diamenty? – spytała z powątpiewaniem.
– Najczystszej wody! Najpiękniejsze diamenty wydobywane w Indiach – zapewnił Asaf.
Na chwilę zapanowała cisza.
– Po tak długiej i niebezpiecznej podróży – odezwał się w końcu lord Flore – zapewne z przyjemnością pokrzepi pan siły przy stole i odpocznie nieco, nim porozmawiamy o śmierci Jego Wysokości i jego dla mnie uprzejmości.
– Z przyjemnością, sahibie.
– Proszę pójść ze mną. Jestem pewien, że sekretarz panny Maulton dopatrzy, by niczego panu nie zabrakło. Kiedy pan odpocznie, będziemy mogli porozmawiać.
Obaj mężczyźni wyszli na korytarz.
Malvina została sama. Ciągle nie dowierzając przyglądała się diamentom, trąciła palcem jeden, potem drugi.
Oszlifowane będą miały niewyobrażalną wartość.
Rozumiała doskonale, co oznaczał dla lorda Flore dziesięcioprocentowy udział w kopalni diamentów. Stale. Rok po roku.
Usłyszała zbliżające się kroki. Wstrzymała oddech.
Lord Flore wszedł i zamknął za sobą drzwi.
Przez długą chwilę stał bez słowa, przyglądając się dziewczynie.
Malvina nie przeczuwała, że blask słońca wpadający przez okno tworzy z jej złotych włosów świetlistą aureolę przeplataną ognistymi kosmykami.
Czekała, a jej spojrzenie wyrażało niepokój.
Wreszcie lord Flore się uśmiechnął. Wówczas mogła już być pewna, że nie ma się czego lękać.
Stała nadal bez ruchu, a on podszedł do niej blisko.
– Teraz mogę ze spokojnym sumieniem zapytać – odezwał się bardzo cicho. – Czy zechcesz, kochana, oddać mi swoją rękę?
Malvina na wpół roześmiała się, na wpół rozszlochała.
– Teraz… kiedy jesteś tak bajecznie bogaty… możesz ożenić się, z kim zechcesz… I z klasztoru Flore uczynić prawdziwy pałac…
– Nie odpowiedziałaś.
– Kocham cię – rzekła Malvina. – I… gdybym nie mogła zostać twoją żoną… nie miałabym po co żyć!
Objął ją ramieniem i przytulił.
– Zostaniesz moją żoną – powiedział. – I będziesz się zachowywała, jak przystało na prawdziwą damę. A pieniądze będziemy wydawali razem, tak żeby dzięki nim uszczęśliwiać ludzi.
– Podobnie jak… tatuś.
– Jemu zawdzięczam, że niosąc pomoc maharadży odkryłem złoża diamentów.
– Och, Sheltonie, to zupełnie jak w bajce…
A kiedy się pobierzemy, będzie nawet… szczęśliwe zakończenie!
– Bardzo szczęśliwe zakończenie! – przytaknął lord Flore zgodnie. – Pamiętaj tylko, że albo będziesz się zachowywała, jak powinnaś, albo będę się na ciebie gniewał jeszcze bardziej niż wczoraj!
– Powiedziałam już przecież… bardzo mi przykro i… przepraszam – przypomniała Malvina nieśmiało.
Lord przytulił ją mocniej, ale ponieważ nie odezwał się słowem, dziewczyna patrzyła na niego cokolwiek niepewnie.
– Obiecałam ci, że będę dokładnie taką żoną, jaką zawsze chciałeś mieć – przekonywała.
– Poskromiłeś tygrysicę.
– Bardzo w to wątpię – westchnął lord Flore – ale chyba będę miał możliwość sprawować nad nią jakąś kontrolę.
– W jaki sposób…? – spytała Malvina nieco nerwowo.
– Poprzez miłość! – odparł lord Flore. – Miłość, która mi uświadomiła, kochanie, że nie potrafię żyć bez ciebie, że bez względu na to, jak bardzo jesteś niesforna, nie mogę ci się oprzeć.
