Terry Pratchett - Wiedźmikołaj

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Wiedźmikołaj» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2004, ISBN: 2004, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wiedźmikołaj: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wiedźmikołaj»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Zapadła noc przed Nocą Strzeżenia Wiedźm.
I jest zbyt spokojnie.
Jest też śnieg, latają rudziki i gile, stoją ubrane drzewka, ale daje się wyraźnie zauważyć brak grubego osobnika, który przynosi zabawki...
Susan musi go odnaleźć przed świtem. Inaczej nie wzejdzie słońce. Niestety, do pomocy ma tylko kruka z apetytem na gałki oczne, Śmierć Szczurów i o boga kaca. Co gorsza, ktoś wsuwa się jednak przez komin. Tym razem niesie worek zamiast kosy, ale jest w nim coś nieprzyjemnie znajomego…
HO. HO. HO.
To prawda, co mówią: „Lepiej uważaj…”

Wiedźmikołaj — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wiedźmikołaj», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— O, ja…

— To nie było konieczne! — zawołała Susan.

— Chcesz mnie uczyć mojej pracy? — oburzył się chochlik. — I pewnie sama zrobiłabyś to lepiej, co?

— W ogóle bym tego nie zrobiła.

— No, ale ktoś musi…

— On jest. Częścią. Systemu — oznajmił chłopak.

— No właśnie — zgodził się chochlik. — Możesz mi potrzymać młotek? To zejdę i pomaluję mu język żółtą mazią.

— Złaź natychmiast!

Susan próbowała złapać stworka, ale odskoczył, ciągle ściskając młotek, i złapał się kolumny.

— Jestem częścią systemu, wiesz?! — wrzasnął.

Chłopak ścisnął się za głowę.

— Czuję się potwornie — wyjęczał. — Masz może trochę lodu?

Po czym — ponieważ istnieją konwencje potężniejsze od zwykłej fizyki — budowla runęła.

Upadek Zamku Kości był stateczny, imponujący i wydawał się trwać bardzo długo. Przewracały się kolumny, zsuwały bloki dachu, rozpadał się i pękał lód. Powietrze nad walącą się ruiną wypełniła burza śniegu i lodowych kryształków.

Susan obserwowała to spod drzew. Chłopak, oparty o wygodny pień, otworzył oczy.

— Niesamowite — powiedział z wysiłkiem.

— Co takiego? Chodzi ci o to, że wszystko zmienia się w śnieg?

— To, jak mnie złapałaś i pobiegłaś. Ouć!

— Ach, to…

Zgrzyt lodu nie ustawał. Padające kolumny nie nieruchomiały, kiedy dotykały gruntu, ale dalej rozpadały się na proch.

Kiedy zadymka ustała, nie pozostało nic prócz śnieżnych zasp.

— Jakby go nigdy nie było — stwierdziła Susan. Zwróciła się do jęczącego przybysza. — No dobrze. Co tu robiłeś?

— Nie wiem. Właśnie otworzyłem. Oczy i byłem tutaj.

— A kim jesteś?

— Ja… Myślę, że mam na imię Bilious. Jestem… o, bogiem kaca.

— Istnieje bóg kaca?

— O, bóg — poprawił ją. — Kiedy ludzie wzywają moje imię, rozumiesz, trzymają się za głowę i mówią „O, boże…”. Ile was tam stoi?

— Co? Jestem tylko ja!

— Aha. To świetnie. Świetnie.

— Nigdy nie słyszałam o bogu kaca.

— A słyszałaś o Bibulousie, bogu wina? Auć.

— Tak.

— Wysoki, tęgi mężczyzna, nosi na głowie wieniec winorośli, zawsze przedstawiany jest z kielichem w ręku… Au. A wiesz, czemu jest taki wesoły? On i ta jego wielka gęba? Bo wie, że rano będzie się czuł doskonale. Ponieważ to ja…

— …cierpisz na kaca? — domyśliła się Susan.

— A przecież nawet nie piję! Au. A kto kończy co rano z głową w wychodku? Arrgh! — Urwał i ścisnął rękami głowę. — Czy powinienem mieć takie uczucie, że czaszka jest od środka porośnięta psią sierścią?

— Raczej nie.

— Aha. — Bilious zachwiał się. — Wiesz, jak ludzie czasem mówią: „Wypiłem wczoraj piętnaście kufli, a obudziłem się z głową czystą jak szkło”?

— Tak, wiem.

— Dranie! To dlatego, że ja zbudziłem się, jęcząc w zutylizowanym chilli. Raz, chociaż jeden raz chciałbym rano otworzyć oczy i nie czuć, że twarz mi się do czegoś lepi. — Zastanowił się. — Czy w tym lasku żyją żyrafy? — zapytał.

— W tym klimacie? Nie przypuszczam.

Spojrzał nerwowo powyżej jej głowy.

— Nawet takie w kolorze indygo? Takie jakby rozciągnięte i na przemian pojawiają się i znikają?

— Raczej niemożliwe.

— No to całe szczęście. — Kiwnął się w przód i w tył. — Przepraszam bardzo, ale chyba muszę zwrócić śniadanie.

— Jest już prawie wieczór!

