Terry Pratchett - Straż nocna

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Straż nocna» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2008, ISBN: 2008, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Straż nocna: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Straż nocna»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Komendant Sam Vimes ze Straży Miejskiej Ankh-Morpork miał wszystko. Ale teraz wrócił do swojej własnej, twardej i ostrej przeszłości, pozbawiony nawet ubrania, które miał na sobie, gdy uderzyła błyskawica.
Życie w przeszłości jest trudne. Śmierć w przeszłości jest niezwykle łatwa. Musi jednak przeżyć, by wykonać swoją robotę. Ma wyśledzić mordercę, nauczyć swoje młodsze ja, jak być dobrym gliną, i zmienić rezultat krwawej rewolucji. Jest też pewien problem: jeśli wygra, straci żonę, straci dziecko, straci przyszłość.
Dyskowa „Opowieść o jednym mieście”, z pełnym zespołem ulicznych urwisów, dam negocjowalnego afektu, rebeliantów, tajnej policji i innych dzieci rewolucji.
Prawda! Sprawiedliwość! Wolność!
I Jajko Na Twardo!

Straż nocna — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Straż nocna», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Wszędzie szukałeś?

— W tej bibliotece nie można szukać „wszędzie”, nadrektorze — przypomniał Myślak. — Zajęłoby to więcej czasu, niż realnie może zaistnieć. Ale wszystkie rzeczywiste półki tak, naturalnie. Hm.

— Co to znaczy „hm”, sir, jeśli wolno spytać? — zapytał Myślaka Marchewa.

— Rozumie pan, że to magiczna biblioteka? A to oznacza, że nawet w zwykłych okolicznościach nad półkami występują obszary o wysokim potencjale magicznym.

— Byłem tu już kiedyś — przypomniał Marchewa.

— W takim razie wie pan, że czas w bibliotekach jest… jakby bardziej elastyczny? A wobec dodatkowej energii z burzy jest możliwe, że…

— Chce pan powiedzieć, że przeniósł się w czasie? — przerwał strażnik.

Myślak był pod wrażeniem. Nie wychowano go w wierze, że strażnicy bywają bystrzy. Starał się jednak tego nie okazywać.

— Gdyby to było takie proste… — Westchnął. — Jednakże, hm, wydaje się, że błyskawica dodała losową składową boczną…

— Co takiego? — spytał Ridcully.

— Chce pan powiedzieć, że w czasie i w przestrzeni? — odgadł Marchewa.

Myślak zaczynał tracić równowagę. Niemagowie nie powinni być tacy szybcy.

— Nie… dokładnie… — powiedział i poddał się. — Muszę nad tym jeszcze popracować, nadrektorze. Niektóre z odczytów, jakie tu uzyskałem, w żaden sposób nie mogą być poprawne.

Vimes wiedział, że się obudził. Był świadomy ciemności, deszczu i strasznego bólu na twarzy.

Potem na karku zapłonęło jeszcze jedno ognisko bólu. Pojawiło się uczucie, że ktoś ciągnie go w tę i w tamtą stronę.

I wreszcie błysnęło światło.

Widział je przez zamknięte powieki. W każdym razie przez lewą. Po drugiej stronie twarzy nie działo się nic prócz bólu. Nie otwierał oka, za to wytężył słuch.

Ktoś się poruszał. Brzęknął metal. Zabrzmiał kobiecy głos:

— Obudził się.

— Jesteś pewna? — spytał głos męski. — Skąd wiesz?

— Bo umiem poznać, kiedy mężczyzna śpi.

Vimes otworzył oko. Leżał na lawie czy jakimś stole. Obok niego stała młoda kobieta; jej suknia, zachowanie, sposób opierania się o ścianę wystarczyły policyjnemu umysłowi Vimesa do szybkiej kwalifikacji: szwaczka, ale jedna z tych mądrzejszych. Mężczyzna miał długi czarny fartuch i zabawny miękki kapelusz, a kwalifikacja brzmiała: Ratunku! Jestem w rękach lekarza!

