Lois Bujold - Stan niewolności

Здесь есть возможность читать онлайн «Lois Bujold - Stan niewolności» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1997, ISBN: 1997, Издательство: Prószyński i Spółka, Жанр: Космическая фантастика, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Stan niewolności: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Stan niewolności»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Utopijna opowieść o genetycznie zmodyfikowanych ludziach, przystosowanych do życia w nieważkości. Bez kontaktu z innymi Ziemianami czworączki prowadzą sielankowy żywot, ale tylko do momentu, gdy interesy konsorcjum łożącego na projekt, w trakcie którego powstali, przestają być ich interesami.

Stan niewolności — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Stan niewolności», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Będzie musiał to sprawdzić, upewnić się — i tak musiałby sprawdzić, jakie powinny być proporcje — ale był pewien, że pamięć go nie zawodzi. Nauka plus inspiracja; to zawsze była najlepsza metoda. Tetranitrometan w wielu pchaczach był używany jako zapasowe źródło tlenu; wydzielał go więcej na centymetr sześcienny niż płynny tlen, do tego bez problemów z temperaturą i ciśnieniem przy przechowywaniu. Składowano go w formie tetranitrometanowych świec, które paląc się, wydzielały tlen. Teraz — o Boże, jeśli tylko TNM nie został przez kogoś zużyty do nadmuchiwania baloników dla dzieci albo czegoś takiego… Przecież tracili powietrze w czasie przebudowy habitatu… Zatrzymał się tylko po to, żeby włożyć pojemnik z powrotem do worka, a do beczek przyczepić tabliczkę z dużymi czerwonymi literami TO JEST BENZYNA LEA GRAFA. JEŻELI KTOKOLWIEK INNY JEJ DOTKNIE, POŁAMIĘ MU WSZYSTKIE RĘ-.CE. Skończywszy, rzucił się na poszukiwanie najbliższego działającego terminalu bibliotecznego komputera.

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

Ostatnie promienie słońca padały na dno wyschniętego jeziora; kolor ogromnej czaszy nieba zmienił się najpierw w turkus, a potem w usiane lśniącymi gwiazdami indygo. Silver stwierdziła, że nie może skupić się na monitorach, gdyż jej uwagę wciąż odwracają fascynujące zmiany kolorów zachodzące w atmosferze, a widoczne przez wizjery. Ludzie z dołu mogli oglądać tak subtelne odcienie: smugi fioletu i purpury, pomarańczowego, cytrynowego, zielonego, niebieskiego z kobaltowymi piórkami oparów. Z pewnym żalem Silver przestawiła monitory na podczerwień. Podretuszowane przez komputer kolory wprawdzie ułatwiały obserwację, ale wydawały się sztuczne i przejaskrawione w porównaniu z prawdziwymi.

W końcu pojawił się widok, za którym tęskniła najbardziej — podskakujący na odległych pagórkach łazik, pokonujący ostatnie skały, a potem pędzący dnem jeziora z największą możliwą prędkością. Madame Minchenko pośpieszyła do kabiny pilota, by opuścić schodki z luku, kiedy pojazd z rykiem silnika zatrzymał się koło promu.

Silver klasnęła we wszystkie ręce z radości, kiedy zobaczyła zeskakującego z rampy Ti, niosącego na plecach Tony’ego. Mają go! Mają go! Doktor Minchenko deptał Ti po piętach.

Przy luku wywiązała się krótka sprzeczka; słychać było stłumione głosy doktora i madame Minchenko, potem doktor zbiegł pędem po schodkach i postawił na dachu łazika lampę. Świeciła wspaniałym, zielonym światłem. To dobrze, pozbawieni swego pojazdu strażnicy nie będą mieli teraz żadnego problemu ze znalezieniem łazika, stwierdziła Silver z ulgą.

Wdrapała się z powrotem na fotel drugiego pilota, kiedy Ti wpadł do kabiny, rzucił Tony’ego bezceremonialnie na fotel mechanika, a sam opadł na fotel głównego pilota. Jedną ręką ściągnął sobie maskę gazową na szyję, a drugą od razu zaczął włączać mechanizmy.

— Hej, kto ruszał mój statek?

Silver odwróciła się i podciągnęła, żeby spojrzeć ponad oparciem fotela na Tony’ego, który też pozbył się już maski i usiłował uporządkować pasy.

— Udało się wam! — uśmiechnęła się. Odpowiedział jej uśmiechem i wymamrotał:

— Leedoo. Są zaraz za nami.

Silver spostrzegła, że jego niebieskie oczy są szeroko otwarte, nie tylko z podniecenia, ale także z bólu, wargi zaś opuchnięte.

— Co ci się stało?… — zapytała. Ponieważ nie odpowiedział, zwróciła się do Ti. — Co się stało Tony’emu?

