Gdyby nie ledwie dostrzegalne zaróżowienie policzków powitanej.
— A nie wstąpiłam dlatego, że choć broń krótka bardzo mnie kusiła, znacznie bardziej interesował mnie coup de vitesse i postanowiłam się na nim skoncentrować. Jako urodzona na Sphinksie całkiem nieźle strzelałam, jeszcze zanim zaczęłam ćwiczyć w akademii.
— Cóż, można powiedzieć, że moje sportowe przygody mimo wszystko miały znacznie bardziej pokojowy charakter.
— Proszę, proszę — uśmiechnęła się krzywo. — Nigdy bym się nie domyśliła, słuchając wspomnień z rozgrywek twoich z Caparellim.
— Chodzi ci o nasze zgodne twierdzenie, że miał przykry zwyczaj przekopywać mój arystokratyczny tyłek z jednego końca boiska na drugi, kiedy chciał i jak chciał?
— Świetnie to ująłeś, choć przyznaję, że z racji wrodzonych talentów dyplomatycznych nie zdobyłabym się na tak odważne określenie.
— Aha — mruknął i przestał się uśmiechać. — Skoro już o dyplomacji mowa… Obawiam się, że nie przyszedłem do twojej kryjówki tylko dla przyjemności obserwowania, jak celnie strzelasz. Powód jest nieco bardziej prozaiczny: większość ranka spędziłem z bratem.
— I? — Honor spojrzała nań pytająco.
— Tak się złożyło, że Willie właśnie wrócił z pałacu…
— Rozumiem. — Ton Honor nagle stał się neutralny. Zajęła się wyciągnięciem magazynka z pistoletu.
Potem zwolniła zablokowany w tylnym położeniu zamek i umieściła broń w wyściełanym wycięciu w pudełku.
— Elżbieta zaprosiła go jako przywódcę opozycji na królewskie podsumowanie, czyli relację z osiągnięć High Ridge’a i jego kolejnych genialnych pomysłów. Bo oficjalnie zaproszenie na posiedzenie podsumowujące rządu przypadkiem do niego nie dotarło. Znowu.
— Rozumiem — powtórzyła Honor. I z trzaskiem zamknęła skrzynkę.
Sięgnęła po torbę, ale White Haven był szybszy. Przewiesił ją sobie przez ramię i uśmiechnął się. Odpowiedziała mu uśmiechem, ale jej oczy pozostały poważne. Przebyła długą drogę od apolitycznego oficera RMN, jakim była, gdy LaFollet został dowódcą jej ochrony osobistej. Doskonale rozumiała, co znaczą drobne złośliwości ze strony rządu wobec opozycji, Królowej i jej samej. I dobrze wiedziała, co White Haven o tym sądzi.
LaFollet zresztą, ehcąc nie chcąc, był także lepiej poinformowany o niuansach politycznego życia, niż miałby na to ochotę. Dlatego też wiedział, że choć konstytucja tego nie wymagała, zdrowy rozsądek nakazywał, by premier raz w tygodniu zapraszał przywódcę opozycji parlamentarnej na tak zwane posiedzenie podsumowujące. Była to wieloletnia tradycja i uprzejmość wynikająca z pewnej kalkulacji — w niesprzyjających okolicznościach mogła zdarzyć się nagła zmiana rządu, toteż lepiej dla państwa było, aby najprawdopodobniejszy nowy premier był na bieżąco ze wszystkimi problemami i mógł podejmować decyzje natychmiast zamiast tracić czas na zapoznawanie się z sytuacją i problemem.
Książę Cromarty przestrzegał tego zwyczaju nawet w najkrytyczniejszym okresie wojny. Natomiast High Ridge regularnie o tym zapominał i pomijał człowieka, który był prawą ręką jego poprzednika. Było to zachowanie głupie i złośliwe. I jak najbardziej typowe dla obecnego premiera.
Królewskiego podsumowania, czyli regularnego zdawania relacji Królowej, uniknąć nie mógł, zobowiązywała go bowiem do tego konstytucja.
— Uważasz, że tym razem nie zaproszono go z jakiegoś konkretnego powodu? — spytała po chwili Honor.
— Nie, choć wątpię, by obecność Williego sprawiła mu radość, ale nic nie mógł na to poradzić. Z drugiej strony mogło mu się dzięki temu upiec, bo mam wrażenie, że Jej Wysokość nieco bardziej się hamuje w obecności Williego. Jest ponoć dobry w roli bufora.
