Neil Gaiman - Gwiezdny pył

Здесь есть возможность читать онлайн «Neil Gaiman - Gwiezdny pył» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2001, ISBN: 2001, Издательство: MAG, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Gwiezdny pył: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Gwiezdny pył»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Pewnej nocy młody Tristran Thorn obiecuje swej narzeczonej gwiazdkę z nieba. Jednak, by ją zdobyć musi udać się do magicznej krainy elfów wróżek i gobinów, z której nikt jeszcze nie powrócił. Jest to pozycja dla czytelników kochających niesamowite przygody i zdrowy, czarny humor.

Gwiezdny pył — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Gwiezdny pył», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Zaczynał robić się senny. Przez jakiś czas walczył z tym, potem zdjął płaszcz, położył na ziemi torbę — dużą skórzaną torbę, którą za dwadzieścia lat powszechnie zaczną nazywać gladstonką — oparł na niej głowę i okrył się płaszczem.

Patrzył w gwiazdy i nagle wydało mu się, że widzi tancerzy, wdzięcznych i wytwornych, wykonujących taniec niemal niepojęty w swej złożoności. Wyobraził sobie też, że dostrzega twarze gwiazd — były blade, łagodnie uśmiechnięte, jakby ich właściciele zbyt wiele czasu spędzali ponad światem, obserwując krzątaninę, radość i ból ludzi w dole, i nie mogli powstrzymać rozbawienia, gdy kolejny maleńki człowiek zaczyna wierzyć, iż jest środkiem wszechświata. A przecież wierzy w to każdy z nas.

Potem zaś Tristran zrozumiał, że śni, i wszedł do swej sypialni, w której jednocześnie mieściła się sala szkolna wioski Mur. Pani Cherry postukała w tablicę, nakazując uczniom milczenie. Tristran spuścił wzrok, patrząc na tabaczkę, by dowiedzieć się, o czym będzie dzisiejsza lekcja, nie mógł jednak odczytać własnych słów, a potem pan Cherry, tak bardzo przypominająca jego matkę, że Tristran zdumiał się, iż nigdy wcześniej nie pojął, że są tą samą osobą, wywołała go, by wymienił głośno daty panowania wszystkich królów i królowych Anglii…

— Przempraszam — usłyszał cichy, włochaty głos w swym uchu — ale czy zechciałbyś śnić nieco ciszej? Twoje sny przelewają się do moich. A jeśli czegoś naprawdę nie lubię, to właśnie dat. Wilhelm Bywca, 1066. Tylko tyle pamiętam, a i jego zamieniłbym na tańczącą mysz.

— Mmm? — spytał Tristran.

— Proszę ciszej — dodał głos — jeśli łaska.

— Przepraszam — powiedział Tristran i odtąd śnił już tylko ciemność.

* * *

— Śniadanie — powiedział ktoś przy jego uchu. — To pieczarki smażone na maśle z dzikim czosnkiem.

Tristran otworzył oczy. Przez różany żywopłot przeświecały promienie słońca, zalewając trawę złocistozielonym blaskiem. W pobliżu coś niebiańsko pachniało.

Tuż przed nim stanęła blaszana miska.

— Skromny posiłek — rzekł ten sam ktoś. — Wiejski, ni mniej, ni więcej. Nic, co zjadłby szlachcic, lecz tacy jak my lubią dobre piczarki.

Tristran zamrugał. Sięgnął do miski i wyciągnął duży grzyb; uniósł go dwoma palcami, ugryzł ostrożnie i poczuł, jak usta zalewa ciepły sok. Był to najsmaczniejszy posiłek, jaki kiedykolwiek jadł. Kiedy przełknął pierwszy kęs, powiedział to głośno.

— To miłe z twojej strony — odparła drobna postać, siedząca po drugiej stronie niewielkiego ognia, potrzaskującego i dymiącego w porannym powietrzu. — Bardzo miło o tak, ale i ty, i ja wiemy, że to tylko smażona polna pieczarka. Nic szczególnego.

— Jest ich może więcej? — spytał Tristran, uświadamiając obie nagle, jak bardzo jest głodny. Czasami tak właśnie działa na człowieka kęs jedzenia.

— To dopiero wytworne maniery — oznajmiła mała postać w wielkim, miękkim kapeluszu i obszernym, miękkim płaszczu. — „Czy jest ich więcej?”. Mówi, jakby chodziło o sadzone przepiórcze jaja, wędzone mięso ga-zeli i trufle, nie zwykłą piczarkę, smakującą jak coś, co nie żyje od tygodnia i czego nie tknąłby nawet kot. Maniery, ot co.

— Naprawdę, ale to naprawdę, chętnie zjadłbym jeszcze jedną pieczarkę — rzekł Tristran — jeśli to nie kłopot.

Drobny człowieczek — jeśli rzeczywiście był człowiekiem, w co Tristran mocno wątpił — westchnął żałośnie, wsunął nóż do stojącego na ogniu skwierczącego rondla i wrzucił do miski Tristrana dwie duże pieczarki.

