Anna Brzezińska - Zbójecki Gościniec

Здесь есть возможность читать онлайн «Anna Brzezińska - Zbójecki Gościniec» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Zbójecki Gościniec: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zbójecki Gościniec»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Więżniów trzymano pod niższą Świątynią, w żelaznych klatkach wpuszczonych w kanały ściekowe. Strażnicy ich nie torturowali, co to, to nie. Po prostu pozwalali im tkwić całymi dniami w kanale, rozmyślać i przyglądać się wielkim jaszczurom, od których roiło się w ściekowisku. Zbójcę otoczyły trzy pokażne, wygłodzone sztuki. I tak siedzieli po przeciwnych stronach żelaznej kraty, trzy bestie i Twardokęsek, dzień za dniem gapiąc się na siebie bezsilnie. Gdy więc pojawił się pierwszy strażnik, zbójca ochoczo wyśpiewał swoją historię… – by po latach zapisać ją mogła Anna Brzezińska, specjalistka od staropolskich obyczajów i magii na królewskich dworach.

Zbójecki Gościniec — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zbójecki Gościniec», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Nie. Utrupić wiedźmę chce przede wszystkim Ciecierka. Samorzutnie i bezzwłocznie – wyjaśnił Twardokęsek. – Reszta to raczej miała chęć jej posłuchać. Jak będzie o was rozprawiała.

– Ruda dziwka w obręczy dri deonema? – cierpko zaśmiała się dziewczyna. – Plugastwo? Kochanica bogini?

– Nie. Nie widzi mi się – zbójca z zakłopotaniem podrapał się po piersi.

– To co?

– Ani chybi o żalnickiego wywołańca idzie. Przecie nie bez przyczyny taki szmat świata się za nim wleczecie. Nadto wyście Suchywilka córka. Zwajcy. Bezbożnika.

– Akurat!

– Nie zapierajcież się własnego ojca – pouczył ją zbójca. – W ogólności to on mnie z tiurmy wywlókł, pies tedy jego bezbożnictwo trącał. Bo wyście się za bardzo z ratunkiem nie pospieszali. Prowadzicie jadziołka. Wiedźma zwierzołaka na podołku piastuje. Ze szczętem my się z plugastwem pobratali. Tylko czemu z nich żadnego pożytku?

– Z ciebie też żadnego pożytku – ziewnęła od posłania wiedźma. – Ani spać nie dajesz. Choć Śmierdziuch cię nawet lubi…

– Co?

– Moja wiedźmia bestia – rzekła z godnością wiedźma. – Nazywam go Śmierdziuch.

– Ciekawe dlaczego? – fałszywie zdumiał się zbójca, któremu zeszłej nocy zwierzołak ziewnął prosto w nos.

– Bo śmierdzi – wyjaśniła umie. – Niech się tylko przemieni. Żadne wiedźmienie nie pomaga. Śmierdzi i już. Widać taka jego natura.

– Czemu więc we Wiedźmiej Wieży nie śmierdział?! – wrzasnął z oburzeniem zbójca. – Ciebie tam rozciągać mieli, niewiasto! Czemuś go nie zawołała?

Wiedźma aż się skuliła.

– Nie krzycz na nią, Twardokęsek – syknęła Szarka. – Lepiej, żeby ci Śmierdziuch zanadto z pomocą nie spieszył, pół Spichrzy by wymordował.

– Najwyżej z tuzin powroźników w wieży stało. Ja bym po nich nie płakał – upierał się zbójca.

– On by na samej wieży nie poprzestał, ale nie w tym rzecz. Kiedy zwierzołak morduje, bez trudu i wiedźmę szał ogarnia.

– Zabiłabym wszystkich – dokończyła wiedźma. Zbójca aż się zachłysnął na ową niespodzianą nowinę.

– Podobnie jest z jadziołkiem – ciągnęła Szarka. – Dlatego się wściekłam, kiedy nad Trwogą zbójców wydusił. On mnie – zacięła się lekko – on mnie podjudza, Twardokęsek. To prawda, że czasami mogę go poszczuć, ale za każdym razem muszę poskramiać. Z trudem, Twardokęsek. Mogłam was tam wymordować.

Gapił się na nią wytrzeszczonymi oczami.

– Nie musiałaś mu mówić – wiedźma pociągnęła nosem. – I tak jest zniechęcony.

– Panujecie nad tym? – zapytał zbójca, kiedy minęły duszności i znów mógł mówić.

– A myślisz, że wiedźmy gnieździłyby się na uroczyskach – spytała zgryźliwie Szarka – jakby mogły na zawołanie obrócić w perzynę połowę Krain Wewnętrznego Morza? Czemu, zamiast panować, wymykają się uzbrojonym w cepy kmiotkom? To wielka magia, Twardokęsek. Ogromna. A potężna moc nie skrępowana chodzi, nie można jej wezwać ani na dobre ujarzmić. Czasami uda się obrócić ją na wspólny pożytek, jak zeszłej nocy w gospodzie, kiedy wiedźma ogień zażegła. Czasami nie.

– Ja to raczej do ziemi mam rękę – wytłumaczyła z zawstydzeniem jaśminowa wiedźma. – Ogniem się bawić nie potrafię, kapusta mi lepiej wychodzi. I groch.