— Obawiam się, że to prawda, choć wolałabym, by tak nie było — przyznała Honor, wyciągając ręce w stronę Nimitza. Treecatowi powtórne zaproszenie nie było potrzebne — natychmiast wskoczył w jej objęcia i wdrapał się na prawe ramię, po czym rozsiadł się wygodnie, wbijając czubki pazurów w specjalnie wzmocniony kuloodporny materiał. Dopiero wtedy zdjął słuchawki.
— Rozumiem ją całkowicie, ale okazywanie mu wrogości i pogardy nawet prywatnie w niczym nie pomaga — dodała Honor zupełnie poważnie.
— Nie pomaga, a czasami wręcz pogarsza sprawę — zgodził się równie poważnie White Haven. — Natomiast faktem jest, że są prawie doskonałymi przeciwieństwami, a on wzorem uprzejmości także nie jest.
— Natomiast nawet jej do pięt nie dorasta w okazywaniu niechęci. A jego akurat darzy głęboką i serdeczną nienawiścią. I nie robi nic, by to ukryć. Trudno się dziwić, że to zaognia sytuację.
— Nie przesadzaj, że nie próbuje — zaprotestował White Haven.
— Wiem, co mówię, Hamish. Ja też mam podobny problem, ale nauczyłam się, że są sytuacje, których nie zdołam rozwiązać, sięgając po większy młotek dlatego, że ktoś mnie wkurza. Elżbieta to rozumie, ale kiedy emocje biorą górę, jest niezdolna je ukryć w każdych poza najbardziej oficjalnymi okolicznościach.
LaFollet zauważył, że ani słowem nie wspomniała o równie słynnym cholerycznym usposobieniu rozmówcy.
On też musiał o tym pomyśleć, bo gdy umilkła i spojrzała na niego wyczekująco, niechętnie kiwnął głową.
— Elżbieta ma wiele zalet i jest niezwykle silną osobowością — dodała Honor. — Ale brak jej pewnych talentów Benjamina. Nie potrafi manipulować ludźmi, którzy nie chcą, by im przewodziła. Najbardziej jest to widoczne, gdy chodzi o tych, których powinna przekonać do zrobienia czegoś, czego zrobić nie chcą z prywatnych powodów.
— Fakt, ale po to ma takich ludzi jak ty czy Willie: żeby doradzili jej, kiedy zaczyna pakować się w kłopoty.
— Willie może potrafi to robić — Honor wzruszyła ramionami.
— Ty także — uparł się White Haven. — Polega na twojej znajomości wewnętrznych niuansów graysońskiej polityki bardziej, niż sądzisz.
— Może — powtórzyła, nie kryjąc, że nie chce o tym rozmawiać.
White Haven zrozumiał to i zmienił temat:
— W każdym razie zdecydowałem, że skoro już jestem w pobliżu i wysłuchałem, co naopowiadali High Ridge i Janacek, to wpadnę i powtórzę ci.
Andrew LaFollet w ostatnim momencie ugryzł się w język, by nie palnąć, że oczywiście musiał się osobiście pofatygować z tak ważnymi informacjami. Tak ważnymi, że od dobrego kwadransa opowiada o wszystkim innym.
Nimitz spojrzał na niego i zastrzygł z rozbawieniem uszami.
LaFollet pokazał mu w myślach język.
W jasnozielonych ślepiach treecata zamigotały diabelskie błyski, ale najwyraźniej nie przekazał niczego Honor, bo jej zachowanie nie uległo najmniejszej zmianie.
— To miło z twojej strony — powiedziała uprzejmie.
LaFollet odetchnął z ulgą. Co prawda z tego co wiedział, Honor nie potrafiła odczytywać myśli, tylko emocje otaczających ją osób dzięki więzi z Nimitzem, ale gdyby ten przekazał jej pełny obraz jego emocji, mimo zauroczenia bliskością White Havena musiałoby to wywołać jakąś reakcję.
— To może chwilę potrwać — uprzedził earl. — Co porabiasz przez resztę popołudnia?
— Mam wieczorem wykład w Młynie, ale skończyłam już do niego notatki. Czeka na mnie sterta prac do sprawdzenia, ale mogę wziąć się za to jutro.
— Doskonale. — White Haven spojrzał na chronometr. — Zbliża się pora na lunch. Mogę cię gdzieś zaprosić?
— Nie, ale ja mogę zaprosić ciebie! — odparowała i w jej oczach zatańczyły jeszcze gorsze diabliki niż przed chwilą w ślepiach Nimitza.
Читать дальше