— Nazywam się Safav — powiedział, co potwierdziło tylko spekulacje Marka. — Gdy będziecie chcieli jeszcze albo zdecydujecie się na coś do jedzenia, zawołajcie mnie. — Ktoś właśnie to zrobił i Safav natychmiast ruszył w jego stronę.
Jak niemal wszyscy Videssańczycy, kiedy mieli jeść mięso lub pić wino, Alypia także wzniosła ręce i odmówiła credo Phosa, potem splunęła na pokrywające podłogę wióry, na znak odrzucenia Skotosa. Skaurus po prostu się napił. Choć Alypia nie wyglądała na oburzoną, uśmiechnęła się smutno.
— Tak się przyzwyczaiłam do myślenia o tobie jako o jednym z nas, że czasami aż mnie to szokuje, gdy przypomnę sobie, że masz własne zwyczaje.
— Mnie czasami też — powiedział Marek. Ale jego videssański był nieco bardziej dźwięczny niż ten rozbrzmiewający dokoła — niewątpliwie był to wpływ łaciny — i jak zwykle, wino wydało mu się ohydnie słodkie. — Ale nie na długo — dodał.
Wino było jednak nie tylko słodkie, ale i mocne. Rozgrzało go nie mniej niż ogromny piec za jego plecami. Spoglądał przez stolik na Alypię. Dobrze ukrywała swoje myśli, ale nie ze względów politycznych, jak jej wuj — po prostu taki miała charakter; spokojny i zadumany. Wspominał czasem to ciche, nieokreślone uczucie, jakim się kiedyś darzyli i zastanawiał się, czy ona też o tym pamięta, czy też wolała zapomnieć. Wszystko mogło się kryć pod tą zimną, nieprzeniknioną maską.
Czy ona jest w ogóle ładna? — pytał siebie Marek. Na pewno brakowało jej ciału bogatych krągłości Helvis — skrzywił się i natychmiast odegnał tę myśl. Jej twarz nie była tak pociągła jak twarz Thorisina czy Mavrikiosa ani nie miała tak ostrych rysów. Nie różowała policzków ani nie podkreślała niczym pięknych, zielonych oczu. Ale trudno było nie zauważyć inteligencji i charakteru, które się za nimi kryły. Piękna czy nie, na pewno nie była zwyczajną kobietą.
Kelner — nie Safav, ale jakiś starszy mężczyzna — wyszedł z kuchni, niemal prosto na niego i przerwał te rozmyślania.
— Przepraszam, panie — powiedział kelner, podnosząc nieco kwadratową tacę i zręcznie go omijając. Zwinny jak jaszczurka, prześliznął się między stolikami w stronę trzech par w makura-ńskich ubraniach. Postawił przed nimi emaliowane miski i nalał do nich zupę, czerpaną z miedzianej wazy. Potem zamaszystym ruchem zdjął pokrywę z dużego garnka, pogrzebał drewnianą łyżką i wrzucił do misek parujące jasnobrązowe grudki.
Zupa syczała i trzaskała jakby hartowano w niej stal. Skaurus podskoczył. Dojrzał, że tak samo zachowała się Alypia i kilku Videssańczyków siedzących w pobliżu. Ci, dla których przyniesiono zupę, z apetytem zabrali się do jedzenia. Oto zagadka do rozwikłania!
— Safav!
Młody kelner podał któremuś z klientów porcję pieczonych krewetek i szybko podszedł do trybuna. Marek spytał go:
— Jaki jest sekret tej zupy? Gorąca smoła?
— Słucham? — spytał Safav, skonfundowany. Potem jego twarz się rozjaśniła: — Aa, skwiercząca zupa ryżowa? Mam podać?
Marek zawahał się, ale Alypia skinęła głową, jakby chciała powiedzieć: „Czemu nie?”. Trybun był bardziej podejrzliwy niż to okazywał. Prawie zupełnie nieznany w Rzymie, ryż był także rzadkością w Videssos. Pomimo intrygujących odgłosów, Marek spodziewał się czegoś w rodzaju papki z jęczmiennej kaszy, na co nie miał dzisiaj najmniejszej ochoty.
Ale kiedy Safav powrócił do nich z tacą, miski, które podał Alypii i Skaurusowi pełne były delikatnego, złotego rosołu z grochem, grzybami i dużymi kawałkami krewetek i krabów.
— W Marukan byłoby to mięso jagnięcia albo kozy, ale krewetki też są niezłe — powiedział Safav. Skaurus, czekający z napięciem na skwierczenie, prawie go nie słuchał.
