– Nie mogę uwierzyć, że uwinęli się tak szybko – mruknął Edward w zamyśleniu. – Nic nie poczułem. Mają jednak wprawę.
Zamknąwszy znowu oczy, przycisnął wargi do mojej skroni. Jego aksamitny baryton pieścił moje uszy.
~ „Śmierć, co wyssała miód twego tchnienia, wdzięków twoich otrzeć nie zdołała jeszcze” *– wyszeptał.
Rozpoznałam kwestię Romea wypowiedzianą nad ciałem Julii.
Zegar zabił po raz dwunasty i ostatni.
– Pachniesz dokładnie tak jak za życia – ciągnął Edward więc może rzeczywiście trafiłem do piekła. Wszystko mi jedno. Niech będzie i tak.
– Jeszcze żyję! – przerwałam mu, szamocząc się w jego ramionach. – I ty również! Błagam, cofnij się! Zaraz cię któryś zauważy.
Edward zmarszczył czoło, zdezorientowany.
– Czy możesz powtórzyć to, co powiedziałaś? – odezwał się uprzejmie.
– To nie piekło! Żyjemy, przynajmniej na razie! Ale musimy się stąd wynieść, zanim Volturi…
Nie czekał, aż skończę. Uzmysłowiwszy sobie swoją pomyłkę, przycisnął mnie znienacka do chłodnej ściany, a sam odwrócił się do mnie plecami, rozkładając szeroko ręce, jakby chciał mnie przed czymś osłonić. Wyjrzałam mu spod pachy. Z cienia wyłoniły się dwie złowrogie postacie.
– Witam. – Edward zaimponował mi swoim refleksem i opanowaniem. – Chyba nadaremno się panowie fatygowali. Proszę jednak przekazać Wielkiej Trójce moje serdeczne podziękowania za godne pochwały wywiązywanie się z obowiązków.
– Czy nie powinniśmy przenieść się w miejsce bardziej dogodne do rozmowy? – spytał jeden z przybyszów zjadliwie.
– Nie widzę takiej potrzeby – odparł Edward oschle. – Wiem, Feliksie, jakie ci wydano rozkazy, a ja nie złamałem żadnej z reguł.
– Feliks pragnie jedynie zauważyć, że stoimy niebezpiecznie blisko słońca – wyjaśnił drugi nieznajomy łagodząco. Obaj byli ubrani we wzdęte wiatrem szare peleryny z kapturami. – Odejdźmy kawałek w bok.
– Prowadźcie – zaproponował mój ukochany. – Będę szedł tu za wami. Bello, może byś tak wyszła na plac i przyłączyła się innych świętujących?
– Nie, dziewczyna też – rozkazał Feliks. Nie widziałam jego twarzy, ale wyczułam, że złośliwie się uśmiechnął.
– Nie ma mowy – warknął Edward.
Nie udawał dłużej, że to, co się dzieje, mu się podoba. Przeniósł ciężar ciała na drugą nogę. Szykował się do walki.
– Nie! – wykrztusiłam bezgłośnie.
Dyskretnie mnie uciszył.
– Feliks, nie tutaj – upomniał wampira jego rozsądniejszy towarzysz, po czym zwrócił się do Edwarda. – Aro pragnie po prostu znów cię widzieć, jeśli porzuciłeś na dobre swoje plany.
– Rozumiem, ale dziewczyna zostaje na placu.
– Obawiam się, że to niemożliwe – oświadczył tamten przepraszająco. – Musimy przestrzegać pewnych zasad.
– W takim razie ja się obawiam, że nie mogę przyjąć zaproszenia Aro, Demetri.
– Nic nie szkodzi – zamruczał Feliks.
Kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do panujących w uliczce ciemności, zauważyłam, że jest potężny – wysoki i szeroki w barach. Przypominał Emmetta.
– Aro będzie niepocieszony – westchną! Demetri.
– Jakoś to przeżyje – stwierdził Edward.
Wysłannicy Volturi przesunęli się w stronę placu – Feliks nieco bardziej, tak, że dzielący ich odstęp się zwiększył. Dzięki pelerynom i kapturom nie musieli się martwić słońcem. Domyśliłam się, że zamierzają doskoczyć do Edwarda z dwóch stron, a potem przegonić go w głąb wijącego się zaułka, żeby nie niepokoić mieszkańców i turystów.
Chłopak nie ruszył się choćby o centymetr. Chroniąc mnie, wydawał na siebie wyrok.
Nagle zerknął w mrok. Feliks i Demetri poszli w jego ślady. Moje ludzkie zmysły nie były w stanie wychwycić tego, co ich zajmowało.
