Anna Brzezińska - Zbójecki Gościniec

Здесь есть возможность читать онлайн «Anna Brzezińska - Zbójecki Gościniec» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Zbójecki Gościniec: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zbójecki Gościniec»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Więżniów trzymano pod niższą Świątynią, w żelaznych klatkach wpuszczonych w kanały ściekowe. Strażnicy ich nie torturowali, co to, to nie. Po prostu pozwalali im tkwić całymi dniami w kanale, rozmyślać i przyglądać się wielkim jaszczurom, od których roiło się w ściekowisku. Zbójcę otoczyły trzy pokażne, wygłodzone sztuki. I tak siedzieli po przeciwnych stronach żelaznej kraty, trzy bestie i Twardokęsek, dzień za dniem gapiąc się na siebie bezsilnie. Gdy więc pojawił się pierwszy strażnik, zbójca ochoczo wyśpiewał swoją historię… – by po latach zapisać ją mogła Anna Brzezińska, specjalistka od staropolskich obyczajów i magii na królewskich dworach.

Zbójecki Gościniec — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zbójecki Gościniec», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Idą do Wiedźmiej Wieży – skwapliwie powtórzył pokojowiec. – Horda Zwajców, żalnicka księżniczka i jeszcze jedna niewiasta. Wszyscy idą do Wiedźmiej Wieży. Pobili starostę, zabrali klucze i idą do wieży…

– Mówiłeś już! – ryknął oswobodzony wreszcie książę. – Mówiłeś, dokąd! Ale po jaką cholerę tam lezą?!

* * *

Powroźników nie udało się zaskoczyć. W przeciwieństwie do książęcych pachołków, którzy rozleniwili się i utyli na spichrzańskich wikcie, łowcy plugastwa pieczołowicie strzegli swego bezpieczeństwa. Przywykli do kociej muzyki i psiego ścierwa, noc w noc podrzucanego przez żaków pod schodki do wieży. Jednak zdarzało się, że Wiedźmią Wieżę nachodzili nie sami szkolarze. Przetrwawszy trzy próby otrucia i jedno podpalenie, powroźnicy sypiali nader ostrożnie.

Kiedy pierwsi Zwajcy podkradali się cichaczem do okutych żelazem drzwi, z okienka wychynął łysy powroźnicki łeb. Poświecił sobie kagankiem, zlustrował pospiesznie majstrującego przy zamku wojownika. I bez zwłoki podniósł wrzask.

– Możecie sobie ninie te klucze w rzyć wetknąć – zauważył siwowłosy Zwajca, kiedy ze środka zaszczekały pospiesznie zakładane sztaby. – Dobrze się, ścierwa, pilnują – pokazał powroźnika zaczajonego w okienku nad drzwiami z pokaźnym mosiężnym kociołkiem. – Widać wrzątek mieli nagotowany. Bardzo roztropnie.

– Niech no który dyla wynajdzie! – rozkazał Suchy – wilk. – A tego mądralę z wrzątkiem strzałą przepłoszyć.

Od strony górnej cytadeli odpowiedziały mu rześkie okrzyki. Spod bram górnego muru wysypywało się mrowie pochodni. Zarzyczka słyszała rozjuszonego księcia Evorintha, który popędzał co bardziej opornych pachołków.

Księżniczka niespokojnie przygryzła wargę. Jedna rzecz odnalezienie z dawna utraconej córki, pomyślała, a zgoła inna ruchawka w spichrzańskiej cytadeli. Musi być to zamieszanie Suchywilkowi na rękę. Zanadto chytry, by się losem jednego sługi przejmować.

– Co to?! – wrzasnął zadyszany książę. – Co to za napaść? Czemuście moich ludzi pobili?

Otaczająca go gromada była przypadkową zbieraniną pałacowych strażników, wścibskich dworzan i najzupełniej przypadkowych gapiów. Ale nawet uzbrojeni w wielkie pałasze pachołkowie nie kwapili się bynajmniej do starcia ze Zwajcami. I książę Evorinth doskonale o tym wiedział.

– Ano to, że mnie wasi ludzie życia zbawić próbowali. Ot, jeszcze krew mam na sukni. – Zarzyczka rozchyliła płaszcz: na spódnicy miała rząd zakrzepłych, rdzawych plam.

To chyba ten chłopiec, przypomniała sobie. Chłopiec z rozprutym brzuchem.

– Nie może być – słabo odpowiedział pan cytadeli.

– Jak nam nie dowierzacie, to idźcie ścierwo na schodach cytadeli obejrzeć – prychnął któryś ze Zwajców. – O ile ich jeszcze kamraci ukradkiem nie uprzątnęli. Całe mrowie nasza kniahinka ubiła.

Rudowłosa wojowniczka uśmiechnęła się miło. Za plecami księcia Evorintha ktoś głośno wciągnął powietrze.

– Kniahinka – powtórzył bezmyślnie książę. – Jaka kniahinka?

– Moja córka – Suchywilk znacząco bawił się toporem.

– Jej człowieka do wieży wtrąciliście, tedy go z powrotem bierzem. Każcie drzwi odewrzeć albo sami rozbijemy – jakby dla potwierdzenia groźby, zza wieży wysypało się truchcikiem paru Zwajców: nieśli imponujący i najpewniej wyłamany z ostrokołu słup.

