Сергей Лукьяненко - Zimne brzegi
Здесь есть возможность читать онлайн «Сергей Лукьяненко - Zimne brzegi» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Zimne brzegi
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Zimne brzegi: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zimne brzegi»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Zimne brzegi — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zimne brzegi», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
- Można spróbować. Nie stchórzysz, Ilmar?
W końcu zaczęło do mnie docierać, że chłopak jest zupełnie poważny. Ma zamiar wznieść szybowiec w powietrze i polecieć na kontynent.
Siostro, daj mu rozumu! Ile stąd do kontynentu! Nad morzem! Nawet nie każdy awiator może coś takiego zrobić!
- Jak będziesz sam spodnie suszył, zapytaj, czy nie stchórzyłem!
Kto mnie za język ciągnie! Powinienem dać Markowi po karku i pójść szukać dobrej kryjówki!
- Poświeć jeszcze.
Posłuchałem, chociaż zapalniczka nie ostygła. Mark tymczasem wsunął rękę pod fotel. Poszukał tam czegoś, pokręcił głową. Przechylił się do tyłu, obmacał drugi fotel. Popatrzył na deskę z cyferblatami. Posłusznie sunąłem zapalniczką za jego twarzą.
- Map nie ma - powiedział cicho Mark. - Niedobrze. Nie ma map i...
Wpatrzył się w deskę. Podążyłem za jego spojrzeniem. Cyferblaty, dźwignie... Okrągła dziurka, z której sterczały dwa małe stalowe pręty.
- I zapalnika też nie ma... - dodał ze znużeniem Mark.
- Nie polecimy?
- Do kontynentu nie dolecimy.
- No to chodź, szybko!
- Poczekaj.
Mark wysunął się z kabiny. Beznadziejnie popatrzył na inne szybowce, pokręcił głową. Potem jego spojrzenie znowu nabrało twardości.
- Potrzebny jest awiator. Ilmar, idziemy.
Awiator?
To mi się spodobało.
Mark nie wierzył w siebie, nie mógłby sterować szybowcem. Ale jeśli prawdziwemu awiatorowi podsunąć do gardła nóż i twardo zażądać...
- Już świta... - przypomniałem. - Pchać się teraz do fortu...
- Awiator daleko od maszyny nie odejdzie. Popatrzymy w tych domkach.
Też mi maszyna! Drewno i płótno żaglowe. Widziałem już prawdziwe maszyny - pompy parowe, które z kopalni wodę wyciągają, główną maszynę fabryki broni, od której sto pasów biegnie i każdy tokarką obraca...
To są maszyny. Kocioł wielkości karety. Dziesięciu palaczy węgiel nosi, para huczy, koła się kręcą. Korbowody brązowe chodzą, błyszczą smarem.
A szybowiec, chociaż nie jestem przesądny, wyglądał bardziej na sztuczkę czarodziejską...
Ale posłusznie szedłem za Markiem. Głowa mu pracuje i teraz jego naiwna odwaga jest bardziej przydatna niż moja ostrożność.
Dwa budynki bez okien, bardzo duże, w których mógłby się zmieścić szybowiec, Mark ominął. Trzeci był zwykły mały domek, ładny, ale nieduży. Może dla obsługi albo dla wartowników? Czy w takim domku nocowałby wysoko urodzony awiator? On zająłby najlepszy pokój fortu, komendanta z łóżka wygonił...
Mark pociągnął za drzwi i popatrzył na mnie bezradnie. Mam cię, chłopaczku. Zamknięte?
Wyciągnąłem rękę - bez słowa dał mi kindżał, dostał w zamian zapalniczkę.
- Światło - szepnąłem.
Teraz Mark świecił, a ja pracowałem. Zamek był prościutki. Przekręciłem mechanizm, nawet nie wypychając włożonego od wewnątrz klucza. Szarpnąłem za drzwi. Aha, jeszcze zasuwa.
Zasuwa się nie poddawała. Nie było też szczeliny, żeby ją klingą odsunąć.
- Nie da rady? - zapytał samymi wargami Mark.
- Po co człowiekowi głowa? - zapytałem tak samo cicho.
- Żeby ręce miały mniej pracy.
- A po co ręce? Żeby nie myśleć tam, gdzie myśleć nie trzeba.
Odszedłem na kilka kroków. Jeszcze raz obrzuciłem domek spojrzeniem.
Nie może tu być mocnej zasuwy. Nikt nie liczył, że domek miałby odpierać oblężenie.
Wziąłem rozbieg i uderzyłem w drzwi barkiem. Zasuwka brzęknęła, wyszarpując gwoździe. Drzwi się otworzyły. Przeturlałem się do środka i natychmiast zerwałem, a Mark, spryciarz, skoczył za mną, świecąc mi zapalniczką. Normalnemu człowiekowi żałosny języczek ognia nie przyniósłby żadnego pożytku, a ja dojrzałem szafy, ławkę, cebrzyk z wodą. I drugie drzwi. Kopnąłem, otworzyły się na oścież.
