– Jesteś szczęśliwa, i ją to też uszczęśliwia – powiedziała Nico.
– Wiem, ale czasem dopada mnie poczucie winy. Ze wszystko się tak ułożyło. – Wendy miała na myśli swoje nowe lokum. Kupiła dwa poddasza na dwóch górnych piętrach magazynu w Soho, więc chociaż nie mieszkała razem z Shane'em, dzieci miały tak blisko do obojga rodziców, jak to możliwe, gdy rodzice nie są już małżeństwem. – Bardzo łatwo rozwiązać problemy, kiedy odniosło się sukces i ma się własne pieniądze – powiedziała Wendy. – Myślę o kobietach, które ich nie mają, i o piekle, przez które muszą przejść. Nie wolno o tym zapominać.
– Przecież to jest właśnie powód, by odnieść sukces – powiedziała Nico z przekonaniem. – Wtedy naprawdę rozumiesz, dlaczego tak harowałaś. Po to, żeby w kryzysie twoja rodzina nie cierpiała.
Wendy milczała i patrzyła w talerz. Na jej twarzy pojawił się uśmieszek.
– Coś wam zdradzę. Jeszcze za wcześnie, żeby o tym mówić, zresztą może nic z tego nie wyjdzie, ale jestem w ciąży.
Victory jęknęła, a Nico była przez chwilę tak zaszokowana, że nie mogła wykrztusić ani słowa.
– Tak, wiem, ale to nie było zaplanowane. Selden twierdził, że nie może mieć dzieci, ale się mylił. – Bezradnie wzruszyła ramionami. – Czasem trzeba pogodzić się z rzeczywistością. Myślę, że to dar, za sfilmowanie Pielgrzyma w łachmanach. Chciałam sobie kupić pierścionek z szafirem, ale dziecko jest chyba lepsze.
Selden Rose!, pomyślała Nico.
– Wendy, to cudownie – oświadczyła, kiedy w końcu odzyskała mowę.
– Victorowi może się to nie spodobać, ale mam to gdzieś – powiedziała Wendy. – Jestem szefową Paradoru. Postawię mu się. Selden już powiedział, że jeśli jedno z nas będzie musiało odejść z koncernu, on to zrobi. Założy własną firmę. Zresztą i tak zamierzał.
– Nie musisz się przejmować Victorem – oświadczyła Nico, jakby Victor Matrick nie miał większych wpływów niż do- zorca. – Pogadam z nim. Wmówię mu, że to jego pomysł, że to on pchnął was ku sobie i sprawił, że będziecie mieli dziecko.
– Sama nie wiem – powiedziała Wendy ze smutkiem. – Odkąd spędziłam te trzy dni z Shane'em i dziećmi, zajmując się nimi, kiedy miały ospę, i przez to przegapiłam piżama party z Victory w Cannes… Po prostu pomyślałam, że dam sobie radę. Naprawdę dam, robię to przecież od lat. To cała ja. Mam pracę i mam dzieci. Chcę jednego i drugiego, potrzebuję jednego i drugiego. Nie mogę być z dziećmi w każdej chwili, ale one wcale tego nie chcą. Nie taką mnie znają, no i dobra. Już przestałam się bać. Postanowiłam, że nie będę miała wyrzutów sumienia…
– Nigdy nie musiałaś mieć żadnych wyrzutów sumienia – przerwała jej Victory. – Tak się cieszę. – Wstała, żeby uścisnąć Wendy.
– Hej, to tylko dziecko – oświadczyła Wendy z udawanym sarkazmem. – Jeszcze jedno. Ale przynajmniej tym razem to prawdziwe dziecko, a nie dorosły facet.
Nico popatrzyła na Victory i Wendy, a do jej oczu omal nie napłynęły łzy. Szybko wzięła się w garść. Wszystkie jesteśmy szczęśliwe, pomyślała nagle.
– Do tego Victory i jej czapka – westchnęła. – Genialne. Czapka, która uszczęśliwia już dwadzieścia tysięcy kobiet. O dwóch małych dziewczynkach nie wspominając.
Na chodniku, już po lunchu, Nico pomyślała, że wybierze się do mieszkania Kirby'ego, żeby nareszcie zakończyć tę sprawę. Planowała tam wpaść po premierze Wendy, ale chyba lepiej było załatwić to wcześniej. Romans trwał ponad rok. Jak do tego doszło? Jak wszystko inne w życiu, zamienił się w rutynę. Najpierw była namiętność i podniecenie, i dreszczyk związany z łamaniem zasad. Teraz została resztka tego dreszczyku, bo Nico musiała zacierać ślady, robiła coś, co było tylko jej sprawą, o czym nikt nie wiedział: pewnie podobnie czuli się narkomani. Tyle że zawsze dawało się rozpoznać, kiedy ktoś się naćpał, a teraz ludzie zaczynali kojarzyć, że ona ma romans. Skręciła w Pięćdziesiątą Siódmą Ulicę i aż się wzdrygnęła na myśl o wzmiance w „Post". To było jak flaga ostrzegawcza. Oznaczało, że ktoś coś zwęszył, ale że gazeta ma zbyt mało informacji, by wymienić nazwiska.
