W izbie znowu zaległa cisza. W ogniu trzasnęło polano i snop iskier trysnął ku dymnikowi w powale.
— A co zostało z armii króla? — odezwał się Har.
— Astrin nie potrafił mi tego powiedzieć. Po utracie Wichrowej Równiny połowa ludzi schroniła się w Rhun; reszta uciekła na północ. Rebelianci — czymkolwiek są: żywymi ludźmi, umarłymi, Panami Ziemi — nie zaatakowali Caerweddin ani żadnego innego z większych miast Ymris. — Yrth popatrzył w ogień nieobecnymi oczyma kogoś innego. — Zajmują starożytne, od wieków leżące w gruzach miasta. Mnóstwo ich w Ruhn, kilka we wschodnim Umber, jedno na Równinie Królewskich Ust, niedaleko Caerweddin. Astrin naradza się ze swoimi generałami, co robić. Dowódcy utrzymują, że rebelianci, jeśli chcą opanować Równinę Królewskich Ust, muszą zająć Caerweddin. Astrin nie chce tracić ludzi w obronie martwego miasta. Zaczyna dochodzić do wniosku, że armie króla i rebeliantów, choć ścierają się ze sobą, to mają różne cele…
Har odchrząknął i wstał. Wilk trzymający łeb na jego kolanach ocknął się i podniósł na cztery łapy.
— Jednooki człowiek, który widzi… Czy on widzi koniec tej wojny?
— Nie. Ale powiedział mi, że nawiedzają go sny o Wichrowej Równinie, tak jakby tam należało szukać wytłumaczenia. Wieża stojąca na tej równinie nadal znajduje się pod wpływem żywej siły iluzji.
— Wichrowa Wieża — wyrwało się Morgonowi. Słowa czarodzieja przypomniały mu o pewnej nierozwiązanej zagadce. — Zupełnie wyleciało mi z głowy…
— Swego czasu próbowałam na nią wejść — odezwała się Nun.
Har podszedł z czarką do stołu, żeby dolać sobie wina.
— Ja również. A ty, Morgonie? — Nie.
— Dlaczego? Jesteś wszak mistrzem zagadek, a to nie lada zagadka.
Morgon cofnął się myślami w przeszłość.
— Kiedy po raz pierwszy znalazłem się z Astrinem na Wichrowej Równinie, cierpiałem na zanik pamięci. Interesowało mnie wówczas rozwiązanie tylko jednej zagadki. Po raz drugi… — Poruszył się niespokojnie. — Przeszedłem tamtędy w wielkim pośpiechu, pod osłoną nocy. Tropiłem harfistę. Nic nie było w stanie mnie zatrzymać.
— To może teraz spróbuj — podsunął cichym głosem Har.
— Nie wiesz, co mówisz — zaprotestowała Nun. — Na równinie roi się od Panów Ziemi.
— Ja zawsze wiem, co mówię — odparł Har.
Morgonowi przyszła do głowy pewna myśl; poprawił się znowu na ławie. Raederle obudziła się i spojrzała na niego zaspanymi oczami.
— Wstępu na tę wieżę broni iluzja… nikt nie jest w stanie wejść na sam szczyt. Nikt nie tworzy iluzji, jeśli nie chce pod nią czegoś ukryć… Ale cóż takiego może być skrywane przez tyle czasu na szczycie wieży?
— Najwyższy — podpowiedziała sennie Raederle. Wszyscy na nią spojrzeli; Nun z dymiącą fajeczką w dłoni, Har z czarką wina w połowie drogi do ust. — To chyba jedyne miejsce, gdzie nikt go jeszcze nie szukał — dodała.
Har przesunął wzrok na Morgona. Morgon przeczesał palcami włosy, twarz mu pojaśniała.
— Może. Wiesz, Harze, że spróbuję. Ale zawsze myślałem, że ta iluzja to jakieś zapomniane dzieło umarłych Panów Ziemi, a nie… żyjącego Pana Ziemi. Chwileczkę. — Usiadł prosto i zapatrzył się w przeciwległą ścianę. — Wichrowa Wieża. Ta nazwa… imię… wiatru. — Wiatr zerwał się nagłe w jego wspomnieniach: wiatr pod Górą Erlenstar, porywiste wichry nad rubieżami, śpiewające wszystkimi tonami jego harfy. — Wichrowa Wieża.
— Co widzisz?
— Sam nie wiem… harfę o strunach z wiatru. — Wiatry w jego wspomnieniach ścichły, a on uświadomił sobie, że nie wie, kto zadał to pytanie. Wizja rozpłynęła się, pozostawiając go tylko ze słowami i pewnością, że te w jakiś sposób się wiążą: — Wieża. Harfa z gwiazdkami. Wiatr.
