Terry Pratchett - Złodziej czasu

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Złodziej czasu» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2007, ISBN: 2007, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Złodziej czasu: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Złodziej czasu»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Czas jest zasobem — wszyscy wiedzą, że trzeba nim gospodarować. Na Dysku zadanie to przypada Mnichom Historii, którzy magazynują go i przepompowują z miejsc, gdzie się marnuje (na przykład spod wody — ile czasu potrzebuje dorsz?), do miast, gdzie nigdy nie ma dość czasu. Ale konstrukcja pierwszego na świecie naprawdę dokładnego zegara staje się dla Lu-Tze i jego ucznia Lobsanga Ludda początkiem wyścigu… no, z czasem. Ponieważ ten zegar zatrzyma czas. A to będzie dopiero początkiem kłopotów. „Złodziej czasu” prezentuje także pełen komplet postaci drugoplanowych — bohaterów i złoczyńców, yetich, mistrzów sztuk walki oraz Ronniego, piątego Jeźdźca Apokalipsy (który odszedł, zanim stali się sławni).

Złodziej czasu — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Złodziej czasu», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Zadziwiające, co może zrozumieć dama, jeśli znajdziesz odpowiedni sposób wyrażenia tego — stwierdził Lu-tze. — Powodzenia, chłopcze. Ogólnie biorąc, całkiem nieźle sobie poradziłeś. A czy nie zostało napisane: „Nie masz chwili nad teraźniejszą”?

Lobsang uśmiechnął się do niego i zniknął.

Lu-tze wrócił do zamiatania. Po chwili uśmiechnął się do wspomnienia. Uczeń daje mistrzowi prezent, tak? Jak gdyby Lu-tze mógł chcieć czegokolwiek, co może podarować mu Czas…

I zatrzymał się, i uniósł głowę, i zaśmiał się głośno. Nad nim, nabrzmiewając pod jego wzrokiem, dojrzewały wiśnie.

Tik

W pewnym miejscu, które nie istniało wcześniej, a teraz istniało jedynie w tym szczególnym celu, stała wielka błyszcząca kadź.

— Dziesięć tysięcy garnców karmelowej śmietanki z dodatkiem esencji fiołkowej i wmieszanej do ciemnej czekolady — powiedział Chaos. — Są także warstwy masy orzechowej w gęstej polewie śmietankowej oraz obszary miękkiego karmelu, dającego owo muśnięcie rozkoszy.

CZYLI… TWIERDZISZ, ŻE TA KADŹ MOŻE ISTNIEĆ GDZIEŚ W PRAWDZIWIE NIESKOŃCZONYM WSZĘDZIE, A ZATEM MOŻE ISTNIEĆ TUTAJ? — zapytał śmierć.

— Zgadza się — potwierdził Chaos.

ZATEM NIE ISTNIEJE W MIEJSCU, GDZIE ISTNIEĆ POWINNA.

— Nie. Powinna teraz istnieć tutaj. Matematyka tego zjawiska jest całkiem prosta.

ACH, TAK, MATEMATYKA, mruknął niechętnie Śmierć. NIGDY NIE DOSZEDŁEM DALEJ NIŻ DO ODEJMOWANIA.

— W każdym razie czekolada nie jest specjalnie rzadkim materiałem — przypomniał Chaos. — Istnieją całe planety, które są nią pokryte.

NAPRAWDĘ?

— Tak.

BYŁOBY CHYBA LEPIEJ, uznał Śmierć, GDYBY TAKIE WIADOMOŚCI NIE STAŁY SIĘ POWSZECHNIE ZNANE.

Przeszedł do miejsca, gdzie w ciemności czekała Unity.

NIE MUSISZ TEGO ROBIĆ, powiedział.

— Co jeszcze mi pozostało? — odparła. — Zdradziłam własną rasę. I jestem przeraźliwie obłąkana. Nigdzie nie będę się czuła u siebie. A pozostawanie tutaj to straszne cierpienie.

Wpatrzyła się w czekoladową otchłań. Na powierzchni migotał cukier.

Potem zrzuciła z siebie suknię. Ku swemu zaskoczeniu, poczuła przy tym zakłopotanie. Mimo to wyprostowała się z godnością.

— Łyżkę — rozkazała i władczo wyciągnęła rękę.

Chaos teatralnym gestem raz jeszcze przetarł srebrną chochlę i jej wręczył.

— Żegnajcie — powiedziała Unity. — Przekaż wnuczce moje najlepsze życzenia.

Odeszła na kilka kroków do tyłu, odwróciła się, ruszyła biegiem, wybiła się i zanurkowała piękną, klasyczną jaskółką.

Czekolada zamknęła się nad nią niemal bezdźwięcznie. Obaj patrzący zaczekali, aż uspokoją się tłuste, leniwe fale.

— Trzeba przyznać, że miała styl — stwierdził Chaos. — Co za strata.

TAK. TEŻ TAK SĄDZĘ.

— Cóż, niezłą mieliśmy zabawę. W każdym razie aż do teraz. Ale muszę już znikać — oświadczył Chaos.

WRACASZ DO ROZWOŻENIA MLEKA?

— Ludzie na mnie polegają.

Śmierci wyraźnie to zaimponowało.

BĘDZIE… CIEKAWIE MIEĆ CIĘ Z POWROTEM, stwierdził.

— Owszem — zgodził się Chaos. — Ty nie idziesz?

