Nie posłuchał. Zaczął przeciskać się za mną do wyjścia.
– Naprawdę, nie musisz wychodzić – zaoponowałam przy drzwiach. – Niech, chociaż jedno z nas nie zmarnuje tych ośmiu dolarów.
– Nic nie szkodzi. Ten film i tak jest do bani.
Wyszliśmy z sali. Ani śladu Mike'a. Jacob poszedł sprawdzić w męskiej toalecie. Poniekąd dobrze się złożyło, że zrezygnował z seansu – sama nie odważyłabym się tam zajrzeć. Nie było go tylko kilka sekund.
– Zguba się znalazła – oświadczył drwiącym tonem.
Co za mięczak! Powinnaś trzymać się z ludźmi o silniejszych żołądkach.
Z ludźmi, którzy na widok krwi śmieją się, a nie wymiotują.
– Masz rację – odparłam z sarkazmem – muszę się rozejrzeć za kimś takim. Obiecuję, że będę miała oczy szeroko otwarte. Poza nami w przedsionku przy salach nie było żywego ducha – do końca każdego z seansów pozostało, co najmniej pół godziny. Cisze przerywały jedynie dochodzące z bufetu w hallu charakterystyczne odgłosy wydawane przez zamieniające się w popcorn ziarna kukurydzy.
Jacob usiadł na pokrytej welurem ławce stojącej pod ścianą i poklepał zachęcająco wolne miejsce obok siebie.
– Mike nie wyglądał na kogoś, kto szybko dojdzie do siebie – Wyciągnął nogi, gotując się na dłuższe czekanie. Dołączyłam do niego z westchnieniem. Podejrzewałam, że zaraz ponowi próbę zalotów i nie pomyliłam się. Gdy tylko zajęłam na ławce, objął mnie ramieniem.
– Jake – fuknęłam, odsuwając się. Cofnął rękę, ale nie wydawał się być ani trochę zakłopotany. Chwycił moją dłoń, a kiedy usiłowałam ją wyrwać, złapał mnie drugą ręką za nadgarstek. Skąd brał tyle pewności siebie?
– Poczekaj chwilkę, Bello – poprosił łagodnie. – Chciałbym ci zadać kilka pytań.
Skrzywiłam się. Nie zamierzałam poruszać tego tematu – ani tu w kinie ani nigdzie indziej. Jacob był moim jedynym przyjacielem. Po kiego licha robił wszystko, żeby zepsuć to, co nas łączyło?
– Co? – burknęłam.
– Lubisz mnie, prawda?
– co za głupie pytanie.
– Bardziej niż tego pajaca, który wypluwa teraz własne flaki? – Wskazał głową drzwi do ubikacji.
– Bardziej.
– Bardziej niż jakiegokolwiek innego chłopaka?
Wciąż nie tracił pewności siebie, jakby było mu wszystko jedno, co powiem, albo jakby z góry znał moje odpowiedzi.
– I bardziej niż jakąkolwiek dziewczynę – uzupełniłam.
– Ale nic więcej.
Chociaż nie było to pytanie, czułam, że muszę coś powiedzieć ale pewne słowo nie chciało mi przejść przez gardło. Bałam się reakcji Jacoba. Czy odmowa bardzo by go zraniła? Może miałam już nigdy więcej nie zobaczyć? Nie byłam pewna, czy poradziłabym sobie z samotnością.
– Nic więcej – powtórzyłam w końcu cicho.
Uśmiechnął się pogodnie.
Nie ma sprawy. Najważniejsze, że jestem twoim najlepszy kumplem. I że uważasz, że jestem przystojny. Czy coś w tym stylu. Ale nie odpuszczę.
Nie licz na to, że mi się odmieni – uprzedziłam. Starałam się zachować normalny ton głosu, jednak sama wyczulam w nim smutek.
Jacob spoważniał.
– Cały czas za nim tęsknisz, prawda? – spytał z troską.
Wzruszyło mnie, że nie użył imienia. I wcześniej to z muzyką.
Nie musiałam mówić. Podświadomie wyczuwał, jak się ze mną obchodzić.
– Spokojnie – dodał. – Nie oczekuję, że będziesz mi się zwierzać.
Uśmiechnęłam się z wdzięcznością.
– Ale nie denerwuj się na mnie za to, że będę się w koło ciebie kręcił. – Poklepał mnie po wierzchu dłoni. – Bo tak łatwo się nie poddam. Mam czas.
Westchnęłam.
– Wolałabym, żebyś go na mnie nie marnował – powiedziałam, chociaż po prawdzie bardzo mi na tym zależało. Zwłaszcza że Jacob był gotowy zaakceptować mnie taką, jaką byłam – przyjąć bez protestów uszkodzony towar.
