Komnatę o pięknych ścianach z niebieskiego i czarnego kamienia wypełniało szare światło późnego popołudnia. Ktoś pochylał się nad kominkiem i poprawiał polano. Morgon rozpoznał wyciągniętą szczupłą rękę, rozwiane srebrzyste włosy.
— Dethu — powiedział.
Harfista wyprostował się. Policzki miał zapadnięte, twarz znużoną; ale w jego spokojnym jak zawsze głosie nie było śladu zmęczenia.
— Jak się czujesz?
— Żyję. — Morgon poprawił się w pościeli i kontynuował z wahaniem: — Jestem w kłopocie, Dethu. Mogło mi się to śnić, ale sądzę, że żona Heureu próbowała mnie zabić.
Deth milczał. W bogatej szacie z długimi rękawami przypominał trochę Mistrza z Caithnard, na którego twarzy odcisnęły się lata studiów. Po chwili przetarł palcami oczy i przysiadł na skraju łoża.
— Opowiedz mi o tym.
Morgon zrelacjonował mu wszystko, co zapamiętał. Deszcz, którego szum słyszał we śnie, znowu zaczął bębnić o szyby szerokich okien.
— Nie potrafię dociec, kim ona mogłaby być. Nie ma o niej żadnej wzmianki w opowieściach ani w zagadkach królestw… tak samo jak o tych gwiazdkach. Nie mogę jej o nic oskarżyć; nie mam dowodu. Patrzyłaby na mnie tylko tym swoim zawstydzonym wzrokiem i udawała, że nie pojmuje, o czym ja, u licha, bredzę. Myślę więc, że powinienem jak najrychlej opuścić ten dom.
— Morgonie, dwa dni temu znaleziono cię w sali audiencyjnej i od tamtego czasu leżałeś bez czucia w łożu. Co zamierzasz, zakładając, że starczy ci sił, by wyjść z tej komnaty?
Morgon wykrzywił usta.
— Chcę wrócić do domu. Mądry człowiek nie potrząsa gniazdem szerszeni, żeby się przekonać, co w nim bzyczy. Na sześć tygodni pozostawiłem Hed bez ziemwładcy; stęskniłem się za Eliardem i Tristan. Odpowiadam przed Najwyższym za imię, z którym urodziłem się na Hed, a nie za jakąś obcą tożsamość, którą mam podobno poza wyspą. — Urwał. Deszcz przeszedł w ulewę, która z furią siekła szyby. Morgon spojrzał w okno. — Jestem ciekaw — przyznał — ale mam na tyle rozsądku, żeby od tej akurat gry w zagadki trzymać się z dala. Niech Najwyższy do niej przystąpi.
— To nie Najwyższego do niej wyzwano.
— To jego królestwo; prowadzenie gier władzy w Ymris nie do moich należy obowiązków.
— Ale może, jeśli zainicjują je gwiazdki na twoim czole…
Morgon spojrzał na niego, zaciskając mocno usta; poruszył się niespokojnie, zamrugał, ściemniały cienie bólu i zmęczenia na jego twarzy. Deth położył mu dłoń na ramieniu.
— Odpoczywaj — powiedział łagodnie. — Jeśli taka twoja wola, to skoro tylko poczujesz się na tyle dobrze, by wracać na Hed, a Najwyższy nie wyda mi innych poleceń, odwiozę cię tam. Jeśli w drodze z Ymris na Hed znowu znikniesz, będę cię szukał.
— Dziękuję. Nie rozumiem jednak, dlaczego Najwyższy nie wyjawił ci miejsca mojego pobytu. Pytałeś go, czy je zna?
— Jestem harfistą, nie czarodziejem, nie potrafię sięgnąć umysłem stąd do góry Erlenstar. On odwiedza mój umysł, kiedy chce; ja do jego umysłu nie mam dostępu.
— Czyli musiał wiedzieć, że mnie szukasz. Dlaczego nie powiedział ci, gdzie jestem?
— Tego mogę się jedynie domyślać. Umysł Najwyższego to ogromna sieć, na którą składają się umysły wszystkich w królestwie. On tka ją wciąż ze swojego końca, przeplata wte i wewte, zależnie od potrzeb, by uzyskać pożądany układ, i dlatego jego reakcje na wydarzenia są tak nieoczekiwane. Przed pięciu laty Heureu Ymris ożenił się, a Astrin Ymris opuścił Caerweddin, dźwigając w sobie jak kamień jakąś tajemnicę. Być może Najwyższy wykorzystał ciebie, by sprowadzić Astrina z jego tajemnicą z powrotem do Caerweddin przed oblicze Heureu.
— Jeśli to prawda, to Najwyższy wie, czym ona jest.
