Marina i Siergiej Diaczenko - Magom wszystko wolno

Здесь есть возможность читать онлайн «Marina i Siergiej Diaczenko - Magom wszystko wolno» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Magom wszystko wolno: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Magom wszystko wolno»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Magom wszystko wolno — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Magom wszystko wolno», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

- ...To naprawdę jest Kara... naprawdę... Wybacz mi, Ora! Wyrzucę tę maszkarę na śmietnik...

Przygryzła wargi z niedowierzaniem. Pociągnęła za skórzany sznurek i rozwiązała woreczek - wciąż jeszcze przyglądałem się jej z zakłopotaniem - i wysypała kamienie szlachetne prosto na glinianą figurkę. Kamienie rozsypały się, grzechocząc jak kości, po całym stoliku, ani jeden nie upadł jednak na podłogę. Promień słońca zdążył w sam raz na czas, by nakryć je sobą, rozpalając na graniach kryształów czerwone, liliowe i szmaragdowe iskry.

Dwadzieścia dwa kamienie. Dwadzieścia dwa losy.

- Są piękne - w zadumie powiedziała Ora.

- Co?

- Mówię, że są piękne... Prawda?

Milczałem.

- W rzeczywistości jest ich o wiele więcej. Zebrał pan tylko niewielką ich część... Jaka różnorodność, jakie bogactwo odcieni.

- Co?!

- Mówię o kamieniach. Są piękne, prawda?

W tym samym momencie mieszkańcy sąsiedniego pokoju, oddzielonego od nas cienką, drewnianą ścianką, tacy sami jak my goście hotelowi, bezwstydnie i głośno zajęli się uprawianiem miłości. Rozległy się jęki, westchnienia, skrzypienie łóżka; muzyka do niemożliwości fałszywa teraz, tego ranka, w tej minucie. Jak znęcanie się, jak parodia, jak policzek.

Milczałem. Ora znów się uśmiechnęła. I od tego uśmiechu zrobiło mi się straszniej, niż kiedykolwiek wcześniej.

- Kobieta w magii jest równie na miejscu, co mysz w beczce miodu - przypomniały mi się nagle słowa pana przewodniczącego i pomyślałem, że to żart stosowny do sytuacji. Że Ora się domyśli: nie opuściło mnie poczucie humoru.

Do donoszącego się zza ściany skrzypienia rozeschniętego drewna doszło miarowe postukiwanie. Najpewniej lekkie łóżko podskakiwało i tłukło w podłogę nóżkami jak znarowiony koń; miałem ochotę zatkać uszy.

Ora powoli uniosła ręce; jej dłonie znalazły się na wysokości piersi, jedna naprzeciw drugiej, jak dwa zwierciadła. Napiąłem się.

Mgnienie. Krótka, wyrazista iluzja: zegar z nakręcanymi lalkami. Dwie pary malutkich drzwiczek, a między nimi wyżłobienie, po którym pełzną figurki. Wszystko to zobaczyłem od razu, wyraźnie, ze szczegółami. Zobaczyłem, jak prawe drzwiczki otwierają się i płynnie wytacza się z nich figurka pulchnej kobiety w szykownej sukni. Za kobietą podążał młodzieniec z otwartą, prostoduszną twarzą, za nim dziewczyna podlotek z ogromnymi oczami, za nią szczupła damulka z figlarnym uśmiechem. Patrzyłem wstrząśnięty realnością obrazu. Lalki upiory wydawały się żywymi ludźmi. Niemal ich poznawałem, nie mogłem jednak rozpoznać. Lalki wciąż szły; było ich dużo, ponad setka, a ostatnia szła Ora Szantalia w miniaturze: czarny płaszcz, wytarty, męski pas i na szyi, aż mną szarpnęło, zbiór przelewających się iskrami kamieni.

Korowód żywych figurek skrył się za drzwiczkami lewej dłoni. Iluzja znikła. Nie było już zegara ani wyżłobienia. Przede mną, bosymi stopami na wytartym dywanie, stała Ora Szantalia, jej rozchylone dłonie kopiowały gest rybaka, chwalącego się rozmiarami niezłowionej ryby.

Opuściła ręce. Spokojnie, wręcz wesoło spojrzała mi w oczy.

Pod oknem stukał topór. Jakby budowali szafot, wczesnym rankiem na podwórzu hotelu trzeciej kategorii.

Moja gliniana maszkara leżała na stole, otoczona kolorowymi iskrami. Niestosowna, toporna, z bezradną, cienką szyją.

- Jesteś magiem trzeciego stopnia - powiedziałem głucho.

- Masz trzeci stopień i nie masz żadnej powłoki; nie widzę powłoki! Ze mną sobie nie pora...

Ora przesunęła ręką nad stołem; obłok magicznej siły urósł jak ciasto w dzieży i uniósł się nad kamieniami, niczym świetlista łuna nad wielkim miastem.

Mimo woli zrobiłem krok do tyłu.

