— Rodzina mojej żony, Eleanor, zawsze miała w domu jakieś heksy. Jej najmłodszy brat, Al Junior… ten sześciolatek, który urządza zapasy z tym jasnowłosym Szwedem, widzisz?… Podobno świetnie je kreśli.
Lolla-Wossiky spojrzał, ale jakoś nie mógł dostrzec chłopca. Widział żółte włosy drugiego, ale ten pierwszy nie wiadomo czemu się nie pojawiał.
Armor mówił ciągle.
— Czy to nie przykre? Taki młody, a już odwrócił się od Jezusa. W każdym razie Eleanor było ciężko zrezygnować z heksów i całej reszty. Ale zdobyła się na to. Złożyła mi uroczyste przyrzeczenie. Inaczej nigdy bym się z nią nie ożenił.
W tej właśnie chwili Eleanor, piękna żona, którą Biali uważali za brzydką, podeszła po kosz z naczyniami. Słyszała ostatnie słowa męża, ale nie dała po sobie poznać, że wie, o co chodzi. Tyle tylko że kiedy brała miskę od Lolli-Wossiky, spojrzała mu w oczy. Poczuł się tak, jakby zapytała: widziałeś te heksy?
Lolla-Wossiky uśmiechnął się do niej jak najszerzej, aby wiedziała, że nie zamierza mówić o tym jej mężowi.
Odpowiedziała niepewnym, nieufnym uśmiechem.
— Smakowało ci jedzenie? — spytała na głos.
— Wszystko za bardzo gotować — odparł. — Smak krwi cały zniknąć.
Szeroko otworzyła oczy. Armor zaśmiał się głośno i klepnął Lollę-Wossiky w ramię.
— No tak… Na tym właśnie polega cywilizacja. Człowiek przestaje pić krew i tyle. Mam nadzieję, że chrzest wprowadził cię na właściwą drogę… To jasne, że bardzo długo podążałeś złą.
— Zastanawiałam się… — zaczęła Eleanor i urwała, zerknęła na opaskę biodrową Lolli-Wossiky, potem na męża.
— A tak, rozmawialiśmy o tym wczoraj. Mam jakieś stare spodnie i koszulę, których już nie używam. Zresztą Eleanor i tak szyje mi nowe. Pomyślałem, że skoro już jesteś ochrzczony, powinieneś ubierać się jak chrześcijanin.
— Bardzo gorąco — zauważył Lolla-Wossiky.
— No tak, ale my, chrześcijanie, przestrzegamy skromności odzienia. — Armor roześmiał się i znowu klepnął go w ramię.
— Po południu przyniosę ubranie — oznajmiła Eleanor.
Lolla-Wossiky uznał to za wyjątkowo głupi pomysł. Ubrani jak Biali, Czerwoni zawsze wyglądali głupio. Ale nie zamierzał się z nimi kłócić, bo wyraźnie chcieli zachowywać się przyjaźnie. A może jednak ten chrzest zacznie działać, jeśli włoży na siebie ubranie białego człowieka. Może wtedy zniknie czarny szum.
Dlatego nie odpowiedział. Spojrzał tam, gdzie żółtowłosy chłopiec biegał w kółko i krzyczał „Alvin! Ally!” Lolla-Wossiky z całych sił starał się zobaczyć tego drugiego chłopca, którego ścigał żółtowłosy. Dostrzegł stopę dotykającą ziemi i wzbijającą obłok kurzu, dłoń sunącą przez powietrze… ale ani razu samego chłopca. Bardzo dziwne.
Eleanor czekała na jego odpowiedź. Lolla-Wossiky milczał, gdyż przyglądał się chłopcu, którego nie było. Wreszcie Armor-of-God zaśmiał się.
— Przynieś rzeczy, Eleanor — polecił. — Ubierzemy go jak chrześcijanina, a jutro mógłby pomóc przy budowie kościoła, zacząć naukę jakiegoś chrześcijańskiego zawodu. Wziąć do ręki piłę.
Lolla-Wossiky właściwie nie słyszał ostatnich słów. Inaczej od razu by uciekł do lasu. Wiedział dobrze, co dzieje się z Czerwonymi, którzy używają narzędzi Białych. W ten sposób odcinają się od krainy, po kawałku, za każdym razem, kiedy chwycą metal. Nawet strzelbę. Kiedy Czerwony zaczyna używać do polowania strzelby, staje się w połowie Biały, ledwie pierwszy raz pociągnie spust. Zabijanie Białych to jedyne, do czego Czerwony może wykorzystać strzelbę. Ta-Kumsaw zawsze to powtarza i ma rację. Ale Lolla-Wossiky nie słyszał, jak Armor-of-God mówi, że Lolla-Wossiky ma pracować piłą. Nie słuchał, ponieważ dokonał właśnie zdumiewającego odkrycia. Mógł zobaczyć chłopca, kiedy zamknął zdrowe oko. Jak tego jednookiego niedźwiedzia w rzece. Otwierał oko i znowu był tylko żółtowłosy chłopak, który biega i krzyczy. Żadnego Alvina Millera Juniora. Zamykał i nie pozostawało nic, tylko czarny szum i słabe błyski zieleni… a w samym środku chłopiec jasny i promienny, jakby nosił w tylnej kieszeni słońce. Śmiał się i bawił swym głosem niczym muzyka.