Książę przymrużył oczy. Nie chciał bijatyki ze Zwajca – mi. Nie w wigilię Żarów, kiedy miasto i tak kipiało ze wzburzenia po napadzie szczuraków.

– Starego wiernego sługę – wyczekująco powtórzył kniaź.

Jego córka zasłoniła usta ręką. Dłonie miała bardzo ładne, choć umorusane, o długich, wąskich palcach. Złotorude włosy nosiła nieskromnie rozpuszczone na ramionach, a nabijany żelazem kubrak – dość nieświeży, jak mimowolnie spostrzegł książę – zupełnie nie przystawał niewieściej godności.

– Musiał was ktoś niecnie w błąd wprowadzić – oznajmił cierpko. – We wieży samo plugastwo siedzi. Wiedźmy i ich pomocnicy. Tych chyba na świat dobywać nie zamyślacie.

– Skoro w wieży samo plugastwo – spytała zuchwale rudowłosa – to chyba nie będzie wam wadzić, jeśli tam zajrzymy?

Rzucił jej nieprzychylne spojrzenie.

– Nie godzi się, by za lichą przyczyną jakieś urazy między nami powstały – zdecydował niechętnie. – Ale to złowieszcze miejsce, krwią naznaczone. Niechaj straż niewiasty do zamku odprowadzi, bezpieczniej tam i opieka lepsza.

– Krwi dość dzisiaj oglądałam – odparła księżniczka. – Gdy zaś o bezpieczeństwie mowa, to nie wydaje mi się, bym mogła polegać na opiece waszych poddanych.

– Skądże pewność, że właśnie moi ludzie was napadli? – zniecierpliwił się książę. – Chyba się z imion nie opowiadali?

– Nie, nie opowiadali – wtrąciła się córka Suchywilka.

– Ale ja w żebraczej gospodzie słyszałam, jak się kilku szubrawców naradzało. Pani zapłaciła, gadali, żeby kuternóżkę ubić, ale z cicha i ukradkiem. Nie przypatrywałam się, inne mi rzeczy w głowie stały. Ale jednego pamiętam, bo miał zajęczą wargę.

Za plecami oniemiałego księcia dworzanie wymieniali znaczące spojrzenia. Książę posiniał.

– Chodźcie – rzucił oschle, zdusiwszy nieszlachetne pragnienie, by zapytać, czego szukała w żebrackiej tawernie. – Pokażę wam Wiedźmią Wieżę. Dobrze się przypatrujcie, bo tam jeszcze cudzoziemska noga nie postała. Otwierajcie, dobrzy mistrzowie! – rozkazał łysemu, który przypatrywał się zajściu z okienka nad wrotami.

Zarzyczka niepewnie rozglądała się po wnętrzu wieży. Na zawilgłych, poznaczonych zaciekami porostów ścianach wisiały wianki śmierdzących ziół, czosnek i coś, co wedle księżniczki musiało być jakimś zasuszonym pierzastym truchłem. Zgadywała, że owe dziwaczne remedia miały osłabiać wiedźmią magię. Nie miała jednak wielkiego doświadczenia z wiedźmami, Wężymord zadbał, by w Żalnikach nie zostało ich zbyt wiele.

– Od których zaczniemy? – książę Evorinth z przekąsem pokazał szereg bliźniaczych, niewielkich drzwiczek. – Bylebyśmy przed świtem zdążyli, bo tu prawie w każdej komnatce wiedźma siedzi. Pracowity dzień mistrzowie mieli.

– Niemiły zakątek – Suchywilk oparł się o pokrytą czerwonymi symbolami ścianę. – Choć waszych ludzi widno zadowala, nawet biesiadować gotowi. Co to za śpiewy?

– Widać mistrzowie sprowadzili kapłanów – wyjaśnił obojętnie książę. – Żeby świątobliwymi pieśniami plugastwu moc odbierali.

– E, ci to chyba nie bardzo pobożnie śpiewają – kniaź przyłożył ucho do drzwi. – Posłuchajcież, wasza miłość. Toż to jest znana śpiewka o tym, jak dwie kopiennickie niewiasty niedźwiedzia w malinach przydybały…

Książę gwałtownie otworzył komnatę. W środku dwóch przyjacielsko objętych mężczyzn ryczało skoczną piosenkę. Większy był przykuty do muru solidnym łańcuchem, mniejszy nosił na grzbiecie brunatną kapicę kapłanów Zird Zekruna. Obaj byli zupełnie pijani.

– Oszpecili mnie! – zawyła rozciągnięta na ławie golusieńka niewiasta. – Ogolili!

Zarzyczka zagapiła się na nią w osłupieniu.

– To żaden stary wierny sługa – zgryźliwie wyjaśnił książę Evorinth. – To nic innego, jeno Twardokęsek. Poniekąd okoliczna zbójecka znakomitość, bo on tu już parę tuzinów lat w Górach Żmijowych grabi. Bardzom rad, że mi się tak szczęśliwie napatoczył.

– Jakim sposobem w wasze ręce wpadł? – zaciekawiła się zwajecka kniahinka.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zbójecki Gościniec»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zbójecki Gościniec» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Zbójecki Gościniec»

Обсуждение, отзывы о книге «Zbójecki Gościniec» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x