Andrzej Sapkowski - Żmija

Здесь есть возможность читать онлайн «Andrzej Sapkowski - Żmija» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2009, ISBN: 2009, Издательство: Niezależna Oficyna Wydawnicza NOWA Sp. z o.o Wydanie elektroniczne: Trident eBooks, Жанр: Фэнтези, prose_military, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Żmija: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Żmija»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Powiesc rozgrywa sie podczas wojny w Afganistanie, a jej bohaterem jest rosyjski zolnierz. Choc brzmi to realistycznie, wielbiciele fantasy moga spac spokojnie.- W Zmii pojawi sie bardzo duzo magii - zapewnia Sapkowski.
AFGANISTAN - tutaj od wiekow scieraly sie krwawo armie kolejnych wladcow dazacych do wladzy nad swiatem. Tu walczyli i gineli najezdzcy z Macedonii, Wielkiej Brytanii i Rosji. A umierajacych obserwowaly z ukrycia zimne oczy z czarna, pionowa zrenica. Oczy zlotej zmii, ktora jest i ktorej nie ma.
ZMIJA to nowy swiat, to zupelnie nowa formula literacka, zadziwiajace polaczenie fantasy i realistycznej powiesci wojennej...
ZMIJA jest piekna i zlowroga...
AFGANISTAN, SIODMY ROK PANOWANIA Aleksandra Wielkiego. W zapomnianej przez bogow krainie gina najdzielniejsi synowie Macedonii.
ALEKSANDROS HO TRITOS HO MAKEDON
27 LIPCA 1880. W trakcie drugiej wojny angielsko-afganskiej, 66. pulk piechoty traci w bitwie pod Mainwandem 64 procent swego stanu.
GOD SAVE THE QUEEN!
15 LUTEGO 1989.
Kres sowieckiej interwencji w Afganistanie. Zginelo ponad 13 tysiecy zolnierzy ZSRR.
DA ZDRAWSTWUJET SOWIETSKIJ SOJUZ!
ROK 2009.
Znowu tu sa. Nie szurawi i nie Amerykanie. To jacys inni, zeslani przez szatana niewierni
Oby wygubil ich Allah.
LA ILAHA ILL-ALLAH...

Żmija — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Żmija», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Nie… – przemówił Lewart, wbrew sobie, twardo bowiem postanowił nie wdawać się w rozhowory z widmami i majakami. – Nie. Wika będzie czekała.

– A choćby i czekała – replikuje natychmiast Wałun. – Choćby i zechciała być z tobą po Afganie, już ją straciłeś. Będziesz nocami budził się z krzykiem, mokry od potu, i nadejdzie chwila, gdy będziesz musiał wyrzucić z siebie to, co dławi ci duszę. Łudzisz się, że na zawsze wymazałeś to z pamięci, ale to wróci. Opowiesz jej o wszystkim. O autobusie. O kiszłaku Szorandżal. O tym, co stało się w Darwaz Dagh. O jeńcach w śmigłowcu, którzy nigdy nie dolecieli do Kabulu. O wiosce Chan-e Dżanub i tamtej dziewczynie…

– Nie. O tym jej nie opowiem.

– Opowiesz. Wyznasz wszystko. Będziesz musiał, inaczej nie zaznasz spokoju. A gdy jej to wyznasz, ona odejdzie. Bez słowa, oniemiona przez zgrozę.

– Upadniesz – wtrąca się lejtnant Bogdaszkin – na samo dno przepaści.

– Jesteś chory, Paszeńka – wpada w credo wujek Kiesza. – Majaczysz. To skutek nadużycia narkotyków.

A to akurat prawda, pomyślał Lewart. I chyba tylko to.

Żmija raptownie przestała wirować. Wszystkie simulacra znikły, zgasły, jakby ktoś wyłączył projektor.

Niebezpieczeństwo, pojął nagle Lewart, oburącz chwytając się za tętniącą brzęczeniem głowę. Bliskie. Coś. Lub ktoś. Zagraża. Niesie zagrożenie.

Brzęczenie zamieniło się w świszczącą kakofonię, kulminującą w przenikliwym, wysokim dźwięku, będącym świstem, sykiem i wrzaskiem zarazem. Iachema, pomyślał, syk wężów Gorgony.