– Groch nieprędko będziemy nasadzać – roześmiała się Szarka. – A z kapusty, to w okolicy tylko Twardokęskowy kapuściany łeb. Na razie czas te pogwarki skończyć, bo się księżniczka obudzi.

– Jak jej Zwajcy nie obudzili – wzruszył ramionami zbójca – to i myśmy bezpieczni. Posłuchajcie tych wrzasków.

– Tu jest całkiem cicho – Szarka skrzywiła się cierpko. – Ale pod moją sypialnią są przytulne podcienia. Tak zajadle świętują, że oka nie zmrużyłam. Sprosili całą kohortę Servenedyjek. Pono nie mogą wchodzić na książęcą ziemię, a pod moimi oknami całe ich mrowie.

– Tak mi się właśnie zdawało – zbójca łypnął szyderczo ku Szarce – że widzę waszego ojca. Pokazywał wojowniczce swój topór za tamtą kępą agrestu. No, teraz to już pewnie oglądają jej tatuaże. Servenedyjki chętnie pokazują tatuaże.

– Niech się do sądnego dnia tarza w agreście – mruknęła zgryźliwie Szarka. – A wiesz, Twardokęsek, co mi Zarzyczka powiedziała? Że wedle północnego obyczaju i tyś mój ojciec.

– Naprawdę? – ucieszyła się wiedźma.

– Imię mi nadał. A jak kto komu imię nada, to go za własne dziecko przyjmuje. Musicie teraz z Suchywilkiem uradzić, czyje prawa większe.

– Nie drwijcie – obruszył się zbójca.

– Gdzieżbym mogła? – zdziwiła się fałszywie. – Ze wzruszenia ledwo mogę dychać. Popatrz, Twardokęsek, ile się dzieci po świecie obraca, co ani swoich ojców nie znają, ani od nich żadnego dobrodziejstwa nie doświadczyły. A ja? Trzech już mam, jak obszył. I może jeszcze inni w kolejce czekają.

– Wy myślicie, że was Suchywilk oszukać próbuje? – zbójca nie krył zdumienia. – Przecież to pospolicie w narodzie wiadomo, że jemu córkę Pomorcy uwieźli. I wybaczcież, po co miałby kłamać?

– Jest wiele przyczyn.

– Jakich przyczyn? – zniecierpliwił się zbójca. – Cały wasz dobytek, ot, to, co na grzbiecie macie.

– A co, mam wierzyć, że z dobrego serca oprawcom was wyrwał? – prychnęła. – Czegoś on ode mnie chce. Wszyscy czegoś ode mnie chcą. Począwszy od Fei Flisyon. Nie chciałam tej przeklętej obręczy. Gwałtem mija na łeb wcisnęła.

– Nie powinna była tego robić – wtrąciła cicho wiedźma. – Bogowie związali swoją moc w jedenaście znaków, po jednym na ochronę każdej z Krain Wewnętrznego Morza. Nie po to, aby służyły jednemu człowiekowi.

– Ano – przytaknął Twardokęsek. – Powiadają u nas w Górach Żmijowych, że Kii Krindar wykuł te znaki po tym, jak Hurk Hrovke spuściła plagę szarańczy i myszy na żalnickie pola. Żeby nigdy więcej złość jednego boga nie niosła zagłady całemu narodowi.

– Przez wieki spoczywały w ukryciu – ciągnęła wiedźma. – Chroniły nas, ale bogowie pilnowali, by żaden nie wpadł w ręce śmiertelnych. Więc kiedy żalnicki książę uciekł ze świątyni z Sorgo na plecach, byli wściekli. Naprawdę wściekli, że taka moc wyrwała się na swobodę.

– Moce zawsze wyrywają się na wolność… z samej swej natury – mruknęła Szarka. – Powinni byli wiedzieć. Nawet parthenoti powinny były wiedzieć.

– Sorgo miał ochraniać Żarniki – mówiła wiedźma. – I nigdy, przenigdy nie powinien ich opuścić. Tak samo jak obręcz powinna pozostać na wyspach.

– Skąd żeś nam tak niespodzianie zmądrzała, kochanie? – z przekąsem zapytała Szarka. – Skąd te wszystkie powinno i należało?

– Bo ja tam byłam – jaśminowa wiedźma skuliła się nagle. – Byłam na Tragance, jak ona zasypiała. Zaraźnica. Złamała prawo, kiedy pozwoliła ci zabrać obręcz, i teraz musiała usnąć. Najpierw Bad Bidmone, teraz Fea Flisyon. Naprawdę odchodzą. Słyszałam. A Fea Flisyon opowiedziała im o tobie – spojrzała niepewnie na Szarkę. – Byłam tam.

– Więc jednak ich słyszycie – zbójca z niedowierzaniem pokręcił głową. – Słyszycie bogów. Gadają – wyjaśnił Szarce – że wiedźmy to potrafią. Nie tylko wtedy, kiedy bóg je wezwie, nie w objawieniu, ale kiedy zechcą. Z własnej woli.

– Fea Flisyon mnie zawołała – wiedźma skuliła się jeszcze bardziej. – Wszyscy się kłócili. Dość już tego, wrzeszczeli, co Zird Zekrun wyprawia, a tu jeszcze obręcz dri deonema bezpańsko szwenda się po Górach Żmijowych.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zbójecki Gościniec»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zbójecki Gościniec» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Zbójecki Gościniec»

Обсуждение, отзывы о книге «Zbójecki Gościniec» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x