– Chciałbym nadal spędzać z tobą popołudnia i weekendy. Jeśli nie masz nic przeciwko.
– Nie wyobrażam sobie popołudni bez ciebie – przyznała szczerze.
Ucieszył się.
– To mi się podoba.
– Tylko nie wymagaj ode mnie niczego więcej! – ostrzegłam próbując wyrwać dłoń z jego uścisku. Bez powodzenia.
– To ci chyba nie przeszkadza? – spytał, ściskając moje palce.
Zastanowiłam się.
– Właściwie to nie.
Miał takie ciepłe ręce, a ja ostatnio marzłam bez przerwy.
– I nie przejmujesz się tym, co pomyśli sobie nasz wymiotujący kolega?
– Raczej nie.
– Więc w czym problem?
– Problem w tym, że to trzymanie się za ręce oznacza dla ciebie coś innego niż dla mnie.
– Ścisnął moją dłoń jeszcze mocniej. – To mój problem nie twój. – Niech ci będzie – mruknęłam. – Tylko o tym nie zapominaj.
– Nie zapomnę. Jestem teraz na cenzurowanym, tak? – Dał mi sójkę w bok.
Wywróciłam oczami. Trudno, miał prawo żartować sobie ze swojego położenia.
Przez minutę siedzieliśmy w milczeniu. Zadowolony z siebie Jacob krążył małym palcem po wnętrzu mojej uwięzionej dłoni.
– Masz tu taką dziwną bliznę – zauważył nagle. Obrócił moją móc jej się przyjrzeć. – Gdzie się tak załatwiłaś? – Długi srebrzysty półksiężyc ledwie się odcinał od mojej bladej skóry. Spojrzałam na niego wilkiem.
– Czy naprawdę sądzisz, że pamiętam, skąd wzięła się każda blizna?
Pewna, że lada chwila zegnę się wpół, zaciskając zęby, szykowałam się na nadejście bólu niesionego z falą wspomnień, ale obecność Jacoba, jak zwykle, działała odstraszająco na moje demony.
– To miejsce jest chłodne – zdziwił się Jacob, przesuwając palcami po pamiątce, jaką pozostawił mi James.
W tym samym momencie z ubikacji wyszedł Mike. Wyglądał jak żywy trup. Jedną ręką przytrzymywał się ściany.
– Och, Mike – szepnęłam. Podbiegłam do niego, żeby pomóc mu iść.
– Czy będziecie mieli mi za złe, jeśli już wrócimy do domu?
– Skąd – zapewniłam go gorąco.
– Przeceniłeś swoje możliwości, co? Za dużo krwi na ekranie? – Jacob nie zamierzał stosować wobec rywala taryfy ulgowej.
Mike zacisnął usta.
– Nie widziałem nawet pierwszej sceny. Zemdliło mnie jeszcze na reklamach.
– Mike! Trzeba było nam powiedzieć – wypomniałam mu.
– Miałem nadzieję, że mi przejdzie – usprawiedliwił się.
Dochodziliśmy już do drzwi wyjściowych.
– Poczekajcie sekundkę. – Jacob zawrócił do bufetu. – Czy mógłbym prosić o puste wiaderko do popcornu? – spytał dziewczynę za ladą.
Zerknęła na Mike'a i bez zbędnych ceregieli podała Jake'owi to, o co prosił.
– Wyprowadźcie go szybko na zewnątrz, błagam – jęknęła.
Najwidoczniej to do jej obowiązków należało mycie podłogi.
Wyszliśmy w chłodne, wieczorne powietrze – ja z Mikiem, a Jacob tuż za nami. Lekko mżyło. Mike wziął kilka głębokich wdechów, a potem pomogliśmy mu wsiąść do samochodu. Jacob wręczył mu z poważną miną tekturowe wiaderko.
– Proszę.
Nic więcej nie powiedział.
Spuściliśmy trochę szyby, żeby zrobić dla Mike'a przewiew. Podmuchy wiatru były lodowate. Skuliłam się i owinęłam rękawa.
– Zmarzłaś? – Zanim zdążyłam odpowiedzieć, Jacob otoczy mnie ramieniem.
– A ty nie?
Pokręcił przecząco głową.
– Chyba masz gorączkę – stwierdziłam. Przyłożyłam mu dłoń do czoła było rozpalone. – Jake, można się o ciebie oparzyć!
– Bzdura. Jestem zdrów jak ryba. Zmarszczyłam czoło i sprawdziłam jeszcze raz. Gorące, jak byk.
Читать дальше