Har spędził ze swojego krzesła białą łasicę i usiadł powoli.
— Czyżbyś miał nad wiatrami władzę taką samą jak nad prawem ziemi? — zapytał z niedowierzaniem.
…— Nie wiem.
— Rozumiem. Jeszcze nie próbowałeś.
— Nie wiedziałbym, od czego zacząć — przyznał Morgon. — Kiedyś ukształtowałem wiatr. Żeby zabić. Wiem, że tyle potrafię.
— Kiedy… — Har urwał, kręcąc głową. W sali zaległa głęboka cisza, w kątach jarzyły się oczy zwierząt. Wszyscy drgnęli, kiedy czarka, którą chciał odstawić Yrth, stuknęła o brzeg tacy. Nun pośpieszyła mu z pomocą i pokierowała jego ręką.
— To te małe odległości — westchnął ze smutkiem czarodziej.
— Wydaje mi się — powiedział król-wilk — że gdy zacznę cię wypytywać, zrobi się z tego najdłuższa zagadka, jaką kiedykolwiek zadano.
— Ty już zadałeś najdłuższą zagadkę — zauważył Morgon. — Przed dwoma laty, kiedy uratowałeś mi życie w tej śnieżycy i zabrałeś do swojego domu. Do tej Pory nie znalazłem na nią odpowiedzi.
— Przed dwoma laty nauczyłem cię przyjmować postać vesty. Teraz wróciłeś, żebym pomógł ci zgłębić wiedzę o moim prawie ziemi. O co poprosisz mnie następnym razem?
— Nie wiem. — Morgon dopił wino. — Może o zaufanie. — Odstawił pustą czarkę, na której pozostały odciski jego palców. Poczuł się nagle bardzo wyczerpany, najchętniej złożyłby głowę na stole między talerzami i zasnął.
— Poproś mnie jutro — powiedział król-wilk, podnosząc się z miejsca.
Morgon nie dostrzegł w tej odpowiedzi niczego dziwnego. Czując dłoń Hara na swoim ramieniu, otworzył z trudem oczy i też wstał, by wyjść za królem z izby.
Spał obok Raederle do świtu w ciepłej, urządzonej z przepychem komnacie, którą przygotowała im Aia. Kiedy zaczęło się rozwidniać, jego umysł zapełniły powoli vesty, otaczając go ciasnym, idealnym kręgiem krępującym wszelkie ruchy. Oczy wszystkich były jasne, tajemnicze, ślepe. Obudził się z cichym okrzykiem. Raederle mruknęła coś przez sen. Odczekał, aż dziewczyna się uspokoi, a potem wstał i ubrał się. Czując zapach ostatniego sosnowego polana dopalającego się na kominku w izbie gościnnej, domyślił się, że Har nadal tam siedzi.
Król podniósł wzrok na wchodzącego. Morgon ominął ostrożnie małe zwierzęta zwinięte w kłębuszki przy kominku i usiadł obok Hara. Król położył mu dłoń na ramieniu. Siedzieli tak chwilę w milczeniu.
Pierwszy przerwał je Har.
— Będziemy musieli porozmawiać na osobności — powiedział — bo inaczej kupcy roztrąbią wszystko po całym królestwie. Nachodzą mnie ostatnio całymi tabunami, wypytują, naprzykrzają się Nun…
— Za dworem jest budyneczek, w którym uczyłeś mnie przyjmowania postaci vesty — zasugerował Morgon.
— Chyba się nada… Obudzę Hugina, będzie nam usługiwał. — Har uśmiechnął się. — Myślałem przez jakiś czas, że Hugin wróci między vesty, wśród ludzi stał się taki płochliwy. Ale od przybycia Nun, która opowiedziała mu wszystko, co wiedziała o Suthu, mam wrażenie, że jednak zostanie… — Zamilkł, by wysłać przez pogrążony we śnie dom mentalne wezwanie. Wkrótce potem do izby wszedł zaspany Hugin, przeczesując palcami białe włosy. Na widok Morgona zatrzymał się jak wryty. Był grubej kości i pełen gracji jak vesta, z jego oczu wciąż wyzierała płochliwość. Zarumienił się, przypominał vestę, która zaraz się uśmiechnie.
— Potrzebna nam twoja pomoc — odezwał się Har. Hugin skinął głową i spoglądając na Morgona, powiedział:
— Słyszałem od Nun, że walczyłeś z czarodziejem, który zabił Sutha. Że ocaliłeś życie czarodziejom z Lungold. Zabiłeś Założyciela?
Читать дальше