W tym drugim pokoju najwyraźniej ktoś mieszkał. Rozległ się szelest i przestraszony krzyk. Mark już zajrzał za mną. Raczej poczułem, niż zobaczyłem ruch, skoczyłem, spadłem z góry, wymacałem gardło i przycisnąłem do skóry kindżał. Przestraszony człowiek krzyknął. Nieprzyjemna rzecz budzić się z nożem przy szyi.
- Szukaj lampy! - poleciłem.
Mark kręcił się po pokoju, zapalniczka zgasła. Jęknął, wpadając na coś.
- Na stole szukaj! - Dodałem już spokojniej. W pokoju najwyraźniej nikogo więcej nie było, kilka sekund nie zrobi nam różnicy.
W końcu brzęknęło szkło i zasyczał rozpalający się knot. Nie karbidowa, naftowa...
Popatrzyłem na swojego jeńca.
A to ci dopiero!
To nie był awiator, tylko młoda dziewczyna.
Jęknąłem zirytowany, zabrałem nóż, usiadłem na brzegu łóżka. Dziewczyna przywarła do ściany, podciągnęła kołdrę do podbródka. Ładna. Jasne włosy splecione w warkocz, zgodnie z modnym rosyjskim obyczajem, miękkie ramię świeciło się białą skórą.
- Nie bój się - powiedziałem. Zerknąłem na Marka, który patrzył na dziewczynę jak zaczarowany. - Nie mamy szczęścia, mały.
Dziewczyna chlipnęła.
- Gdzie awiator? - zapytałem groźnie.
- Do fortu poszedł... komendant go wezwał...
Szloch ucichł. Nierządnica, ale jeszcze świeża i kusząca. Najwyraźniej nie pali tytoniu, i z żołnierzami nie śpi. Postarał się komendant dla awiatora arystokraty.
- Dawno?
- Nie... był hałas... - chlipnęła. - Nie zabijajcie mnie, dobrzy ludzie, w imię Zbawiciela nie zabijajcie. Ja wam obu wygodzę, ja umiem...
- Dzięki za dobre słowo - uśmiechnąłem się posępnie. - Ale gdy głowa w pętli o zabawach nie myślisz. No nie płaczże, nie ruszę cię.
Mark oderwał w końcu wzrok od białego ramienia, przeszedł się po pokoju, jakby coś wywąchiwał. Zajrzał do szafy, potem skoczył do sofy przy ścianie, wziął do ręki błękitne szmatki.
- Ilmar, mundur!
- Tak - tym razem mój uśmiech nie był już tak serdeczny. - Cóż to, twój awiator goły do komendanta poszedł?
- Tylko płaszcz narzucił...
Dziewka rozryczała się nie gorzej niż niedawno Mark. Dzieci i kobiety zawsze mają oczy w mokrym miejscu...
- Ilmar, popatrz - powiedział bardzo spokojnie Mark.
Nie od razu do mnie dotarło. A gdy już dotarło, musiałem oczami zamrugać, zanim uwierzyłem.
- A co, kochaneczko - powiedziałem. - Twój awiator w spódnicy chodzi?
Jakbym jej ręką w twarz dał!
Nawet nie zauważyłem, kiedy dziewczyna wynurzyła się spod kołdry i machnęła pięścią. Skąd taka siła... taki nawyk... na dwa metry od łóżka mnie odrzuciło. Leżałem na podłodze, kindżału wprawdzie nie wypuściłem, ale wstać nie mogłem.
A dziewczyna - słowo „dziewka” nie chciało mi przejść przez gardło, za bardzo mnie zęby bolały - stała przy łóżku. Naga, piękna i szybka, jakby wcale nie spała. Rzuciła mi jedno spojrzenie i runęła na Marka. Chłopiec zastygł, gapiąc się, pewnie jeszcze nie widział nagich kobiet. Teraz mu się oberwie. Od uderzenia pewnie straci przytomność...
Mark uchylił się - w ostatniej chwili i tak samo zręcznie jak dziewczyna. Machnął spódnicą, narzucił jej na głowę i odskoczył pod ścianę. Dziewczyna wpadła na okno, cud, że szyby nie wybiła. Po chwili oboje stali w bojowych pozycjach i oboje wyglądali tak samo śmiesznie - nigdy nie widziałem dzieciaka, który by znał rosyjskie abo, a naga dziewczyna w pozycji czupurnego koguta - no po prostu boki zrywać.
- Nie stawiaj oporu, mały - wycedziła kobieta. - I tak nie uciekniesz.
Mark milczał. Może oszczędzał oddech, a może obserwował jej ruchy.
Pokręciłem głową i zacząłem się podnosić.
- Jeszcze ci mało? - spytała dziewczyna, nie odwracając głowy. - Ochłoń, złodzieju, nie na ciebie polują.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Zimne brzegi»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zimne brzegi» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Zimne brzegi» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.