— Ale skoro Pilanie byli opiekunami Pringów — zaprotestował James — i skoro wspomagali przodków Kulli od poziomu prawie zwierząt, to dlaczego Bubbakub nie zdawał sobie sprawy z możliwości, że Duchy są oszustwem Kulli? — Jeśli wolno mi wygłosić komentarz dotyczący tej kwestii — wyśpiewał Fagin — Pringom pozwolono na wybranie asystenta, który miał towarzyszyć Bubbakubowi. Mój instytut jest w posiadaniu niezależnych informacji, iż Kulla był na jednej z przekształconych przez nich planet dość ważną postacią w pewnym artystycznym przedsięwzięciu, którego aż do tej pory nie było nam dane oglądać. Skrytość Pringów w tej materii przypisywaliśmy zwyczajom odziedziczonym po Pilanach. Teraz wszakże możemy przypuścić, że i sami Pilanie nie wiedzieli o tej sztuce. Deprecjonując wysiłki swoich podopiecznych, w błogim poczuciu własnej wyższości, Pilanie musieli bezwiednie im dopomagać. — A tą formą sztuki jest…?
— Musi nią być, jak wynika logicznie, projekcja holograficzna. Możliwe, iż Pringowie eksperymentowali nad tym przez większość ze stu tysięcy lat swej rozumności, w tajemnicy przed swoimi opiekunami. Zdumiewa mnie poświęcenie, jakiego wymagało utrzymanie tajemnicy przez tak długi czas.
Nielsen cicho gwizdnął.
— Muszą straszliwie chcieć się uwolnić! Ale chociaż przesłuchałem wszystkie taśmy, ciągle nie rozumiem, dlaczego Kulla odstawiał te kawały ze Słonecznym Nurkiem! Jak oszustwo z człekokształtnymi Duchami, śmierć Jeffreya albo ujawnienie błędów Bubbakuba mogło w ogóle pomóc Pringom?
Helene rzuciła szybkie spojrzenie na Jacoba, a ten kiwnął głową.
— To jeszcze twoja kolej, Helene. Większości się domyśliłaś.
DeSilva wzięła głęboki oddech.
— Widzi pan, Kulla nie chciał nigdy, żeby Bubbakub został zdemaskowany na Merkurym. Pozwolił, żeby jego szef złapał się w sidła własnych kłamstw i afery z „pamiątką po Letanich”, ale oczekiwał, że wszyscy uwierzą Bubbakubowi, przynajmniej tutaj. Gdyby jego plan się powiódł, przedstawiłby Instytutowi Biblioteki dwa wnioski: jeden, że Bubbakub jest głupcem i kłamcą, którego przed kompromitacją ocaliła tylko szybka orientacja jego asystenta; i drugi, że ludzie są stadem nieszkodliwych idiotów i nie powinno się na nich zwracać uwagi. Najpierw omówię drugi punkt. Już na pierwszy rzut oka jest oczywiste, że nikt tam nie uwierzyłby w tę historię z człekopodobnymi Duchami fruwającymi w gwieździe, zwłaszcza że Biblioteka nie wspomina o nich ani słowem! Wyobraźcie sobie, jak zareagowałaby Galaktyka na opowieść o stworzeniach z plazmy, które „potrząsają pięściami” i w cudowny sposób unikają zrobienia im zdjęć, tak że nie można zdobyć żadnego dowodu na ich istnienie! Po usłyszeniu tego większość obserwatorów nie zadałaby sobie nawet trudu, żeby zbadać dowody, które rzeczywiście posiadamy, to znaczy taśm z toroidami i z prawdziwymi Solariowcami! Galaktyka patrzy przeważnie na ziemskie „badania” z lekceważącym pobłażaniem. Najwyraźniej Kulla pragnął, żeby Słonecznego Nurka wyśmiano, nawet nas nie wysłuchawszy.
Siedzący po drugiej stronie pokoju Pierre LaRoque zaczerwienił się. Nikt nie wspomniał o uwagach na temat „ziemskich badań”, jakie on sam czynił ponad rok temu. — Sam Kulla wyjaśnił krótko, kiedy próbował nas wszystkich zabić, że sfabrykował duchy dla naszego własnego dobra. Gdybyśmy wyszli na głupców, ogłoszenie życia na Słońcu nie byłoby wielką sensacją. A po jakimś czasie, który spędzilibyśmy prowadząc ciche badania i nadrabiając zaległości, to samo odkrycie przysporzyłoby ludzkości o wiele większej reklamy. — W tym może być sporo racji — zmarszczył brwi Nielsen.
Helene wzruszyła ramionami.