– Panowie, proszę nie zapominać o dobrych manierach – nakazał ktoś sopranem. – Nie przy paniach.
Oba zakapturzone wampiry przyjęły bardziej neutralne pozy.
Alice sprawiała wrażenie w pełni zrelaksowanej. Jak gdyby nigdy nic, zajęła miejsce u boku brata. Chociaż przy barczystym Feliksie wyglądała na bezbronne chucherko, zrzedła mu mina. Wolał widać mieć nad przeciwnikiem wyraźną przewagę.
– Nie jesteśmy sami – przypomniała im dziewczyna.
Demetri zerknął na plac. Kilka metrów od wylotu zaułka stała nadal para małżeńska z dwiema córeczkami – wszyscy czworo bacznie się nam teraz przyglądali. Unikając wzroku Demetriego matka dziewczynek powiedziała coś wzburzona do męża, a ten odszedł kawałek i poklepał po ramieniu jednego z odwróconych tyłem mężczyzn w czerwonych marynarkach. Demetri pokręcił głową z dezaprobatą.
– Edwardzie, nie zachowujmy się jak dzieci.
– Właśnie – przytaknął Edward. – Rozejdźmy się w pokoju. Jego rozmówca westchnął, sfrustrowany.
– Przenieśmy się dokądś i porozmawiajmy – poprosił.
Do rodzinki dołączyło sześciu identycznie odzianych mężczyzn. Nie interweniowali, ale byli na to gotowi. Czekali na rozwój wypadków.
Edward wciąż osłaniał mnie własnym ciałem. Podejrzewałam, że to głównie z tego powodu zbierają się gapie. Gdym tylko mogła, krzyknęłabym, żeby uciekali.
– Nie – odmówił mój luby stanowczo. Feliks uśmiechnął się, odsłaniając zęby.
– Dosyć tego! – przerwał mu czyjś piskliwy głos.
Nasza gromadka powiększyła się o kolejnego przybysza. Nie miałam wątpliwości, że to także wampir – kto inny pętałby się po ciemnych uliczkach w długiej szacie?
Mimo peleryny – nie szarej, lecz niemal czarnej – widać było, że nieznajomy, niższy od Alice, jest bardzo szczupły i ma androgeniczną budowę ciała. To i krótko obcięte jasnobrązowe włosy sprawiły, że z początku wzięłam go za chłopca. Tyle że jego twarz była, jak na chłopca, zbyt piękna. Wielkich oczu i pełnych warg mógłby pozazdrościć mu (a raczej jej) anioł Botticellcgo.
Nawet wziąwszy poprawkę na to, że tęczówki tych oczu były szkarłatne.
Dlaczego Feliks i Demetri bali się dziewczynki? Mogła być wampirem, ale była przecież od nich mniejsza. Tymczasem obaj, niczym pragnące uchodzić za niewiniątka łobuziaki, oparli się o przeciwległy mur z rękami założonymi na plecach.
Edward również się rozluźnił, ale z innych pobudek.
– Jane – wyszeptał z rezygnacją.
Nie pojmowałam, co jest grane. Wszyscy kapitulowali z powodu jednej małej dziewczynki! Alice złożyła ręce na piersiach.
– Za mną – rozkazała Jane, odwracając się na pięcie. Była tak pewna siebie, że nie sprawdziła nawet, czy jej posłuchaliśmy.
Feliks puścił nas przodem ze złośliwym uśmieszkiem.
Alice ruszyła pierwsza. Edward objął mnie w pasie i pociągnął za sobą. Razem dołączyliśmy do jego siostry. Feliks wraz z Demetrim poszli zapewne za nami, chociaż nie zdradzał tego żaden dźwięk.
Uliczka, coraz węższa, skręcała po kilku metrach, jednocześnie łagodnie opadając. Wystraszona, spojrzałam na mojego ukochanego z niemym pytaniem w oczach, ale pokręcił tylko przecząco głową.
– Cóż, Alice – odezwał się, z pozoru swobodnym tonem. – Chyba nie powinienem się dziwić, że cię tu widzę.
– To ja popełniłam błąd, więc to ja musiałam go naprawić – wyjaśniła, wzruszając ramionami.
– Co się tak właściwie wydarzyło? – spytał, udając, że robi to tylko przez grzeczność, a tak naprawdę cała sprawa niezbyt go interesuje. Nie zapominali, że przysłuchują im się trzej wrogowie.
– Długo by opowiadać. – Alice zerknęła na mnie znacząco. – W dużym skrócie, Bella skoczyła jednak z klifu, ale nie z zamiarem popełnienia samobójstwa. Podczas naszej nieobecności stała się po prostu miłośniczką sportów ekstremalnych.
Читать дальше