— To twoja córka — wyszeptał Quentin. — No jasne, ona też jest… jedną z was.
— Jest wiedźmą — powiedziała Rowena przybitym głosem. — Ray, idź obudź Roz.
— Ro, przecież wiesz jak ona nie cierpi kiedy budzimy ją z drzemki.
— Co wtedy robi? — spytał Quentin. — Lata gdzieś szpiegując ludzi?
— Ona nie rozumie jakie to wszystko niebezpieczne — powiedziała Rowena.
Ray był już u dołu schodów.
— O czym wy mówicie?
— Proszę cię, Ray. Przyprowadź ją tutaj.
Ray westchnął i wbiegł po schodach na górę. Rowena spojrzała na Quentina i odezwała się poważnym głosem.
— Moja córka to niezwykła dziewczyna, panie Fears. Niesamowicie utalentowana i… bardzo silna. Może gdybym pozwoliła mojej matce nauczyć mnie czegokolwiek, mogłabym ją kontrolować chociaż na tyle, na ile moja mama potrafiła kontrolować mnie, kiedy byłam mała. Dziecko, które posiadło taką moc, taką wiedzę, wymaga wyjątkowej opieki, żeby nie postradało zmysłów. Ale ja nie mogłam w niczym zaufać mojej matce, zwłaszcza po tym, co zrobiła z Paulem.
— Nigdy go pani nie poznała.
— Poznałam go i to dobrze — odparła Rowena. — Przychodził do mnie codziennie kiedy dorastałam.
Quentin od razu wszystko zrozumiał.
— To nie był Paul, Roweno. To była bestia.
Pokręciła głową, a potem zalała się łzami.
— Nie wiem — powiedziała. — Wiedziałam tylko, że nie chcę żeby mama… jeśli ona była w stanie zabić nieposłuszne dziecko, to jak mogłam powierzyć jej opiekę nad moją córką? Od lat nie jestem w stanie sprawować żadnej kontroli nad Roz. Obawiam się, że czasami to ona przejmuje kontrolę nade mną. Bada wszystko uważnie, kojarzy, a potem… znika na całe dnie, ja zaś nie mam pojęcia co się dzieje. Wiem, że całkowicie panuje nad swoim ojcem. Jest całkowicie zniewolony urokiem. Kiedy ja zrobiłam to samo Mike’owi, nie miałam pojęcia co robię. Zostawiłam go w spokoju od tamtego czasu, gdy…
— Więc kto posyła go, by zabił pani matkę? Rowena podniosła dłoń do ust.
— Och nie. Ona nie mogłaby…
— Oczywiście, że bym mogła, mamo — dobiegł ich z góry rozkapryszony, dziecięcy głosik.
Mała dziewczynka zeszła w dół schodami. Jej włosy sprawiały wrażenie lekko przyklapniętych po drzemce, ale poza tym były ułożone w schludną fryzurkę. Quentin mógł sobie wyobrazić jak dziewczynka wyglądała podczas takiej drzemki — ramiona ułożone wzdłuż boków z perfekcyjną symetrią, ciało w całkowitym bezruchu, w ten sam sposób, w jaki pani Tyler leżała w domu spokojnej starości, kiedy jej duch czuwał lub robił cokolwiek mu kazała. Na przykład zmieniał napisy na znakach drogowych.
Kiedy wreszcie dziewczynka dotarła na niższe schody i ukazała im swą twarz, Quentin wiedział już dlaczego państwo Duncan wydali mu się znajomi. Przypomniał sobie gdzie widział całą trójkę. W sklepie spożywczym sieci Giant na Eiden Street, tuż przed tym, jak Lizzy przywidziała mu się po raz pierwszy.
— Masz rację, Quentinie — odezwała się Roz. — O ile dobrze pamiętam, nie spodobałam ci się wtedy.
— Pomyślałem sobie, że jesteś nieznośną, rozpaskudzoną smarkulą.
Roz posłała mu swój najbardziej uwodzicielski uśmiech zalotnego kociaka.
— Ale ci wtedy pokazałam, co?
— Tak, pokazałaś mi, że wcale się nie myliłem.
— Pokazałam ci na czym polega prawdziwa moc! — Jej uśmiech zmienił się w złośliwy grymas. — W myślach przechowywałeś drogocenny skarb, jakim była twoja siostra. Porównywałeś ją ze mną. Dlatego sprawiłam, że ją ujrzałeś. Doprowadziłam cię tym do szaleństwa.
Quentin rzucił okiem na Rowenę, nadal skuloną na krześle i na Raya Duncana, który zszedł po schodach za swą córką, a teraz usadowił się na kanapie. Jak przyjmowali jej słowa?