— Ten skurwiel Van Atta poparzył mu usta tą pałką do zaganiania bydła czy co to tam było — wyjaśnił Ti ponuro; jego dłonie tańczyły nad kontrolkami. Silniki ożyły, światła rozbłysły, prom ruszył powoli. Ti włączył interkom. — Doktorze Minchenko? Jesteście już przypięci?

— Momencik… — rozległ się głos doktora Minchenki. — Już. Ruszaj!

— Mieliście jakieś kłopoty? — zapytała Silver, zsuwając się z powrotem na siedzenie i pośpiesznie chwytając pasy; prom wyraźnie przyśpieszał.

— Z początku nie. Dotarliśmy do szpitala i weszliśmy do środka bez żadnego problemu. Byłem pewien, że pielęgniarki zaczną zadawać jakieś pytania, kiedy zabierzemy Tony’ego, ale oni tam najwyraźniej uważają, że Minchenko jest co najmniej Panem Bogiem. Właśnie wychodziliśmy, ja robiłem za tragarza — w końcu jestem tu głównie za transport, nie? — i kogóż to spotykamy w drzwiach? Tego sukinsyna Van Attę we własnej osobie. Silver aż podskoczyła z wrażenia.

— Przewróciłem go na ziemię. Doktor Minchenko chciał się zatrzymać i stłuc go na kwaśne jabłko za to, co zrobił Tony’emu, ale i tak musiałby to zostawić mnie; jest już stary, chociaż nie chce się do tego przyznać, więc zaciągnąłem go — to znaczy Michenkę — do łazika. Jeszcze usłyszałem, jak Van Atta wydziera się o dżetkopter. Teraz już na pewno go dostał… — Ti nerwowo spojrzał na monitory. — Tak, cholera. Tutaj — wskazał palcem. Kolorowa smuga pędziła nad górami, oznaczając na ekranie monitora pozycję ścigającego ich dżetkoptera. — No, teraz nas już i tak nie złapią.

Prom zatoczył wielkie koło, potem przyhamował. Dźwięk wydawany przez silniki zmienił się z pomruku w jęk i wycie. Białe światła lądowania rozcinały ciemność przed nimi. Ti zwolnił hamulce i statek, połykając światło, wystrzelił do przodu z przerażającym wyciem, które urwało się gwałtownie w chwili, gdy oderwali się od ziemi. Przyśpieszenie wgniotło wszystkich w fotele.

— Co ten idiota, do diabła, wyprawia? — mruknął Ti przez zęby; sylwetka dżetkoptera powiększała się szybko w tylnym monitorze. — Chcesz mnie przestraszyć, ty?…

Najwyraźniej dżetkopter miał właśnie taki zamiar. Zbliżył się do nich i próbował, obniżając lot, zmusić ich do lądowania. Usta Ti zacisnęły się w wąską linię, jego oczy rozbłysły. Zwiększył moc. Silver zacisnęła zęby, ale nie zamknęła oczu.

Przelecieli wystarczająco blisko, żeby zobaczyć dżetkopter przez wizjery, przebijając się jak sztylet przez jego światła. Przez mgnienie oka Silver widziała twarze pod okrągłą pokrywą kabiny, zastygłe białe plamy z ciemnymi, okrągłymi dziurami zamiast oczu i ust; tylko jeden człowiek, pewnie pilot, zakrywał oczy rękami.

Potem nie było już nic między nimi i srebrnymi gwiazdami.

Ogień i lód.

Leo osobiście sprawdził wszystkie zaciski, po czym odleciał w skafandrze kilka metrów, żeby ogarnąć wzrokiem całość. Byli zawieszeni w przestrzeni, w bezpiecznej odległości jednego kilometra od konfiguracji D-620-habitat, która teraz unosiła się, już kompletna, nad tarczą Rodeo. W każdym razie mogła wydawać się kompletna z zewnątrz komuś, kto nie wiedział o gorączkowej krzątaninie w środku.

Lodowa forma okazała się mieć po skończeniu ponad trzy metry szerokości i prawie dwa grubości. Jej zewnętrzna powierzchnia była tak nieregularna, że można by ją wziąć za kawałek lodowego pierścienia z jakiegoś gazowego giganta. Ukryte wnętrze natomiast dokładnie odtwarzało gładkie zakrzywienie zwierciadła wirowego.

Wewnętrzna strona była przykryta kilkoma warstwami różnych materiałów. Najpierw — płatem tytanu, potem izolacją czystej benzyny (kolejna funkcja, jaką Leo dla niej wymyślił, bo, w przeciwieństwie do innych płynów, nie zamarzała w temperaturze lodu), następnie cienkim płatem plastiku, cenną mieszanką TNM i benzyny, na to szła przykrywka z kawałka powłoki habitatu oraz sztaby i zaciski; w sumie przypominało to trochę tort urodzinowy. Pozostało tylko zapalenie świeczki, żeby życzenie się spełniło, a wszystko to zanim lód zacznie parować w świetle słońca.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Stan niewolności»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Stan niewolności» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Stan niewolności»

Обсуждение, отзывы о книге «Stan niewolności» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x