ZACZEKAM TU JESZCZE CHWILĘ.

— Po co?

NA WSZELKI WYPADEK.

— Aha.

Tak.

Minęło kilka minut, nim Śmierć sięgnął w fałdy swej szaty i wyjął życiomierz, tak mały i lekki, jakby został stworzony dla lalki. Odwrócił się.

— Ale… ja umarłam — odezwał się cień Unity.

TAK, przyznał śmierć. TO JEST NASTĘPNA CZĘŚĆ…

Tik

Emma Robertson siedziała w ławce i ze zmarszczonym czołem przygryzała ołówek. Potem, dość wolno, ale z miną kogoś zdradzającego wielkie tajemnice, wzięła się do pracy.

Pojechaliśmy do Lanker i tam są takie czarownice co chodują zioła. Poznaliśmy taką co była bardzo wesoła i zaśpiewała nam piosenkę o jeżu i miała trudne słowa. Jason chciał kopnonć jej kota ale kot go pogonił na dżewo. Wiem już dużo o czarownicach one nie mają kurzajek i nie jedzą dzieci są całkiem podobne do babci tylko że babcia nie zna trudnych słów.

Susan odpoczywała przy swoim biurku na katedrze. Nie ma nic lepszego niż klasa pełna pochylonych głów. Dobry nauczyciel wykorzystuje wszelkie dostępne materiały, a zabranie dzieci do niani Ogg było edukacją samą w sobie. Nawet podwójną.

Pracująca płynnie klasa miała swój szczególny zapach: sugestię zastruganych ołówków, farbek plakatowych, dawno zmarłego patyczaka, kleju oraz, oczywiście, lekki aromat Billy’ego.

Susan odbyła już trudne spotkanie z dziadkiem. Złościła się, że nie powiedział jej o pewnych sprawach. A on odparł, że oczywiście nie powiedział. Jeśli zdradzić ludziom, co kryje przyszłość, przyszłość przestanie kryć. To miało sens. Oczywiście miało. Całkiem dobra logika. Kłopot polegał na tym, że Susan była logiczna tylko w znacznej części. A zatem teraz wszystko wróciło do tego chaotycznego, dość chłodnego stanu, w jakim zwykle się znajdowało w tej maleńkiej rodzinie, którą napędzała dysfunkcjonalność.

A może, myślała, to właśnie jest stan normalny dla rodziny. Kiedy parcie przejdzie w pchanie — dzięki, pani Ogg, teraz już zawsze będę pamiętała to powiedzonko — wspierają siebie nawzajem odruchowo. Poza tym starają się nie wchodzić sobie w drogę.

Nie widziała ostatnio Śmierci Szczurów. Nie śmiała nawet marzyć o tym, że jest martwy, zresztą do tej pory specjalnie mu to nie przeszkadzało. To skojarzenie sprowadziło tęskne myśli o zawartości biurka. Była zawsze bardzo surowa w kwestii jedzenia na lekcji i wyznawała pogląd, że jeśli istnieją już jakieś reguły, powinny stosować się do wszystkich, nawet do niej. W przeciwnym razie ma się do czynienia z tyranią. Ale może być tak, że reguły istnieją po to, by człowiek dobrze się zastanowił, zanim je złamie.

Wciąż było tam, ukryte wśród książek i papierów, pół najtańszego pudełka Higgsa Meakinsa.

Dyskretne otwarcie wieczka i wsunięcie dłoni do środka było łatwe, podobnie jak zachowanie w tym czasie odpowiednio nauczycielskiej miny. Badawcze palce natrafiły na czekoladkę między pustymi papierkami, ale też przekazały jej, że to znowu ten nieszczęsny nugat. Jednak Susan była stanowcza. Życie jest ciężkie — czasem trafia się na nugat.

Potem chwyciła klucze i podeszła do Komórki z Przyborami Piśmiennymi. Szła — miała nadzieję — zdecydowanym krokiem kogoś, kto zamierza sprawdzić zapas ołówków. W końcu przecież z ołówkami nigdy nic nie wiadomo.

Drzwi stuknęły za nią, pozostawiając tylko blade światło padające przez matową szybę. Susan wsunęła czekoladkę do ust i zamknęła oczy.

Słabe szuranie tektury kazało jej znów unieść powieki. Na pudełkach z gwiazdkami wolno uchylały się wieczka.

Gwiazdki wysypały się i jasnymi smugami wzniosły w cienie pod sufitem, jaskrawe na tle ciemności — wirująca powoli galaktyka w miniaturze.

Susan przyglądała im się przez chwilę.

— No dobrze — powiedziała w końcu. — Zwróciłeś moją uwagę, kimkolwiek jesteś.

A przynajmniej zamierzała to powiedzieć. Szczególna lepkość nugatu sprawiła, że zabrzmiało to raczej jak „Ło dołrze, frósiłeś oją ułagę, kikoliek jetech”. A niech to!

Spirale gwiazd oplatały ją, a wnętrze komórki pociemniało do międzygwiezdnej czerni.

— Efli to ty, Fmierchi Chfuróf… — zaczęła.

— To ja — powiedział Lobsang.

Tik

Nawet z nugatem można osiągnąć moment całkowitej perfekcji.

Przypisy

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Złodziej czasu»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Złodziej czasu» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Złodziej czasu»

Обсуждение, отзывы о книге «Złodziej czasu» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x