Terry Pratchett - Złodziej czasu

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Złodziej czasu» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2007, ISBN: 2007, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Złodziej czasu: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Złodziej czasu»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Czas jest zasobem — wszyscy wiedzą, że trzeba nim gospodarować. Na Dysku zadanie to przypada Mnichom Historii, którzy magazynują go i przepompowują z miejsc, gdzie się marnuje (na przykład spod wody — ile czasu potrzebuje dorsz?), do miast, gdzie nigdy nie ma dość czasu. Ale konstrukcja pierwszego na świecie naprawdę dokładnego zegara staje się dla Lu-Tze i jego ucznia Lobsanga Ludda początkiem wyścigu… no, z czasem. Ponieważ ten zegar zatrzyma czas. A to będzie dopiero początkiem kłopotów. „Złodziej czasu” prezentuje także pełen komplet postaci drugoplanowych — bohaterów i złoczyńców, yetich, mistrzów sztuk walki oraz Ronniego, piątego Jeźdźca Apokalipsy (który odszedł, zanim stali się sławni).

Złodziej czasu — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Złodziej czasu», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Postanowił złożyć raport i zobaczyć, co powiedzą na to chłopcy z Oi Dong.

Podniósł żebraczą miseczkę i przez labirynt zaułków ruszył z powrotem do bazy. Teraz nie przejmował się już zbytnio maskowaniem — czas, jaki Lu-tze spędził w mieście, okazał się okresem przyspieszonej edukacji dla wielu mieszkańców z odmiany czającej się w mroku. Obywatele Ankh-Morpork poznali już Pierwszą Zasadę.

W każdym razie znali ją aż do teraz. Trzy postacie wyszły niepewnym krokiem spośród cieni, a jedna z nich machnęła ciężkim toporem. Trafiłaby Soto w głowę, gdyby się nie uchylił.

Oczywiście, był przyzwyczajony do takich przypadków. Zawsze mógł się trafić jakiś opóźniony w nauce, ale zwykle nie stanowił zagrożenia, któremu nie mogłoby zaradzić szybkie rozkrojenie.

Wyprostował się, gotów się wycofać, kiedy gruby kosmyk czarnych włosów opadł mu na ramię i ześliznął się po materiale szaty na ziemię. Soto nie powiedział nic — ale napastnicy przestraszyli się wyrazu jego twarzy.

Przez czerwoną mgłę wściekłości widział, że wszyscy trzej mają na sobie poplamione szare szaty i wyglądają na jeszcze bardziej szalonych niż zwykle mieszkańcy zaułków. Przypominali dotkniętych obłędem księgowych.

Jeden z nich sięgnął do jego żebraczej miseczki.

Każdy ma w życiu pewne warunkowe zastrzeżenia, jakieś niewypowiedziane i drobne uzupełnienia reguł, na przykład „o ile naprawdę nie będę musiał”, „chyba że nikt nie widzi” czy „chyba że pierwsza była z nugatem”. Soto od stuleci pielęgnował przekonanie o świętości wszelkiego życia i całkowitym bezsensie przemocy, ale tym osobistym warunkowym zastrzeżeniem było „ale nie włosy; nikomu nie wolno dotykać moich włosów, jasne?”.

Mimo to każdemu trzeba dać szansę.

Napastnicy odskoczyli, kiedy cisnął miseczką w ścianę, a ukryte ostrza wbiły się w drewno.

Potem miseczka zaczęła tykać.

Soto pognał do wyjścia z zaułka, skręcił za róg i wtedy krzyknął:

— Kryć się!

Na nieszczęście dla Audytorów okrzyk okazał się o maleńki ułamek sekundy spóźniony…

Tik

Lu-tze przebywał w Ogrodzie Pięciu Niespodzianek, kiedy powietrze przed nim zaskrzyło się, rozpadło, a z wiru powstała sylwetka.

Uniósł głowę znad jodłującego patyczaka, który stęsknił się już za pożywieniem.

Na ścieżce stał Lobsang. Miał na sobie czarną szatę nakrapianą gwiazdami. Rozwiewała się, aż w bezwietrznym poranku trzepotały jej poły, jak gdyby chłopak stał wśród wichury… a Lu-tze przypuszczał, że mniej więcej tak właśnie było.

— Znowu wróciłeś, cudzie natury?

— W pewnym sensie nigdy nie odchodziłem — odparł Lobsang. — Wszystko u ciebie dobrze się ułożyło?

— A nie wiesz?

— Mógłbym wiedzieć. Ale pewna część mnie musi to załatwić tradycyjnym sposobem.

— No więc opat jest strasznie podejrzliwy. I krążą tu naprawdę zadziwiające pogłoski. Ja mówię niewiele. Co ja mogę wiedzieć o czymkolwiek? Jestem tylko sprzątaczem.

Po tych słowach Lu-tze powrócił do jodłującego patyczaka. Zdążył doliczyć bezgłośnie do czterech, zanim Lobsang znów się odezwał.

— Proszę… Muszę się tego dowiedzieć. Uważam, że piątą niespodzianką jesteś ty. Mam rację?

Lu-tze przechylił głowę. Niski szum, który słyszał od tak dawna, że przestał go świadomie zauważać, zmienił ton.

— Wszystkie wirniki rozwijają czas — stwierdził. — Wiedzą, że tu jesteś, chłopcze.