Oboje siedzieli wpatrując się przed siebie tępym, pustyni wzrokiem.
— Wyłączyłam ich na chwilę — oświadczyła Roz. — Nie ma potrzeby, aby wiedzieli cokolwiek o naszych sprawach.
— Stworzyłaś Madeleine tylko po to, by mnie dręczyć dlatego, że śmiałem pomyśleć sobie to, co dla wszystkich, którzy cię widzieli i tak było oczywiste?
— Nie, głupcze. Wtedy pokazałam ci tylko twoją siostrę. Ale potem, kiedy siedziałeś sobie urzeczony wizją, którą dla ciebie stworzyłam, ni stąd ni zowąd pojawiła się ona sama!
— Kto?
— Lizzy — odparła Roz. — Twoja zmarła siostra. Jej duch. Ja jej nie wzywałam. Zresztą nawet mnie nie zauważyła. To ty ją wezwałeś. Tak ze mnie zakpić! Okazało się, że ty też masz moc! Któż mógł się tego spodziewać?
— Tobie i tak nie jestem w stanie dorównać.
— No cóż, ja jestem dość niezwykła. Podobnie jak kiedyś wuj Paul. Tyle, że moja mama nie zabiła mnie, tak jak zrobiła to Babcia ze swoim cudownym chłopczykiem. Nie każdemu zdarza się natknąć w historii rodzinnej na taką uroczą aferkę.
— Opierasz się tylko na wspomnieniu twojej matki, ze wszystkimi jego przekłamaniami.
— Pewnie udałoby mi się zdobyć te wspomnienia bezpośrednio od Babci, ale wiedziałam, że staruszka jest bardzo silna. Ona i Matka nieustannie ze sobą walczyły. W ten sposób zdobyłam połowę swojej wiedzy, obserwując jak obie usiłowały uniemożliwić sobie śledzenie się nawzajem. Potem bez trudu przejęłam kontrolę nad matką — była pozbawiona wszelkich osłon. A ojciec to przecież zwykły człowiek.
— W związku z tym nie warto się nim przejmować.
— Od czasu do czasu potrzebuję go do wykonania paru telefonów.
— Chyba nie powiesz mi, że ty to wszystko zaimprowizowałaś.
— A dlaczego nie? — zdziwiła się Roz. — Byłeś silniejszy niż większość ludzi. Zastanowiłam się nad tym przez kilka minut i zdałam sobie sprawę, że mogłabym cię wykorzystać do otwarcia dla mnie szkatułki ze skarbem.
— Tak właśnie nazywa ją twoja mama?
— Moja matka nie ma najmniejszego pojęcia, co to jest i jak to wykorzystać. To niewiarygodna moc. Babcia naopowiadała jej straszliwych historii o tej skrzynce, ale to dlatego, że żadna z nich nie ma w sobie ani krzty kreatywności. Mnie natomiast przychodzą do głowy rzeczy, o których jeszcze nikt nigdy nie myślał. Nawet smok! Smoka można zabić, co tylko daje mu wolną rękę do zawładnięcia inną osobą. Można go także schwytać, co udało się Babci. Ale ja przeprowadziłam badania, o których nie pomyślała ani Babcia, ani tym bardziej moja matka. W pewnych książkach można dokopać się do cennej wiedzy, jeśli oczywiście potrafi się oddzielić nonsensy od prawdy. Ja mam tylko jedenaście lat, ale — jak to określić w miarę skromnie? — w szkole o takich jak ja mówi się “dzieci szczególnie uzdolnione”.
Quentin miał ochotę zdzielić ją w tę małą, zarozumiałą buźkę.
— A mówiłeś, że nigdy na nikogo nie podniósłbyś ręki, czy nie tak, Quentin?
Złościło go również to, że zwracała się do niego po imieniu.
— A jak miałabym się zwracać? — spytała. — Może powinnam mówić ci “Tin”?
W tej samej chwili przestała być małą dziewczynką. W mgnieniu oka zmieniła się w Madeleine, Serce Quentina zabiło mocno, mimo tego, co wiedział.
W chwilę potem Madeleine była już całkiem naga i pląsała dookoła pokoju jak striptizerka z jakiegoś taniego filmiku.
Ale to już przerabiali, więc wiedział co ma robić. Zmusił się do myślenia, że jego ukochana nie istnieje.
Ale Madeleine nie znikała.
— Trudniej się mnie pozbyć — odezwała się Madeleine, siadając Ray’owi na kolanach i okręcając sobie kosmyk jego włosów wokół palca — kiedy w środku jest prawdziwa osoba.
Читать дальше