Terry Pratchett - Pomniejsze bóstwa

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Pomniejsze bóstwa» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2001, ISBN: 2001, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Pomniejsze bóstwa: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Pomniejsze bóstwa»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Na świecie istnieją miliardy bóstw. Roją się gęsto jak ławica śledzi. Większość z nich jest zbyt mała, by je zauważyć, dlatego nigdy nikt ich nie czci, w każdym razie nikt większy od bakterii, które się nie modlą i nie mają wielkich wymagań w zakresie cudów. To są właśnie pomniejsze bóstwa duchy miejsc, gdzie krzyżują się ścieżki mrówek, bogowie mikroklimatów pomiędzy korzeniami traw. I większość z nich taka już pozostaje. Ponieważ brakuje im wiary. Garstka jednak trafia w wyższe regiony. Powodem może być cokolwiek. Pasterz szukający zbłąkanej owcy znajduje ją w krzakach i poświęca minutę czy dwie, żeby wznieść niewielki kamienny ołtarzyk w ogólnej podzięce wszelkim duchom, jakie mogą przebywać w okolicy. Albo jakieś niezwykle ukształtowane drzewo zostanie skojarzone z lekiem na chorobę. Albo ktoś wyryje spiralę na samotnym głazie. Albowiem bogowie potrzebują wiary, a ludzie pragną bogów. Często na tym się kończy. Ale czasami wydarzenia rozwijają się dalej. Dodawane są następne kamienie, układane kolejne głazy, w miejscu, gdzie kiedyś rosło drzewo, staje świątynia. Bóg wtedy nabiera mocy, wiara wyznawców niesie go w górę jak tysiąc ton paliwa rakietowego.Nieliczni sięgają aż do nieba, czasem nawet dalej.

Pomniejsze bóstwa — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Pomniejsze bóstwa», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать
* * *

Urn przeciskał się między ludźmi na placu. Fergmen podążał tuż za nim.

To jest najlepsze i najgorsze w wojnie domowej, przynajmniej na początku — wszyscy noszą takie same mundury. Wygodniej byłoby dobierać przeciwników, którzy są innego koloru albo przynajmniej mówią z zabawnym akcentem. Można ich wtedy nazywać dzikusami albo jakoś podobnie. To ułatwia sprawę.

Chwileczkę, pomyślał Urn. To już prawie filozofia. Szkoda, że pewnie nie dożyję chwili, kiedy będę mógł komuś o tym opowiedzieć.

Wielkie wrota stały otworem. Tłum milczał w skupieniu. Urn wyciągnął szyję, żeby popatrzeć, i wtedy zauważył stojącego obok żołnierza.

Był nim Symonia.

— Myślałem…

— Nie działało — stwierdził z goryczą Symonia.

— Czy na pewno…

— Zrobiliśmy wszystko, jak należy. Coś musiało się zepsuć.

— To pewnie ta stal, którą tu robią — domyślił się Urn. — Ośki przekładni…

— Nie ma to już znaczenia.

Smętny ton głosu sprawił, że Urn podążył wzrokiem za spojrzeniami gapiów.

Przed świątynią stał inny żelazny żółw — prawdziwy model żółwia, ustawiony na czymś w rodzaju otwartej kratownicy z metalowych prętów. Dwóch inkwizytorów rozpalało na niej ogień. A do skorupy żółwia leżał przykuty…

— Kto to?

— Brutha.

— Co?

— Nie wiem, jak do tego doszło. Uderzył Vorbisa albo go nie uderzył. Albo coś. W każdym razie go rozwścieczył. Vorbis natychmiast przerwał ceremonię.

Urn przyjrzał się Vorbisowi z daleka. Diakon nie został jeszcze cenobiarchą, więc nie był ukoronowany. Między iamami i biskupami, stojącymi niepewnie na otwartej przestrzeni, błyszczała w świetle poranka jego łysa głowa.

— No to ruszajmy — powiedział Urn.

— Ruszajmy gdzie?

— Możemy wbiec na schody i go uratować.

— Ich jest więcej niż nas — zauważył Symonia.

— A czy nie zawsze tak było? Przecież to nie jest tak, że magicznie zrobiło się ich więcej niż nas, ponieważ złapali Bruthę. Prawda? Symonia chwycił go za ramię.

— Pomyśl logicznie, dobrze? — rzekł z naciskiem. — Jesteś przecież filozofem. Spójrz na ten tłum! Urn spojrzał na tłum.

— I co?

— No, to im się nie podoba. — Symonia odwrócił się. — Posłuchaj. Brutha i tak umrze. Ale w ten sposób coś przez to osiągnie. Ludzie nie rozumieją tak naprawdę, o co chodzi z kształtem świata i całą resztą. Ale zapamiętają, co Vorbis zrobił człowiekowi. Zgadza się? Możemy ze śmierci Bruthy uczynić symbol dla ludu. Nie rozumiesz?

Urn patrzył na daleką postać rozciągniętą na żółwiu. Brutha był nagi, tylko w przepasce biodrowej.

— Symbol? — powtórzył Urn. W gardle mu zaschło.

— Musi nim być.

Urn przypomniał sobie, jak Didactylos twierdził, że świat jest zabawny. I rzeczywiście, pomyślał odruchowo. Naprawdę jest zabawny. Tu ludzie zamierzają usmażyć kogoś żywcem, ale pozostawiają mu opaskę biodrową — dla przyzwoitości. Trzeba się śmiać. Inaczej człowiek by zwariował.

