Sprawdził też, jak przebiegają poszukiwania Samuela Bookera i kobiety o nazwisku Lockland. Niestety, nie znaleziono ich.
Shaddack nie przejmował się tym. Przecież widział Księżycowego Jastrzębia aż trzy razy, więc nie wątpił, że osiągnie cel.
Dziewczynka Fosterów też zniknęła, czym również nie zawracał sobie głowy. Prawdopodobnie spotkało ją coś złego nocą. Czasami regresywni byli przydatni.
Może Booker i Lockland padli ofiarami tych samych istot. Co za ironia losu, gdyby regresywni – ta jedyna poważna skaza w całym Projekcie – przyczynili się do zachowania tajemnicy Księżycowego Jastrzębia.
Próbował skontaktować się z Tuckerem w New Wave i w domu. ale nigdzie nie złapał go. Czyżby nie mógł przybrać ludzkich kształtów? Może czaił się teraz gdzieś w zaroślach, uwięziony w zmienionej postaci.
Shaddack z westchnieniem wyłączył komputer.
Pomimo że o północy dokona się konwersja wszystkich mieszkańców, pierwsza faza Projektu nie zakończy się. Zostanie trochę śmieci do uprzątnięcia.
Trzy istoty zamieszkujące piwnicę w Kolonii Ikara zlały się w jedno. Powstała jakaś pozbawiona wyraźnego kształtu, kości i rysów masa pulsującej tkanki, która żyła, choć nie miała mózgu, serca, naczyń krwionośnych, ani innych organów. Była czymś pierwotnym, świadomą, choć bezmózgową mazią, widzącą bez oczu, słyszącą bez uszu i pozbawioną jelit, ale łaknącą.
Skupiska krzemowych mikrosfer roztopiły się w owej mazi. Wewnętrzny komputer już nie funkcjonował w tej całkowicie odmiennej substancji, a ta z kolei nie potrzebowała już biologicznego wsparcia mikrosfer. Odłączyła się od Słońca, komputera w New Wave. Gdyby mikrofalowy przekaźnik wysłał rozkaz unicestwienia, żyłaby nadal.
Stała się władcą samej siebie ze świadomością równie prostą jak amorficzne, galaretowate ciało, które wypełniała. Istota wyrzekła się pamięci, ponieważ wspomnienia dotyczyły wydarzeń i działań o określonych konsekwencjach, te zaś – dobre czy złe – wskazywały na odpowiedzialność za czyny. Właśnie ucieczka od odpowiedzialności w pierwszym rzędzie doprowadzała do regresji. Następną istotną przyczyną wyeliminowania pamięci był ból – cierpienie wywołane wspomnieniami tego, co się straciło.
Istota wyrzekła się również zdolności myślenia o przyszłości, planowaniu, marzeniach.
Nie istniała już przeszłość, której była świadoma, a pojęcia przyszłości nie znała. Żyła jedynie chwilą bieżącą, nie myśląc, nie czując, nie troszcząc się.
Miała tylko jedną potrzebę: przeżyć.
Aby przeżyć, potrzebowała jednej rzeczy: pokarmu.
Naczynia po śniadaniu uprzątnięto ze stołu, gdy Sam walczył z potworami w domu Coltrane’ów. Najwidoczniej były częściowo ludźmi, komputerem, a po części zombi, i można by je porównać do opiekacza do grzanek. Chrissie przysiadła się do Sama, Tessy i Harry’ego, by posłuchać jak dyskutują, zebrani wokół kuchennego stołu o tym, co dalej.
Moose tkwił u jej boku, patrząc na nią pełnymi oddania brązowymi ślepiami, jakby wielbił dziewczynkę nad życie. Pieściła i drapała go za uchem, czego pragnął równie gorąco.
– Największym problemem naszych czasów jest to, jak wykorzystywać osiągnięcia techniczne, by służyły nam w życiu, nie ulegając ich potędze – powiedział Sam. – Czy możemy użyć komputera, by zmieniał nasz świat, nie padając przed nim na kolana choć przez jeden dzień? – Mrugnął do Tessy. – To nie jest głupie pytanie.
– Nic takiego nie twierdziłam – zirytowała się – czasem pokładamy w maszynach ślepą wiarę, zakładając, że cokolwiek komputer powie, to ewangelia…
– Zapominając o starej maksymie, że ze śmieci rodzą się tylko śmieci… – wtrącił Harry.
