— To prawda, siostro.
— Nie powinieneś jednak zachowywać się tak arogancko, bracie.
— Zachowałem się arogancko?
— Bardzo okrutnie potraktowałeś burmistrza.
— Zanudził mnie na śmierć opowieściami o wizytach ojca, Prankipina, Oljebbina, tego i tamtego, i w końcu Prestimiona… to już było za wiele. Nie powinien wspominać Prestimiona.
— Myślał, że go lubisz.
— Z całą pewnością nie darzę Prestimiona nienawiścią… i nigdy nie darzyłem. Ale rzucić we mnie tym imieniem w tej sytuacji… jaki był w tym ukryty motyw, czego ten tłuścioch chciał dowieść?
— Niczego, jak sądzę.
— Przecież wszyscy wiedzieli, że to Prestimion miał zostać Koronalem i…
— Nie! — Thismet uniosła dłoń i kolejne punkty dowodu oznaczała na palcach. — Po pierwsze, jeśli wiedzą o czymś wszyscy na Zamku, nie znaczy to, że wiedzą o tym wszyscy inni, także mieszkańcy brzegów dolnej Glayge. Po drugie, burmistrz nie miał żadnego powodu, by cokolwiek ukrywać, cokolwiek sugerować i by chcieć czegokolwiek dowieść. W ten sposób nie mógł niczego zyskać, za to wszystko stracić. Po trzecie, burmistrz jest zbyt głupi, by mieć jakiekolwiek ukryte motywy. I po czwarte — uważaj na to, co teraz mówię, bracie! — po czwarte, władca musi tolerancyjnie odnosić się do poddanych opowiadających mu nudne historyjki, takie historyjki bowiem opowiadać mu będzie każdy głupiec i każdy będzie szukał po temu okazji, a niektórym z całą pewnością uda się ją znaleźć. Twój ojciec nie zdobył sobie miłości ludu przez powarkiwanie i szczerzenie zębów na jego przedstawicieli. Nie postępował tak żaden z wielkich Koronali. A ja chcę, byś został wielkim Koronalem, Korsibarze.
— I zostanę nim.
— Doskonale. Ale musisz wdzięczniej znosić głupców. Bogini stworzyła ich legiony, a ciebie ustanowiła ich królem.
Pozdrowiła brata gestem rozbłysku gwiazd — tym razem szczerze okazała władcy szacunek — przesłała mu całusa i wyszła.
Korsibar odpoczywał przez dwie godziny, nim znów wezwały go obowiązki. Zaledwie zdążył się wykąpać i ubrać, a już pojawił się Oljebbin z jakimiś papierami, które koniecznie trzeba było podpisać i wysłać kurierem na Górę Zamkową; podpisał je bez czytania, Oljebbin powiedział mu, że to zwykłe rutynowe sprawy. Jako następny pojawił się Farholt z informacją, jak rozsadzeni zostaną goście podczas wieczornego bankietu, który władze miasta wydały oczywiście na cześć Koronala; po Farholcie przybył Farąuanor z misją nakłonienia władcy do mianowania właśnie jego Najwyższym Doradcą, co czynił przez tajemnicze wzmianki i kompromitujące plotki, aż Korsibar z trudem powstrzymywał się, by w gniewie nie kazać mu się wynieść. Następnie pojawił się Dantirya Sambail, który właśnie usłyszał nieprzyzwoity dowcip o Prestimionie i Septachu Maleynie i po prostu musiał podzielić się nim z Koronalem natychmiast.
Po południu Korsibar pojawił się w ogrodzie pałacu. Tym razem nie nosił korony, chciał bowiem sprawdzić, czy bez niej nadal będzie czuć się władcą. Przyjął tam hołd delegacji właścicieli ziemskich i największych farmerów prowincji. Potem miał chwilę, by wychylić kielich wina w towarzystwie Mandrykarna, Venty i kilku innych najbliższych przyjaciół, po czym przyszedł czas na bankiet, na zbyt wiele ciężkiego wina i zbyt wiele ciężkich potraw, góry smażonych warzyw i wielkie kawały jakiegoś jasnego mięsa marynowanego w przyprawianym winie, a następnie słodzonego owocami jujuga. Mowę wygłosił przywołany najwyraźniej do porządku burmistrz Ildikar Weng, nie wspominając wcale o Prankipinie, Confalumie i innych dostojnych gościach z przeszłości, z niewypowiedzianym wręcz optymizmem wypowiadając się za to o wielkich czynach, na które zdobędzie się w przyszłości Lord Korsibar. Młody władca odpowiedział uprzejmie, jakkolwiek krótko, prawdziwe krasomówcze popisy pozostawiając Gonivaulowi, Oljebbinowi i Farąuanorowi; każdy z nich pięknymi, lecz pustymi słowami opowiedział o wspaniałych czasach, jakie dzięki zmianie władzy nastaną dla mieszkańców doliny Glayge.
