Dlaczego wszyscy, którzy go kochali, starali się również poprawić jego postawę? Mruknął:
— Gdyby chcieli mieć podopiecznych o eleganckim wyglądzie, wspomog…
Jego słowa przerwało wydane na wydechu „uf”. Łokcie Gailet z pewnością były znacznie ostrzejsze niż Simona. Fiben rozwarł nozdrza i chrapnął, poirytowany, zachował jednak milczenie. Gailet wyglądała tak szykownie w swym dobrze skrojonym, nowym mundurze, że mogła się cieszyć, iż się tu znajduje, ale czy ktoś pytał jego, czy chce dostać cholerny order? Nie, oczywiście, że nie. Nikt go nigdy o nic nie pytał.
Po trzykroć przeklęty thennański admirał zakończył wreszcie swą monotonną, długą homilię na temat cnoty i tradycji, zbierając tu i ówdzie oklaski. Nawet Gailet sprawiała wrażenie, iż poczuła ulgę, gdy potężny Galakt wrócił na miejsce. Niestety, wyglądało na to, że wielu innych również pragnie sobie pogadać.
Burmistrz Port Helenia, który wrócił z miejsca internowania na wyspach, wygłosił pochwałę dzielnych miejskich powstańców i postawił wniosek, by jego szymski zastępca częściej przejmował kierownictwo ratusza. To zdobyło mu szczere oklaski… i zapewne trochę dodatkowych szymskich głosów w następnych wyborach — pomyślał cynicznie Fiben.
Kaszlnięcie *Quinn’3, Naczelny Egzaminator Instytutu Wspomagania, dokonała streszczenia umowy podpisanej przez Kaulta w imieniu Thennanian, zaś w imieniu Ziemskiego Klanu przez legendarną admirał Alvarez, zgodnie z którą pozostawiony odłogiem gatunek zwany dotąd gorylami miał od tej chwili rozpocząć długą przygodę rozumności. Nowi galaktyczni obywatele — już w tej chwili szeroko znani jako „Gatunek Podopieczny Który Wybrał” — mieli otrzymać w dzierżawę góry Mulun na okres pięćdziesięciu tysięcy lat. Teraz naprawdę byli go „Garthianie”.
W zamian za techniczną pomoc z Ziemi oraz materiał genetyczny pozostawionych odłogiem goryli, potężny klan Thennanian podjął się również obrony terrańskiej dzierżawy na Garthu oraz pięciu innych ziemskich i tymbrimskich kolonii. Nie miał interweniować bezpośrednio w szalejących aktualnie konfliktach z Soranami, Tandu oraz innymi klanami fanatyków, lecz zmniejszenie presji na tych frontach pozwoli wysłać na rodzinne światy rozpaczliwie potrzebną pomoc.
Ponadto sami Thennanianie nie byli już odtąd wrogami sojuszu spryciarzy z dzikusami. Sam ten fakt wart był mocy potężnych armad.
Zrobiliśmy, co mogliśmy, a nawet więcej — pomyślał Fiben. Aż do tej chwili wydawało się, że zdecydowana większość „umiarkowanych” Galaktów będzie po prostu siedzieć spokojnie i pozwoli fanatykom osiągnąć ich cel. Teraz istniała pewna nadzieja, że to, co uchodziło za „nieuniknioną falę historii”, która podobno skazywała na zagładę wszystkie klany dzikusów, nie będzie już uważana za aż tak niepowstrzymane. W wyniku wydarzeń na Garthu sympatia dla słabszej strony wzrosła.
Czy naprawdę można będzie zdobyć więcej sojuszników i wykonać więcej magicznych sztuczek, Fiben nie potrafił przewidzieć. Był jednak całkiem pewien, że ostateczny rezultat zostanie określony w odległości tysięcy parseków stąd. Być może na starej matce Ziemi.
Gdy zaczęła przemawiać Megan Oneagle, Fiben zdał sobie sprawę, że nadszedł wreszcie czas na najbardziej nieprzyjemną część poranka.
— …okaże się czystą stratą, jeśli nie wyciągniemy wniosków z miesięcy takich, jak te, które właśnie minęły. Ostatecznie, jaki jest pożytek z trudnych czasów, jeśli nie czynią nas one mądrzejszymi? Za co oddali życie nasi czcigodni zmarli?
Koordynator Planetarny kasłała przez krótką chwilę, szeleszcząc staromodnymi notatkami na papierze.