— Nie zostanę długo, sprzątaczu. Proszę…

— Chciałbyś tylko poznać moją małą niespodziankę?

— Tak. Wiem już prawie wszystko inne — oświadczył Lobsang.

— Ale jesteś Czasem. Cokolwiek powiem ci w przyszłości, wiesz już teraz, zgadza się?

— Ale jestem w części człowiekiem. I chcę pozostać w części człowiekiem. To oznacza robienie pewnych rzeczy we właściwej kolejności. Proszę…

Lu-tze westchnął i przez chwilę spoglądał wzdłuż alei kwitnących wiśni.

— Kiedy uczeń zdoła pokonać mistrza, mistrz już niczego więcej nie może go nauczyć — rzekł. — Pamiętasz?

— Tak.

— To dobrze. Żelazne Dojo powinno być teraz wolne.

Lobsang się zdziwił.

— Ehm… Żelazne Dojo… To z żelaznymi kolcami na ścianach?

— I na suficie. Tak. To, które wygląda jak ogromny jeżozwierz wywrócony na lewą stronę.

Lobsang był wstrząśnięty.

— Ale ono nie służy do ćwiczeń. Reguły nakazują…

— Właśnie ono. I proponuję, żebyśmy je wykorzystali.

— Och…

— Dobrze. Żadnych dyskusji — pochwalił Lu-tze. — Tędy, mój chłopcze.

Szli wśród płatków spływających kaskadami z drzew. Wkroczyli do klasztoru i ruszyli drogą, która doprowadziła ich do pomieszczenia mandali. Piasek uniósł się niczym pies witający pana, krążąc spiralami daleko pod sandałami Lobsanga. Lu-tze słyszał za sobą krzyki pracujących tu mnichów.

Takie wieści rozprzestrzeniają się po dolinie niby atrament w wodzie. Kiedy więc przecinali wewnętrzne dziedzińce, setki mnichów, uczniów i sprzątaczy ciągnęło za nimi jak ogon za kometą.

A nad nimi płatki kwiatów wiśni przez cały czas opadały niczym śnieg. W końcu Lu-tze stanął przed wielkimi, okrągłymi, metalowymi wrotami do Żelaznego Dojo. Zamek znajdował się na wysokości piętnastu stóp. Nikt, kto nie był godny, nie powinien otwierać tych drzwi.

Sprzątacz skinął na swego ucznia.

— Ty to zrób — polecił. — Ja nie dam rady.

Lobsang zerknął na niego, a potem przycisnął dłoń do metalu.

Rdza popłynęła spod jego palców. Czerwone plamy pokryły starożytną powierzchnię. Wrota zgrzytnęły i zaczęły się rozsypywać. Lu-tze na próbę szturchnął je palcem, a blok twardego jak herbatnik metalu wypadł i rozkruszył się na kamieniach.

— Imponu… — zaczął.

Piszczący gumowy słoń trafił go w głowę.

Ciaśtećko!

Tłum się rozstąpił. Główny akolita wybiegł naprzód, niosąc opata.

— Co to ma ciem ciaśtećko CIUCIU znaczyć? Kim jest śmieśny ciowiek ten człowiek, sprzątaczu? Wirniki tańczą w swojej hali!

Lu-tze się skłonił.

— On jest Czasem, świątobliwy, tak jak przypuszczałeś — wyjaśnił.

I wciąż zgięty w pokłonie, spojrzał z ukosa na Lobsanga.

— Ukłoń się — syknął.

Lobsang zdziwił się wyraźnie.

— Powinienem? Nawet teraz?

— Ukłoń się, mały stonga, bo inaczej nauczę cię dyscypliny! Okaż należny szacunek! Wciąż jesteś moim uczniem, dopóki cię nie zwolnię!

Zaszokowany Lobsang skłonił się nisko.

— A w jakim celu odwiedziłeś nas w naszej bezczasowej dolinie? — zainteresował się opat.

— Powiedz opatowi! — rzucił Lu-tze.

— Ja… chciałbym poznać Piątą Niespodziankę — oświadczył Lobsang.

— …świątobliwy — podpowiedział Lu-tze.

— …świątobliwy — powtórzył Lobsang.

— Odwiedzasz nas tylko po to, by poznać kaprysy naszego sprytnego sprzątacza? — zdziwił się opat.

— Tak, ehm… świątobliwy.

— Ze wszystkich rzeczy, które mógłby robić Czas, ty chcesz zobaczyć sztuczkę starca? Ciaśtećko!

— Tak, świątobliwy.

Mnisi przyglądali się Lobsangowi. Jego szatę wciąż szarpał niewyczuwalny huragan, a gwiazdy migotały, kiedy chwytały światło.

Opat uśmiechnął się anielsko.

— Wszyscy byśmy tego chcieli — rzekł. — Żaden z nas, jak sądzę, nie miał okazji jej oglądać. Żaden z nas nigdy nie zdołał go skłonić, by o niej opowiedział. Żelazne Dojo ma swoje reguły. Wchodzą dwaj, ale tylko jeden może wyjść. To dojo nie służy do ćwiczeń. Ciem sonika! Rozumiesz?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Złodziej czasu»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Złodziej czasu» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Złodziej czasu»

Обсуждение, отзывы о книге «Złodziej czasu» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x