— Próbowałam — odparła, przygryzając wargę. Odrzuciła sztylet i pochyliła się nad nieprzytomnym. — O, biedny królu — rzekła cicho po hardycku. — Kochany biedny królu.
Azver wstał.
— Myślę, że nic mu nie będzie, Brandzie — rzekł do Mistrza Przywołań. — Teraz dziewczyna przyda mu się bardziej od nas.
Mistrz Przywołań wyciągnął potężną dłoń i chwycił ramię Azvera.
— Spokojnie.
— Odźwierny! — Azver pobladł jeszcze bardziej, rozglądając się po polanie.
— Wrócił razem z Palnijczykiem — odparł Brand. — Usiądź, Azverze.
Azver posłuchał, siadając na pniu, na którym wcześniej zajmował miejsce stary Mistrz Przemian. Zdawało się, że od chwili, gdy razem zasiedli w kręgu, upłynęło tysiąc lat. Wieczorem starcy wrócili do szkoły… A potem zaczęła się długa noc. Noc, podczas której kamienny mur przybliżył się tak bardzo, że każdy, kto zasypiał, trafiał w to miejsce, a miejsce to budziło grozę, toteż nikt nie spał. Może nawet nikt na Roke, na wszystkich wyspach. Tylko Olcha, który wskazał im drogę… Azver zorientował się, że zasypia i dygocze z zimna.
Hazard próbował go namówić, aby schronił się w zimowym domu, lecz Azver uparł się, że powinien zostać w pobliżu księżniczki, by móc tłumaczyć. A także obok Tenar, dodał w myślach, by ją chronić. By mogła płakać. Olcha już nie rozpaczał. Przekazał jej swój żal. Im wszystkim. I swą radość…
Ze szkoły przybył Mistrz Ziół i zaczął krzątać się wokół Azvera. Okrył mu ramiona zimowym płaszczem. Mistrz Wzorów siedział na polanie, pogrążony w gorączkowym półśnie, nie słuchając innych, poirytowany obecnością tak wielu ludzi w słodkim milczącym Gaju. Patrzył, jak promienie słoneczne przesączają się przez liście. W końcu jego czuwanie przyniosło owoce. Księżniczka podeszła i uklękła, patrząc mu w twarz z błagalnym szacunkiem.
— Panie Azverze, król chciałby z tobą pomówić.
Pomogła mu wstać, jakby był starcem. Nie przeszkadzało mu to.
— Dziękuję, gainha.
— Nie jestem królową — roześmiała się.
— Jeszcze nie — powiedział Mistrz Wzorów.
* * *
Właśnie zaczął się mocny przypływ towarzyszący pełni i „Delfin” musiał zaczekać na niższą wodę, by móc przepłynąć między Zbrojnymi Urwiskami. Dopiero późnym rankiem Tenar zeszła na ląd w Porcie Gont i rozpoczęła długą wędrówkę w górę. Słońce chyliło się już ku zachodowi, gdy dotarła do Re Albi i skręciła w ścieżkę wiodącą do domu.
Ged podlewał dobrze już wyrośnięte główki kapusty.
Wyprostował się i zobaczył ją spieszącą ku niemu. Spod zmarszczonych brwi spoglądały jastrzębie oczy.
— Ach! — westchnął.
— Mój drogi! — zawołała.
Biegiem pokonała ostatnich kilka kroków, a on wyszedł jej na spotkanie.
* * *
Była zmęczona. Tak bardzo się cieszyła, że może usiąść, sączyć zacne czerwone wino Iskry i patrzeć na łunę wczesnojesiennego wieczoru płonącą złotem nad zachodnim morzem.
— Jak mam ci to wszystko opowiedzieć? — spytała.
— Opowiedz od końca — zaproponował.
— Dobrze. Tak zrobię. Chcieli, żebym została, ale powiedziałam, że muszę wracać do domu. Rada Królewska spotkała się, no wiesz, z powodu zaręczyn. Niedługo odbędzie się wspaniałe wesele, ale chyba nie muszę tam jechać, bo tak naprawdę tam właśnie wzięli ślub. Pierścieniem Elfarran. Naszym pierścieniem.
Spojrzał na nią i uśmiechnął się szerokim słodkim uśmiechem, którego, jak sądziła, nikt poza nią nie oglądał nigdy na jego twarzy.
— Tak? — spytał.
— Lebannen podszedł i stanął po mojej lewej stronie, a potem Seserakh po prawej. Przed tronem Morreda. A ja uniosłam pierścień, tak jak uczyniłam, gdy przywieźliśmy go do Havnoru, pamiętasz? W „Bystrym Oku”, w blasku słońca? Lebannen ujął go oburącz, ucałował i oddał mi, a ja wsunęłam go jej na rękę. Zatrzymał się tuż nad przegubem — Seserakh nie jest drobnej budowy… och, powinieneś ją zobaczyć, Ged! Jaka to piękność, jaka lwica! Nareszcie spotkał kobietę równą sobie. I wszyscy radośnie krzyczeli. A potem zaczęły się uroczystości. Mogłam więc odejść.
— Mów dalej.
— Od końca?
— Od końca.
— Cóż, przedtem była Roke.
— Na Roke nic nie jest proste.
— Owszem.
W milczeniu sączyli czerwone wino.
— Opowiedz mi o Mistrzu Wzorów.
Uśmiechnęła się.
— Seserakh nazywa go wojownikiem. Twierdzi, że tylko wojownik mógł zakochać się w smoku.
— Kto poszedł za nim tamtej nocy do suchej krainy?
— On poszedł za Olchą.
— Ach… — W westchnieniu Geda zabrzmiało zdumienie i pewna satysfakcja.
— Podobnie inni mistrzowie. I Lebannen, i Irian…
— I Tehanu.
Cisza.
— Wyszła z domu. I zniknęła. — Długa cisza. — Azver ją widział. O wschodzie słońca. Na innym wietrze.
Cisza.
— Odeszły. W Havnorze i na zachodnich wyspach nie pozostał ani jeden smok. Onyks mówi, że gdy cienista kraina i wszystkie zamknięte w niej cienie dołączyły do światła, smoki odzyskały swe prawdziwe królestwo.
— Przełamaliśmy świat, by go scalić — mruknął Ged.
Po długiej chwili Tenar przemówiła cichym, załamującym się głosem.
— Mistrz Wzorów wierzy, że jeśli ją wezwie, Irian przybędzie do Gaju.
Ged długo nie odpowiadał. W końcu rzekł:
— Spójrz tam, Tenar.
Popatrzyła w mroczny przestwór powietrza nad zachodnim morzem.
— Jeśli przybędzie, to właśnie stamtąd. A jeśli nie, będzie tam.
Skinęła głową.
— Wiem. — Do jej oczu napłynęły łzy. — Kiedy wracaliśmy do Havnoru statkiem, Lebannen zaśpiewał mi piosenkę. — Nie mogła śpiewać, wyszeptała jedynie słowa: — „Bądź wolna, radości ma…”.
Odwrócił wzrok, patrząc ku lasom na zboczach góry, które powoli skrywała ciemność.
— Opowiedz, co robiłeś, kiedy mnie nie było — poprosiła Tenar.
— Pilnowałem domu.
— Wędrowałeś po lesie?
— Jeszcze nie — odparł.