Marina i Siergiej Diaczenko - Kaźń

Здесь есть возможность читать онлайн «Marina i Siergiej Diaczenko - Kaźń» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Kaźń: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kaźń»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Kaźń — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kaźń», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Który, tak na marginesie, nie wiadomo kiedy nastąpi. Może już jutro...

– Niech się pan sam zastanowi – wymamrotała, zamykając zmęczone oczy. – Czy można uważać za normalny świat... to znaczy model... w którym niewinnego człowieka skazuje się na śmierć za jakieś koszmarne przestępstwa? Których w żaden sposób nie mógł popełnić – z całej masy przyczyn. Po pierwsze dlatego, że nienawidzi przemocy. Po drugie, gdyż nie było go nie tylko w tym kraju, ale także w tym świecie. Ponieważ przez te dziesięć miesięcy, o które wszyscy tak wierciliście mi dziurę w brzuchu, byłam u siebie! W normalnym, oryginalnym świecie! Na zewnątrz modelu... niech pan to zrozumie... nie mogłam popełnić wszystkich tych koszmarów, za które zamierzacie mnie...

Odstawiła kieliszek na skraj stołu tak energicznie, że odpadła jego delikatna, szklana nóżka.

– Nie skaleczyła się pani?

Zerknęła na spływającą po palcu samotną, czerwoną kroplę.

Szybko spojrzała na Semirola. Wsunęła palec pod pachę.

– Nieee... To moja krew. Tylko moja. Nie oddam.

Semirol odwrócił wzrok.

– Proszę się nie obawiać.

Irena uśmiechnęła się krzywo.

– Nie obawiam się. To pan powinien się obawiać. Gdyż kiedy panu Nikołanowi skończy się energia – a już tak się dzieje – cały ten... model zatrzaśnie się jak walizka. Razem z tymi ślicznymi górami, kretyńskim wymiarem sprawiedliwości i wampirami. Tak przy okazji, zdaje pan sobie sprawę, że w normalnym świecie wampiry nie istnieją? Są jedynie płodem chorej fantazji. Ileż ja się naoglądałam... o pana pobratymcach... naoglądałam przeróżnych filmów, niektóre były nawet ciekawe... i czego w nich tylko... ale coś takiego! Nie, jedynie Andrzej jest do tego zdolny... Żeby sprzedawać skazanych na karę śmierci wampirom na pożarcie – przecież to... albo jest marnym modelatorem, albo skończonym bydlakiem. Albo po prostu pomieszało mu się w głowie...

Semirol już siedział obok niej na kanapie, z zatroskaniem marszcząc brwi.

– Wie pani, Ireno, wydaje mi się, że pani majaczy. Czy zdarzało się to już pani wcześniej? Nie?

– Nie – oznajmiła Irena ze szlochem. – Jestem zrównoważoną, spokojną osobą... Co mnie podkusiło, żeby dać się wciągnąć w tę prowokację?! Wlazłam w ten model jak lisica w pułapkę; dałam się wrobić... Tania intryga... I to z powodu Andrzeja. Przez niego.

– Proszę się uspokoić. Dobrze? Jeśli to psychoza reaktywna... Zdarza się. Tylko spokojnie. W porządku?

– W porządku – odparła Irena, zamykając oczy. – Jestem absolutnie spokojna... Już od dawna nic mnie to nie obchodzi.

* * *

Obudziła się w ciemnościach.

Przez chwilę leżała bez ruchu – na plecach, z wyciągniętymi wzdłuż ciała rękami.

Z trudem podciągnęła zdrętwiałe nogi. Koca nie było.

Chłód... Wilgoć...

Absolutny mrok. Ledwie wyczuwalny zapach pleśni.

Przesunęła dłońmi po twarzy, piersiach, brzuchu. Spróbowała rozłożyć ręce i natknęła się na drewniane ścianki.

Wzdrygnęła się. I oblała zimnym potem. Usiadła gwałtownie.

Siedziała w podłużnej, zwężającej się ku dołowi skrzyni. W trumnie. Nie zaczęła krzyczeć tylko dlatego, że chwilowo straciła głos.

Szarpnęła się gwałtownie.

Trumna ześlizgnęła się z postumentu i z gruchotem spadła na kamienną posadzkę. Irena upadła razem z nią i sycząc z bólu, wypełzła z popękanej skrzyni, potknęła się o leżące obok wieko i znów upadła.

W pobliżu sucho stuknęło drewno. Jakby otwarła się zaopatrzona w sprężynę szkatułka.

Irena drgnęła konwulsyjnie. Pomieszczenie było maleńkie i żadna z czterech wilgotnych i zimnych ścian w najmniejszym stopniu nie przypominała drzwi.

Irena skuliła się w kącie.

