– Tam – powiedział nagle Malcon, zadzierając głowę.
Dość wysoko na ścianie, tuż poza granicą światła rzucanego przez ognisko, widniała nieregularna dziura, w której wyraźnie bielały dwie twarze otoczone białymi włosami. Obserwujący ich zupełnie nie przejmowali się tym, że zostali odkryci, przyglądali się młodzieńcom dłuższą chwilę a potem jednocześnie zniknęli. Hok nachylił się do ucha Malcona.
– Zabrali ci Gaed? – tchnął.
Malcon przycisnął skrępowane ręce do brzucha, choć był pewien, że wyczuwa pod koszulą twardy kształt. Nie powiedział nic, a Hok, odetchnął cicho.
– Słyszałeś coś o mieszkańcach jaskiń w Yara? – pytał Malcon.
– Nie – pokręcił głową władca Enda – Nikt z mojego plemienia nie zetknął się z nimi. Widocznie nie za często wychodzą z pieczar. Najważniejsze… – pochylił się do Malcona i ściszył głos -… czy oni służą Magom.
– A jak myślisz?
Hok wciągnął powietrze do płuc i wypuścił wolno. Zacisnął wargi i rozejrzał się po pieczarze.
– Nie wiem, ale już nawet to mnie cieszy. Wydaje mi się, że Magowie nie podsłuchiwaliby nas. Chyba, że chcą się zabawić…
– Właśnie – mruknął Malcon. Przesunął się trochę i zobaczył cztery postacie stojące nieruchomo przed wejściami do korytarzy. Syknął przez zęby i zobaczył, że Hok szybko rozejrzał się, również dostrzegając gości.
Jeden z czwórki zrobił kilka kroków do przodu i podniósł jedno z polan ze stosu leżącego obok ognia. Bez słowa podniósł je nad głowę, a palec wskazujący drugiej ręki wycelował w jeńców. Powiedział coś głośno i w tej samej chwili z zamaskowanych pod sklepieniem okien trysnął deszcz strzał. Wszystkie wbiły się w górną część polana z soczystym stukiem, tworząc jakiś fantastyczny, groźny kwiat. Mężczyzna rzucił najeżone strzałami polano i wyjął zza pasa szeroki, krótki nóż, podszedł do Hoka i przeciął jego więzy, a następnie zupełnie nie przejmując się jego obecnością za plecami podsunął się do Malcona i pochylił, by przeciąć pęta na kostkach. Malcon mógł bez trudu, nawet związanymi rękami, uderzyć go w głowę, a być może nawet złamać kark. Stał jednak spokojnie, nie tyle wystraszony pokazem celności łuków, co mając nadzieję, że odnaleźli sprzymierzeńców, lub, przynajmniej, nie dostali się w ręce sług Magów. Mężczyzna wyprostował się i spojrzał Malconowi w oczy. Patrzyli na siebie chwilę, a potem Malcon wyciągnął skrępowane dłonie w kierunku mężczyzny i poczekał, aż pasma skóry opadną. Gdy mężczyzna odwrócił się i poszedł na drugą stronę ognia, jego towarzysze zrobili po kilka kroków w przód i przykucnęli półkolem przed ogniskiem. Malcon przesunął się za plecami nieruchomego Hoka i usiadł, krzyżując nogi – Ogień przygasł nieco i nie raził w oczy, oświetlając twarze uczestników milczącej narady. Ten, który uwolnił ich z więzów, powiedział coś w obcym języku. Hok spojrzał na Malcona i skrzywił się lekko. Malcon spojrzał na mężczyznę i pokiwał przecząco głową. Mężczyzna powiedział znowu coś. Malcon uznał, że jest to inny język, bo brzmiał zupełnie inaczej niż poprzednie zdanie.
– Laberi – powiedział, chciał przedstawić również Hoka, ale powstrzymał się.
Twarz pytającego drgnęła, zmarszczył lekko brwi i spojrzał w ogień. Siedział chwilę nieruchomo w zupełnej ciszy, potem podniósł głowę i wbił spojrzenie w Malcona. Król Laberi poczuł, że wzrok tamtego wwierca mu się pod czaszkę, włosy zjeżyły mu się na głowie i łzy wypłynęły z oczu. Usiłował przymknąć powieki i odciąć się od nieznajomego, ale nie mógł wykonać żadnego ruchu. Nagle oczy, grzebiące w mózgu Malcona, odwróciły się.
– Jak się nazywasz? – powiedział mężczyzna. Skąd przybywasz?
Nie był to czysty mork, język południa, nieznajomy przeciągał zbytnio niektóre głoski, ale mówił szybko, nie namyślając się.