Niebo wydawało się niskie i ciężkie. Przemierzając żwawym krokiem Zachodnią Pięćdziesiątą Siódmą, Nico pomyślała, że gdyby nie chłód, nie byłaby pewna, czy faktycznie znajduje się na zewnątrz. Miasto zawsze wydawało się jej otoczone szklaną kopułą, jakby przebywanie na ulicy było iluzją. Przechodnie kojarzyli się z maleńkimi stworzeniami uwięzionymi w jednej ze szklanych kul wypełnionych wodą, do których może zajrzeć dziecko, zafascynowane i wstrząśnięte widokiem miniaturowego świata.
Na roku Pięćdziesiątej Siódmej Ulicy i Piątej Alei zawahała się nagle. Zamierzała przejść na East Side i na Madison Avenue złapać taksówkę do Kirby'ego, ale nagle przyszedł jej do głowy krawat Seymoura. Seymourowi nie byłoby przykro, gdyby zapomniała, ale by to zauważył. Twierdził, że ludzie powinni dotrzymywać słowa, robić to, do czego się zobowiązali. Wystarczy sobie wyobrazić, jak wyglądałby świat, gdyby nikt nie czuł się odpowiedzialny za swoje obietnice. Wszędzie zapanowałaby anarchia.
– Jest jeszcze hierarchia ważności spraw – usiłowała mu tłumaczyć Nico. – Musisz brać pod uwagę okoliczności i hierarchię.
– Hierarchia, też coś! – odpowiadał. – Hierarchia to początek równi pochyłej wiodącej w chaos!
Pomyślała, że musi mu kupić ten krawat.
Minęła Piątą Aleję. Czulą się tak, jakby przekroczyła pewną niewidzialną linię. Część miasta na wschód od Piątej Alei była znacznie ładniejsza niż część zachodnia. Czyżby przed wielu laty architekci zebrali się razem i oświadczyli: „Nasza strona miasta będzie lepsza od waszej?". Popchnęła obrotowe drzwi domu towarowego Bergdorf, i w dziale dla mężczyzn owiało ją ciepłe, lekko aromatyzowane powietrze. Pachniało sosną, Gwiazdka zbliżała się wielkimi krokami. Tego roku wyjeżdżali do Aspen i St. Barts; Seymour będzie jeździł na nartach i pływał, a ona większość czasu zapewne poświęci pracy.
Wendy wybierała się ze swoją gromadką i Seldenem do Indii, naturalnie bez Shane'a. Nie, pewnie nie pojedzie, skoro jest w ciąży. Nico pomyślała, że Shane musi się wściekać, ale nic nie może na to poradzić. Wendy była niczym jeden z tych bogatych facetów, którzy po rozwodzie natychmiast znajdują nowe szczęście, gdy ich sfrustrowane pierwsze żony kiszą się w domu. Nico nie była jeszcze pewna swoich uczuć do Seldena, zamierzała obserwować go i czekać, ale ogromnie się jej podobało, że Wendy tak pięknie odwróciła role. Shane nie mógł narzekać, Wendy dała mu wszystko, czego żądał: mieszkanie, wspólną opiekę nad dziećmi, alimenty na niego i potomstwo. Płaciła mu piętnaście tysięcy dolarów na miesiąc, i to netto.
– Kiedy byliśmy małżeństwem, dawałam mu wszystko, czego żądał, ale jemu to nie wystarczało – wyznała Wendy, a Nico uderzyło, że dokładnie te same słowa słyszała z ust wielu mężczyzn, gdy mówili o swoich żonach. Shane pragnął czegoś nienamacalnego (zapewne poczucia własnej wartości), problem jednak w tym, że żadna inna osoba nie zapełni emocjonalnej pustki w człowieku. Pomyślała, że Shane popełnił taki sam błąd, jaki popełniały wszystkie nieszczęśliwe gospodynie domowe w latach pięćdziesiątych.
– Lepiej bądź dobra dla Seymoura – powiedziała na wpół żartobliwie Wendy. – Bo też ci wykręci taki numer.
Zapewne piętnaście lat wcześniej nikomu nawet nie przyszłoby do głowy, że taką rozmowę mogą prowadzić kobiety. Nie, pomyślała Nico, dotykając krawata, Seymour nigdy by tego nie zrobił. Seymour był zadowolony. Był graczem zespołowym. Przez cały czas próbował poprawić jakość ich życia, a ona to doceniała. Była hojna. Jeśli odgrywa się rolę mężczyzny w związku, trzeba być hojnym i uważać, żeby partner nigdy nie odczuł, że to nie on płaci, nie on jest reżyserem tego widowiska. Innymi słowy, trzeba się zachowywać tak, jak zdaniem kobiet powinni zachowywać się mężczyźni i jak się zwykle nie zachowywali.
Читать дальше