I nagle Lolla-Wossiky całkiem przestał go widzieć.
Otworzył oko. Przed nim stał wielebny Thrower. Armor i Eleanor odeszli — wszyscy wrócili do pracy przy budowie kościoła. To Thrower sprawił, że chłopiec zniknął, to jasne. A może nie… ponieważ teraz Lolla-Wossiky widział chłopca także zdrowym okiem. Jak każde inne dziecko.
— Lolla-Wossiky, pomyślałem sobie, że powinieneś mieć jakieś chrześcijańskie imię. Nigdy jeszcze nie chrzciłem Czerwonego, więc bezmyślnie skorzystałem z waszego niecywilizowanego nazewnictwa. Niekoniecznie imię świętego… w końcu nie jesteśmy papistami… ale coś, co świadczyłoby o twoim świeżym oddaniu się pod opiekę Chrystusa.
Lolla-Wossiky kiwnął głową. Wiedział, że jeśli chrzest rzeczywiście podziała, będzie mu potrzebne nowe imię. Dostanie odpowiednie, kiedy tylko spotka bestię snów i wróci do domu. Próbował wytłumaczyć to Throwerowi, ale biały kapłan niczego nie rozumiał. W końcu jednak pojął, że Lolla-Wossiky chce nowego imienia i że wkrótce je otrzyma. Uspokoił się więc.
— A skoro już tu jesteśmy — dodał jeszcze Thrower — chciałem zapytać, czy mogę obejrzeć twoją głowę. Pracuję nad uporządkowaniem klasyfikacji w raczkującej jeszcze nauce frenologii. Istnieje teoria, że pewne szczególne uzdolnienia i skłonności duszy ludzkiej są odzwierciedlane, a może i wywoływane przez wypukłości i zagłębienia czaszki.
Lolla-Wossiky nie miał pojęcia, o czym mówi Thrower, więc bez słowa pokiwał głową. Zwykle odnosiło to należyty skutek wobec Białych, którzy opowiadali bzdury. Thrower nie był wyjątkiem. W rezultacie Thrower obmacał całą głowę Lolli-Wossiky, przerywając czasem, żeby naszkicować coś albo zanotować na kawałku papieru. Mruczał przy tym: „Interesujące”, „Ha!” albo „To tyle, jeśli chodzi o tę teorię”. Kiedy skończył, podziękował uprzejmie.
— Panie Wossiky, bardzo się pan przysłużył nauce. Jest pan żywym dowodem, że czerwony człowiek niekoniecznie ma wypukłości charakteryzujące dzikość i kanibalizm. Zamiast tego posiada pan zwykły zestaw guzów i wgłębień, jak każdy. Czerwoni nie różnią się zasadniczo od Białych, a przynajmniej nie w sposób prosty i łatwo klasyfikowalny. Co więcej, nosi pan wszelkie znaki uzdolnionego mówcy z głęboko rozwiniętym poczuciem religijności. To nie przypadek, że jako pierwszy Czerwony wysłuchał pan Dobrej Nowiny podczas mojej bożej posługi tutaj, w Ameryce. Muszę zaznaczyć, że pański wzorzec frenologiczny zdradza duże podobieństwo do mojego. Krótko mówiąc, mój drogi nowo ochrzczony chrześcijaninie, nie zdziwiłbym się, gdybyś sam został misjonarzem słowa bożego. Głosił je tłumom czerwonych mężczyzn i kobiet, by dać im zrozumienie woli niebios. Proszę to sobie przemyśleć, panie Wossiky. Jeśli się nie pomyliłem, taka jest pańska przyszłość.
Lolla-Wossiky z trudem pojmował sens słów Throwera. Coś o tym, że będzie kaznodzieją. Coś o przepowiadaniu przyszłości. Lolla-Wossiky usiłował cokolwiek z tego zrozumieć, ale bez skutku.
Wieczorem Lolla-Wossiky był już ubrany w rzeczy białego człowieka i wyglądał jak dureń. Alkohol wyparował z niego, a nie miał okazji wymknąć się do lasu po swoje cztery łyki. Czarny szum niósł coraz większe cierpienia. Co gorsza, zapowiadała się deszczowa noc; nie będzie nic widział swoim zdrowym okiem, a przy tak strasznym czarnym szumie wyczucie krainy też nie doprowadzi go do beczułki.
Читать дальше