Seymour patrzył na nią.
– Ładnie wyglądasz – zauważył po chwili.
– To dzieło Victory. Dziś jest premiera Wendy, zapomniałeś? – powiedziała. – Czy ty i Katrina przyjdziecie po mnie do pracy, czy spotkamy się przed kinem?
– Chyba przed kinem.
– Włożysz garnitur? – zapytała.
– A muszę?
– Powinieneś. To dla Wendy wyjątkowy wieczór. Pracowała nad tym filmem przez wiele lat. – Umilkła, żeby włożyć do ust widelec z jajecznicą. Skoncentrowała się na żuciu i prze- łykaniu. – Jeśli Pielgrzym w łachmanach dostanie nominację dla najlepszego filmu i wygra, Wendy przez parę lat nie będzie musiała się niczym przejmować.
– A Selden Rose? – Seymour znowu zajął się broszurami.
– Zneutralizowany – odparła Nico. Popatrzyła na czubek głowy męża i odczuła coś w rodzaju miłości. – Kupię ci krawat. Na dzisiejszą premierę.
– Mam mnóstwo krawatów. Nie musisz kupować.
– Ale chcę – odparła.
Kocham cię, Seymour, pomyślała. Ale nie jestem w tobie zakochana.
Przez chwilę usiłowała wyobrazić sobie, że jest zakochana w Seymourze. Jakoś jej się to nie udawało.
– Zawiozę dziś Katrine do szkoły – powiedziała nagle. – Być może po premierze będę musiała wrócić do pracy, więc przyślę wam auto, żebyście mogli je zatrzymać na cały wieczór. – Wstała i wzięła talerz do ręki.
Seymour spojrzał na nią i uśmiechnął się pod nosem.
– Miłego dnia – mruknął. – Chcę w ten weekend umówić się na oglądanie domów. Dasz radę w sobotnie południe?
– Jasne – odparła.
Wyszła z pokoju. Podejrzewała, że gdyby była zakochana w Seymourze, żyłoby im się znacznie trudniej.
Na zewnątrz było zimno, zaledwie pięć stopni, a przecież grudzień dopiero się zaczął! Panowała dziwnie podniecająca atmosfera, jakby miało się zdarzyć coś wspaniałego. U dołu schodów, na jałowym biegu, stał nowy samochód Nico, z nowym kierowcą. Będąc naczelną „Bonfire", jeździła limuzynami, teraz jednak jako prezeska zarządu i szefowa Verner Publications dostała od firmy wynajęte auto (w grę wchodził każdy samochód, jaki sobie zażyczyła, pod warunkiem że całkiem nowy, ze względu na ubezpieczenie) i szofera, który był dyspozycyjny przez całą dobę. Pomyślała, że kiedy się zestarzeje, skończy siedemdziesiątkę albo osiemdziesiątkę – niby odległa perspektywa, ale czas biegł przecież tak szybko – wspomni przeszłość i pomyśli: „Kiedyś miałam własne auto z kierowcą. Srebrne bmw 760Li sedan z jasnoszarą tapicerką. Szofer miał na imię Dimitri, a jego lśniące czarne włosy przypominały lakierowaną skórę". A może w wieku siedemdziesięciu lub osiemdziesięciu lat będzie wspaniałą starą damą, nadal bogatą, nadal piękną i nadal będzie pracowała, jak Victor Matrick, i będzie jeździła swoim starym srebrnym bmw, jak te wspaniałe kobiety, które widuje się na uroczystych lunchach, i nadal będzie miała dobre przyjaciółki. Jak cudownie zabrzmią słowa: „Znamy się prawie pięćdziesiąt lat… ". Jak cudownie by było wieść takie życie.
Zeszła po schodach do auta. Było przyjemnie nagrzane.
– Dzień dobry, pani O'Neilly – powiedział radośnie Dimitri, z typowo europejskim wdziękiem.
Był przystojnym Grekiem, żonatym, z dwójką dzieci niemal w wieku studenckim. Mieszkał po drugiej stronie rzeki, w New Jersey. Miał w sobie coś takiego (może wynikało to z tego, że urodził się w innym kraju), że zawsze myślała o nim jak o panu w średnim wieku, starszym od niej, a zapewne był młodszy.
– Dzień dobry, Dimitri – odparła ciepło. – Musimy chwilkę poczekać. Przyjdzie moja córka, podrzucimy ją do szkoły.
– Bardzo dobrze. Zawsze z radością widzę pannę Katrine. – Dimitri z entuzjazmem pokiwał głową. Parę sekund później Katrina wypadła z domu i lekko zbiegła po schodach. Miała na sobie biały wełniany płaszcz z kołeczkami zamiast guzików, wybrany przez Seymoura, a na głowie miękką białą czapę, której Nico dotąd nie widziała.
