– To dzisiaj ja prowadzę?
– Tak, ty. Jasne.
Zgodziwszy się, westchnęłam teatralnie.
– Coś nie tak?
– Poddaję się. Po rabbicie już niczym cię nie przebiję. Wygrałeś. Chylę czoła. Jesteś starszy.
Wzruszył ramionami.
– Oczywiście, że jestem starszy.
Zza rogu wyłonił się van Mike'a. Wyrwałam dłoń z uścisku Jacoba. Spojrzał na mnie wilkiem.
– Pamiętam tego gościa – odezwał się, przyglądając się, jak Mike parkuje po drugiej stronie ulicy. – Wtedy na plaży był taki zazdrosny, jakbyś była jego dziewczyną. Czy wciąż ma problemy z odróżnianiem życia od marzeń?
Uniosłam jedną brew.
– Niektórych trudno zniechęcić.
– Czasami wytrwałość zostaje nagrodzona.
– Ale w większości przypadków tylko irytuje drugą stronę.
Cóż, zebrało nam się na aluzje.
Mike wysiadł z auta i przeszedł przez jezdnię.
– Cześć, Bella – zawołał, po czym spojrzał na Jacoba. Zmierzył rywala wzrokiem. Zerknęłam na Indianina, starając się zachować obiektywizm. Ani trochę nie wyglądał na szesnastolatka. Twarz mu ostatnio bardzo wydoroślała. No i ten wzrost – Mike sięgał mu ledwie do ramienia. Wolałam nawet nie myśleć, jak ja prezentuje się przy nim.
– Cześć, Mike. Pamiętasz Jacoba?
– Nie za bardzo. – Mike wyciągnął rękę, żeby przywitać się po męsku.
– Mike Newton.
– Jacob Black. Stary przyjaciel rodziny.
Uścisnęli sobie dłonie z większą siłą, niż wypadało. Po wszystkim Mike musiał rozmasować sobie palce. W kuchni rozdzwonił się telefon.
– Przepraszam, to może być Charlie – usprawiedliwiłam się i pobiegłam odebrać. Dzwonił Ben z informacją, że Angela dostała grypy żołądkowej. Sam też miał się nie pojawić, bo chciał się nią opiekować. Zdawał sobie sprawę, że stawia nas w nieco niezręcznej sytuacji, ale uważał, że nie powinien się bawić, kiedy jego dziewczyna cierpi.
Wróciłam na podjazd, kręcąc z niedowierzaniem głową. Chociaż było mi szczerze żal biednej Angeli, najchętniej bym ją udusiła. Ją i Bena. Co za pasztet! Pięknie – miałam spędzić wieczór z dwoma nienawidzącymi się zalotnikami.
Pod moją nieobecność Mike i Jacob bynajmniej nie przełamali pierwszych lodów. Stali kilka ładnych metrów od siebie, wpatrując się we frontowe drzwi. Mike wyglądał na zasępionego, Jacob jak zwykle się uśmiechał. – Angela się rozchorowała. Nie przyjadą.
– To chyba nowa fala epidemii – stwierdził Mike. – Austina i Connera też nie było dzisiaj w szkole. Może przełożymy to wyjazd na inny piątek? Byłam gotowa przystać na jego propozycję, jednak ubiegł mnie Jacob.
– Mnie tam to nie przeszkadza, ale jeśli chcesz zostać, Mike, to się…
– Nie, skąd – przerwał mu. – Jadę, jadę. Chodziło mi o to, ze możemy umówić się jeszcze raz z Angelą i Benem. Wskakujcie. – Wskazał na swojego vana.
– Nie masz nic, przeciwko, jeśli zabierzemy się z Jacobem spytałam. – Przed chwilą mu to obiecałam. Widzisz, skończył właśnie tego rabbita. Sam go zbudował, bez niczyjej pomocy – pochwaliłam się niczym mamusia dumna ze swojego syneczka.
– Super – syknął Mike przez zaciśnięte zęby.
– Fajnie – powiedział Jacob, jakby zapadła jakaś decyzja. Wydawał się być najbardziej rozluźniony z naszej trójki.
Mike wgramolił się zdegustowany na tylne siedzenie volkswagena.
Ruszyliśmy.
Jacob, jak gdyby nigdy nic, opowiadał mi różne anegdotki, aż zupełnie zapomniałam, że nie jesteśmy sami. Zauważywszy to mój szkolny kolega postanowił zmienić strategię. Pochylił się do przodu i oparł się podbródkiem o oparcie mojego fotela, tak, że niemal dotknął policzkiem mojego policzka. Szybko odwróciłam się plecami do okna.