Jej trumna, rozbita, z oderwanym atłasowym podgłówkiem, walała się pod pustym postumentem. Natomiast druga, stojąca na sąsiednim podwyższeniu, powoli się otwierała.

O gładko wypolerowany brzeg trumny oparła się biała dłoń z długimi, wypielęgnowanymi palcami.

Wieko całkowicie się otwarło, upodabniając trumnę do otwartego futerału na skrzypce.

To, co znajdowało się w jego aksamitnych czeluściach, powoli się podniosło.

– Pierfsze, o co panią popchoszę, to menstwo i szpokój – rzekł cicho adwokat Semirol. Miał problemy z mówieniem; białe kły opierały się o jego dolną wargę, kończąc się na poziomie podbródka.

– Pchoszę się odpchęszyć i ciechyć dniem dzisiejchym. Przez skraj trumny przewiesiła się noga w błyszczących sztybletach.

– Aaa!!!

Irena krzyczała, przyciskając do piersi prześcieradła.

Przez okno prześwitywały ledwo widoczne w świetle świtu kontury gór.

Poduszki w czystych powłoczkach walały się na podłodze. Irena miała na sobie nocną koszulę do pięt. Z trudem zmusiła się, by zamilknąć, i usiadła na skraju kanapy, podciągając kolana do podbródka.

Maleńkie, akuratne pomieszczenie. Otwarte okiennice. Ciepły grzejnik z czerwoną lampką. Wysoka karafka na nocnym stoliku. Woda.

Pragnienie; Irena oblizała wyschnięte wargi.

– Oj...

Krople wody spadały jej na piersi i wsiąkały w fałdy nocnej koszuli.

Sylwetki gór stawały się coraz bardziej widoczne, nabierały barw.

Zupełnie jak w tym schronisku, gdzie z Andrzejem...

– Ooj...

Podniosła prześcieradło i narzuciła je na głowę, pragnąc odgrodzić się od koszmarów, wspomnień i natrętnych gór.

* * *

– Za dużo pani wczoraj wypiła, Ireno.

Westchnęła ciężko.

– Lecz wczoraj musiała się pani odprężyć, prawda?

Skrzywiła się. Poranek okazał się zasnuty lekką mgiełką mdłości.

– Patrząc na panią, trudno podejrzewać, że ma pani nadmierny pociąg do alkoholu. Wcześniej się to pani nie zdarzało. Mam rację?

– A co to za różnica – odparła z rozdrażnieniem. – Nawet gdybym była skończoną alkoholiczką... Podpisał pan zobowiązanie zamordowania mnie w ciągu trzech miesięcy. Więc proszę nie przeciągać sobie przyjemności! A może to taka nowa rozrywka – torturowanie niewinnego człowieka oczekiwaniem na śmierć?!

Semirol wzruszył ramionami.

– Jeśli tak to pani odbiera... Całe nasze życie jest oczekiwaniem na śmierć. Jakie więc mamy wyjście, dusić noworodki, zanim to sobie uświadomią?

Nie podjęła tematu. Ostrożnie położyła na oparciu fotela ciężką, obolałą głowę.

Nie spała do świtu. Z okna swej sypialni miała niezły widok na drogę za bramą, jakieś przybudówki, które uznała za garaże; w pokoju znalazła co najmniej dwa ciężkie przedmioty nadające się do wybicia okna. By uniknąć hałasu, można przykleić do okna pasy rozerwanej po włóczki. Irena ciężko oddychała, walcząc z zawrotami głowy. A tymczasem w jej umyśle rodziły się pierwsze zdania nowo powstającej powieści: „...zimne powietrze mroziło skórę. Po linie związanej z rozerwanych prześcieradeł zeszła na śnieg... Przez zaspy, przygięta do ziemi, pochylając się pod oknami... podążała w stronę garażu, tam gdzie na skoblu wisiała masywna, otwarta kłódka. Droga była wolna..."

Uśmiechnęła się mrocznie, jej uśmiech nie umknął uwadze Semirola.

– Jeszcze wczoraj chciałem to pani powiedzieć, Ireno... Ucieczka stąd jest absolutnie niemożliwa; jeszcze nikomu się to nie udało. Wiem, że nie uwierzy mi pani na słowo i będzie tego próbować. I każda taka próba przyniesie pani kolejne rozczarowania, psychiczne traumy. Umówmy się, że nie będzie pani szargać swego zdrowia podobnymi usiłowaniami. W porządku?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Kaźń»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kaźń» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Marina Diaczenko - Zoo
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Tron
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Rytuał
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Miedziany Król
Marina Diaczenko
Sergej Dyachenko - Das Jahrhundert der Hexen
Sergej Dyachenko
Sergey Dyachenko - Vita Nostra
Sergey Dyachenko
Marina Diaczenko - Awanturnik
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Dzika energia
Marina Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
Отзывы о книге «Kaźń»

Обсуждение, отзывы о книге «Kaźń» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x