Stanisław Lem - Podróż dwudziesta pierwsza

Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Lem - Podróż dwudziesta pierwsza» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1994, ISBN: 1994, Издательство: Interart, Жанр: Юмористическая фантастика, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Podróż dwudziesta pierwsza: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Podróż dwudziesta pierwsza»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Podróż dwudziesta pierwsza — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Podróż dwudziesta pierwsza», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Za starożytnym objawieniem Bóg wciąż się wtrącał do wszystkiego, dobrych do nieba brał żywcem, złych siarką polewał, za byle krzakiem siedział, i dopiero potem zaczęło się oddalanie, Bóg tracił naoczność, człekokształtność, brodatość, znikły szkolne pomoce cudów i demonstracje poglądowe przesiedlania demonów w capy, i kontrolne wizytacje anielskie; wiara, jednym słowem, obywała się już bez cyrkowej metafizyki; tak ze sfery zmysłów przechodziła w sferę odrywań. Nie zabrakło i wtedy dowodów Jego istnienia ani wyrażonych w języku wyższej algebry sanktorów, ani bardziej jeszcze elitarnej hermeneutyki. Abstrakcje te docierają wreszcie do punktu, w którym ogłasza się śmierć Boga, aby zdobyć ten rodzaj żelaznego, lodowatego i rozdzierającego spokoju, jaki należy się żywym, gdy opuszczają ich na zawsze najmocniej ukochani.

Manifest o śmierci Boga jest tedy manewrem kolejnym, który ma nas, chociaż druzgocząco, pozbawić metafizycznej fatygi. Jesteśmy sami i zrobimy, co zechcemy, albo to do czego nas dalsze odkrycia doprowadzają. Otóż duizm poszedł już dalej; w nim wierzysz wątpiąc i wątpisz wierząc; ale i ten stan nie może być ostateczny. Podług niektórych ojców prognozytów ewolucje i rewolucje, czyli obroty i przewroty wiar, nie przebiegają w całym Kosmosie tożsamo i są cywilizacje bardzo potężne i wielkie, które zarządzać usiłują całą Kosmogonią w ramach antybożej prowokacji. Podług tego domysłu są w gwiazdach ludy, które usiłują okropne milczenie Boga przełamać rzuconym mu wyzwaniem, to jest groźbą KOSMOCYDU: chodzi im o to, żeby Kosmos cały zbiegł się w jeden punkt i sam siebie spalił w ogniu takiego ostatecznego skurczu; chcą więc niejako wyważeniem z posad dzieła Bożego wymusić na Bogu jakąkolwiek reakcję; chociaż nic o tym nie wiemy pewnego, pod względem psychologicznym wydaje mi się ten zamysł możliwy. Lecz i daremny zarazem; urządzanie antymaterią krucjat przeciw Panu Bogu nie wygląda bowiem na rozsądny sposób nawiązywania z Nim dialogu.

Nie mogłem powstrzymać cisnącej się na usta uwagi, że duizm, jak widzę, jest właściwie agnostycyzmem czy też „ateizmem nie do końca pewnym siebie” albo bezustannym drganiem między biegunami: jest nie ma. Ale jeśli jest w nim chociaż szczypta wiary w Boga, to czemu właściwie służy zakonny byt? Komu przydaje się na cokolwiek to wysiadywanie w katakumbach?

— Zbyt wiele pytań naraz! — rzekł o. Darg. — Czekajże. A co mielibyśmy właściwie robić według twej myśli?

— Jakże? Chociażby rozwijać działalność misyjną…

— A więc ty wciąż jeszcze nic nie rozumiesz! Wciąż jesteś tak daleki ode mnie, jak w chwili pierwszego pojawienia! — rzekł przeor z głębokim smutkiem. — Uważasz, że powinnibyśmy zajmować się upowszechnianiem wiary? Misjonarstwem? Tworzyć konwertytów? Nawracać?

— A ojciec tak nie sądzi? Jak to może być? Czy to nie stanowi we wszystkich czasach waszego posłannictwa? — pytałem zdumiony.

— Na Dychtonii — rzekł przeor — możliwych jest milion rzeczy, z jakich nie zdajesz sobie sprawy. Można u nas zetrzeć prostym zabiegiem całą zawartość osobniczej pamięci i naładować opustoszały przez to umysł nową pamięcią syntetyczną, taką, że poddanemu zabiegowi będzie się wydawało, jakoby przeżył to, czego nie doznawał, jednym słowem, można uczynić go Kimś Innym, niż był do operacji. Można odmienić charakter i osobowość, więc przerabiać jurnych gwałtowników w słodkich samarytan i na odwrót; ateistów w świętych lub ascetów w rozpasańców; można otępiać mędrców, a głupców czynić geniuszami; pojmij, proszę, że to wszystko jest bardzo łatwe i nic MATERIALNEGO nie stoi na przeszkodzie takim przeróbkom. A teraz zważ dobrze na to, co ci powiem.