– Witaj! – Katrina wskoczyła na tylne siedzenie i wypełniła otoczenie magiczną świeżością młodości.
– Czy to nowa czapka? – zapytała Nico.
Katrina wzruszyła ramionami.
– Victory przysłała ją wczoraj do domu. Pewnie dla ciebie, ale wiedziałam, że jej nie włożysz, żeby nie psuć fryzury, no to ją wzięłam. Nie gniewasz się, prawda, mamusiu?
– Jasne, że nie – odparła Nico. – Wyglądasz oszałamiająco.
– Jest okropnie na czasie, hiphopowa i wyrafinowana, prawda? Trochę w stylu Audrey Hepburn. – Katrina kręciła głową z boku na bok, żeby Nico mogła w pełni docenić czapkę. – Myślisz, że będzie dzisiaj padało?
– Nie wiem.
– Tak jakoś czuję, a ty? Mam nadzieję, że będzie. Mam nadzieję, że dziś będzie pierwszy dzień śniegu. Wszyscy na to czekają, śnieg ludzi uszczęśliwia.
– A potem unieszczęśliwia – zaśmiała się Nico.
– Ale liczy się pierwszy śnieg. Przypomina o swoim istnieniu.
Tak… Tak. Nico pokiwała głową. Bogu dzięki za wszystko i za pierwszy śnieg. Rzeczywiście przypominał, że niezależnie od wieku i doświadczeń każdą rzecz można traktować jako coś całkiem nowego, jeśli chce się wierzyć, że nadal ma znaczenie.
Nagle Katrina popatrzyła na nią i zmarszczyła brwi.
– Mamo? – Potarła fragment skóry na schowku pomiędzy nimi. – Ty i tata jesteście… szczęśliwi, prawda?
– Naturalnie. A dlaczego?
Katrina wzruszyła ramionami.
– Chodzi o to, że… ktoś mówił: „Wiemy, nie powiemy"… – Ściszyła głos, zerkając na tył głowy Dimitriego. – W „Post". Podobno brzmiało to tak… jakbyś miała romans.
Przez chwilę świat wokół Nico zaczął się walić, nagie czarne drzewa przewróciły się na ulicę, ładne domy z czerwonej cegły runęły na jej oczach.
– Wiemy, nie powiemy? – powtórzyła.
– No wiesz, mamo, na stronie szóstej. Nie wymieniają nazwiska, ale chyba chodziło o ciebie.
– Widziałaś to? – zapytała Nico spokojnie. Świat zaczynał wracać do normy.
– Ktoś pokazał mi w szkole. Parę dni temu.
– Ja tego nie widziałam – powiedziała Nico krzepiąco, jakby to, że tego nie widziała, oznaczało, że nie jest to prawda. – Mogli napisać o kimkolwiek. Być może w całości to zmyślili.
– Napisali, że ta kobieta ma romans z „gorącym modelem, który chętnie odda swoją bieliznę w zamian za pozycję utrzymanka".
– To idiotyzm, Kat. – Uważała, żeby nie bronić się zbyt gorliwie. Zastanawiała się, dlaczego Kat zapamiętała właśnie to zdanie. I dlaczego dzieci czytały „New York Post", a zwłaszcza plotkarską stronę? Ale oczywiście wszystkie małolaty w jej wieku miały obsesję na punkcie gwiazd i plotek.
– To nie masz romansu? – dopytywała się Katrina, chcąc uwolnić się od ciężaru takiej ewentualności i wszystkiego, co ze sobą niosła. Nico pomyślała, że wykręcanie się nie jest dobrym pomysłem, nawet jeśli nie podoba się jej perspektywa bezczelnego okłamywania córki.
– W żadnym wypadku, skarbie. Tatuś i ja jesteśmy bardzo szczęśliwi. Nie musisz się o nas martwić.
Muszę to zakończyć. Dziś, pomyślała. To znak. Pierwszy grudnia, być może pierwszy dzień śniegu. Obiecała sobie wcześniej, że jeśli usłyszy choćby najsubtelniejszą aluzję do swojego romansu, natychmiast go zakończy. Przez cały czas myślała, że nie chce zranić Seymoura, ale dorosły Seymour zapewne zdołałby znieść taki cios, w przeciwieństwie do Katriny. Katrina nie potrafiłaby zrozumieć sytuacji, bo niby jak? Nie miała życiowego doświadczenia, które mogłoby zapewnić jej odpowiednią odporność, i oby jak najdłużej go nie nabyła. Jednak świadomość, że jej matka romansuje, zniszczyłaby obraz ojca w oczach Kariny, osłabiłaby go, nie mówiąc już o tym, co pomyślałaby o matce. Dziewczynki takie jak Katrina miały czarno-białą, idealistyczną wizję tego, jak powinni postępować ludzie. Nie rozumiały słabości ciała. Było coś czystego, niemal świętego w tej niewinności Katriny.
Читать дальше