- Niech pan patrzy, Hort. Na przykład ten szmaragd... Nie ten, len obok... To najzwyklejsza pewność siebie. Za to ten opal dymny to tak złożona rzecz, jak odczucie tragiczności świata. Nie, nie pesymizm. Wcześniej właściciel tego kamyka był pełnym radości życia tłuściochem... Młynarzem, jeśli dobrze pamiętam. Pamięta pan młynarza, Hort? A może ten kamyk sprzedała panu jego żona?

Milczałem. Wciąż jeszcze nie mogłem uwierzyć.

- A oto i jaspis... Pański jaspis; a dokładniej mówiąc, ten który zdjął pan ze starego barona. Dobrze, że nie mógł pan widzieć starca od środka. Przeraziłby się pan. Jego konstrukcja była jednocześnie prosta i szkaradna. Niech pan sobie wyobrazi zardzewiałe koło zębate wymazane rybim klejem... Nie, i tak pan tego nie zrozumie. Lecz jeśli wyciągnąć ze starca... nazwijmy to dla prostoty upartością. Upartością piły wgryzającej się w drzewo. Upartością ognia, pożerającego dom. Ciekawie byłoby popatrzeć, jak starzec się zmieni i jak zacznie żyć. Rezultat okazał się niestety zbyt jednoznaczny. Ostrożnie, Hort. Stój, gdzie stoisz.

Nie mam ochoty rozmawiać z tobą, kiedy trzymasz w rękach to straszydło. Nie jestem pewna, czy w ogóle udałoby się nam wówczas porozmawiać.

- Kim jesteś? - Zapytałem głucho.

- Sam się domyśliłeś - Ora opuściła długie rzęsy. - To mnie szukałeś przez cały ten czas; to mnie chciałeś ukarać. Nawiasem mówiąc, nie próbując nawet wyjaśnić stopnia mojej winy.

- Masz trzeci stopień! - Warknąłem. - Jesteś magiem mianowanym, nie potrafisz się nawet obronić... To nie jest śmieszne, Oro!

Zmarszczyła się - Ciszej!

Sąsiedzi za ścianą przycichli, jakby ją usłyszeli. A może się po prostu wyczerpali i odpoczywali teraz, zadowoleni.

- Twój pech polega na tym - rzekła Ora cicho - że dokładnie wiesz, jak jest zbudowany świat. Na czym polega różnica między magami mianowanymi i dziedzicznymi i dlaczego mag drugiego stopnia nigdy nie dorówna magowi ponad rangą... Czy może się mylę?

Zrobiłem błyskawiczny ruch; między sekundami, w mgnieniu oka, nieuchwytny: wyciągnąłem rękę po glinianą atrapę. Fala obcej woli unosząca się nad stołem sparzyła mnie tak, jakbym wsunął dłoń nawet nie do ogniska, a do pieca hutniczego.

Odskoczyłem, z trudem powstrzymując krzyk. Upadłem plecami na fotel. Instynktownie, bez udziału świadomości, wystawiłem ochronę. Kobieta w jedwabnym szlafroku do pięt stała przede mną, wyzywająco bezbronna, krucha i czuła.

- Spokojnie, Hort... Mam nadzieję, że nie będzie mnie pan bił.

Ani miotał błyskawic. Tu, w hotelu.

Powoli się wyprostowałem.

Czym ona jest? Skąd pochodzi to stworzenie, ze śmiechem naruszające moje wyobrażenia o porządku świata?

- Kim jesteś? - Powtórzyłem głucho.

Ora na bosaka przeszła po wytartym dywanie. Nie wypuszczając mnie z pola widzenia, odszukała w stosie na podłodze najpierw jedną pończochę, potem drugą, jakby dwie wężowe skóry; palce jej białych nóg okazały się chwytne i zręczne. Zafascynowany patrzyłem, jak nie pochylając się podnosi z podłogi swoje rzeczy.

Wciąż nie spuszczając ze mnie wzroku usiadła na skraju łóżka. Powoli, dokładnie naciągnęła najpierw prawą, potem lewą pończochę, ubrała nakrochmaloną halkę, spódnicę, a potem czarną sukienkę, zdjęła z poręczy krzesła szeroki, męski pas. Owinęła go wokół talii, kałamarz brzęknął, uderzając o niedziałającą ochronę przed męską samowolą.

I dopiero skończywszy długie, demonstracyjne ubieranie, zdecydowała się w końcu przemówić.

- Jeśli tak bardzo potrzebna ci jest twoja Kara, Hort, weźmiesz ją. Jednak nie wcześniej, niż będę pewna, że odzyskawszy maszkarę, nie złamiesz jej natychmiast karku.

- To twoje prawdziwe oblicze? - Zapytałem ochryple.

Spojrzała mi w oczy.

- Nie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Magom wszystko wolno»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Magom wszystko wolno» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Marina Diaczenko - Zoo
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Tron
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Rytuał
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Miedziany Król
Marina Diaczenko
Sergej Dyachenko - Das Jahrhundert der Hexen
Sergej Dyachenko
Sergey Dyachenko - Vita Nostra
Sergey Dyachenko
Marina Diaczenko - Awanturnik
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Dzika energia
Marina Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
Отзывы о книге «Magom wszystko wolno»

Обсуждение, отзывы о книге «Magom wszystko wolno» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x