Anna Brzezińska - Zbójecki Gościniec

Здесь есть возможность читать онлайн «Anna Brzezińska - Zbójecki Gościniec» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Zbójecki Gościniec: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zbójecki Gościniec»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Więżniów trzymano pod niższą Świątynią, w żelaznych klatkach wpuszczonych w kanały ściekowe. Strażnicy ich nie torturowali, co to, to nie. Po prostu pozwalali im tkwić całymi dniami w kanale, rozmyślać i przyglądać się wielkim jaszczurom, od których roiło się w ściekowisku. Zbójcę otoczyły trzy pokażne, wygłodzone sztuki. I tak siedzieli po przeciwnych stronach żelaznej kraty, trzy bestie i Twardokęsek, dzień za dniem gapiąc się na siebie bezsilnie. Gdy więc pojawił się pierwszy strażnik, zbójca ochoczo wyśpiewał swoją historię… – by po latach zapisać ją mogła Anna Brzezińska, specjalistka od staropolskich obyczajów i magii na królewskich dworach.

Zbójecki Gościniec — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zbójecki Gościniec», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать
Anna Brzezińska Zbójecki Gościniec ROZDZIAŁ PIERWSZY Przed północą spłonęła - фото 1

Anna Brzezińska

Zbójecki Gościniec

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Przed północą spłonęła kolejna wiedźma. Ósma, jak się Twardokęsek dorachował z uderzeń mosiężnego gongu.

– Rychło przyjdzie i wasza kolej. – W drzwiach pokazał się łysy łeb oprawcy. – Niech was tylko dobrze wypytają i prościutko w ogień. A tymczasem gościa macie. Z samej świątyni.

Przybysz strącił podniszczony hiszpański but i sapiąc, opadł na zydel. Zsunął kaptur. Oblicze miał nalane, spocone z wysiłku. I bardzo dobrze zbójcy znajome. Oblicze Mroczka, ongiś kupca sukiennego, a potem zbójeckiego kamrata.

– Zdziwionyś, Twardokęsek? – niedbale spytał Mroczek. – A pamiętasz, co mi w Górach Sowich powiedziałeś? Co komu pisane, to go nie minie. Tak mi rzekłeś i sztyletem nielicho po żebrach zmacałeś…

– Czego chcesz? – warknął zbójca.

– Pogawędzić – Mroczek wyszczerzył nadpsute zęby. – Bo tyś już, Twardokęsek, nie pospolity zbójca. Ty teraz z bogami i książętami za pan brat. Żal tylko, że cię z tego spoufalenia jutro na placu ogniem palić będą. Z wiedźmą pospołu – ukradkiem zmacał pod koszulą chroniący przed urokiem medalik. – Dwóch nas już tylko z całej kompanii zostało, postanowiłem więc kamrata odwiedzić, powspominać stare czasy.

– Czemu cię powroźnicy do wieży wpuścili? – spytał niespokojnie zbójca.

– Bo zapłaceni – wykrzywił się drwiąco – byśmy tu sobie mogli w spokoju porozmawiać. Przy tym wiedźmy się boją. Wolą siedzieć za żelaznymi drzwiami, z dala od plugastwa.

– Widzę ja, Twardokęsek, co ci teraz po łbie chodzi – podjął Mroczek. – Mają mi jutro prawo katowskie czynić, myślisz, jaka dla mnie korzyść język strzępić? Ano taka, że nielekko człekowi na stosie zdychać.

– Był już tu wcześniej ktoś – szyderczo odezwał się Twardokęsek – co mi lekką śmierć za pogawędki obiecywał. Sam książę Evorinth. I z niczym precz poszedł.

– Ale wróci, Twardokęsek – pokiwał głową Mroczek. – Wróci niezawodnie. A wiesz, co wtedy będzie? Poty cię każe kleszczami szarpać, póki wszystkiego nie wyśpiewasz.

Zbójca niepewnie popatrzył ku wiedźmie rozciągniętej na dębowej ławie.

– Jej nie słuchaj, ona cię od kaźni nie wybawi. A ja tak. Ot, okowitę przyniosłem, popijemy, powspominamy… – Mroczek dobył z sakwy solidny bukłak. – Może zamroczysz się i lżej będzie zdychać… A może prócz okowity jeszcze co w sakwie się znajdzie. Ale pierwej mi opowiesz. Wszystko, wedle porządku. Od tamtego dnia, kiedy z naszym skarbczykiem na grzbiecie z kompanii czmychnąłeś. Goniliśmy za tobą, Uchacz nas prowadził, ale nie zgoniliśmy. Może byłoby lepiej, gdybyśmy zgonili…

* * *

Przychodzi kiedyś taki czas, gdy człek chce posmakować bezpiecznego żywota. Twardokęska ów czas zastał na Przełęczy Zdechłej Krowy, w południowym paśmie Gór Żmijowych. Kompania wracała do obozowiska, złupiwszy o zmierzchu bogaty konwój gildii jedwabnej. Twardokęskowi wlekli się ospale, niechętnie, bo zaciężni z kupieckiej straży zdołali porządnie kompanię poszarpać. Dwóch zbójców sczezło: jeden miał w oku ułomek spisy, a drugiemu najemnicy rozpłatali brzuch i darł się straszliwie, póki znudzony Mroczek nie poderżnął mu gardła. Twardokęsek kazał wrzucić ścierwo do rozpadliny, a potem cichaczem wymknął się przed świtem.

