– Aż nagle pojęła, że to on, jej wybawca, przybył naprawdę.
Krzyknęła głośno z radości. Upuściła nóż.
– Zjawiłeś się… Zjawiłeś! – wołała uszczęśliwiona.
– Modliłam się, błagałam, żebyś mnie uratował!
Rzuciła się w jego ramiona, a on objął ją czule, przytulił do siebie mocno.
Malvina utopiła w jego oczach gorące spojrzenie i łzy popłynęły jej po twarzy obfitą strugą.
– Zjawiłeś się…! – powtarzała. – Tak się bałam… Tak bardzo się bałam…!
– Jak mogłaś się zachować tak niemądrze? – zapytał lord Flore gniewnie.
A potem nie zdołał się opanować. Jego wargi, niby powodowane własną wolą, odnalazły i zniewoliły usta dziewczyny.
W pierwszym momencie Malvina zamarła.
Nie potrafiła uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.
Potem, gdy wargi lorda Flor e zniewalały jej usta, czuła, jak całe jej ciało stapia się z ciałem mężczyzny. Stawała się jego nieodłączną częścią.
Gorące pocałunki ukochanego budziły w niej przedziwny ogień, rozgrzewały ją całą.
Doznawała nie znanego dotąd wzruszenia.
Była w nim gwałtowność i była ekstaza, przekraczająca wszystko, o czym dziewczyna śniła, marząc o miłości. Było to uczucie tak cudowne, że poza nim i żarem pocałunków nie liczyło się już nic innego na świecie.
Minęła cała cudowna wieczność, nim lord Flore podniósł głowę.
Spojrzał na dziewczynę. Na ciągle jeszcze mokre od łez policzki, na promieniejące zdumionym szczęściem oczy.
Pomyślał, że nie ma na świecie istoty piękniejszej, a zarazem bardziej wzruszającej.
– Kocham cię – szepnęła Malvina – kocham…!
A już myślałam… że będę musiała się zabić…
Lord Flore zmartwiał.
– Czy ten bydlak cię skrzywdził? – zapytał.
– Nie, nie. Nic mi nie zrobił… Tylko… tak się bałam… Modliłam się, żebyś mnie ocalił.
Dotknął wargami jej czoła.
– Chodźmy stąd – powiedział. – Gdzie twój płaszcz?
Malvina była zbyt zdumiona, żeby odpowiedzieć.
Lord Flore wypuścił ją z objęć, podszedł do garderoby i z rozmachem otworzył drzwi. Zdjął z wieszaka płaszcz Malviny i zarzucił dziewczynie na ramiona, wziął także jej czepeczek.
Objął ją w talii. Kiedy wychodzili z sypialni, zdał sobie sprawę, że dziewczyna drży. Wprawdzie nie powiedziała słowa, lecz wiedział, że bała się spotkania z sir Mortimerem.
– Nie będzie cię niepokoił – zapewnił.
Dziewczyna spojrzała na niego przestraszona.
– Chyba… przecież go nie… zabiłeś?
– Zasłużył na śmierć! – wybuchnął lord Flore. – Ale żyje.
Poprowadził dziewczynę do wyjścia. Odsunął skobel z frontowych drzwi i wyciągnął z kieszeni białą chustkę.
Gwiazdy świeciły już jasno, a i srebrny księżyc wyszedł na nocne niebo. Lord Flore wiedział, że służący dostrzeże jego znak bez trudności. Kilka sekund później na dziedziniec wjechał konny powóz.
– Zaczekaj tutaj! – nakazał lord Flore Malvinie.
Zbiegł ze schodów i pomógł służącemu postawić budę nad dwoma przednimi siedzeniami.
Następnie wrócił po dziewczynę, pomógł jej zejść ze schodów i wsiąść do powozu. Ledwie ujął lejce w dłonie, a parobek wskoczył na skrzynię, ruszyli.
Malvina zorientowała się, że pod osłoną budy nikt nie może ich widzieć ani słyszeć.
Przysunęła się bliżej do lorda Flore. Oparła głowę na jego ramieniu.
Nie była do końca świadoma przebiegu wydarzeń. Wiedziała tylko, że zaznała cudu jego pocałunków, które oswobodziły ją z więzów prozaicznej ziemskiej powłoki i uniosły wysoko na niebo, pomiędzy jasne gwiazdy.
Kiedy mijali bramę, odezwała się cicho, troszeczkę niepewnie:
– Powiedz, proszę… jak mnie znalazłeś?