Ulegając argumentom naszych kaznodziejów, zakamieniały ateista mógłby uwierzyć. Powiedzmy, że tacy złotouści wysłańcy naszych zakonów nawrócą rozmaite osoby. Końcowy stan tych misjonarskich zabiegów byłby taki, że wskutek zmian, co nastąpiły w ich umysłach, ludzie dotąd niewierzący uwierzyliby. To oczywiste, nieprawdaż?

Przytaknąłem.

— Wybornie. A teraz zważ, że te osoby będą żywiły w kwestiach wiary nowe przekonania, ponieważ dostarczając im informacji za pośrednictwem natchnionych słów i kaznodziejskich gestów w określony sposób urobiliśmy ich mózgi. Otóż ten końcowy stan — mózgów ożywionych zachłanną wiarą i pożądaniem Boga — można osiągnąć milion razy szybciej i bardziej niezawodnie, stosując odpowiednio dobraną gamę środków biotycznych. Więc dlaczego właściwie mielibyśmy misjonarzować staroświeckim perswadowaniem, kazaniami, prelekcjami, wykładami, skoro także do naszej dyspozycji stoją te środki nowoczesne?

— Ojciec chyba nie mówi tego poważnie! — zawołałem. — Toż to byłoby nieetyczne! Przeor wzruszył ramionami.

— Mówisz tak, bo jesteś dzieckiem innej epoki. Zapewne sądzisz, że działalibyśmy podstępem i zniewoleniem, czyli taktyką „kryptokonwersji”, ukradkowo rozsiewając jakieś chemikalia lub jakimiś falami bądź drganiami urabiając umysły. Ależ tak nie jest przecież wcale! Niegdyś odbywały się dysputy wierzących z niewierzącymi, a jedynym instrumentem, jedyną bronią używaną była słowna moc argumentu obu stron (nie myślę o „dysputach”, w których argumentem był pal, stos lub topór). Obecnie analogiczna dysputa odbywałaby się na środki argumentacji technicznej. My byśmy działali instrumentami nawracającymi, a zatwardzialcy-oponenci kontratakowaliby środkami, które by nas miały przerobić na ich modłę, a co najmniej uodpornić ich przeciwko temu trybowi misjonarzowania. Szansę obu stron na wygraną zależałyby od skuteczności użytych technik, tak samo jak ongiś szansę zwycięstwa w dyspucie zależały od skuteczności słownego wywodu. Nawrócić bowiem to tyle, co przekazać zniewalającą do wiary informację.

— A jednak — upierałem się — takie nawracanie nie byłoby autentyczne! Przecież preparat, wywołujący pragnienie wiary i głód Boga, fałszuje umysł, bo nie przemawia do jego wolności, lecz przymusza go i gwałci!

— Zapominasz o tym, do kogo i gdzie mówisz — odparł przeor. — Od sześciuset lat nie ma u nas ani jednego „naturalnego” umysłu. Nie ma więc u nas możliwości odróżnienia pomiędzy myślą narzuconą i naturalną, ponieważ nikt nie musi nikomu żadnej myśli ukradkiem narzucać, żeby go przekonać. Narzuca się coś wcześniejszego i ostatecznego zarazem, to znaczy mózg!

— Lecz i ten narzucony mózg ma nienaruszoną logikę! — odparłem.

— To prawda. Wszelako zrównanie niegdysiejszych i obecnych dysput o Bogu straciłoby zasadność tylko wówczas, gdyby na rzecz wiary istniała argumentacja logicznie nieodparta, zniewalająca umysł do aprobowania wyniku z taką samą mocą, z jaką to matematyka czyni. Ale podług naszej teodycei takiej argumentacji nie może być. Toteż historia wiar zna apostazy i herezje, lecz nie zna analogicznych odstępstw historia matematyki, ponieważ nigdy nie było takich, co by odmawiali zgody na to, że jest jeden tylko sposób dodawania jedności do jedności i że wynikiem tej operacji będzie liczba dwa. Ale Boga nie udowodnisz matematycznie. Opowiem ci o tym, co zaszło dwieście lat temu.

Pewien ojciec komputer starł się z komputerem niewierzącym. Ten ostatni, jako nowszy model, dysponował środkami informacyjnego działania nie znanymi naszemu duchownemu. Wysłuchał tedy jego argumentacji i rzekł mu:

„Pan mnie informowałeś, a teraz ja cię poinformuję, co nie potrwa ani milionowej cząstki sekundy — poczekajmyż tę chwilkę na przemienienie pańskie!” Po czym zdalnie i błyskawicowe tak przeinformował naszego ojca, że ten wiarę stracił. Cóż powiesz?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Podróż dwudziesta pierwsza»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Podróż dwudziesta pierwsza» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Stanisław Lem - Podróż dwudziesta
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Podróż osiemnasta
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Podróż czternasta
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Podróż trzynasta
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Podróż dwunasta
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Podróż ósma
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Podróż siódma
Stanisław Lem
Отзывы о книге «Podróż dwudziesta pierwsza»

Обсуждение, отзывы о книге «Podróż dwudziesta pierwsza» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x