Marina i Siergiej Diaczenko - Kaźń

Здесь есть возможность читать онлайн «Marina i Siergiej Diaczenko - Kaźń» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Kaźń: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kaźń»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Kaźń — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kaźń», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать
* * *

Odprowadzał ich niemal cały chutor. Do samej jaskini – a nie było jej wcale tak łatwo znaleźć wśród kamieni i wysokiej trawy – rycerz i Irena weszli już sami.

Rek był strapiony. Jego boleśnie zmarszczone brwi wyginały się już nie w tyldę, a raczej w zygzak.

– A jeśli nie ma pani racji? A najpewniej się pani myli; przecież nie mogę ryzykować...

– Wejdziemy razem – odparła Irena ze znużeniem. – Niech pan bierze swoje żerdzie, broń... latarnię... A ja bardzo szybko się przekonam, czy miałam rację. I natychmiast pana o tym poinformuję...

– Nie mogę ryzykować – powtórzył Rek z naciskiem.

Irena wzruszyła ramionami.

– W najgorszym razie zacznę się jąkać, jak ta nieszczęsna dziewczyna...

I pomyślała przy tym, że jeśli dożyła do dzisiaj i jeszcze się nie jąka, to zarośnięty sierścią krwiopijca raczej nie zrobi na niej większego wrażenia.

Krwiopijca w sądzie jest znacznie bardziej przerażający. Szczególnie gdy jest adwokatem.

Wejście do jaskini wyglądało niemal idyllicznie. Nad wąską, czarną szczeliną kołysały się czerwone i niebieskie kwiaty, w trawie śpiewały świerszcze, opodal walał się, ukazując pociemniałe dno, mały, zapomniany koszyk.

I oni chodzą tu zbierać grzyby? Jakie znowu grzyby? Pieczarki?!

– Ireno – wymamrotał Rek. Zapominając nawet z niepokoju o „pani".

Ostrożnie zeszła po wyciętych w darni stopniach. Pochyliła się nisko i zajrzała w mrok.

Miała ochotę zawrócić. Łaskawie kiwnąć na Reka – dawaj, pracuj, rycerzu, to wszak twoja profesja...

Pewnie się ucieszy. Delikatnie odsunie ją ramieniem, jak najdalej od ewentualnego krwiopijcy, w bezpieczne miejsce... Weźmie swój oręż, latarnię, żerdzie... A właściwie na co mu te żerdzie?

– Jest tu kto? – zapytała Irena szeptem.

Żadnego dźwięku, żadnego echa; przywykające do ciemności oczy zaczynają rozróżniać wąskie wejście i jasne łyko lipowe, tworzące przed nimi rodzaj zasłony... oraz korzenie, dolną część trawy.

– Jest tu kto?

Cisza.

– Janie... Janie! To ja, odezwij się!

Wydawało jej się, że w mroku wejścia dostrzega jakiś ruch – a może naprawdę ktoś się tam poruszył?

Złapała Reka za łokieć. Chciała wziąć od niego latarnię, ale rycerz na to nie pozwolił. Zbyt duży ciężar dla kobiety w jej stanie.

Po omszałych ścianach przesunął się promień światła. To tu, to tam rzeczywiście bielały kapelusze nieznanych grzybów; mało tego, niedaleko wejścia znajdowała się dziecięca mozaika, starannie wyłożona kamykami na ścianie – pyzaty człowiek z rogami i psim ogonem. Ogarek świecy. Kilka wyraźnie odbitych dłoni. Gdyby tylko umieli pisać, nabazgraliby pewnie coś w rodzaju: „Reja i Iwonik to mąż i żona".

Najwyraźniej wiejska młodzież chodziła do jaskini nie tylko po grzyby, lecz również bawić się, grać. A także na pierwsze schadzki. Gdyby tylko rodzice wiedzieli, na jakie bezeceństwa marnowany jest wosk...

Rek krytycznie zlustrował wąski korytarz. Postawił latarnię na ziemi i wybrał ze swego ekwipunku nieznaną Irenie broń – coś w rodzaju lekkiego, bojowego cepa. Jego białe brwi zeszły się nad nosem. Wyglądał jak niezwykle skoncentrowany student, zapoznający się z egzaminacyjnymi pytaniami.

– No i jak, pani Chmiel? Zrozumiała już pani swą omyłkę?

Ciemność pachniała wilgocią, wapieniem... i czymś jeszcze. Irena nie mogła rozpoznać tego zapachu, który wyraźnie ją niepokoił.

– Poczeka pani na mnie na górze, Ireno. – Rycerz delikatnie popchnął ją w stronę wyjścia.

– Czy wyeliminował już pan kiedyś jakiegoś krwiopijcę, Reku?

Nawet jeśli wyczuł w jej głosie ironię, nie dał tego po sobie poznać.