Spędził w Górach Żmijowych ze trzy tuziny lat. Zaczynał od czyszczenia kociołków w obozowisku, ale na koniec doszedł do własnej kompanii, małej fortunki i nagrody, nałożonej na jego głowę we wszystkich Krainach Wewnętrznego Morza. Wiedział, że jest sławny, ale po tym, jak w pierwszej karczmie przy trakcie zobaczył przybity na drzwiach swój konterfekt, skóra mu ścierpła na grzbiecie i postanowił uciekać jak najdalej od rodzinnych stron.

Pospiesznie znalazł statek płynący na Szczeżupiny, archipelag rozciągnięty wzdłuż wschodniego krańca Gór Żmijowych, i szczęśliwie wylądował na Tragance. Co prawda, bogini Szczeżupin, Fea Flisyon Od Zarazy, nie cieszyła się najlepszą sławą, jednak Twardokęsek nie był szczególnie pobożny. Każdej wiosny odprawiał świąteczne ceremonie, lecz nie oczekiwał zbyt wiele w zamian. Wiadomo, jak jest z bogami.

Stolica Fei Flisyon spodobała się Twardokęskowi od pierwszego wejrzenia. Znalazł gospodę na południowym stoku góry, wysoko, gdzie nie dochodził smród portowej dzielnicy, zakopał w ogrodzie kuferek ze zrabowanym kamratom łupem i uwierzył, że resztę swych dni przeżyje w spokoju. Po pierwszych nerwowych tygodniach coraz śmielej opuszczał zaułki starego portu i wychodził nawet na główne ulice. Nikt go nie znał, nigdy nawet nie słyszeli jego imienia. A przynajmniej z początku tak myślał.

Miasto było wielkie, światowe. Na nabrzeżu języki Krain Wewnętrznego Morza mieszały się z narzeczami południowych równin i chrapliwą mową Pomortu. Z wieżyc po obu stronach traktu bacznie obserwowano przybyszów. Ci zaś, czując zrozumiały respekt przed sinoborskimi łucznikami, spokojnie przechodzili przez Spiżową Bramę, ku słynnym targowiskom. Fea Flisyon, zwana przez pospólstwo Zaraźnicą lub Morową Panną, wytrwale znosiła wrzaski przekupniów, obelgi pijanych marynarzy, odór gnijących ryb i sztormy zsyłane przez szaloną morską boginkę, Sandalyę. Nie mieszała się ani w zatargi bogów, ani w walki śmiertelników. I właśnie jej rzekoma łagodność zmyliła Twardokęska.

Tamtej nocy wiał paskudny wiatr. W karczmie starego Stulichy, gdzie podawano najlepszą w mieście jałowcówkę, siedziała tylko grupa stałych bywalców. Twardokęsek znał ich z widzenia, lecz bynajmniej nie kwapił się do pogawędki, będąc bowiem człowiekiem rozważnym, nie pytany nie otwierał gęby. Zaszył się w kąciku, obmacywał ryżą posługaczkę i popijał jałowcówkę.

Na stołeczku przy palenisku rozsiadł się mizerny człowieczek: suszył przy ogniu ciżmy, pociągał z garnca i gardłował. Zbójca spotykał go wcześniej. Był to dobry znajomek karczmarza Stulichy, Krupa go wołali. Dawniej ponoć służył w świątyni Morowej Panny, póki go kapłani na dziedzińcu za bluźnierstwa nie oćwiczyli i wygnali.

– Po niebie to oni wtedy gładko, jako krowy po łące, chadzali – rozprawiał Krupa. – Gwiazdy rozpalali według porządku, aby ludziom świeciły, i słonko, by ich grzało. Dobry był czas, jadła dostatek wszelaki, ludzie z bogami pospołu żyli…

Na wpół pijani rybacy przycichli nad poszczerbionym stołem. Z rzadka tylko jeden czy drugi potakująco potrząsnął głową, dolał jałowcówki.

– Później wszakoż ci, którzy stworzyli świat, a było ich pięcioro, rozeszli się i oddalili od siebie – ciągnął Krupa. – I powstał wśród nich spór za sprawą tego, który spętany spoczywał w otchłani. I w zapalczywości swej tworzyli bez miary stwory poczwarne a silne, i nazywali je Dziećmi Gniewu. Zaś najpotężniejsza z nich była Annyonne.

Rudowłosa dziewka wzdrygnęła się na kolanach Twardokęska. Zbójcę też trwoga zdjęła, a trochę i niechętny podziw, bo w Krainach Wewnętrznego Morza mało kto ważył się wspominać przeklęte imię Annyonne. Lepiej tedy uszu nadstawił, choć rozsądek podpowiadał mu, że z podobnego gadania nic dobrego być nie może, tylko zamęt i zgorszenie.

– I podarowano jej skrzydła jasnopióre, by ją po niebie niosły, a także, na własną i innych zgubę, miecz o podwójnym ostrzu, wykuty w otchłani, skąd wyłonili się Stworzyciele; nikt nie mógł oprzeć się owemu ostrzu, nikt prócz tego, kto je wykuł. Aż zdarzyło się, że zawędrowała Annyonne do owej głębi przepastnej, gdzie spoczywał Spętany. Przemówił do niej, ona zaś słuchała i słowa jego wzbudziły w niej pychę bezbrzeżną i pragnienie potęgi. Zasiadła na szczycie świata i poczęła gromadzić wokół siebie inne spośród Dzieci Gniewu i podburzać je, by powstały przeciwko swym panom, Stworzycielom. Dzieci Gniewu zaś słuchały chętnie, gdyż blask niezmierny bił od jej skrzydeł i całej postaci, głos zaś miała słodki i czarowny.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zbójecki Gościniec»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zbójecki Gościniec» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Zbójecki Gościniec»

Обсуждение, отзывы о книге «Zbójecki Gościniec» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x