– Malcon z Laberi – uznał, że tu może bez obaw podać swoje imię. Nie sądził, by ktoś wiedział tu, kim jest – A to Hok – wskazał ręką siedzącego obok Hoka. – A wy kim jesteście?
Pytanie pozostało bez odpowiedzi. Mężczyźni z naprzeciwka odwrócili się ku sobie i prawie jednocześnie rzucili po kilka niezrozumiałych słów. Jeden z nich kiwnął kilka razy głową i zapytał:
– Po co weszli tu?
Posługiwał się morkiem dużo gorzej niż jego poprzednik, ale pytanie było jasne.
– Wędrujemy po świecie… – wzruszył ramionami Malcon. – Chcemy zobaczyć ten kraj. Niewiele ludzi tu było, a…
– Dlaczego ukryliście się przed Ed-Rokiem? – przerwał pierwszy pytający.
– Nie wiem, co to jest Edrok – powiedział Malcon, potrząsając lekko głową. W tej samej chwili zrozumiał o co pytał nieznajomy. Musiało to odbić się na jego twarzy, bo tamten zacisnął wargi.
– Nie wiedzieliśmy co to jest, więc na wszelki wypadek schowaliśmy się.
Gospodarze wstali nagle i cofnęli się o krok, tylko ten, który władał swobodnie morkiem stał nieruchomo. Popatrzył na Hoka i przeniósł spojrzenie na Malcona.
– Tu nie sięga władza Magów. I nie sięgnie nigdy. Dopóki choć jeden Pia będzie żył. Wasi władcy wiedzą o tym i nie próbują tu wchodzić, a jeśli postanowili teraz rozpocząć z nami wojnę, to niech tak będzie. Wasze ciała zostaną oblane sklorą i wyrzucone z jaskiń. Magowie dobrze zrozumieją o co nam chodzi.
Mężczyzna odwrócił się i zrobił krok w kierunku korytarza Malcon podniósł rękę i zawołał:
– Nie jesteśmy sługami Magów! To nieprawda!
– Dlaczego kłamać? – powiedział nagle drugi z czwórki.
– Powiedzcie, kim wy jesteście, a wtedy – jeśli nie jesteście naszymi wrogami – powiemy wam całą prawdę. Jeśli uznamy was za wrogów nie powiemy nic, a wy za to będziecie mogli nas zabić. Przecież nawet jeśli jesteście sługami Magów to i tak nic wam nie możemy tu zrobić – powiedział Hok.
– Tego się nie boimy – powiedział przywódca nieznajomych. – Zbyt blisko jesteśmy serca podziemi, żeby bać się władzy Magów – zastanawiał się chwilę i nagle wrócił na swoje miejsce przed ogniem, ale nie siadał już.
– Kim jesteście? – zapytał szybko Malcon.
– Jesteśmy Pia. Ja nazywam się Pashut, jestem wodzem tej części podziemi – odpowiedział przywódca.
– Ale co tu robicie? Ukrywacie się przed Magami? – wtrącił Hok.
Pashut chwycił za rękojeść noża i pochylił się do przodu. Przez chwilę wyglądało, że rzuci się na Hoka, ale opanował się.
– Nikt jeszcze nie powiedział, że Pia chowają się przed Magami. Albo jesteście nieskończenie głupi, albo szukacie szybkiej śmierci. Albo… – przerwał nagle i rzucił spojrzenie na współplemieńców. – Pytaj!
– Walczycie z Magami? – wolno powiedział Malcon.
Pashut zdziwiony spojrzał na pytającego, potem przeniósł wzrok do góry, ku najeżonym dziwnymi łukami dziurom w skalnej ścianie.
– Nie możemy walczyć z Magami – odpowiedział drżącym głosem. – Jest nas za mało – wydusił z siebie i złość błysnęła w jego oczach.
– Ale nie jesteście ich sprzymierzeńcami? – podchwycił Hok.
– Nie! – prawie krzyknął Pashut. – Kończcie pytać!
Malcon spojrzał na Hoka i napotkał jego spojrzenie. Wydało mu się, że Hok zgadza się z jego postanowieniem. Popatrzył na Pashuta i powiedział:
– Przybyliśmy tu walczyć z Magami. Chcemy zniszczyć Yara. Jestem Malcon Dorn, następca tronu Laberi. A to jest król Enda, Hok Loffer.
Malcon wskazał ręką Hoka i opuścił dłoń. Cztery pary oczu wbiły się w jego twarz, po chwili przeniosły się na Hoka. Pashut wyciągnął rękę i sztywno wyprostowanymi palcami wycelował w twarz Malcona.
Читать дальше