Tristran podmuchał na nie, po czym wziął obie palcami i zjadł.

— Spójrzcie tylko — rzekł mały, włochaty osobnik. W jego głosie dźwięczała dziwna, ponura duma. — Chłopak je piczarki, jakby mu smakowały, a nie stawały w ustach niczym piołun, trociny czy ruta.

Tristran oblizał palce i raz jeszcze zapewnił swego dobroczyńcę, że przyrządził najlepsze pieczarki, jakie on, Tristran, miał kiedykolwiek zaszczyt jeść.

— Teraz tak mówisz — powiedział melancholijnie jego gospodarz — lecz za godzinę zmienisz zdanie. Bez wątpienia będą zalegać ci w żołądku, tak jak rybak zaległ w łożu syreny, co nie spodobało się jego żonie. Ich kłótnię słychać było od Garamondu po Cytadelę Burz. Co za język. Od samego słuchania posiniały mi uszy. — Mała włochata osobistość westchnęła głęboko. — A skoro już mowa o twoich wnętrznościach, to muszę opróżnić moje, tam za drzewem. Zechcesz uczynić mi ten zaszczyt i przypilnować w tym czasie mojego worka? Będę wdzięczny.

— Oczywiście — odparł uprzejmie Tristran. Włochaty człowieczek zniknął za pniem dębu. Tristran usłyszał kilka stęknięć, a potem jego nowy przyjaciel znów się pojawił.

— No proszę. Znałem jegomościa w Paflagonii, który co rano, kiedy tylko wstał, połykał żywego węża. Twierdził, że dzięki temu ma pewność, iż przez cały dzień nie spotka go nic gorszego. Oczywiście, zanim go powiesili zmusili do zjedzenia całej miski włochatych stonóg, więc może przeliczył się w swych rachubach.

Tristran przeprosił nieznajomego. Wysikał się pod drzewem, obok małej kupki odchodów, bez wątpienia nie pochodzących od istoty ludzkiej. Wyglądały jak bobki samy bądź królika.

— Nazywam się Tristran Thorn — oświadczył, wracając do ogniska. Jego towarzysz pozbierał już rzeczy po śniadaniu — ognisko, rondle i resztę — i schował w swym worku.

Teraz zdjął kapelusz, przycisnął go do piersi i uniósł wzrok, patrząc na Tristrana.

— Jestem zachwycony — rzekł. Poklepał worek, na którego boku wypisano: ZACHWYCONY, ZAUROCZONY, ZAKLĘTY I ZAGUBIONY. — Kiedyś byłem zagubiony, ale wiesz, jak to jest.

Po tych słowach ruszył w drogę. Tristran pomaszerował za nim.

— Hej, posłuchaj! — zawołał. — Mógłbyś nieco zwolnić ? Albowiem mimo wielkiego wora (który Tristranowi skojarzył się z chrześcijańskim brzemieniem w „Wyprawie pielgrzyma”, książce, której fragmenty pani Cherry czytała im każdego poniedziałkowego ranka, mówiąc, że choć została napisana przez partacza, to nadal pozostaje wspaniałym dziełem) ów mały człowieczek — Zachwycony ?

Czy tak się nazywał? — oddalał się od niego szybko niczym wbiegająca na drzewo wiewiórka.

Nieznajomy zawrócił i pospieszył ku niemu.

— Coś się stało?

— Nie mogę dotrzymać ci kroku — wyznał Tristran. — Maszerujesz okrutnie szybko.

Mały. włochaty człowieczek zwolnił.

Bardzo przempraszam — rzekł do Tristrana, który, potykając się, ruszył za nim. — Od tak dawna podróżuję sarn, że przywykłem ustalać własne tempo.

Szli obok siebie w zielonozłocistym blasku słońca, prześwitującym przez młode listki. Tristran pamiętał to światło, jakże typowe dla wiosny. Zastanawiał się, czy zostawili lato za sobą równie daleko jak październik. Od czasu do czasu wspominał coś o barwnym mignięciu na drzewie i w krzakach. A wówczas jego włochaty kompan mówił:

— Zimorodek. Kiedyś nazywano go Panem Rzeki. Ładny ptak. — Albo: — Purpurowy koliber. Spija nektar z kwiatów. Zawisa w powietrzu. — Albo: — Szczygieł. Nie pozwala zbliżyć się do siebie. Nawet nie próbuj go ścigać ani drażnić, bo przysporzy ci to tylko kłopotu.

Usiedli na brzegu strumienia, aby zjeść drugie śniadanie. Tristran wyjął z torby chleb, czerwone dojrzałe jabłka i gomółkę sera — twardego, ostrego i kruchego — które dała mu matka. A choć człowieczek z początku przyglądał im się podejrzliwie, z apetytem pochłonął swą porcję, zlizując z palców okruchy chleba i sera, i głośno wgryzł się w jabłko. Potem napełnił kociołek wodą ze strumienia i zagotował wodę na herbatę.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Gwiezdny pył»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Gwiezdny pył» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Gwiezdny pył»

Обсуждение, отзывы о книге «Gwiezdny pył» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x