Tak się bałam… tak bardzo się bałam… że nigdy nie odgadniesz, gdzie mnie szukać…
– To długa historia – odparł lord Flore. – Teraz najważniejsze, żebyś jak najszybciej wróciła do Londynu.
Malvina cichutko westchnęła ze szczęścia.
– Jutro rano – ciągnął lord Flore – musisz być na tyle silna, żeby móc odbyć przejażdżkę Rotten Row, najlepiej tuż po ósmej. Więc teraz się prześpij.
– Mam… jeździć aleją Rotten Row? – powtórzyła Malvina z niedowierzaniem. – Ale… dlaczego? Po co?
– Żeby się upewnić, że wszyscy twoi przyjaciele, a co ważniejsze: wrogowie, zauważą, że spędziłaś noc w Londynie – wyjaśnił lord Flore. – Że spałaś we własnym domu, pod opieką babki.
Malvina z trudem odzyskała oddech.
Zrozumiała dokładnie, o czym mówił lord Flore.
To oczywiste. Wszyscy uczestnicy obiadu wydanego po wyścigu zdawali sobie sprawę, że nie wróciła z nimi do Londynu. A przecież nie mogła ufać dyskrecji sir Mortimera. Na pewno zwierzył się ze swoich planów przynajmniej najbliższym znajomym.
„Tylko lord Flore mógł zadbać o to, by zdusić w zarodku wszelkie plotki” – pomyślała.
Złośliwe języki byłyby gotowe skazać ją zaocznie na towarzyską banicję za wydarzenia, które ich zdaniem musiały mieć miejsce.
Na długą chwilę zapadła cisza.
– Czy jesteś bardzo… na mnie rozgniewany? – zapytała Malvina cicho.
– Bardzo! O tym także porozmawiamy jutro!
– Chciałabym ci powiedzieć… co się stało…
I dlaczego zachowałam się… jak szalona…
– Posłucham jutro – rzekł lord Flore. – Teraz mam o czym myśleć. Muszę cię ocalić od knowań tego łajdaka. Dopilnuję, żeby został wyrzucony z każdego porządnego klubu. Trzeba się też upewnić, by bez względu na to, jakich kłamstw zdążył już naopowiadać, nie uwierzył mu nikt pozostający przy zdrowych zmysłach.
Malvina przytuliła się do lorda Flore.
– Jesteś… naprawdę wspaniały – rzekła. – Wiem, zachowałam się jak… niespełna rozumu…
Nie słuchałam, kiedy mnie ostrzegałeś, że ludzie… biorą mnie na języki…
Lord Flore nie odpowiadał.
A Malvina pomyślała, że zapewne z niemałym wysiłkiem musiał się powstrzymywać, by jej nie łajać najsurowszymi słowami.
Ale przecież ją pocałował. I tylko to się Uczyło.
Kochała go całym sercem. Niczego nie pragnęła bardziej, niż być taką, jaką on chciałby ją widzieć.
Konie mknęły z wiatrem w zawody.
Lord Flore najwyraźniej nie miał ochoty na rozmowę, więc Malvina przymknęła oczy. Myślała o przedziwnym uczuciu, jakie w niej wzbudził, o nieznanym wzruszeniu, jakie ciągle jeszcze czuła w piersi, i o palących płomieniach na ustach.
„Kocham cię. Naprawdę cię kocham!” – szepnęła w głębi serca.
Jutro na pewno znów ją pocałuje.
Odezwała się ponownie, dopiero kiedy dotarli do Londynu i znajdowali się już niedaleko Berkeley Square.
– Czy David przyjechał z tobą do Londynu?
– Nie, zostawiłem go w klasztorze. Jest tak szczęśliwy, że świata nie widzi.
– Szczęśliwy?
– Żeni się z tą śliczniutką dziedziczką, którą sprowadziłaś dla mnie.
– Och, tak się cieszę! – wykrzyknęła Malvina.
– Na balu obserwowałam ich tańczących i myślałam, że wyglądają razem na niezmiernie szczęśliwych. W dodatku tym sposobem skończą się problemy Davida.
Lord Flore milczał.
Malvina zastanowiła się, czy myśli o swoich problemach, które jak dotąd nie zmniejszyły się ani na jotę. Istniała bardzo prosta droga do ich rozwiązania, lecz dziewczyna nie ośmieliła się tego zaproponować.
Na dłuższą chwilę pogrążyła się w milczeniu.
Читать дальше