Żaden z mówców nie ośmielił się zignorować nowej gwiazdy, wręcz przeciwnie, wszyscy nazywali ją „gwiazdą Lorda Korsibara”. I wszyscy także wychwalali ją jako oznakę wielkości tej chwili i nadchodzących wspaniałych lat. Po bankiecie, kiedy przed udaniem się do swych pokoi goście zebrali się na otwartym powietrzu, pod niebem nocy, Korsibar raz za razem spoglądał w niebo, wpatrując się w jasną gwiazdę i powtarzając w myślach: „To gwiazda Lorda Korsibara. To gwiazda Lorda Korsibara”. I znów duszę zalało mu uczucie wielkości przeznaczenia, które wyniosło go tak wysoko, które sprawiło, że przeżyje swe życie jako Koronal.
Nocą Korsibar miał przesłanie od Pani Wyspy, pierwsze od wielu, bardzo wielu lat.
Pani rzadko zwracała uwagę na książąt Góry. Otaczała opieką przede wszystkim zwykłych obywateli, którym jej sny służyły jako pociecha i przewodnictwo w drodze życia. Teraz jednak pojawiła się w jego śnie. Gdy tylko zamknął oczy, poczuł, jak wciąga go wir błękitu, wir ze złotym jądrem, wiedział, że opór na nic się nie zda, więc pozwolił się nieść i przepłynął przez owo złote jądro w krainę cienia i mgły.
Czekała tam na niego; czekała w ośmiobocznej komnacie o ścianach z białego kamienia — była to jej komnata w wewnętrznej świątyni, znajdującej się na najwyższym tarasie Wyspy Snu. Lady Kunigarda chodziła wokół ośmiobocznego basenu umieszczonego pośrodku komnaty, starsza kobieta, fizycznie bardzo podobna do swego brata Confalume’a, o ostrych rysach, szeroko rozstawionych szarych oczach, wysokich kościach policzkowych i pełnych, stanowczych ustach.
Poznał ją od razu; starszą siostrę ojca, wyniesioną do godności Pani Wyspy, gdy on i Thismet byli jeszcze małymi dziećmi. Teraz, kiedy na Zamku nastał nowy władca, jej rządy musiały się skończyć. Spotkał ją zaledwie trzykrotnie. Była kobietą stanowczą, o wielkiej sile woli, pełną majestatu podobnie jak jej brat Confalume.
Patrzyła teraz na niego surowo poprzez zasłonę snu.
— Śpisz w łożu króla, Korsibarze — powiedziała. — Opowiedz mi, jak do tego doszło.
— Jestem królem, pani — odpowiedział tonem pokory, jak nauczono go w najwcześniejszym dzieciństwie. — Czy widziałaś mą gwiazdę? To gwiazda króla. Gwiazda Lorda Korsibara.
— Owszem — odparła. — Gwiazda Lorda Korsibara. Ja też ją dostrzegłam, Korsibarze.
Rozpoczęła opowieść o powstaniu tej gwiazdy, o nim samym i o jego siostrze, i o ojcu obojga, od niedawna Pontifeksie, i o tym, jak przez tysiące lat na świecie pojawiali się nowi Koronalowie i Pontifexowie, i jak z tego świata schodzili, i o wielu innych sprawach. W jej opowieści tyle jednak było wątków, następujących po sobie chaotycznie, tyle nie związanych z nią pozornie informacji, że zaledwie był w stanie śledzić logikę jej wywodu. Miał wrażenie, że Pani Wyspy w każdym momencie mówi o trzech wzajemnie sprzecznych rzeczach naraz, tak że każdy postawiony przez nią wniosek sam w sobie zawierał sprzeczności i dowody na jego obalenie, co oczywiście nie ułatwiało znalezienia wątku wiążącego początek opowiadanej historii z jej końcem.
Nagle Kunigarda przerwała. Patrzyła na niego zimnym, nieruchomym spojrzeniem, po czym odeszła. Korsibar obudził się zmieszany i zaniepokojony. Miał wrażenie, że silna osobowość tej starej kobiety nadal wypełnia jego duszę, niczym echo wielkiego dzwonu, który przestał dzwonić zaledwie przed chwilą. Próbował wyciągnąć jakieś wnioski z tego snu, próbował przypomnieć sobie ścieżkę, jaką podążały jej myśli.
Читать дальше