Nie mogła odpowiedzieć. Miała ściśnięte gardło.
– Gracie…
Nogi miała jak z waty. Wysunęła krzesło spod blatu i szybko usiadła.
– Gracie… powstrzymaj to, żeby znów się nie zdarzyło. To nie może… trwać wiecznie… raz za razem… krew… morderstwo…
Zamknęła oczy i zmusiła się do mówienia. Głos miała słaby, trzęsący, obcy nawet dla niej samej – znużonej, słabej, starej kobiety.
– O kim mówisz?
Szepczący, urywany głos w telefonie powiedział”
– Chroń ją, Gracie.
– Czego pan ode mnie chce?
– Chroń ją.
– Dlaczego pan to robi?
– Chroń ją.
– Kogo chronić? – dopytywała się.
– Willę. Chroń Willę.
Wciąż przerażona i zmieszana, nagle poczuła gniew.
– Nie znam nikogo o tym imieniu, do cholery! Kto mówi?
– Leonard.
– Nie! Myśli pan, że jestem trzęsącą się, głupią staruszką? Leonard nie żyje. Od osiemnastu lat! Pan nie jest Leonardem. Co tu jest grane?
Chciała zakończyć rozmowę, sądząc, że to jedyna metoda na tego rodzaju wybryki, ale nie mogła się zdobyć na odłożenie słuchawki. On miał głos tak podobny do Leonarda, że była jak zahipnotyzowana.
Odezwał się znów, o wiele ciszej niż przedtem.
– Chroń Willę.
– Mówię panu, nie znam jej. Jeśli dalej będzie pan mnie niepokoił, powiadomię policję…
– Carol… Carol… – mówił mężczyzna, a jego głos zanikał. – Willa… ale nazywaj ją Carol.
– Co się tu, do diabła, dzieje?
– Strzeż się… kota.
– Co?
Głos był teraz tak odległy, że musiała wytężać słuch, aby coś zrozumieć.
– Kota…
– Arystofanesa? Co z nim? Zrobił mu pan coś? Otruł go pan? Czy dlatego ostatnio coś mu dolega?
Cisza.
– Jest tam pan?
Nic.
– Co z kotem? – dopytywała się.
Brak odpowiedzi.
Słuchała idealnej ciszy i zaczęła się trząść tak gwałtownie, że z trudnością utrzymała słuchawkę.
– Kim pan jest? Dlaczego pan mnie tak dręczy? Dlaczego chce pan zrobić krzywdę Arystofanesowi?
Gdzieś z oddali boleśnie znajomy głos jej dawno zmarłego męża wypowiedział kilka ledwie słyszalnych słów.
– Chciałbym… tu być… na… jabłkach w cieście.
Zapomniały kupić piżamę. Jane położyła się do łóżka w podkolanówkach, majteczkach i jednej z koszulek Carol, trochę dla niej za obszernej.
– Co będziemy robiły jutro? – spytała, już leżąc, z głową uniesioną na poduszce.
Carol usiadła na brzegu łóżka.
– Myślę, że mogłybyśmy rozpocząć leczenie nastawione na wyważenie drzwi do twojej pamięci.
– Na czym ono polega?
– Czy wiesz, co to terapia metodą regresji hipnotycznej?
Jane przeraziła się. Od czasu wypadku kilka razy czyniła świadome wysiłki, by przypomnieć sobie, kim jest, ale za każdym razem, kiedy wydawało jej się, że jest na tropie jakiejś niepokojącej rewelacji, czuła się zdezorientowana, oszołomiona i wystraszona. Kiedy zmuszała umysł do cofnięcia się w głąb, dalej, aż do prawdy, psychologiczny mechanizm obronny ucinał jej ciekawość tak nagle, jak pętla dusiciela odcina ofierze dopływ powietrza. A za każdym razem, na krawędzi nieświadomości, widziała dziwny, srebrzysty przedmiot huśtający się tam i z powrotem w ciemności; wizja nie do rozszyfrowania, a zarazem mrożąca krew w żyłach. Czuła, że w jej przeszłości jest coś ohydnego, coś tak strasznego, że lepiej, aby nie pamiętała. Już prawie podjęła decyzję, by nie szukać tego, co zagubione, by zaakceptować nowe życie bezimiennej sieroty. A tu, dzięki regresji hipnotycznej, może zostać zmuszona do konfrontacji z upiorną przeszłością, bez względu na to, czy będzie tego chciała, czy nie. Ta myśl ją przerażała.
– Dobrze się czujesz? – spytała Carol.
Dziewczynka zamrugała oczami, oblizała wargi.
– Tak. Myślałam tylko o tym, co pani powiedziała. Regresja hipnotyczna. To znaczy, że pani zamierza wprowadzić mnie w trans i sprawić, że wszystko sobie przypomnę?