* * *

Wrócił po półgodzinie. Cały ten czas Irena przesiedziała w trawie wśród mleczy i maków – nie miała jednak najmniejszej ochoty na plecenie wianka.

Rek ciężko wspiął się po wyciętych w ziemi stopniach. Usiadł na trawie, obok położył swą broń. Irena mimowolnie zerknęła na kolczastą kulę – nie, krwi nie było.

– Ktoś tam jest – rzekł Rek wyczerpanym tonem. – Mądrzejszy niż zwykły, włochaty potwór... Kilka razy mógł się na mnie rzucić; uznał jednak, że nie warto tego robić.

– Widział go pan? – szybko zapytała Irena. Rek pokręcił głową.

– Tam dalej... są przejścia... ślepe tunele... te diabelskie grzyby pod nogami... Dzieciaki mają tu pewnie frajdę. Nic, tylko bawić się w chowanego...

Nagle zamilkł, spoglądając Irenie przez ramię.

Policzyła do trzech i także się odwróciła.

Od strony chutoru zbliżało się, co koń wyskoczy, sześciu jeźdźców. Tuż przed nimi, tworząc fale w wysokiej trawie, pędziły psy. Cała sfora.

– Oto i oni – rzekła Irena ochryple.

Rek powoli obnażył ostrze. Jego twarz zrobiła się całkiem biała – na tym tle nawet jego jasne oczy wyglądały jak oliwki.

Sześciu jeźdźców ze sforą psów – opisując tę sytuację w swojej książce, Irena oczywiście skoncentrowałaby się na okrutnej prawdzie. Rycerz zostaje złapany na arkan i zawleczony przed tron, by można mu wymierzyć serię haniebnych kar.

Choć czytelnik nie byłby zadowolony.

Zastanawiała się jeszcze nad tym, gdy można już było rozróżnić twarze jeźdźców; pierwszy, w bandażach, galopował ten, który nie tak dawno zjawił się w „przytułku dla ubogich" z rulonem nakazu.

– Reku... na dół...

Nie słyszał jej. W wyobraźni już walczył – był wojownikiem... i trupem.

– Reku!! Na dół, szybciej...

Odwrócił się. I chyba zrozumiał. Popchnął ją w stronę wejścia do jaskini – niech pani idzie, ja umrę na progu...

– Idziemy razem, Reku!

Ziemia wyraźnie już drżała pod końskimi kopytami.

– Dureń! – warknęła tak agresywnie, jak nigdy nie krzyczała na najbardziej nawet tępego studenta. – Sama boję się tam iść! Za mną, żywo...

Jego oczy nieco się rozjaśniły. Ponad horyzontem odwagi pojawił się skrawek myśli.

W mroku podziemia przewaga napastników była zniwelowana. Chociaż pewnie nic nie przeszkodzi im zdobyć w chutorze latarnię i zorganizować klasyczną obławę – Irena podejrzewała jednak, że psy będą co najmniej zdezorientowane.

Przez całe życie dobrze traktowała psy. A doszło do tego, że życzy całej sforze rychłej śmierci. Ależ się te bestie rozszczekały.

Szła za Rekiem, depcząc mu po piętach. Przez jakiś czas można się w tej jaskini utrzymać – inna sprawa, że nie będą przecież do końca życia żywić się grzybami.

Choć tak naprawdę, ile im tego życia zostało?

Rycerz się zatrzymał. Irena wpadła na niego i z boku musiało to wyglądać komicznie.

– Reku...

– Cicho. Zamilkła.

Szczekanie psów się oddaliło i dochodziło teraz wyraźnie z góry. Tak jest – psy odmówiły szwendania się po ciemku; tu potrzeba jamników, a nie tych spasionych ludojadów. O ile w tym świecie istnieją jamniki.

Jednak Reka nie zatrzymały psy. Rycerz wodził latarnią, przenosząc wzrok z jednego korytarza na drugi. Pochylał się, próbując zajrzeć głębiej; nie mógł się jednak zdecydować, by iść dalej.

– Co tam jest, Reku?

Cisza. Dalekie szczekanie psów.

I wzrok z ciemności. Ni to z prawej, ni z lewej odnogi.

Irena przełknęła gorzką ślinę. Odruchowo pogłaskała się po brzuchu; biedny malec. Urodzisz się strasznie nerwowy. Będziesz się bał ciemności i pieluch...

– Janie...

Cisza.

– Janie, to ja...

– Widzę...

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Kaźń»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kaźń» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Marina Diaczenko - Zoo
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Tron
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Rytuał
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Miedziany Król
Marina Diaczenko
Sergej Dyachenko - Das Jahrhundert der Hexen
Sergej Dyachenko
Sergey Dyachenko - Vita Nostra
Sergey Dyachenko
Marina Diaczenko - Awanturnik
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Dzika energia
Marina Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
Отзывы о книге «Kaźń»

Обсуждение, отзывы о книге «Kaźń» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x