Кшиштоф Пискорский - Cienioryt
Здесь есть возможность читать онлайн «Кшиштоф Пискорский - Cienioryt» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Krak,ów, Год выпуска: 2013, ISBN: 2013, Издательство: Wydawnictwo Literackie: 2013, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Cienioryt
- Автор:
- Издательство:Wydawnictwo Literackie: 2013
- Жанр:
- Год:2013
- Город:Krak,ów
- ISBN:978-83-08-05249-5
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Cienioryt: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Cienioryt»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Cienioryt — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Cienioryt», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Ale to co miało być idealnym królewskim cieniotypem, okazało się czymś zgoła innym, niespodziewanym. Kiedy Holbranver przypominał sobie obraz, który zobaczył dziś rano na ścianie izby, czuł, jak pocą mu się dłonie. Władca nalegał, by Holbranver pokazał wyniki swoich eksperymentów, szambelan zaś niedwuznacznie sugerował, że już od dawna nie przedstawił on żadnych odkryć, a przecież uczony bez odkryć jest jak malarz bez obrazów – nieprzydatny, bezużyteczny, a już na pewno niegodny dwunastu złotych escudo miesięcznego stypendium.
Holbranver wiedział, że jego najnowsze odkrycie wykracza poza optykę i mierzenie wagi. Wchodziło za to na niebezpieczne tereny filozofii oraz teologii, gdzie doświadczenie miał marne. Uważał się przecież tylko za dociekliwego zegarmistrza, który matematyczne i mechaniczne prawidła próbował zastosować do innych dziedzin życia.
Pierwszy raz w życiu Holbranver potrzebował pomocy.
Pomyślał o córce. Wtedy pod sklepieniem biblioteki odbił się echem dźwięk szybkich kroków. Uczony daleki był od wiary w znaki, ale zbieg okoliczności go zastanowił. Oto nadchodziła Sanne, jak na zawołanie.
Podniósł wzrok. Przez szkła ciężkich binokli jego oczy przypominały ślepia ryjówki.
– Gdzie ty się podziewasz, dziecko, kiedy akurat cię potrzebuję?
– Papa sam mówił, żeby nie siedzieć tutaj, wyjść do ogrodu. Przyszłam nakarmić królika. Już pierwsza.
– Nakarmiony, Sanne. Nie wiem, czemu żywię to bezużyteczne zwierzę. Nie ma z niego żadnego pożytku.
Dziewczynka podeszła do stołu przy oknie, a jej płowe włosy zalśniły w promieniach słońca. Podniosła ciemną zasłonę. Pogładziła zwierzę ostrożnie, by nie zahaczyć o jego cień.
Królik miał dwie głowy, przy czym jedna wydawała się martwa. Sterczała z karku pod dziwnym kątem, jak uschnięta i pokurczona połówka orzecha. Umieszczone w niej oczy, ciągle otwarte, były zasnute bielmem i wyschnięte.
Ta dodatkowa głowa musiała być dla zwierzęcia wielkim ciężarem, bo było słabowite i chore. Sierść z brzucha schodziła mu całymi płatami. Nie przeszkadzało to Sanne drapać go za uchem z pogodnym uśmiechem, choć większość dziewczynek uciekłaby na sam widok stworzenia.
Holbranver przypomniał sobie, że gdy sam był w jej wieku, rozcinał i malował węglem martwe zwierzęta. Córka może i miała kanciastą, twardą twarz matki o drobnych ustach i wysokim czole, tak różną od okrągłych, delikatnych obliczy serivskich dam. Jednak charakter oraz usposobienie odziedziczyła po ojcu. Bardzo to Holbranvera martwiło.
– Sanne… powiedz mi… co robimy, kiedy sami nie znamy odpowiedzi na pytanie?
– Czytamy książki, papo.
– A jeśli i tam nie ma odpowiedzi?
– Wtedy… radzimy się papy – zaśmiała się Sanne.
– A jeśli papa nie zna odpowiedzi?
Popatrzyła na niego, nagle poważna i lekko zaniepokojona. Aureola pozłoconego światłem kurzu wisiała nad jej głową.
– Może papa powinien spytać wujka Remarca? Albo innego z wujków.
Mówiąc o „wujkach” Sanne miała na myśli doktorów Królewskiego Uniwersytetu Serivy, czyli jedyne w mieście osoby, z którymi Holbranver się spotykał.
Uczony pogładził córkę po głowie.
Znał przecież odpowiedź. Powstrzymywała go tylko osobista duma oraz obawy przed upublicznieniem odkrycia.
Nachylił się do ucha Sanne, a potem rzekł:
– Zaniesiesz wiadomość wujowi Remarco. Uważaj tylko, mam wrażenie, że ktoś mnie dzisiaj obserwuje.
– Nie martw się, papo.
Holbranver wyszeptał córce wszystko do ucha. Wolał nie ufać papierowi. Zbyt wielu miał wrogów wśród dworzan i sług eklezjarchy.