Tym samym, zamaszystym gestem Safav zdjął pokrywkę z grubego żelaznego garnka i wsypał po pełnej łyżce gorącego ryżu do obu misek. Popryskały obficie przez chwilę, a później zatonęły.
— Przypominają mi płonące statki — mruknął trybun. Dziobnął łyżką rozsypującą się grudkę ryżu, wciąż nie do końca przekonany.
— Jak się to robi? — spytała Alypia.
— Najpierw gotuje się ryż, potem smaży go w bardzo gorącym oleju, aż zacznie się przypalać. Musi być taki gorący, żeby skwierczał — Safav poklepał znacząco wielki garnek. Potem przyłożył palec do nosa i mówił dalej. — Nigdy tego ode mnie nie słyszałaś, moja pani, albo mój kuzyn — kucharz, przyjdzie tutaj z wielkim nożem i się ze mną porachuje. Zwykle nikomu o tym nie mówię, bo ludzie pytają tylko żeby pogadać. Ale widziałem, że ty naprawdę chcesz wiedzieć.
Trybun spróbował ostrożnie. Zupa była wyśmienita, a ryż bardzo smakowity, podobny nieco do orzechów.
— Co ja wiem o świecie? — powiedział i zjadł wszystko do czysta.
Potem był jeszcze smażony tuńczyk z oregano i bazylią, wino, sałatki warzywne z czosnkiem i miętą, wino, gotowane kałamarnice z soczewicą i rodzynkami, wino, gulasz z baraniny z selerem, porami i daktylami — kolejne makurańskie danie, wino, fasola smażona na oleju z oliwek, wino, pigwa i cynamon, wino.
Alypia przez cały czas kontrolowała rozmowę, zręcznie omijając drażliwe tematy i starając się rozbawić Marka. Pomimo całego jej taktu i inteligencji, ta gra nie mogła trwać długo. W miarę jak wino uderzało Markowi do głowy, jego odpowiedzi stawały się coraz krótsze i zdawkowe.
— Więc już zrealizowałeś swoje plany, tak? — spytała Alypia żartobliwie.
Ale wbrew pozorom, trybun nie był pijany. Wino wcale nie zaćmiło jego umysłu, pozwoliło mu tylko pozbyć się zahamowań i zedrzeć zasłony pozorów. Zbyt dobrze pamiętał tę chwilę, kiedy stał przed nią niczym jakaś kukła, wyrzucając z siebie najskrytsze myśli, urazy, tajemnice, ulegając bezwolnie wywarowi Neposa. Z gwałtowną wściekłością wbił nóż w kawałek mięsa.
Wyczuwając nagłą zmianę jego nastroju, Alypia odstawiła kielich. Wypiła dzisiaj o wiele mniej niż on. Kiedy zachodziła taka potrzeba, potrafiła być również bezpośrednia, zapytała więc wprost:
— Coś nie tak?
— Co ty tu ze mną robisz?! — wykrzyknął Marek. Przerwał przerażony, z głupawą miną.
— Mogłabym o to samo zapytać ciebie — odparła Alypia, równie wzburzona. Nie była jednak zła z powodu jego szczerości, bo mówiła dalej: — Kiedy uciekłeś przed moim sługą — tak, tak, widział cię — myślałam, że jesteś na mnie zły, do czego masz powody. A jednak siedzisz tutaj ze mną zupełnie spokojnie. Wytłumacz mi to, jeśli łaska.
— Zły na ciebie? Nie, nigdy. Mam wobec ciebie dług, którego nigdy nie będę w stanie spłacić, za to, że znalazłaś sposób, by twój wuj uwierzył w moją lojalność. Ale… — trybun zamilkł. Alypia czekała cierpliwie. W końcu zaczął mówić dalej: — Jak mogę się z tobą w ogóle zadawać, kiedy partaczę wszystko, do czego się zabiorę.
Wściekłe spojrzenie, które mu rzuciła, świadczyło najdobitniej o tym, że jednak należy do rodziny Gavrasów.
— Nie spodziewałam się, że tak będziesz wszystko umniejszał. Kto uratował mojego upartego wuja przed zabójcami Onomagoulosa? Kto ostrzegał go przed Draxem, choć nie chciał tego słuchać? Kto w końcu pokonał Draxa? Jeżeli się mylę, to palec wskazuje na ciebie.
— A kto pozwolił uciec więźniom, będąc… będąc… — musiał pociągnąć spory łyk wina, zanim mógł mówić dalej — będąc na tyle ślepym, żeby nie zauważyć, iż jego kobieta wykorzystuje go jak woźnica muła? Ten palec także wskazuje na mnie, mój własny palec.
Читать дальше