– Czy to cudo nie ma radia? – spytał Mike zgryźliwym tonem, przerywając Jacobowi w połowie zdania.
– Ma – odparł Indianin – ale Bella nie lubi muzyki.
Rzuciłam mu zdziwione spojrzenie. Nigdy mu się z tego nie zwierzałam.
Mike się zirytował. Sądził, że się z niego nabijamy.
– Bella?
– To prawda – potwierdziłam, patrząc wciąż na Jacoba.
– Jak można nie lubić muzyki? Wzruszyłam ramionami.
– Nie wiem. Po prostu mnie irytuje.
Kiedy znaleźliśmy się w kinie, Jacob wręczył mi banknot dziesięciodolarowy.
– Na co mi to? – zaprotestowałam.
– Musisz kupić mi bilet. Film, który wybrałaś, jest od osiemnastu lat.
Parsknęłam śmiechem.
– I panie z kasy nie dadzą się przekonać, że tak właściwie masz czterdzieści? W porządku, kupię ci ten bilet. Czy Billy mnie zabije, jeśli się dowie?
– Nie. Uprzedziłem go, że twoim hobby jest deprawowanie nieletnich.
Znowu mnie rozbawił. Tylko Mike'owi nie było do śmiechu. Prawie żałowałam, że nie postanowił się jednak wycofać – chodził naburmuszony i rzadko zabierał głos. Z drugiej strony, gdyby nie on, spędzałabym wieczór sam na sam z Jacobem. To też nie był mój wymarzony scenariusz.
Film mnie nie zawiódł. Zanim skończyły się napisy z czołówki, cztery osoby wyleciały w powietrze, a jednej odcięto głowę. Siedząca przede mną dziewczyna najpierw zasłoniła sobie oczy, a potem wtuliła twarz w pierś swojego kompana. Chłopak pogładził ją po ramieniu. Przy brutalniejszych scenach sam się wzdrygał.
Mike najwyraźniej postawił na samoumartwianie, bo wpatrywał się znieruchomiały w widoczny nad ekranem rąbek kurtyny. Jeśli o mnie chodzi, nie odrywałam wzroku od ekranu, ale koncentrowałam się na plamach barw i ich ruchach, a nie na akcji. Musiałam wysiedzieć tak dwie godziny i wysiedziałabym, gdy Jacob nie zaczął chichotać.
– Co jest? – spytałam. – Widziałaś? Ale żenada! Z tamtego gościa krew trysnęła na kilka metrów. Chyba się nie spodziewali, że ktoś to kupi.
Znów zachichotał, bo wyrzucony w powietrze siłą eksplozji maszt flagowy przybił któregoś z bohaterów do betonowej ściany. Od tego momentu razem wypatrywaliśmy idiotycznych scen. Z minuty na minutę rzeź robiła się coraz bardziej absurdalna. Jacob i tym razem mnie nie zawiódł – zawsze świetnie się z nim bawiłam. Zastanawiałam się, jak pohamować jego romantyczne żale, żeby się na mnie nie obraził.
Fotele, w których siedzieliśmy, jak to w kinie, dzieliły pojedyncze oparcia. Te po moich bokach były zajęte przez ręce kolegów.
Obaj trzymali dłonie dziwnie wykrzywione ku górze – gotowe na przyjęcie mojej, gdyby naszła mnie taka ochota. Wiedziałam, że mnie nie najdzie. Przypominały mi stalowe wnyki. Skrzyżowałam ręce na piersiach, a dłonie wsadziłam sobie pod pachy. Jacob łapał mnie za rękę, kiedy tylko nadarzała się po temu okazja, nie mogłam jednak uwierzyć, że i Mike ma czelność tak mnie nagabywać. Poza tym, zaciemniona sala kinowa to nie to samo, co Jacoba garaż. Gdybym zdecydowała się chwycić za rękę któregokolwiek z nich w tak znaczącym miejscu, byłoby to odebrane jako jawna deklaracja uczuć.
Mike poddał się pierwszy. Mniej więcej w połowie filmu cofnął rękę, pochylił się do przodu i schował twarz w dłoniach. Z początku myślałam, że reaguje tak na to, co się dzieje na ekranie, ale pozostawał w tej pozycji zbyt długo.
– Mike – szepnęłam – wszystko w porządku? Chłopak cicho jęknął. Para przed nami odwróciła głowy.
– Nie – wykrztusił. – Zbiera mi się na wymioty. Nie kłamał. Na jego czole lśniły krople potu.
Nagle zerwał się i wybiegł z sali. Wstałam, żeby pójść za nim. Jacob poszedł w moje ślady.
– Zostań – powiedziałam. – Tylko sprawdzę, czy nic mu nie jest.
Читать дальше