— Teraz jest już za późno. Tak czy owak wygląda na to, jak powiedziałam, że Kulla zamierzał donieść Bibliotece i Soranom, że ludzie są nieszkodliwymi idiotami oraz, co ważniejsze, że Bubbakub też uczestniczył w tym idiotyzmie, wierząc w Duchy i kłamiąc na podstawie tej wiary! Kancie Faginie, czy to jest rzetelne podsumowanie tego, o czym rozmawialiśmy wcześniej? — Helene odwróciła się do obcego. — Z całą pewnością — zagwizdał cicho Kanten. — Ufając klauzuli tajności Rejestracji Tajemnic, chciałbym poufnie oznajmić, że mój Instytut otrzymał informacje dotyczące działań Pringów i Pilan, które nabierają sensu w świetle tego, o czym się właśnie dowiedzieliśmy. Pringowie zaangażowali się najwyraźniej w kampanię mającą zdyskredytować Pilan. Tu kryje się niebezpieczeństwo, ale i szansa dla ludzkości. Szansa polega na tym, że gdyby wasza Konfederacja przedstawiła Pilanom dowody zdrady Kulli, Pilanie mogliby wykazać, jak ich oszukiwano. Wówczas Soranie wystąpiliby przeciwko Pringom i rasa Kulli zostałaby przyparta do muru, nie mogąc znaleźć obrońcy. Być może obniżono by im status, zlikwidowano kolonie, „zredukowano” populację. — Czyniąc to, ludzkość mogłaby zyskać natychmiast nagrodę, ale w długiej perspektywie nie przyczyniłoby się to do zmiany wrogości Pilan. Ich psychika jest inna. Mogliby zawiesić swoje próby „adoptowania” ludzkości. Mogliby zechcieć zrezygnować z obwarowań w odszkodowaniach, które będą próbowali wymusić przy płaceniu za zbrodnię Bubbakuba, ale na dłuższą metę nie zyskacie w ten sposób ich przyjaźni. Dług zaciągnięty u ludzkości wzmocni tylko ich nienawiść.
— Dochodzi do tego fakt, że wiele z bardziej „tolerancyjnych” ras, na których protekcji ludzkość mogła do tej pory polegać, nie byłoby uszczęśliwionych tym, że dostarczacie Pilanom casus belli do następnej świętej wojny. Tymbrymczycy wycofaliby pewnie konsulat z Luny.
— W końcu pozostają względy etyczne. Zbyt dużo czasu zajęłoby mi omówienie wszystkich powodów. Niektórych z nich zapewne byście nie zrozumieli. W każdym razie Instytutowi Postępu zależy na tym, żeby Pringów nie wyniszczono. Są zbyt młodzi i impulsywni, prawie tak jak ludzie. Rokują jednak wielkie nadzieje. Byłoby straszną tragedią, gdyby cały gatunek miał cierpieć okrutne prześladowania dlatego tylko, że kilku jego członków wplątało się w intrygę mającą zakończyć sto tysiącleci poddaństwa. Z tych właśnie przyczyn zalecałbym objęcie przestępstw Kulli klauzulą tajności. Pogłoski oczywiście wkrótce się rozejdą, ale Soranie będą się odnosić z rezerwą do plotek rozgłaszanych przez takich jak ludzie — przez otwarte okno wpadł powiew i dzwoneczki Fagina zadźwięczały cichutko.
Nielsen wpatrywał się w podłogę.
— Nic dziwnego, że Kulla usiłował zabić siebie i wszystkich innych na pokładzie, kiedy Jacob go rozszyfrował! Jeśli Pilanie dostaną oficjalne świadectwo poczynań Kulli, los Pringów będzie przesądzony.
— Jak pan sądzi, co zrobi Konfederacja? — spytał Jacob.
— Co zrobi? — tamten zaśmiał się ponuro. — No, jak to co: na kolanach przyniosą Pilanom dowody, to jasne. Iti! To przecież szansa na powstrzymanie ich przed „obdarowaniem” nas kompletną, regionalną Filią Biblioteki wraz z dziesięcioma tysiącami fachowców, żeby ją obsadzić swoim personelem! To szansa na powstrzymanie ich przed obdarowaniem nas nowoczesnymi statkami, których konstrukcji żaden ziemski inżynier nie będzie w stanie pojąć i których żadna ludzka załoga nie będzie mogła obsługiwać bez „doradców”. To by też odsunęło te przeklęte „procedury adopcji” na nie wiadomo jak długo! — rozłożył ręce. — A jest absolutnie jasne, że Konfederacja nie będzie narażać głowy dla rasy sofonta, który zabił jednego z naszych podopiecznych, prawie że zrujnował nasz najbardziej pokazowy program i próbował zrobić z ludzi idiotów wobec wszystkich mieszkańców Galaktyki! I kiedy się nad tym dobrze zastanowić, to czy można ich winić?
Читать дальше