— Wiesz co? — powiedział, odwracając się do Symonii. — Teraz nabrałem pewności, że Vorbis jest zły. Spalił moje miasto. No cóż, Tsortianie też to robią od czasu do czasu, a my palimy ich miasta. To po prostu wojna. Element historii. Vorbis kłamie, oszukuje i zgarnia władzę dla siebie, lecz wielu ludzi także to robi. Ale wiesz, co w nim jest wyjątkowego? Wiesz, co takiego?

— Oczywiście — odparł Symonia. — To, co robi z…

— To, co zrobił z tobą.

— Co takiego?

— Zmienia innych ludzi na swój obraz. Uścisk Symonii był jak imadło.

— Sugerujesz, że jestem taki jak on?

— Kiedyś mówiłeś, że chętnie byś go zabił — powiedział Urn. — A teraz myślisz jak on.

— Więc mamy zaatakować? — spytał Symonia. — Jestem pewien… no, może czterystu ludzi jest po naszej stronie. Daję sygnał i kilka setek naszych rusza do ataku na ich tysiące? On ginie i tak, a my też giniemy? Jaka to różnica?

Twarz Urna aż poszarzała z grozy.

— Chcesz powiedzieć, że nie wiesz? — wyszeptał.

Kilka osób z tłumu obejrzało się na nich z zaciekawieniem.

— Nie wiesz? — powtórzył Urn.

* * *

Niebo było niebieskie. Słońce nie wzeszło jeszcze dostatecznie wysoko, by zmienić się w typową dla Omni miedzianą misę.

Brutha znowu odwrócił głowę w stronę słońca. Wyszło o swoją szerokość ponad horyzont, chociaż — jeśli teorie Didactylosa o prędkości światła były poprawne — słońce naprawdę zachodziło tysiące lat w przyszłości.

Przesłoniła je głowa Vorbisa.

— Gorąco ci już, Brutho? — zapytał diakon.

— Ciepło.

— Będzie cieplej.

W tłumie nastąpiło jakieś zamieszanie. Ktoś krzyczał. Vorbis nie zwrócił na to uwagi.

— Nic nie masz do powiedzenia? — zapytał. — Nie stać cię nawet na klątwę? Choćby jedno przekleństwo?

— Nigdy nie słyszałeś Oma — powiedział Brutha. — Nigdy nie wierzyłeś. Nigdy, ale to nigdy nie usłyszałeś jego głosu. Docierały do ciebie tylko echa we wnętrzu twojego umysłu.

— Doprawdy? Ale jestem cenobiarchą, a ty usmażysz się za zdradę i herezję. To może tyle na temat Oma?

— Stanie się sprawiedliwość — oświadczył Brutha. — Jeśli nie ma sprawiedliwości, nie ma niczego.

Zdał sobie sprawę z cichego głosu w swojej głowie, zbyt dalekiego jeszcze, by rozróżnić słowa.

— Sprawiedliwość? — powtórzył Vorbis. Zdawało się, że sama myśl ó niej doprowadza go do wściekłości. Odwrócił się do grupy biskupów. — Słyszeliście go? Stanie się sprawiedliwość? Om już osądził! Poprzez mnie! To jest sprawiedliwość!

Na tle słońca pojawiła się ciemna plamka pędząca w stronę Cytadeli. A cichy głos mówił: W lewo, lewo, lewo, góra, góra, lewo, prawo, trochę w lewo… Masa metalu pod Brutha stawała się nieprzyjemnie gorąca.

— On nadchodzi.

Vorbis skinął ręką ku wielkiej fasadzie Świątyni.

— Ludzie to zbudowali. My zbudowaliśmy — powiedział. — A co zrobił Om? Om nadchodzi? Niech przyjdzie! Niech rozsądzi między nami!

— On nadchodzi już teraz — powtórzył Brutha. — Bóg.

Ludzie spojrzeli lękliwie w górę. Nastąpiła chwila, ta krótka chwila, kiedy świat wstrzymuje oddech i wbrew wszelkiej wiedzy oczekuje cudu.

…w górę, w lewo, a teraz na trzy, raz, dwa, TRZY…

— Vorbisie — wychrypiał Brutha.

— Czego? — burknął diakon.

— Ty umrzesz.

Był to zaledwie szept, ale odbił się od spiżowych wrót i dotarł w najdalsze zakątki placu…

Wzbudził niepokój, choć nikt dokładnie nie wiedział dlaczego.

Orzeł przemknął nadpłaceni tak nisko, że ludzie schylali głowy. Potem wzleciał nad dach Świątyni i skręcił w kierunku gór. Wszyscy odetchnęli. To tylko orzeł… Przez moment, tylko przez moment…

Nikt nie zauważył maleńkiego czarnego punktu spadającego z nieba.

Nie można pokładać ufności w bóstwach. Ale można polegać na żółwiach.

Uczucie prędkości i wichru w umyśle Bruthy, i głos…

…dolichaniechtoożeżratunkuarghnieNieNieAargAniechto-NIENIEAARGH…

Nawet Vorbis się opanował. Była taka chwila, kiedy zobaczył orła… Ale nie.

Rozłożył ramiona i uśmiechnął się błogo do nieba.

— Przykro mi — powiedział Brutha.

Jeden czy dwóch ludzi, którzy uważnie obserwowali Vorbisa, mówili potem, że miał akurat dość czasu, by zmienił się wyraz jego twarzy. Zaraz potem dwa funty żółwia poruszającego się z prędkością trzech metrów na sekundę trafiły go między oczy.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Pomniejsze bóstwa»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Pomniejsze bóstwa» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Pomniejsze bóstwa»

Обсуждение, отзывы о книге «Pomniejsze bóstwa» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x