– Och, Sheltonie, to… najcudowniejsze słowa, jakie mi kiedykolwiek powiedziałeś! – wykrzyknęła Malvina.
– Nie zamierzam na tym kończyć. Nie masz pojęcia, najdroższa, jaką torturą było dla mnie milczenie. Przecież od chwili gdy cię ujrzałem, miałem nieodpartą chęć sławić twoją urodę i na cały świat głosić, jak mocno cię uwielbiam.
– To znaczy… Chcesz powiedzieć… że kochasz mnie od dawna?
– Pokochałem cię od pierwszego wejrzenia – rzekł lord Flore – ale nie miałem ci nic do zaoferowania, a nie chciałem mieć żony bogatszej od siebie!
– Ale… tak naprawdę… chciałeś się ze mną ożenić? – spytała Malvina. – Powiedziałeś to, zanim przyszedł ten Hindus.
– Jak mógłbym pozwolić, by córka Magnamusa Maultona w podobny sposób marnowała życie? – spytał lord Flore retorycznie. – Potrafiłaś sprowokować tyle kłopotów, choć byłem w pobliżu. Bóg jeden wie, co by się działo, gdyby mnie tu nie było.
– Teraz, kiedy wiem, że mnie kochasz, nie będę już sprawiała kłopotów – obiecała Malvina.
– Mój kochany… mój kochany Sheltonie, niczego nie pragnę bardziej, tylko byś ty był szczęśliwy… i żebyś mnie kochał!
Oparła policzek na jego ramieniu.
– Sheltonie! – wykrzyknęła nagle. – Przyszedł mi do głowy wspaniały pomysł!
– Co takiego?
– David i Rosette mogą zamieszkać w moim domu, dopóki nie będą mieli własnego, a ja przeprowadziłabym się do klasztoru Flore!
Dobrze? I proszę… czy moglibyśmy tego dokonać jak najszybciej?
– Jeśli o mnie chodzi, im szybciej, tym lepiej, kochanie. Chcę cię mieć przy sobie w każdej minucie dnia i nocy.
– Żeby zyskać pewność, że nie robię nic… szalonego ani złego? – przekomarzała się Malvina.
– Nie. Raczej po to, bym mógł ci mówić o swojej miłości i upewniać się, że ty kochasz mnie.
Niespodziewanie odsunął dziewczynę od siebie.
– Co się stało…? – spytała Malvina niepewnie.
– Dlaczego patrzysz na mnie… tak dziwnie?
– Ilu mężczyzn cię całowało?
– Nikt oprócz… ciebie.
Lordowi Flore rozbłysły oczy.
– Chcę, żebyś mnie pocałowała – rzekł bardzo cicho.
Malvina przysunęła się do niego blisko, ale on nadal stał bez ruchu.
Uniosła ku niemu twarz.
– Czekam – odezwał się lord Flore. – Obiecałaś być mi posłuszną.
– Ale… ja…
Lord Flore trwał nieporuszony.
Malvina spłoniła się rumieńcem. Szybko i lekko dotknęła ustami warg lorda Flore.
W tej samej chwili otoczyły ją jego ramiona.
– Moja najukochańsza, moja słodka, moje ty najdroższe kochanie. Teraz jestem pewien, że mówisz prawdę!
– Jak mogłeś… chociaż podejrzewać…! Och, Sheltonie, zawstydzasz mnie!
– Uwielbiam cię zawstydzać!
Lord Flore spojrzał na Malvinę wzrokiem, jakiego nie widziała u niego żadna inna kobieta.
– Dziedziczka czy tygrysica, nieważne! – rzekł dziwnie głębokim głosem. – Liczy się tylko to, że będziesz moją… moją żoną!
– I ja nie chcę niczego innego – powiedziała Malvina.
Nachylił się i zamknął jej usta pocałunkiem, a było to tak, jakby unieśli się prosto do nieba.
Читать дальше