Marina i Siergiej Diaczenko - Kaźń
Здесь есть возможность читать онлайн «Marina i Siergiej Diaczenko - Kaźń» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Kaźń
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Kaźń: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kaźń»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Kaźń — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kaźń», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Irena zmrużyła oczy, choć słońce stało nie tak znów wysoko świeciło z przeciwnej strony. – Niech pani wysiądzie. Fakt, że konwojent zwrócił się do niej per „pani", zmroził jej skórę. Ani się obejrzała, a na jej nadgarstkach już zatrzaśnięto kajdanki. Tu leżał już śnieg. I wiatr bił w twarz niczym mokry ręcznik. Więzienna furgonetka stała maska w maskę z innym samochodem. Wysokim, z szerokimi, głęboko bieżnikowanymi oponami i reflektorem na dachu – od razu było widać, że to dobry samochód, terenowy.
– Proszę tu podpisać.
Irena nie od razu poznała pana adwokata, Jana Semirola. Zamiast eleganckiego garnituru miał na sobie sportową kurtkę i brezentowe spodnie w panterkę, a na głowie narciarską czapkę z wizerunkiem żółtej, śmiejącej się myszy.
– Proszę się tu podpisać.
Adwokat oparł na kolanie kartonową teczkę, wyciągnął z kieszeni pióro, które błysnęło w słońcu złotym refleksem, i podpisał po kolei dwa komplety żółtawych dokumentów.
Irena czuła na ramieniu łapę konwojenta o czerwonej twarzy. Najwyraźniej miał on doświadczenie w tego rodzaju procedurach – i przed obliczem „prywatnego przedstawiciela wymiaru sprawiedliwości" skazani zwykle podejmowali rozpaczliwe próby ucieczki.
Irena powoli podniosła do twarzy obie ręce. Rozwarła przesyconą zapachem czosnku dłoń. Zlizała z niej trzy ciepłe ząbki. Ścisnęła zęby, nie czując narastającego pieczenia, zaczęła ostrożnie żuć.
Ohydny zapach.
Jan Semirol starannie schował pióro i dopiero potem spojrzał na Irenę.
Pod tym spojrzeniem konwojent zdjął dłoń z jej ramienia. Długo nie mógł wyjąć kluczyków – zaczepiły się o dziurę w kieszeni.
Kajdanki otwarły się, uwalniając jej nadgarstki.
Semirol uśmiechnął się, nie rozchylając warg.
Niezwykle gładka skóra. Bardzo starannie ogolona twarz. Zdrowy, wypoczęty jegomość. I najwyraźniej syty.
– Kufajkę też musimy zabrać – rzekł kierowca, wpatrując się w śnieg.
Irena poruszyła ramionami. Watowana, znoszona kufajka upadła na drogę. A właściwie zamierzała upaść, gdyż jeden z konwojentów zręcznie ją podchwycił.
– Tchórzliwe buraki – rzekła Irena, nie zwracając się do nikogo konkretnie. – Baby.
– Jedziemy – rzekł nerwowo kierowca.
Cała trójka, jak na komendę, rzuciła się ku kabinie. Jakby ktoś ich batem poganiał.
Więzienna furgonetka wrzuciła wsteczny zbyt ostro, nieomal lądując jednym kołem za krawędzią urwiska. Zawróciła, wyrzucając spod kół brudny śnieg i kamyki; zadymiła po drodze, podskakując kilka razy na wybojach, i skryła się za zakrętem.
– Mam w samochodzie ogrzewanie – rzekł Semirol.
Irena nie odwróciła głowy.
Góry były zbyt piękne. Pocztówkowa scenografia do horroru.
– Słyszy pani? Jest zimno. Proszę wsiąść do samochodu. A może by się rzucić z urwiska, pomyślała z rosnącą obojętnością Irena.
– Niech pani wsiada.
W końcu zobaczyła otwarte drzwiczki. Podeszła, nie czując nóg. Wsiadła i podciągnęła kolana do podbródka.
Semirol usiadł obok. Włączył radio; z oddali cieniutkim głosem zaświergotała popularna piosenkareczka.
A to ci dopiero... Irena nawet pamiętała jej nazwisko. Nazwisko stamtąd, z prawdziwego, niemodelowanego świata.
Semirol zawrócił samochód.
Byłoby nieźle, gdyby terenówka nie utrzymała się na wąskiej drodze i runęła po kamieniach w dół, roztrzaskując się po upadku z zaśnieżonego stoku.
Przypomniała sobie o czosnku.
Po zdobytych z takim trudem ząbkach pozostał jedynie lepki posmak w ustach. Była tak przerażona, że nie pamiętała nawet, kiedy połknęła swą ostatnią broń.
– Niech pani zapnie pasy.
– Słucham?