— Zaproponujemy wprowadzenie modyfikacji do systemu nadzorowania. Wywołuje on resentyment, który nieprzyjaciel był w stanie wykorzystać. Spróbujemy sprawić, by nowa Biblioteka była użyteczna dla wszystkich. Z pewnością też będziemy naprawiać i utrzymywać w dobrym stanie sprzęt na Kopcu Ceremonialnym z myślą o dniu, gdy powróci pokój i będzie go można użyć dla jego właściwego celu — celebracji statusu, na którą gatunek Pan argonostes tak bardzo zasługuje. I, co najważniejsze, wykorzystamy gubryjskie reparacje celem sfinansowania ponownego podjęcia naszej podstawowej pracy tutaj, na Garthu — odwrócenia upadku kruchej ekosfery tej planety. Użyjemy z trudem zdobytej wiedzy, by powstrzymać ruch w dół po spirali i sprawić, że ten nasz przybrany dom wróci do swej właściwej roli — tworzenia cudownej różnorodności gatunków, która jest źródłem wszelkiej rozumności. Dalsze szczegóły tych planów zostaną przedłożone pod publiczną dyskusję w ciągu nadchodzących tygodni — Megan podniosła wzrok znad notatek i uśmiechnęła się. — Dziś jednak oczekuje nas dodatkowe zadanie, przyjemne zadanie uhonorowania tych, którzy napełnili nas dumą. Tych, dzięki którym możemy dziś stać tu wolni. Jest to nasza szansa na okazanie im, jak wdzięczni jesteśmy i jak bardzo ich kochamy.
Ty mnie kochasz? — zapytał w myśli Fiben. — W takim razie pozwól mi iść do domu!
— Mało tego — ciągnęła koordynator. — W przypadku niektórych z naszym szympansich obywateli uznanie dla ich osiągnięć nie zakończy się wraz z ich życiem ani nawet z miejscem, jakie zdobędą w podręcznikach historii, lecz znajdzie swą kontynuację w czci, jaką będziemy otaczać ich potomków, przyszłość gatunku.
Siedząca po jego lewej stronie Sylvie wychyliła się do przodu na tyle, by móc spojrzeć ponad Fibenem na znajdującą się po prawej Gailet. Obie wymieniły pomiędzy sobą spojrzenia i uśmiechy.
Fiben westchnął. Przynajmniej udało mu się przekonać Cordwainera Appelbego, by utrzymał ten cholerny awans na białokartowca w tajemnicy! Guzik mu to da, rzecz jasna. Już teraz ścigały go szymki z zielonym i niebieskim statusem z całego Port Helenia. Ponadto Gailet i Sylvie niemal wcale mu nie pomagały. Po co, u diabła, się z nimi żenił, jeśli nie dla ochrony! Fiben prychnął z pogardą na tę myśl. Ładna ochrona! Podejrzewał, że obie przeprowadzają wywiady z kandydatkami i dokonują ich oceny.
Bez względu na to, czy dwa gatunki pochodziły z tego samego klanu, a nawet z tej samej planety, pewne ich podstawowe cechy zawsze będą odmienne. Wystarczy spojrzeć, jak bardzo różnili się od siebie przedkontaktowi ludzie, z czysto kulturowych powodów. Rzecz jasna, sprawy miłości i rozmnażania pomiędzy szymami musiały się opierać na ich własnym dziedzictwie seksualnym z czasów na długo przed Wspomaganiem.
Niemniej na Fibenie ludzkie wpływy odcisnęły się w stopniu wystarczającym, by zaczerwienił się na myśl o tym, na co te dwie szymki narażą go teraz, gdy już stały się bliskimi przyjaciółkami.
Jak mogłem wpakować się w taką sytuację?
Sylvie spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się słodko. Poczuł, że dłoń Gailet wśliznęła się w jego dłoń.
Cóż — przyznał z westchnieniem. — Chyba nie było to takie trudne.
Wyczytali teraz nazwiska, wzywając do wystąpienia tych, którym przyznano odznaczenia. Przez chwilę jednak dla Fibena istniało tylko ich troje. Siedzieli tu razem, jak gdyby reszta świata była jedynie złudzeniem. W gruncie rzeczy, pod zewnętrzną powłoką cynizmu, czuł się całkiem nieźle.
Robert Oneagle podniósł się i wszedł na podium, by otrzymać order. Sprawiał wrażenie, że czuje się w mundurze znacznie swobodniej niż Fiben, który przyglądał się swemu ludzkiemu koledze.
Muszę go zapytać, kto jest jego krawcem — pomyślał szym.
Robert zachował brodę oraz mocne ciało — efekt trudnego życia w górach. Przestał być wyrostkiem. W gruncie rzeczy w każdym calu wyglądał jak bohater z czytanek.
Читать дальше