Muszę iść. Muszę bronić. Ona tego żąda.

* * *

Tuż przy wyjściu ze skarbca, na hałdzie monet, wśród kufrów, szkatuł i kościotrupów stało coś w rodzaju tronu, jakby masywny fotel z wielkimi podłokietnikami lub może mocowane na grzbiecie słonia howdah. Lewart zauważył tron już wcześniej, gdy wchodził, jego uwagę przyciągnął nie tyle mebel, ile zasiadający w nim w malowniczej pozie kościotrup w resztkach kolczugi i strzępach złotogłowiu. Teraz kościotrupa nie było. Na tronie zastąpił go ktoś inny. Uśmiechnięty okrutnie białobrody starzec w turbanie, długiej koszuli i czarnej kamizeli. Mułła Hadżi Hatib Rahiqullah. Czarnomor.

Mierzyli się wzrokiem przez kilka sekund zaledwie. Oczy Czarnomora zapłonęły nagle jak u wilkołaka, a wykrzywione w uśmiechu wargi wyprostowały się i ścisnęły. Na Lewarta zaś spojrzał otwór lufy jego własnego akaesu. Akaesu, który zostawił w parowie, na kamieniach. Zwyczajnie o nim zapomniał. Zgrzeszył najcięższym grzechem żołnierza. I teraz ten grzech miał się zemścić.

Klik.

Zamiast ogłuszającej serii, ostre metaliczne szczęknięcie iglicy.

Czarnomor szarpnął rączkę suwadła, nacisnął spust.

Klik.

Nie załadowałem go, zapomniałem, pomyślał Lewart, rzucając się do skoku. Po masakrze autobusu. W ogóle nie pomyślałem o załadowaniu.

Czarnomor zdołał zerwać się z tronu, odskoczyć nie zdążył. Lewart spadł na niego jak jastrząb, obalił impetem, obaj z brzękiem i zgrzytem runęli na stertę monet i kosztowności. Tarzając się obalili i w złomy potłukli alabastrową figurę słoniogłowego Ganeszy, pogruchotali trochę scytyjskiej i turkmeńskiej ceramiki. Czarnomor dobył kindżału, Lewart ułapił go za nadgarstek, drugą ręką capnął za brodę, wkręcił pięść w kłaki, szarpnął z całej siły. Czarnomor, wijąc się i trzepocząc jak wyrzucony na brzeg łosoś, popełzł, wlokąc Lewarta za sobą.

Staruch zadziwiał siłą i zwinnością, ale nie mógł uwolnić z chwytu ani brody, ani prawej ręki. Chwycił więc lewą pierwszy namacany przedmiot i potężnie zdzielił nim Lewarta w głowę. Lewart miał szczęście, bo przedmiotem była terakotowa statuetka cycatej i brzuchatej Wielkiej Matki, która pękła i rozsypała się przy uderzeniu. Zamroczony, puścił brodę mułły. Namacał coś, brązową figurkę, był to stojący Budda, Budda Shakyamuni, dość masywny i ciężki. Turban zamortyzował uderzenie, ale i tak walnięty Czarnomor aż się skurczył. Walnięty po raz drugi wypuścił kindżał, zasłaniając głowę. Lewart walnął go raz jeszcze, ale wtedy Budda wyśliznął mu się z palców, a Czarnomor dziabnął go rozstawionymi palcami w oczy. Oślepiony na moment Lewart wczepił mu w brodę palce obu dłoni. I trzymał, wleczony i bity pięściami. Puścił i odskoczył dopiero wtedy, gdy Czarnomor zamierzył się nań kolejnym posążkiem. Tym razem była to Nike. Uskrzydlona, mająca praktyczny kształt kilofa, niezastąpiony przy rozłupywaniu czaszek. Lewart puścił brodę Czarnomora, odturlał się prędko i zerwał.