– Proszę zapiąć pasy; to w końcu góry.
Jej ręce zareagowały niezależnie od woli. Wykonała polecenie.
Teraz szeroki rzemień pasa przytraczał ją do fotela.
– Wciąż jest pani zimno?
Zdała sobie sprawę, że drży. Szczękała zębami tak, że niemal odgryzła sobie język.
– Klimatyzacja działa pełną parą – uśmiechnął się Semirol. – Mnie na przykład jest ciepło.
Jego czoło rzeczywiście zroszone było potem. Wystające spod narciarskiej czapki twarde włosy sterczały na wszystkie strony.
– Będziemy jechać jakieś pół godziny... Proszę się rozluźnić. I popatrzeć, jakie piękne są te góry.
– Są nieprawdziwe – rzekła Irena obojętnie. – To model.
– Zgodzi się jednak pani, że to piękny model.
Rzuciła na niego szybkie spojrzenie. Samochód w górach... Dłonie lekko leżące na kierownicy.
– Andrzej? – zapytała szeptem, sama sobie nie wierząc. – Andrzej?!
Do diabła, jak to do niego podobne... Doprowadzić ją do obłędu, a potem pojawić się znikąd, zupełnie niespodziewanie, znienacka. Wyjrzeć spod maski kogoś obcego.
– Spodziewałam się czegoś podobnego – ale dlaczego to zrobiłeś?!
Poczuła, że po jej policzkach już od dwóch minut płyną łzy.
Semirol przyhamował. Samochód szarpnął się i zatrzymał. Irena westchnęła spazmatycznie pod spojrzeniem hipnotycznych, brązowych oczu.
– Czy ty naprawdę zwariowałeś, Andrzeju?! Więzienie... Zdajesz sobie sprawę?! Jak tak można... ekspertyza... co oni ze mną... i wszystko takie realne. Zbyt realne. Rozprawa. Jak mogłeś do tego dopuścić?! Morderczyni... dlaczego morderczyni? Jesteś szalony... jesteś kanalią... Jeśli to zemsta... to za co?! Podjęliśmy wtedy słuszną decyzję... bo z tobą nie da się żyć; jesteś obłąkany!! Ale były też przecież dobre chwile... tyle dobrych chwil... więc dlaczego... obiecałeś, że będziesz pamiętał... lepiej, gdybyś zapomniał... Ty draniu! Nienawidzę cię!
Semirol patrzył na nią i jego wzrok się zmieniał. Oczy robiły mu się coraz większe i badawczość ustępowała miejsca zdumieniu; Irena miała wrażenie, że zadbana twarz pana adwokata zaraz pęknie i wyłoni się spod niej ironiczna gęba jej byłego męża.
– Ten bydlak, Peter, obiecał mi... pół godziny! Tylko pół godziny, bez najmniejszego ryzyka. Jesteś z nim w zmowie? Czy go wyrolowałeś? Dość już tego, Andrzeju! Wystarczy. Już... napastwiłeś się nade mną do woli. Przekroczyłeś wszelkie możliwe granice... Mam już dość twojego sadystycznego modelu; chcę wrócić do normalnego świata!!
Zaczęła spazmatycznie szlochać. Semirol przyglądał się jej i jego oczy były już ponure.
– Z kimś mnie pani myli, Ireno.
Wzięła się w garść. Zagryzła wargę, próbując powstrzymać nawrót histerii.
Słońce, czerwone jak rozgrzana moneta, opuszczało się coraz niżej. Porywy wiatru rozkołysały samochodową antenę i miało się wrażenie, że terenówka z niezadowoleniem porusza swym jedynym wąsem.
Semirol milczał – ciężko i posępnie.
– To piękny model – wymamrotała Irena, jakby się usprawiedliwiając. – Przecież to potwierdziłeś, prawda?
Semirol milczał.
– Andrzeju...
Jego wąskie wargi lekko drgnęły.
– Mam na imię Jan.
Zapadła cisza. Tak długa, że słońce zdążyło do połowy ukryć się za postrzępionym horyzontem.
Na zewnątrz samochodu hulał wiatr. Przez szczeliny wdzierał się do środka.
– Przecież ty udajesz – wyszeptała Irena, świadoma już swej omyłki, nie chcąc jednak rozstawać się z dopiero co roznieconą iskierką nadziei.
– Nie... nie udaję. Nie wiem, co się pani przywidziało, ale jestem tylko Janem Semirolem.
Przez jakiś czas przyglądała się jego zadbanej, obcej twarzy. Potem z całej siły naparła na drzwi; miała tylko jedno wyjście – skok w przepaść; i Irena szarpnęła się, chcąc natychmiast znaleźć się na dnie kamienistego urwiska.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Kaźń»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kaźń» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Kaźń» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.