— Mike!
Fink obejrzał się.
— Zanim pójdziesz spać, muszę ci coś opowiedzieć.
Fink zdziwił się.
— Klątwa obejmuje też Measure'a — wyjaśnił Armor-of-God. — Musi ci opowiedzieć, inaczej pójdzie do łóżka z rękami we krwi.
— Niewiele brakowało, a sam byłbym przeklęty — stwierdził Fink. — Ale ty? Jak to się stało?
— Sam wziął na siebie klątwę — odezwała się Peggy. — Co nie znaczy, że nie dotyczą go te same reguły.
— Znam tę historię.
— Więc łatwiej będzie mi ją opowiedzieć — stwierdził Measure. — Ale opowiedzieć muszę.
— Wrócę tu, kiedy już się wysiusiam i coś zjem — obiecał Fink. — Za pani przeproszeniem, psze pani.
Wyszedł. Alvin i Peggy patrzeli na siebie, i znowu Verily Cooper, Measure i Arthur Stuart im się przyglądali.
— Czy wy dwoje nie macie już dość odgrywania scen przy ludziach?
— Nie ma żadnej sceny do odgrywania — odparła Peggy.
— Szkoda — stwierdził Alvin. — Myślałem, że pora na taką, w której ja mówię do ciebie: „Przepraszam”, a ty do mnie…
— A ja mówię: „Nie masz za co przepraszać”.
— A ja na to: „Mam”, a ty: „Nie masz”, „Mam”, „Nie masz”, „Mam”, i tak w kółko, aż wybuchamy śmiechem.
I oboje wybuchnęli śmiechem.
— Miałem rację, nie musiałaś zeznawać — przypomniał Alvin.
Peggy spoważniała natychmiast.
— Na miłość boską, wysłuchaj mnie, Margaret! Ty także miałaś rację, jeśli się nad tym zastanowić. Nie powinieniem ci rozkazywać, mówić, co możesz, a czego nie możesz robić. Nie ja powinienem decydować, czy masz ponieść ofiarę i czy sprawa jest tego warta. Ty decydujesz o sobie, a ja o sobie. Zamiast tobą rządzić, powinienem tylko poprosić, żebyś się wstrzymała i zobaczyła, czy poradzę sobie bez tego. A ty byś się zgodziła, prawda?
Spojrzała mu prosto w oczy.
— Prawdopodobnie nie — odparła. — Ale powinnam się zgodzić.
— Może więc nie jesteśmy aż tacy uparci.
— Dzień później… nie, dwa dni później… rzeczywiście nie jesteśmy.
— To wystarczy, jeśli tylko pozostaniemy w przyjaźni, dopóki nie zmądrzejemy.
— Nie nadajesz się jeszcze do życia w małżeństwie, Alvinie — oświadczyła Peggy. — Przed tobą wciąż wiele mil do przejścia, a nie będę ci potrzebna, póki sam nie będziesz gotów do budowy Kryształowego Miasta. Nie mam zamiaru siedzieć w domu i tęsknić za tobą; nie chcę iść za tobą, kiedy potrzebujesz takich towarzyszy, jak ci mężczyźni. Zgłoś się do mnie, kiedy zakończysz swoje wędrówki. Zobaczymy, czy wciąż jesteśmy sobie potrzebni.
— A więc przyznajesz, że potrzebujemy siebie teraz?
— Nie dyskutuję z tobą, Alvinie. W niczym nie przyznam ci racji, a drobne sprzeczności nie zostaną wyjaśnione ani naprawione.
— Ci ludzie są moimi świadkami, Margaret. Zawsze będę cię kochał. Rodzina, jaką razem stworzymy, będzie naszym najwspanialszym dziełem, lepszym niż złoty pług i Kryształowe Miasto.
— Nie oszukuj sam siebie, Alvinie. Kryształowe Miasto będzie stało zawsze, jeśli tylko dobrze je zbudujesz. A nasza rodzina zniknie po kilku pokoleniach.
— A więc przyznajesz, że założymy rodzinę.
Uśmiechnęła się.
— Powinieneś kandydować w wyborach. Przegrałbyś, ale debaty byłyby zabawne.
Szła już do drzwi, kiedy otworzyły się nagle. Do pokoju wszedł blady szeryf Po Doggly. Rozejrzał się i dostrzegł Alvina.
— Jak możesz tak sobie siedzieć, bez sztuki broni w całym pokoju?
— Nie napadłem na nich ani oni na mnie — odparł Alvin. — Nie pomyśleliśmy, żeby przynieść strzelby.
