Sprzedawca w ciemnym garniturze i krawacie wyrósł tuż za nią.
– Czym mogę służyć? – zapytał.
Nagle poczuła się jak mężczyzna w sklepie z bielizną. – Chciałabym kupić krawat dla mojego męża – powiedziała. Pomyślała, że nadal podobają się jej te słowa. Mój mąż. Musi to robić częściej. Powinna co tydzień kupować Seymourowi jakiś drobiazg. Zasłużył na to.
– Jakiś wyjątkowy kolor albo okazja? – spytał sprzedawca.
– Premiera filmowa…
– Czy mąż pracuje w branży filmowej?
– Nie – odparła. – Moja przyjaciółka. To jej premiera – dodała. Nie musiała mówić tego sprzedawcy, ale z jakiegoś powodu zapragnęła, żeby wiedział.
– Więc państwo będą gośćmi? – Tak.
– Jakiś szczególny kolor?
– Nie wiem. – Może zielony, pomyślała. Nie, zielony to podobno niezbyt szczęśliwy kolor. Żółty? Nigdy. Seymour uznałby, że żółty zbyt kojarzy się z latami osiemdziesiątymi na Wall Street.
– Może różowy? – zaproponował sprzedawca. – Teraz różowy jest bardzo modny wśród panów.
Seymour w różowym krawacie? Nie, to już przesada.
– Różowy nie – powiedziała zdecydowanie.
– Srebrny – oświadczył sprzedawca. – Pięknie do wszystkiego pasuje. Ożywia garnitur, i doskonale się nadaje na wyjątkową okazję.
Nico skinęła głową.
– Niech będzie srebrny.
Poszła za nim na tyły sklepu. Po obu stronach znajdowały się przymierzalnie: trójstronne wyłożone lustrami trumienki, pomyślała Nico. Na krześle obok jednej z tych trumienek siedziała młoda kobieta, którą Nico rozpoznała jako pracownicę swojego biura. Kobieta pracowała w dziale reklamy jednego z jej czasopism. Miała jasne włosy ściągnięte w kucyk i była ładna w niesprecyzowany sposób, jak niektóre kobiety tuż przed trzydziestką, wyglądające, jakby wciąż usiłowały określić, kim są i jaką pozycję zajmują w świecie.
– Dzień dobry. – Nico uprzejmie skinęła jej głową, choć nie zamierzała się bratać. Dziewczyna nieoczekiwanie wydała się zaszokowana, potem przerażona, a później pełna poczucia winy, jakby przyłapano ją na czymś nielegalnym. Ze strachem przeniosła wzrok z Nico na mężczyznę stojącego na podeście przymierzalni. Nico rozpoznała mahoniową skórę i uświadomiła sobie, że to Mike Harness.
Udawał, że jest zajęty krawcem u swoich stóp, który spinał brzegi jego spodni, ale z pewnością widział ją w lustrze. Mike! Zastanawiała się, co się z nim działo. Podobno na jakiś czas wyjechał do Anglii. Czy powinna iść dalej, udając, że go nie dostrzega, tak jak on udawał, i oszczędzić im obojgu zakłopotania? Za długo się jednak wahała, a on uniósł wzrok, spojrzał w lustro i zobaczył ją za sobą. Pewnie był ciekaw, co zrobi Nico, i zastanawiał się, co on sam powie, chyba że już wcześniej coś zaplanował, wiedząc, że pewnego dnia z pewnością na siebie wpadną.
– Witaj, Mike – powiedziała. Nie wyciągnęła ręki, wątpiła, by ją przyjął.
– Coś podobnego. – Zerknął na nią ze swojej grzędy. – Nico O'Neilly.
– Miło cię widzieć, Mike – dodała szybko i skinęła głową, po czym się odwróciła.
Tak trzymać, pomyślała. Przywitała się bez zbędnej pogawędki. Kiedy jednak zaczęła oglądać srebrne krawaty, świadomość jego obecności i wszystkiego, co się między nimi wydarzyło, wypełniła pomieszczenie niczym chmura gradowa. Nico nie mogła się skupić. Przeproszę go, pomyślała.
Odwróciła się. Mike siedział i wiązał but, jakby bardzo mu było spieszno do opuszczenia sklepu. To dobrze; przynajmniej nie góruje nad nią niczym gargulec.
– Mike – powiedziała. – Przepraszam za to, co zaszło.
Uniósł wzrok, zdumiony i nadal zły.
– Nigdy nie przepraszaj wrogów, Nico – powiedział lekceważąco. – Już kto jak kto, ale ty powinnaś o tym wiedzieć.