– Cóż, to nie takie łatwe, kochanie. Nie ma gwarancji, że zadziała. Zahipnotyzuję cię i poproszę, żebyś wróciła myślą do czwartkowego wypadku; potem poprowadzę cię dalej i dalej w przeszłość. Jeśli jesteś dobrym medium, możesz przypomnieć sobie, kim jesteś i skąd pochodzisz. Regresja hipnotyczna może czasami pomóc pacjentowi na nowo przeżyć głęboko ukryte, wywołane urazem doświadczenie. Osobiście nigdy nie stosowałam tej techniki w przypadku amnezji, ale wiem, że podejmowane są takie próby. Oczywiście, nie zawsze dają efekty, i wymagają kilku seansów. To może być nudny, frustrujący proces. Na jutro nic specjalnego nie zaplanowałam, a twoi rodzice pojawią się pewnie, zanim będę mogła ci pomóc w odzyskaniu pamięci, nie szkodzi jednak zacząć. Jeśli, oczywiście, dobrze się czujesz.
Nie chciała, żeby Carol wiedziała, jak boi się przeszłości, więc powiedziała”
– Pewnie! To brzmi fascynująco.
– Świetnie. Jutro mam czterech pacjentów, więc tobą będę mogła zająć się o jedenastej. Spędzisz dużo czasu w poczekalni, przed seansem i po nim, dlatego zabierz ze sobą jakąś książkę. Lubisz czytać kryminały?
– Chyba tak.
– Agaty Christie?
– Nazwisko brzmi znajomo, ale nie wiem, czy kiedyś czytałam którąś z jej książek.
– Przekonamy się. Jeśli byłaś miłośniczką tajemniczych opowiadań, może Agata Christie otworzy ci pamięć. Każdy bodziec, każde połączenie z przeszłością może zadziałać jak drzwi. – Pochyliła się i pocałowała Jane w czoło. – Ale nie martw się tym teraz. Po prostu wyśpij się dobrze, dziecinko.
Kiedy Carol wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi, Jane nie od razu zgasiła światło. Błądziła powoli wzrokiem po pokoju tam i z powrotem, skupiając uwagę na każdym pięknym przedmiocie.
Boże, proszę – myślała – pozwól mi tu zostać. Jakimś sposobem pozwól mi zostać w tym domu na zawsze. Nie każ mi wracać tam, skąd pochodzę, gdziekolwiek by to było. Chcę mieszkać właśnie tutaj. Chcę umrzeć właśnie tutaj, gdzie jest tak ładnie.
Wreszcie wyciągnęła rękę i wyłączyła nocną lampkę.
Ciemność rozpostarła się jak skrzydła nietoperza.
Za pomocą kawałka ceraty i czterech gwoździ Grace Mitowski przytwierdziła prowizoryczną „plombę” zasłaniającą wyjście dla kota.
Arystofanes stał pośrodku kuchni, z ogonem wyprężonym i przekrzywionym w jedną stronę i obserwował ją z wyrazem zainteresowania w błyszczących oczach. Co kilka sekund przeciągle miauczał.
Kiedy przybiła ostatni gwóźdź, powiedziała”
– Dobra, kocie. Przez pewien czas nie będziesz miał wychodnego. Może ktoś karmi cię małymi dawkami narkotyków czy jakiejś trucizny, i to jest przyczyną twojego złego zachowania. Musimy po prostu poczekać i zobaczyć, czy twój stan się poprawia. Miałeś wysokie loty na haju, ty głupi kocie?
Arystofanes miauknął pytająco.
– Tak – rzekła Grace. – Wiem, że to brzmi dziwnie. A poza tym, gdyby okazało się, że to nie sprawka jakiegoś pomyleńca, telefon musiał być od Leonarda. A to jeszcze dziwaczniejsze, nie sądzisz?
Kot przekrzywiał łepek z boku na bok, jakby rzeczywiście starał się uchwycić sens tego, co mówiła.
Grace wyciągnęła rękę i potarła palcem wskazującym o kciuk.
– Tutaj, kiciu. Tutaj, kici, kici, kici.
Arystofanes syknął, parsknął, odwrócił się i uciekł.
Tym razem kochali się przy zapalonym świetle. Czuł gorący oddech Carol przy swojej szyi. Mocno się przytuliła; kołysała, wyprężała, skręcała i zginała w idealnej harmonii z nim; jej łagodne ruchy były płynne jak prądy w ciepłej rzece. Wyginała kark, unosiła się i opadała w tempie dostosowanym do jego rytmicznych poruszeń. Była giętka i jedwabista, i tak wszechogarniająca jak ciemność.
Читать дальше