— Naprawdę? W takim razie zwrócę obiad.

Osunął się łagodnie w śnieg za drzewem.

— Dużo w sobie mieści, co? — odezwał się głos z gałęzi. Należał do kruka. — I ma szyję, co się zgina jak kolano.

O, bóg wrócił po dość hałaśliwej przerwie.

— Wiem, że muszę jeść — mamrotał. — Ale pamiętam to jedzenie tylko wtedy, kiedy przelatuje z powrotem…

— Co tam robiłeś? — spytała Susan.

— Ouć… Nie mam pojęcia. Prawdziwa łaska, że nie trzymałem znaku drogowego i nie nosiłem… — O, bóg skrzywił się. — Nie miałem przy sobie jakiegoś elementu damskiej bielizny. — Westchnął. — Ktoś gdzieś świetnie się bawił — stwierdził z żalem. — Szkoda, że to nie byłem ja.

— Najlepiej weź i się napij, dobrze ci radzę — oświadczył kruk. — Strzel sobie klina, którego zastrugał ktoś inny.

— Ale dlaczego właśnie tam? — nie ustępowała Susan.

O, bóg zaprzestał prób spiorunowania kruka wzrokiem.

— Nie wiem, gdzie niby było to „właśnie tam”.

Susan obejrzała się na miejsce, gdzie niedawno wznosił się Zamek Kości. Teraz nie było po nim śladu.

— Jeszcze przed chwilą stał tam bardzo ważny budynek — wyjaśniła.

O, bóg ostrożnie pokiwał głową.

— Często widzę rzeczy, których jeszcze przed chwilą nie było. I często nie ma ich w chwilę później. W większości przypadków to prawdziwe błogosławieństwo, możesz mi wierzyć. Dlatego zwykle specjalnie nie zwracam uwagi.

Zgiął się wpół i znowu wylądował na ziemi.

Jest już tylko śnieg, myślała Susan. Nic oprócz śniegu i wiatru. Nie zostały nawet ruiny.

Ogarnęła ją dziwna pewność, że zamku Wiedźmikołaja nie tak po prostu już tu nie ma. Nie… jego nigdy nie było. Nie pozostał żaden ślad, żadne gruzy…

Był dziwny. Według legend, w nim właśnie mieszkał Wiedźmikołaj. A to zaskakujące, kiedy się zastanowić. Zamek nie wyglądał na miejsce, które wybrałby na mieszkanie wesoły staruszek wytwarzający zabawki.

Wiatr szeleścił wśród drzew. Śnieg zsuwał się z gałęzi. Gdzieś w ciemności mknęły kopyta.

Chuda figurka zeskoczyła z zaspy i wylądowała o, bogu na głowie. Zerknęła paciorkowatym okiem na Susan.

— Nie przeszkadza ci? — upewnił się chochlik, wyciągając swój młotek. — Niektórzy z nas mają pracę do wykonania, rozumiesz, nawet jeśli jesteśmy metaforycznej, a raczej folklorystycznej proweniencji.

— Lepiej idź sobie.

— Jeśli myślisz, że to ja jestem zły, poczekaj, aż zobaczysz małe różowe słonie.

— Nie wierzę ci.

— Wyskakują mu z uszu i fruwają dookoła głowy, ćwierkając przy tym.

— Aha — wtrącił kruk tonem znawcy. — To brzmi jak rudziki. Tak, one są zdolne do wszystkiego.

O, bóg jęknął tylko.

Susan poczuła nagle, że nie chce go tu zostawiać. Był człowiekiem. No, w każdym razie miał kształt człowieka. A przynajmniej dwie ręce i dwie nogi. Tutaj zamarznie na śmierć. Oczywiście, bogowie, a nawet o, bogowie, prawdopodobnie nie mogą zamarznąć, ale ludzie nie myślą w ten sposób. Nie można tak kogoś zostawić…

Była z siebie dumna za ten element normalnego myślenia.

Poza tym może od niego usłyszeć pewne odpowiedzi. Jeśli zdoła go doprowadzić do przytomności w stopniu wystarczającym, by zrozumiał pytania.

Ze skraju zaśnieżonego lasku zwierzęce oczy obserwowały, jak odchodzą.

Pan Crumley siedział na wilgotnych schodach i szlochał. Nie potrafił przedostać się bliżej, do działu zabawek. Przy każdej próbie tłum unosił go, a ludzkie prądy wypychały na zewnątrz.

— Miłego wieczoru, szefuniu — odezwał się ktoś.

Uniósł głowę i spojrzał załzawionymi oczami na niedużą, nieregularnie uformowaną postać, która w ten sposób się do niego zwracała.

— Czy jesteś jednym ze skrzatów? — zapytał, kiedy już w myślach wykluczył wszystkie inne możliwości.

— Nie, szefuniu. W istocie nie jestem skrzatem. W istocie jestem kapralem Nobbsem ze straży. A to funkcjonariusz Wizytuj. — Kreatura spojrzała na trzymany w ręku świstek papieru. — Pan Crummy?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wiedźmikołaj»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wiedźmikołaj» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wiedźmikołaj»

Обсуждение, отзывы о книге «Wiedźmikołaj» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x