Czarnomor zerwał się również, lekko jak kot, odrzucił nieporęczną Nike, rozejrzał się, sięgnął w stertę kości, szybkim ruchem wydobył stamtąd krzywą szablę, perski szamszir ze złoconym jelcem i pięknym deseniem damastu na głowni. Zawinął bronią, aż zawyło powietrze. Dopadł, ciął, Lewarta ocalił rzut w tył, ale i tak klinga z sykiem przecięła pieszczankę na piersi, rozcięła bawełnę gładko jak żyletka. Odskoczył, gorączkowo rozglądając się za czymś mogącym posłużyć za oręż. Porwał za okuty złotą blachą trzonek jakiejś broni drzewcowej, rodzaju glewi czy japońskiej naginaty, ale było to za ciężkie; nim zdołał unieść, Czarnomor już siedział mu na karku, a ostrze szamszira ze świstem rozchlastało rękaw munduru. I skórę ramienia. Psiakrew, pomyślał, odskakując i rozglądając się w popłochu, na wojnie radarów i noktowizorów, ponaddźwiękowych myśliwców i szturmowych śmigłowców, na wojnie napalmu, bomb kasetowych, pocisków kierowanych i min sejsmicznych mnie przyjdzie zginąć zaszlachtowanemu szablą. Bronią liczącą sobie dobre pięćset lat. Eksponatem muzealnym.

I wtedy zobaczył.

Wciśnięty między wysadzane mosiężnymi guzami kulbaki, częściowo nakryty szylkretowym puklerzem, leżał miecz. Nie hinduski talwar, nie radżputańska khanda. Prosty, skromny, niezbyt długi europejski miecz. Gdy go podnosił, zobaczył wytrawione na głowni: DEUS LE VOLT.

Czarnomor zaatakował jak lampart, tnąc od ucha, Lewart sparował odruchowo i – ku swemu zdumieniu – odpowiedział kontratakiem, szybkim wypadem i cięciem. Czarnomor uniknął ciosu, cofnął się, Lewart nie dał mu otrząsnąć się z zaskoczenia, zaatakował. Mułła spróbował finty i cięcia w dłoń. Nadgarstek Lewarta sam, zdawało się, wykonał niewielki obrót, brzeszczot szczęknął o brzeszczot, a odbity szamszir omal nie wyfrunął z ręki Czarnomora. Mułła cofnął się, szczerząc zęby znad białej brody. W jego płonących oczach zamigotało coś dziwnego, jakby cień zwątpienia. Praporszczyk, którego, pewien był, bez trudu posieka na dzwonka, niespodzianie okazał się wytrawnym szermierzem. Walczył nie jak byle szurawi, ale jak ktoś szkolony w Sandhurst w fechtunku wojskową szablą wzoru 1853, produkowaną przez firmę Robert Mole & Son. Nie jak sowiecki piechociniec, ale ktoś od dziecka niemal ćwiczony w walce kopisem i machairą. Ktoś, kto pierwszego człowieka zabił białą bronią w wieku lat piętnastu, w bitwie pod Elateią, podczas kampanii w Focydzie.

Czarnomor – do tej chwili – nie wydał najmniejszego dźwięku. Teraz zawył, zawył dziko i wściekle, niczym szakal. I na oślep rzucił się na Lewarta, wymachując szamszirem jak oszalały. Lewart wymanewrował go zwodem i krokiem w bok, uderzył barkiem, kopnął w goleń. Czarnomor zachwiał się, pochylił, a Lewart poderwał się i uderzył z góry, z wysoka. Wbił mulle miecz nad obojczyk, pionowo, wraził do połowy klingi. I zostawił tak, odskakując.

Czarnomor upadł na kolana. Szamszira z dłoni nie wypuścił, ale jasnym było, że unieść go już nie zdoła. Mógł tylko patrzeć na Lewarta, palić go wzrokiem kipiącym nienawiścią.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Żmija»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Żmija» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Andrzej Sapkowski - Sezon burz
Andrzej Sapkowski
Andrzej Sapkowski - La Dama del Lago
Andrzej Sapkowski
Andrzej Sapkowski - La torre de la golondrina
Andrzej Sapkowski
Andrzej Sapkowski - Blood of Elves
Andrzej Sapkowski
Andrzej Sapkowski - Krew Elfów
Andrzej Sapkowski
Andrzej Sapkowski - Pani jeziora
Andrzej Sapkowski
Andrzej Sapkowski - Ostatnie życzenie
Andrzej Sapkowski
Andrzej Sapkowski - Miecz przeznaczenia
Andrzej Sapkowski
Отзывы о книге «Żmija»

Обсуждение, отзывы о книге «Żmija» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x