Anna Brzezińska - Zbójecki Gościniec

Здесь есть возможность читать онлайн «Anna Brzezińska - Zbójecki Gościniec» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Zbójecki Gościniec: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zbójecki Gościniec»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Więżniów trzymano pod niższą Świątynią, w żelaznych klatkach wpuszczonych w kanały ściekowe. Strażnicy ich nie torturowali, co to, to nie. Po prostu pozwalali im tkwić całymi dniami w kanale, rozmyślać i przyglądać się wielkim jaszczurom, od których roiło się w ściekowisku. Zbójcę otoczyły trzy pokażne, wygłodzone sztuki. I tak siedzieli po przeciwnych stronach żelaznej kraty, trzy bestie i Twardokęsek, dzień za dniem gapiąc się na siebie bezsilnie. Gdy więc pojawił się pierwszy strażnik, zbójca ochoczo wyśpiewał swoją historię… – by po latach zapisać ją mogła Anna Brzezińska, specjalistka od staropolskich obyczajów i magii na królewskich dworach.

Zbójecki Gościniec — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zbójecki Gościniec», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Przy palenisku grupa obdartusów grała w kości. Po prawdzie, uciecha ta była w Spichrzy surowo zabroniona edyktem księcia Evorintha, lecz żaden z miejskich pachołków nie był na tyle zuchwały, by zapuszczać się do dziadowskiej gospody. W kącie trzech zwróconych plecami do izby mężczyzn naradzało się szeptem. Mizerny człowieczek o twarzy oszpeconej zajęczą wargą obejrzał się przez ramię, przesunął wzrokiem po Szarce i zaraz obrócił się ku kompanom.

– A luda co się zlazło! – przy stole krępy żebrak z opaską ślepca niedbale zsuniętą na szyję rozprawiał o wiedźmie, którą pod wieczór sprawiono na Rybim Rynku. – Aż w nosie kręciło od szpikanardy, czosnku i wołka, co się nimi obwiesili ze strachu przed urokiem. Trzech powroźników, nie nasi, nie z Wiedźmiej Wieży, ale widno z gór ściągnęli, bo gęby mieli czarniawe, ogorzałe, a ślepia złe i przewrotne, przytroczyło wiedźmę do słupa i jeden ją wielce umiejętnie szarpał rozgrzanymi kleszczami, powolutku, aby nie sczezła przed czasem. Z początku zapierała się i znajomków o litość błagała, bo była tutejsza, u Starej Bramy chmiel warzyła. Ale kiedy ją nieźle wiedźmimi pazurkami popróbował, jako ptaszka śpiewać zaczęła – zarechotał – cieniutenko, i kumoterki wydawać.

– Ech, popamiętają zamsiki to szczurze święto – zaśmiał się inny. – Draby po domach chodzą, wiedźmy spod pierzyn wyciągają. Nie jeno zielarki, ale i panie paradne.

– Aby drzwi dobrze zawrzyjcie! – krzyknął gospodarz, kiedy Szarka przechodziła nad wysokim progiem. – Pierwszy raz was widzę, siostro – dodał podejrzliwie. – Tu zarobku nie znajdziecie.

– Nalejcie okowity – rzuciła mu kilka miedziaków. – Karła szukam.

– A, karła – uspokoił się nieco. – Tedyście w czas przyszli, bo właśnie Szpotawego do cna ograbił. Może będzie z wami gadać.

Z glinianym kubkiem w ręce Szarka przepchnęła się nieco bliżej paleniska. Przysiadła, popijając okowitę, i niedbale przyglądała się grającym.

Stara suka wylazła spod stołu, położyła łeb na kolanie dziewczyny, która bezwiednie zaczęła gładzić wyliniałą sierść zwierzęcia. Lubiły ją psy, choć doprawdy nie wiedziała, dlaczego. Niegdyś wieczorami zakradały się do jej komnaty, brązowe suche posokowce, zażarte i śmigłe w polowaniu. Mokerna gniewała się, krzycząc, że nie przystoi, by bydlęta sypiały u pani w alkierzu, lecz ona nigdy nie potrafiła ich odpędzać. I na końcu, choć były rzeczy dawniejsze i bardziej zapiekłe, to właśnie miało je poróżnić dotkliwiej może niż wszystko inne. Wspomnienie złotookiej suki z rozprutym brzuchem, gdy zdychała u jej stóp.

Mokerna, ciężkie, zgrubiałe ręce na moim czole – nie płacz, córuchno, nie trza w nocy płakać, jeszcze twoich krew nie pobielała, wstyd tobie płakać.

Ciężki od rosy łan, zimna, twarda ziemia, chodźmy w pole, mateńko, chodźmy w pole spać, nie znajdą nas nocką, nie ubiją. Pasiasty biało – niebieski fartuch. Sen.

Czterech jeźdźców, niskie sterane konie o krótko urżniętych ogonach. I ta dziewczynka wciąż krzyczy, choć suchy kurz drogi drapie gardło, krzyczy nawet wówczas, gdy pasiasty fartuch dawno zniknął w kurzawie.

Obietnice daremne, w złą godzinę wypowiedziane słowa. Wrócę, Mokerno, nie zapomnę. A zdało się raczej z pamięci wygnać, żelazem wypalić…

U stołu wciąż gadano o wiedźmach. Szarka czujnie nastawiła uszu, ale dowiedziała się tylko tyle, że nazbyt mokre drewno na stos podłożono, a skazanym zawczasu wyrwano języki, by oprawców nie przeklęły. Podobno były młode, ale dobrze w plugawym rzemiośle zaprawione. Nie dość że się pokładały ze szczurakami, ale jeszcze dzieciątka maleńkie dla nich kradły. A wiadomo przecież, iż dla złego nie ma większej rozkoszy, niż wytoczyć krew z niewinnego dziecka i jady z niej okrutne warzyć.