– Jesteśmy wrogami, Mike? Nie ma potrzeby.
– Bo nie stanowię dla ciebie zagrożenia? W takim razie chyba nie jesteśmy.
Uśmiechnęła się smutno, z zaciśniętymi ustami. Mike nigdy się nie zmieni, pomyślała, nigdy się nie wzniesie ponad swoje ego. Zrobiła, co mogła; teraz najlepiej było zostawić tę sprawę.
– Mam nadzieję, że dobrze ci się wiedzie, Mike – powiedziała.
Zaczęła się odwracać, a on wstał.
– Chyba muszę podziękować ci za jedno – powiedział nieoczekiwanie. – Natalia i ja bierzemy ślub. – Wskazał młodą kobietę, która uśmiechnęła się do Nico, jakby nie była pewna, po której stronie powinna się opowiedzieć. – Musisz znać Natalię – oświadczył oskarżycielskim tonem. – Pracuje dla ciebie. Teraz – dodał.
– Naturalnie – odparła Nico. – Gratulacje.
– Powiedziałem jej, że jeśli chce się przebić, musi postępować jak ty. – Mike wziął do ręki płaszcz. To zdecydowanie miała być zniewaga, ale Nico zdecydowała się jej tak nie odbierać.
– Bardzo mi miło – odparła, jakby jej pochlebił.
– Tak czy siak – ciągnął, wkładając ręce w rękawy płaszcza – otworzyłaś mi oczy na to, co istotne w życiu. Wy, kobiety, zawsze to powtarzacie: najważniejsze są związki, nie kariera. Kariera jest gówno warta. Kariera jest dla gnojów. Kiedy myślę o tym, jak się wiłem… Z czego zrezygnowałem, żeby zadowolić Victora Matricka… – Popatrzył na Natalię i zaborczym gestem ujął jej rękę. – Prawda, mała?
– Chyba tak – szepnęła Natalia, wodząc wzrokiem od Mike'a do Nico. – Ale może warto mieć jedno i drugie? – zaryzykowała.
Nie chce się narazić żadnemu z szefów, pomyślała Nico.
– Jeszcze raz gratuluję – powiedziała.
Patrzyła na nich przez chwilę, gdy wychodzili ze sklepu. Biedna dziewczyna, musi wyjść za Mike'a Harnessa. Był takim tyranem. Postanowiła, że uważniej przyjrzy się tej Natalii. Miała nadzieję, że jest dobra: jeśli tak, dołoży starań, żeby jej pomóc. Mała zasłużyła na coś dobrego w życiu po ślubie z Mikiem.
– Czy mam zapakować i wysłać do pani? – spytał sprzedawca, trzymając w rękach złożony srebrny krawat w lśniącym brązowy pudełku.
– Tak. – Nico poczuła, że dzień znowu sprawia jej radość. – Bardzo proszę.
Nico pomyślała, że ludzie robią strasznie dużo zamieszania.
Była siódma wieczorem, auto utknęło w korku pojazdów usiłujących skręcić z Siódmej Alei w Pięćdziesiątą Czwartą Ulicę do Ziegfeld Theatre, gdzie odbywała się premiera Wendy. Czuło się napięcie emanujące z innych aut, stres w czystej postaci, związany z wieczorną premierą filmową; przebieraniem się, znalezieniem środka transportu, a potem jeszcze te tłumy przed kinem (powstrzymywane po obu stronach ulicy dzięki policyjnym barierkom), które mają nadzieję ujrzeć prawdziwą gwiazdę filmową (Nico zastanawiała się, czy właśnie takie wspomnienia zabierają sobie do grobu – Jenny Cadine na żywo?), i fotografowie, i dziewczyny od public relations, które muszą znać różnicę między kimś ważnym a byle kim…
Auto wjechało w wolne miejsce przed kinem, a Nico szybko wysiadła. Opuściła głowę, przepchnęła się przez tłum i weszła bocznymi drzwiami, unikając czerwonego dywanu. W ostatnich miesiącach coraz częściej uświadamiała sobie, że nie chce być osobą publiczną. Nie potrzebowała tego. Prezes zarządu i dyrektorka Verner Publications powinna być nieco tajemniczą postacią, która rzadko pojawia w gazetach. Zresztą to był wieczór Wendy. Fotografowie nie potrzebowali zdjęć Nico.
– Nico O'Neilly? – zapytała młoda kobieta w czerni ze słuchawkami na uszach.
– Tak – odparła Nico uprzejmie.
Читать дальше