— Morgon zawiesił głos. — Nie. Gdyby wiedział, zainterweniowałby przed ślubem Heureu, tak byłoby prościej. Jej dzieci będą ziemdziedzicami Ymris; jeśli była tak potężna, tak podstępna, Najwyższy z pewnością już wtedy by zainterweniował. Astrin się pewnie myli. Mnie zaś to wszystko musiało się przyśnić. A jednak… — Potrząsnął głową i przetarł dłonią oczy.
— Sam nie wiem. Rad jestem, że to wszystko nie moja sprawa.
Królewska medyczka zbadała go, zakazała wstawania z łóżka, a wieczorem napoiła gorącą, uderzającą do głowy mieszaniną wina z ziołami, po której szybko zasnął. Tym razem nic mu się nie śniło. Obudził się tylko raz, gdzieś w środku nocy, i zobaczył Rorka Umbera czytającego przy kominku. Uspokojony zamknął oczy i znowu odpłynął w sen.
Po południu następnego dnia odwiedzili go Heureu z Eriel. Astrin, który tymczasem zmienił Rorka, stanął przy szerokich oknach wychodzących na miasto; Morgon zauważył, że spojrzenia pozbawionych wyrazu oczu króla i jego ziemdziedzica spotykają się na moment. Potem Heureu przyciągnął sobie do łoża krzesło i usiadł.
— Morgonie — powiedział znużonym głosem — Anoth zakazała mi ciebie niepokoić, ale ja muszę z tobą porozmawiać. Meroc Tor oblega Wielkiego Lorda Meremont; za dwa dni ruszam mu na odsiecz z wojskami z Ruhn, Caerweddin i Umber. Doszły mnie słuchy, że przy brzegach Meremont czeka flota okrętów wojennych, gotowa podnieść kotwicę i popłynąć na Caerweddin w przypadku, gdyby Meremont padło. Jeśli tym okrętom uda się dotrzeć do Caerweddin, możesz tu utknąć na zawsze. Uważam, że dla twojego bezpieczeństwa należałoby cię przenieść na północ, do posiadłości Wielkiego Lorda Marcheru.
— Heureu — odparł Morgon po chwili milczenia — wdzięczny ci jestem za troskę, jaką mi okazujesz, i za życzliwość. Ale wolałbym się nie oddalać od Hed bardziej, niż już się oddaliłem. Nie mógłbyś użyczyć mi statku, który odwiózłby mnie do domu?
Mroczna, strapiona twarz króla wypogodziła się nieco.
— Mógłbym. Ale myślałem, że powrót morzem do domu nie będzie ci w smak. Mogę wysłać cię pod strażą na którymś z moich handlowych. Dobrze znam swoich kupców; dużo z nimi żeglowałem.
— Doprawdy?
— Do Anuin, do Caithnard, nawet do Kraal… — Heureu uśmiechnął się do tych wspomnień. — Byłem jeszcze wtedy młody i żył mój ojciec. Astrin wstąpił na uniwersytet w Caithnard, ale ja chciałem poznawać świat poza granicami Ymris w inny sposób. Uwielbiałem to, ale od kiedy przejąłem ziemiowładztwo, rzadko opuszczam Ymris.
— Czy to wtedy spotkałeś mego ojca? Podczas którejś ze swoich podróży?
Heureu pokręcił głową.
— Twoich rodziców poznałem zeszłej wiosny, kiedy odwiedzaliśmy z Eriel Caithnard.
— Zeszłej wiosny. — Morgon wstrzymał oddech. — Widziałeś ich tam? Nie wiedziałem.
— Bo i skąd miałbyś wiedzieć — odezwała się cichym głosem Eriel, a stojący przy oknie Astrin odwrócił się. Eriel ściągnęła z lekkim zaniepokojeniem brwi, ale mówiła dalej: — Poznaliśmy ich, kiedy… kiedy Heureu wpadł na zatłoczonej ulicy na twoją matkę Spring i stłukł szklaną misę, którą niosła. Rozpłakała się. Chyba przerażały ją te tłumy i zgiełk. Twój ojciec próbował ją uspokoić — wszyscy próbowaliśmy — ale ona zakrywała tylko twarz dłońmi i zalewała się łzami. Zaczęliśmy więc rozmawiać z twoim ojcem. Przedstawiliśmy się, a twój ojciec zaczął nam opowiadać o tobie, że studiujesz na miejscowym uniwersytecie. Był z ciebie bardzo dumny. No i oczywiście twoja matka od razu się uspokoiła, rozmawialiśmy przecież o jej dziecku. — Eriel uśmiechnęła się na to wspomnienie; potem znowu ściągnęła brwi i spuściła wzrok. — Zjedliśmy razem wieczerzę i gawędziliśmy do późnej nocy. Twoja matka… Bo ja… ja miałam dziecko, które kilka miesięcy wcześniej umarło i aż do tamtego wieczoru nie potrafiłam z nikim o tym rozmawiać, dopiero z nią. Kiedy więc po powrocie do Caerweddin dowiedzieliśmy się, co się z nimi stało, czułam się… byłam głęboko wstrząśnięta.
Читать дальше