Przy kościach zostało trzech graczy: wielki chłop na gębie żelazem pryskowany, jednoręki i karzeł. Po przyodziewku niziołka było znać, że w innej kompanii się obraca, nie pomiędzy żebrakami. Co nie dziwiło, bo karłów za wesołków przy dworach panowie trzymali i wielce ich ceniono. Zazwyczaj były to krzywulce niewydarzone, koślawe, paskudne. Tymczasem niziołek przy kominie był wcale kształtny. Plecy miał proste, opięte czerwonymi rajtuzami łydki zgrabne, tyle że żebrakom ledwie do łokcia sięgał. Bujna, starannie spleciona broda niemal zupełnie przesłaniała mu twarz. Bulwiasty nos przebijał się przez gęstwę włosów, a głęboko osadzone czarne oczka były zdumiewająco bystre. Szarka nie potrafiła odgadnąć jego wieku.

Rzut piętnowanego okazał się niepomyślny. Zniechęcony wytrząsnął z sakiewki parę drobnych i przysiadł się do miski z mamałygą, przegnawszy z ławy łysą niewiastę.

– By jeno nikt was nie przydybał – zaszemrał za plecami Szarki przyciszony głos. – Pani dziewce łeb przykazała skręcić, ale cichcem i po kryjomu. Resztę zapłaty potem dostaniecie. Srebrnymi groszami, książęcymi. A jak się komu wygadacie…

– Toż nam nie pierwszyzna – zaśmiał się ktoś w odpowiedzi. – Ja waszej pani nie doradzam, jako księciu nocką wygadzać, tedy i ona niech mnie w moim rzemiośle nie poucza. A dziewka kuternóżka, niemrawa, ani się spostrzeże.

– Tedy idźcie, zda się koło naszych spraw zakrzątnąć.

Kątem oka spostrzegła, jak Zajęcza Warga wymyka się z gospody. Bez pośpiechu dopiła okowitę i podeszła do paleniska, gdzie przy wtórze przekleństw niziołek zbierał wygraną. Żebracy przyglądali się jej nieufnie.

– Zagrasz, siostro? – karzeł szacował ją zmrużonymi oczkami.

– Nie, nie mam szczęścia – odparła. – Ale was właśnie szukam. Jaszczyk mnie przysyła.

– A, ten błazen! – mruknął niziołek. – Co was tak wszystkie świerzbi, by księciu leźć przed oczy? Kurwa czy szlachcianka, psiakrew, żadnej różnicy. Nie takie jak ty mu w głowie. Żalnicka księżniczka ze świtą zjechała. A Jasenka też po cytadeli jak wściekła suka się snuje, czeka, by kogo na prągu oćwiczyć. Po co ci do cytadeli leźć, dziewko? Mnie za jedno, Jaszczyk srebrem płacił, tedy umowy dotrzymam, ale nic tam po tobie. No, bywajcie, kamraci! – rzucił półgroszówkę gospodarzowi. – Czas księcia naszą przytomnością uradować.

Nikt mu nie odpowiedział. Tylko Trzpień, starosta żebraczy, popatrzył nieprzyjaźnie spod najeżonych, szpakowatych brwi.

– Nie strach wam tak z pełną sakiewką po ciemnicy łazić? – spytała, kiedy zanurzyli się w zapuszczone błotniste uliczki.

– Niech nie będzie zwolennik nad mistrza mądrzejszy – karzeł przeskoczył nad rynsztokiem i skręcił w jeszcze ciemniejszy i bardziej cuchnący zaułek. – A tobie, dzieweczko, nie strach było do żebrackiej gospody iść? Coś ty sobie myślała? Że brzeszczot zoczą i snadnie po nim poznają, że tu nie z prostą dziwką sprawa? I że się zlękną, dziewkę samopas oglądając? Akurat. Siedzi tam teraz Trzpień z kamratami i duma, czy w nagłej potrzebie obracać mieczami potrafisz, czy jeno hałasu narobisz. A, jako że Trzpień człek jest rozważny, przed końcem trzech kolejek ni o krok się nie ruszy. Tak czy owak, iście niewieścia głupota do żebraczej karczmy nocką przyleźć. Ale nie troskaj się, dzieweczko – zarechotał złośliwie. – Wielki przymiot u niewiasty głupota i wielce w nim dobry pan Evorinth gustuje. Może i w tobie zagustuje…

– Jako rzekłem – rozwodził się dalej – pewnikiem po – kosztujesz łask naszego dobrego pana… jako i wszystkie inne dziewki w cytadeli pokosztowały, od dworek księżnej po dójki z obory. Jeno nie tej nocki, bo drabowie bardzo pilnują, niejedną już wiedźmę, co przeciwko pańskiemu życiu knowała, przydybawszy. Za to jutro igry będą, do pierścieni gonienie i maskarada wielka dla księżniczki zgotowana – zachichotał z cicha. – Żadna sztuka jedną białogłowe więcej wprowadzić, kiedy się ich tam mrowie całe będzie krzątać – zachybotał się na wysokich kamieniach, które gwoli wygody przechodniów osadzono w co bardziej błotnistych ulicach.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zbójecki Gościniec»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zbójecki Gościniec» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Zbójecki Gościniec»

Обсуждение, отзывы о книге «Zbójecki Gościniec» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x