– Zrozumiałaś? – spytał na koniec.
– Paaapo – Sanne udała oburzenie.
– Dobrze, to zmykaj, szybko.
Skinęła główką i wybiegła z biblioteki.
Patrząc, jak córka znika w ciemnym korytarzu, Holbranver zdał sobie sprawę, że rozpoczął coś, czego nie będzie już w stanie zatrzymać.
Westchnął ciężko i wrócił do stołu.
IV
Y’Barratora zaczynał pojedynki w pozycji zwanej diestro . Stojąc na prostych nogach, bokiem do przeciwnika, wyciągał rapier przed siebie, celując wrogowi prosto między oczy, a potem mierzył go uważnie wzrokiem spod cienia szerokiego kapelusza.
Na ludzi spoza Vastylii pozycja ta działała szczególnie deprymująco, mieli bowiem wrażenie, że każdy krok zbliża ich do czubka długiego rapiera, który zawsze mieli tuż przed oczyma. Często nie zdawali też sobie sprawy z ukrytej energii, która tkwiła w lekko wygiętym biodrze szermierza, w nodze, na której spoczywał cały ciężar ciała. Szkoła północno-wschodnia nauczała, że kolana zawsze powinny być ugięte, a nogi szeroko rozstawione, by w każdej chwili mieć siłę do skoku. Jednak w Serivie było wielu znakomitych mistrzów, którzy zamiast tego kazali uczniom odkrywać siłę ukrytą w biodrze. Nieobeznani z tajnikami serivskiej szpady szermierze bywali zdumieni tym, jak niespodziewany i daleki wypad potrafił wykonać Y’Barratora z diestro , pozycji, zdawałoby się, niegroźnej jak rozładowana cieństrzelba.
Dzięki temu parę walk z obcokrajowcami udało mu się zakończyć jednym ciosem.
Większość tych, którzy nie dawali się zmylić nagłemu wypadowi, popełniała jednak inny błąd. Nie chcąc napierać wprost na wycelowane w nich ostrze, próbowali zbić je na bok, na co Y’Barratora im pozwalał. Co więcej, nie parował uderzenia, tak że broń przeciwnika napotykała tylko powietrze, ten tracił równowagę, a Arahon przechodził w krótką demi-volte , połowę obrotu połączoną ze skróceniem dystansu. Była ona możliwa, bo ostrze przeciwnika było w tej chwili z boku Y’Barratory. Szermierz wkręcał się jak śruba w dystans dzielący go od przeciwnika, a potem kończył sprawę lewakiem.
Teraz, gdy kobieta i rzezimieszek Arcuzona natarli, nie czekał. Uderzył z wypadu na tego drugiego, pchnął go, zbił lewakiem jego kordelas i chciał kontynuować natarcie, ale kobieta zasypała go gradem pchnięć i cięć tak szybkich, że przełamała inicjatywę Arahona. Skupił się więc na jej ciosach, a wtedy partner najemniczki rzucił się na niego, próbując obalić go na ziemię.
Arahon odskoczył za belę materiału, próbując rozdzielić przeciwników. Sparował błyskawiczne pchnięcie kobiety, zanurkował za stelaż z towarem, po czym lewą ręką chwycił stołek. Kalhira i jej towarzysz odruchowo się uchylili, ale Arahon rzucił ciężkim meblem nie w nich, lecz w okiennicę wysokiego świetlika.
– Spodziewałam się więcej po słynnym… – zaczęła dziewczyna, ale śmiech zamarł jej na ustach, bo z góry wlał się do środka złoty blask.
Y’Barratora prześlizgnął się tanecznym ruchem między nią a rzezimieszkiem, a potem dosłownie rozpłynął w cieniu pomiędzy stertami materiału, zupełnie jakby pochłonęła go ziemia.
Ale to było tylko złudzenie i nim oślepiona blaskiem Kalhira zdołała go wypatrzyć, rozległ się krzyk przerażonego Realta Arcuzona.
Y’Barratora szedł w stronę światła, prowadząc przed sobą kupca, któremu przyłożył do szyi sztylet.
Stanęli we dwóch bokiem, tak że miejsce, w którym Y’Barratora wykręcał do tyłu ramię Realta, było jeszcze w cieniu, ale ich barki i głowy, niemal się stykając, znajdowały się już w plamie światła.
– Zabij go! – krzyczał Arcuzon. – Zabij!
– Nie mogę. – Kalhira opuściła ostrze.
– Ty ździro, ty kurwo portowa, mówiłaś, że nie takich usiekłaś! Strach cię obleciał?
– Pan nie rozumie, panie Arcuzon – odparła ze swoim dziwnym akcentem dziewczyna, wskazując czubkiem szpady cienie rysujące się pośrodku słonecznej plamy.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Cienioryt»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Cienioryt» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Cienioryt» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.