— Włamali się do aresztu. Jakiś człowiek, podający się za ojca Amy Sump, podburzył tłum. Trzydziestu ludzi wyłamało drzwi do sądu, obezwładniło Billy'ego Huntera i odebrało mu klucze. Wyciągnęli z celi wszystkich więźniów i zaczęli ich tłuc, żeby się przyznali, który jest tobą. Wróciłem, zanim kogoś zabili, i przepędziłem ich, ale nocą nie odjadą daleko od miasta. Ktoś im w końcu zdradzi, gdzie jesteś. Dlatego śpijcie dzisiaj z bronią.
— Proszę się o to nie martwić — uspokoiła go Peggy Larner.
— Dzisiaj tu nie przyjdą.
Po spojrzał na nią, potem na Alvina.
— Jesteście pewni?
— Nie warto nawet wystawiać strażników. Zwróciliby tylko uwagę na zajazd. Ludzie wynajęci, żeby zabić Alvina, to tchórze. Zanim spróbują, muszą się najpierw upić. Prześpią do rana.
— A potem odjadą?
— Wystawcie straże na czas procesu. Potem, jeśli Alvina uniewinnią, wyjedzie z Hatrack i wasze koszmary się skończą.
— Włamali się do aresztu — powtórzył Po Doggly. — Nie wiem, kim są twoi wrogowie, Alvinie, ale na twoim miejscu pozbyłbym się tego pługa.
— Tu nie chodzi o pług — stwierdził Alvin. — Chociaż niektórzy z nich pewnie w to wierzą. Ale z pługiem czy nie, ci, co chcą mojej śmierci, i tak będą nasyłać na mnie takich ludzi.
— Naprawdę nie chcesz mojej ochrony? — upewnił się szeryf.
Alvin i Peggy Larner wspólnie uznali, że nie. Po pożegnał się i ruszył do drzwi, ale Peggy wzięła go pod rękę.
— Odprowadźcie mnie na dół, jeśli można prosić, do pokoju, który dzielę z moją nową przyjaciółką Ramoną.
I wyszła, nie oglądając się na Alvina. Gdy tylko drzwi się zamknęły, Measure parsknął śmiechem.
— Alvinie, czy ona chce cię wypróbować? Upewnić się, że nigdy nie podniesiesz na nią ręki, choćby nie wiem jak cię prowokowała?
— Mam przeczucie, że nie widzieliśmy jeszcze prawdziwej prowokacji — westchnął Alvin.
Ale uśmiechał się przy tym i wszyscy odnieśli wrażenie, że podoba mu się pomysł stoczenia czasem walki z panną Larner — walki na słowa, oczywiście, na spojrzenia, mrugnięcia i złośliwe uśmieszki.
Po wizycie Mike'a Finka zgasili świece i pokładli się do łóżek.
— Zastanawiam się, co chcieli ze mną zrobić — mruknął jeszcze Alvin.
Nikt nie spytał, o kim mówi.
— Chcieli cię zabić — odpowiedział Measure. — Czy to ważne, jakiego sposobu by użyli? Powieszenie. Spalenie żywcem. Tuzin kul z muszkietu. Naprawdę chcesz wiedzieć, jak miałeś zginąć?
— Chciałbym przyzwoicie wyglądać jako zwłoki, żeby można było otworzyć trumnę i żeby moje dzieci mogły się ze mną pożegnać.
— Coś ci się śni. Bo w tej chwili żadna żona ani dzieci nie mogą na ciebie patrzeć. Chociaż, moim zdaniem, niektórzy chętnie by cię pożegnali.
— Przypuszczam, że chcieli mnie powiesić — uznał Alvin. — Jeśli kiedyś zobaczycie, że mnie wieszają, nie narażajcie życia, by mnie ratować. Wróćcie tylko, kiedy już skończą, i mnie odetnijcie.
— Czyli nie obawiasz się liny? — zapytał Measure.
— Ani utonięcia czy uduszenia. Ani upadku; potrafię nastawić złamania i zmiękczyć pod sobą kamienie. Co innego ogień. Ogień, ścięcie głowy, zbyt wiele kul… To by mnie mogło zabić. Gdyby na coś takiego się zanosiło, chętnie przyjmę pomoc.
— Postaram się nie zapomnieć — obiecał Measure.
* * *
W poniedziałek rano ludzie zebrali się za kuźnią około dziesiątej. Ale od świtu pilnowali okolicy uzbrojeni po zęby zastępcy szeryfa. Sędzia ustawił przysięgłych tak, żeby widzieli wszystko nie gorzej niż Marty Laws, Verily Cooper, Alvin Smith, Makepeace Smith i Hank Dowser.
— Otwieram rozprawę — oznajmił głośno. — A teraz, panie Dowser, proszę wskazać nam miejsce, które pan wyznaczył.
— Skąd mamy wiedzieć, że wskaże to samo miejsce? — zapytał Verily Cooper.
Читать дальше