Mimo poważnego charakteru słów Athacleny, Lydia McCue uśmiechnęła się. Wzdłuż krawędzi jej prostej aury zatańczyło muśnięcie pochwalnej ironii.
— Strusi — poprawiła ją Ziemianka łagodnym tonem. — To wielkie ptaki zwane strusiami chowają swe głowy. Czemu jednak nie wytłumaczysz mi, co masz na myśli?
Buoult z Thennanian nadął grzebień grzbietowy do maksymalnych rozmiarów i wygładził lśniące kolce łokciowe, zanim wstąpił na mostek wielkiego okrętu wojennego Ogień Athany . Tam, przed dużym ekranem przedstawiającym w iskrzących się barwach rozmieszczenie floty, oczekiwała na niego ludzka delegacja. Jej przywódca, starsza samica, której jasne witki włosowe wciąż lśniły gdzieniegdzie barwą żółtego słońca, pokłoniła się pod ściśle odpowiednim kątem. Buoult odwzajemnił się precyzyjnym zgięciem w pasie. Wskazał ręką w stronie ekranu.
— Admirał Alvarez, jak sądzę, sama pani widzi, że ostatnie z nieprzyjacielskich min usunięto. Jestem gotów przekazać Galaktycznemu Instytutowi Sztuki Wojennej naszą deklarację, że gubryjska blokada tego układu została zniesiona przez force majeur.
— Miło to usłyszeć — odparła kobieta. Jej uśmiech w ludzkim stylu — sugestywne odsłonięcie zębów — był jednym z łatwiejszych do interpretacji gestów. Ktoś tak doświadczony w galaktycznej dyplomacji, jak legendarna Helenę Alvarez, z pewnością wiedział, jakie wrażenie ten wyraz twarzy dzikusów często wywiera na innych. Musiała podjąć świadomą decyzję, że go użyje.
Cóż, takie subtelne próby zastraszenia pełniły możliwą do przyjęcia rolę w skomplikowanej grze blefu i negocjacji. Buoult był na tyle uczciwy, że przyznawał, iż on również robi coś podobnego. Dlatego właśnie nadął swój wysoki grzebień, zanim wszedł do środka.
— Miło będzie znowu ujrzeć Garth — dodała Alvarez. — Mam tylko nadzieję, że nie staniemy się bezpośrednią przyczyną jeszcze jednej katastrofy na tym nieszczęśliwym świecie.
— W istocie będziemy się starać za wszelką cenę tego uniknąć. Jeśli jednak dojdzie do najgorszego — jeśli ta banda Gubru wyrwała się spod wszelkiej kontroli — cały ich paskudny klan za to zapłaci.
— Mało dbam o grzywny i rekompensaty. Zagrożeni są mieszkańcy i cała krucha ekosfera.
Buoult powstrzymał się od komentarza.
Muszę być ostrożniejszy — pomyślał. — To niestosowne, by inni przypominali Thennanianom — obrońcom wszelkiego Potencjału — o obowiązku chronienia takich miejsc jak Garth.
Szczególnie irytująca była słuszna reprymenda z ust dzikusa.
I od tej chwili zawsze już będziemy ich mieli za plecami. Będą czepiać się i krytykować, a my musimy ich słuchać, gdyż będą nadzorcami stadium jednego z naszych podopiecznych gatunków. To tylko część ceny, jaką musimy zapłacić za ten skarb, który znalazł dla nas Kault.
Ludzie byli nieustępliwi w negocjacjach, czego można się było spodziewać po klanie, który potrzebował sojuszników tak rozpaczliwie, jak oni. Już w tej chwili thennańskie siły wycofano ze wszystkich pól konfliktu z Ziemią i Tymbrimem. Terrageni żądali jednak znacznie więcej w zamian za pomoc w kierowaniu Wspomaganiem nowego gatunku podopiecznego o nazwie „goryl”.
W praktyce domagali się, by wielki klan Thennanian sprzymierzał się ze skazanymi na zatracenie, pogardzanymi dzikusami oraz niegrzecznymi, psotnymi dzieciakami Tymbrimczykami! I to w czasie, gdy potężny sojusz Tandu z Soranami wydawał się niepowstrzymany na szlakach gwiezdnych. Mogło to nawet oznaczać ryzyko unicestwienia dla samych Thennanian!
Gdyby zależało to od Buoulta, który miał już wystarczająco przykre doświadczenie z Ziemianami, kazałby im iść do wszystkich diabłów Ifni i wśród nich poszukać sobie sojuszników.