– Dokładnie – zgodziła się. – Nieraz ślepo wierzymy w dane z komputera zakładając, że maszyny są niezawodne. A to jest niebezpieczne, gdyż program mógł wymyślić jakiś szaleniec albo geniusz, który nie przewidział wszystkich skutków, choć miał dobre intencje, co na jedno wychodzi.
– Jednak ludzie w głębi duszy pragną uzależnić się od maszyn – odezwał się Sam.
– Tak – zgodził się Harry – to nasza przeklęta potrzeba unikania odpowiedzialności, kiedy tylko można. Owo niemęskie pragnienie nosimy w naszych genach, przysięgam, że to prawda, i jedynym sposobem, by zrobić cokolwiek na tym świecie, jest ciągła walka z tą naturalną skłonnością do wyzbycia się odpowiedzialności. Czasem zastanawiam się, czy właśnie tego nie dostaliśmy od diabła, gdy Ewa posłuchała węża i zjadła jabłko – awersji do odpowiedzialności. W tym tkwią korzenie zła.
Chrissie zauważyła, że ten temat porusza Harry’ego. Podpierając się zdrową ręką i nogą, z wypiekami na uprzednio bladej twarzy, aż uniósł się na fotelu. Wpatrywał się intensywnie w zaciśniętą pięść, jakby trzymał coś cennego, jakąś ideę, której nie chciał stracić, dopóki nie wykorzystał jej w pełni.
Powiedział:
– Ludzie kradną, zabijają, kłamią i oszukują, ponieważ nie czują odpowiedzialności za innych. Politycy chcą władzy i poklasku odnosząc sukcesy, ale rzadko pokazują się w blasku reflektorów w przypadku porażki. Świat jest pełen ludzi, którzy uczą cię, jak przeżyć życie i stworzyć raj na ziemi, ale gdy idee diabli biorą i wszystko kończy się na przykład w Dachau, gułagu albo masowymi zbrodniami, jak po naszym odwrocie z Południowo-Wschodniej Azji, udają, że nie ponoszą odpowiedzialności za rzeź.
Drżał i Chrissie też trzęsła się, choć nie była taka pewna, czy wszystko dokładnie zrozumiała.
– Jezu ciągnął – rozmyślałem o tym tysiące razy po wojnie.
– W Wietnamie? – uściśliła Tessa.
Harry skinął głową. Wciąż wpatrywał się w pięść.
– By przeżyć wojnę, trzeba być odpowiedzialnym w każdej minucie za siebie i swoje postępowanie, za kumpli, ponieważ przetrwania nie zapewnia działanie na własną rękę. To chyba jedyna pozytywna strona wojny – uświadomienie sobie, że poczucie odpowiedzialności oddziela ludzi dobrych od złych. Nie żałuję, że walczyłem, mimo iż zostałem kaleką. Nauczyłem się bowiem odpowiedzialności za wszystko. Czasem płaczę w nocy rozpamiętując jak porzuciliśmy ludzi na pastwę śmierci, masowych grobów, a oni byli ode mnie zależni. Częściowo jestem odpowiedzialny za to, że ich zawiodłem.
Zapanowało milczenie.
Chrissie poczuła szczególny ucisk w piersiach. To samo czuła w szkole, gdy nauczyciel zaczynał mówić o czymś nowym, co zmieniało jej spojrzenie na świat. Nie zdarzało się to często, ale zawsze było straszne i wspaniałe zarazem. To uczucie opanowało ją teraz, gdy słuchała Harry’ego, ale stokroć silniejsze niż podczas omawiania nowego tematu na lekcji geografii, matematyki czy biologii.
– Wydaje mi się, Harry, że akurat w tym wypadku obarczasz się nadmierną odpowiedzialnością – odezwała się Tessa.
Podniósł wreszcie głowę:
– Nie. Odpowiedzialność wobec innych nigdy nie może być nadmierna. – Uśmiechnął się. – Poznałem cię już nieźle, więc wiem, że doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. – Spojrzawszy na Sama dodał: – Niektórzy moi towarzysze broni nie dostrzegają w wojnie niczego dobrego. Chyba nie nauczyli się tej lekcji o odpowiedzialności, toteż unikam ich, choć może niesłusznie, ale nic na to nie poradzę. Natomiast gotów jestem zawierzyć życie człowiekowi, który wrócił z wojny przyswoiwszy sobie tę wielką lekcję. Do licha, nawet oddałbym duszę, którą zdaje się chcą mi ukraść. Wyciągniesz nas z tego, Sam. – W końcu otworzył pięść. – Nie wątpię w to.
Читать дальше