Nie zależało to jednak od niego. W ojczyźnie już od dawna istniała silna, mniejszościowa grupa sympatyzująca z Ziemskim Klanem. Triumf Kaulta, który pozwolił Wielkiemu Klanowi na zdobycie kolejnego drogocennego lauru opiekuństwa, mógł wkrótce doprowadzić to stronnictwo do władzy. W podobnej sytuacji Buoult uważał, że mądrzej będzie zachować swe opinie dla siebie.
Jeden z jego wicekomendantów zbliżył się i zasalutował.
— Ustaliliśmy pozycje zajmowane przez gubryjską flotyllę obronną — zameldował. — Przeciwnik skupił się blisko planety. Rozmieszczenie jego sił jest niezwykłe. Naszym komputerom bojowym z największym trudem przychodzi je rozgryźć.
Hmm, tak — pomyślał Buoult, przyjrzawszy się zbliżeniu na ekranie. — Błyskotliwe rozlokowanie ograniczonych sił. Być może nawet oryginalne. To bardzo nietypowe dla Gubru.
— Nieważne — fuknął. — Nawet jeśli nie istnieje żadna subtelna metoda, dostrzegą, że przybywamy z siłą ognia aż nadto wystarczającą, by — jeśli zajdzie taka potrzeba — wykonać zadanie za pomocą frontalnego uderzenia. Poddadzą się. Muszą się poddać.
— Oczywiście, że muszą — zgodziła się ludzka admirał. W jej głosie nie było jednak słychać przekonania. W gruncie rzeczy sprawiała wrażenie zaniepokojonej.
Jesteśmy gotowi do przystąpienia do całkowitego okrążenia — zameldował oficer pokładowy.
Buoult skinął pośpiesznie głową.
— Dobrze. Do dzieła. Z tamtej pozycji będziemy mogli nawiązać kontakt z nieprzyjacielem i powiadomić go o naszych intencjach.
Napięcie narastało, w miarę jak armada zbliżała się do niewielkiego, żółtawego słońca układu. Choć Thennanianie z dumą głosili, że nie posiadają żadnych mocy parapsychicznych, Buoult odnosił wrażenie, że czuje na sobie spojrzenie Ziemianki i zastanawiał się, jak to możliwe, że odczuwa przed nią taki lęk.
Ona jest tylko dzikusem — powtarzał sobie.
— Czy wznowimy naszą dyskusję, komendancie? — zapytała wreszcie admirał Alvarez.
Rzecz jasna, nie miał innego wyboru, jak spełnić jej prośbę. Najlepiej będzie, jak o wielu sprawach zadecydują przed przybyciem floty i odczytaniem na głos manifestu oblężenia.
Niemniej Buoult nie zamierzał podpisywać żadnych umów, zanim nie będzie miał okazji naradzić się z Kaultem. Ów Thennanianin miał reputację wulgarnego i, cóż, frywolnego, która załatwiła mu wygnanie na ten zapadły świat, teraz jednak najwyraźniej udało mu się dokonać bezprecedensowych cudów. Jego polityczne wpływy w ojczyźnie będą olbrzymie.
Buoult pragnął skorzystać z wiedzy Kaulta i niewątpliwie posiadanej przez niego umiejętności postępowania z tymi doprowadzającymi do szału stworzeniami.
Jego adiutanci oraz ludzka delegacja zeszli szeregiem z mostka i udali się do sali konferencyjnej. Zanim jednak Buoult odszedł, rzucił jeszcze jedno spojrzenie na przedstawiający sytuację taktyczną zbiornik oraz śmiertelnie groźny szyk bojowy Gubru. Powietrze z hałasem uleciało z jego szczelin oddechowych.
Co planują te ptaszyska? — zastanowił się. — Co uczynię, jeśli ci Gubru okażą się szaleńcami?
W niektórych częściach Port Helenia robotów strażniczych było więcej niż kiedykolwiek. Strzegły one rygorystycznie posiadłości swych panów, uderzając każdego, kto zbliżył się zanadto.
Gdzie indziej jednak wszystko wyglądało niemal tak, jakby do rewolucji już doszło. Plakaty najeźdźców leżały podarte w rynsztokach. Ponad pewnym ruchliwym skrzyżowaniem ulic Robert dostrzegł nowy fresk, który niedawno zmontowano w miejsce gubryjskiej propagandy. Namalowany w stylu zwanym ogniskowanym realizmem, przedstawiał rodzinę goryli wpatrujących się ze świtającą, lecz rokującą wielkie nadzieje rozumnością w lśniący horyzont. Obok nich, w opiekuńczej pozie, wskazując drogę ku tej wspaniałej przyszłości, stała para wyidealizowanych, wysokoczołych neoszympansów.
Читать дальше