Usiadł natychmiast.

— Spróbuj mnie choćby dotknąć, a oberwiesz! — krzyknął i chciał spuścić nogi ze stołu. Połowa głowy stanęła w ogniu.

— Na twoim miejscu bym się tak nie szarpał — rzekł lekarz i delikatnie pchnął go na plecy. — To było paskudne cięcie. I nie dotykaj opatrunku!

— Cięcie? — zdziwił się Vimes. Musnął palcami sztywną tkaninę opaski na oku. Wspomnienia się połączyły. — Carcer! Ktoś go dorwał?

— Ten, kto cię napadł, uciekł.

— Po takim upadku? Musiał przynajmniej utykać! Słuchajcie, muszę…

I wtedy dopiero zauważył wszystkie pozostałe elementy. Przez cały czas odbierał sygnały o nich, ale dopiero teraz jego podświadomość przedstawiła pełną listę.

Nie miał na sobie własnego ubrania…

— Co się stało z moim mundurem? — zapytał. I spostrzegł skierowany do lekarza grymas kobiety, stwierdzający wyraźnie: A nie mówiłam?

— Ten, kto cię napadł, rozebrał cię do kalesonów i zostawił na ulicy — wyjaśniła. — Znalazłam ci jakieś rzeczy u siebie. Zadziwiające, co ludzie czasem zostawiają.

— Kto zabrał mój pancerz?

— Nigdy nie znam nazwisk — odparła kobieta. — Ale widziałam kilku uciekających mężczyzn, którzy coś nieśli.

— Zwykli złodzieje? Zostawili pokwitowanie?

— Nie! — zaśmiała się. — A powinni?

— Czy my też możemy zadawać pytania? — wtrącił lekarz, składając narzędzia.

Nic tu się nie zgadzało…

— No więc, znaczy… bardzo dziękuję. Tak — rzekł Vimes.

— Jak się nazywasz?

Dłoń Vimesa zatrzymała się w połowie drogi do twarzy.

— Chcesz powiedzieć, że mnie nie znacie?

— A powinniśmy? — zdziwił się lekarz.

Nic się nie zgadzało…

— Jesteśmy w Ankh-Morpork, prawda?

— No tak… — Lekarz zwrócił się do kobiety. — Rzeczywiście oberwał w głowę, ale nie sądziłem, że aż tak mocno…

— Tracę tu czas — uznała kobieta. — Kim jesteś?

Wszyscy w mieście znali przecież Vimesa… A już na pewno Gildia Szwaczek. Lekarz też nie wyglądał na głupca. Może więc chwila nie była odpowiednia dla całkowitej szczerości. Mógł się znaleźć w miejscu, gdzie policjant nie jest tym, kim dobrze jest być. Bycie Vimesem może się okazać niebezpieczne, a w tej chwili nie miał dość sił, by sobie z tym poradzić.

— Keel — odparł.

To nazwisko samo wpadło mu do głowy, dryfowało tuż pod powierzchnią myśli przez cały dzień, od bzu.

— Tak, akurat… — Kobieta się uśmiechnęła. — Wymyślisz jeszcze imię?

— John — oświadczył Vimes.

— Odpowiednie. No więc… John, sytuacja wygląda tak. Goli faceci leżący na ulicy nie są czymś niezwykłym. W dodatku, to naprawdę zabawne, zwykle wolą, żeby nikt nie poznał ich prawdziwych nazwisk ani adresów. Nie jesteś pierwszym, którego połatał obecny tu doktor Lawn. Ja mam na imię Rosie. I należy nam się niewielka opłata. Obojgu.

— Jasne, jasne, wiem, jak to działa. — Vimes uniósł ręce. — To są Mroki, prawda? — Oboje przytaknęli. — No więc dobrze. Dziękuję. Nie mam przy sobie pieniędzy, to chyba oczywiste, ale jak tylko wrócę do domu…

— Odprowadzę cię, dobrze? — Kobieta podała mu źle uszyty płaszcz i parę bardzo starych butów. — Nie chciałabym, żeby znowu coś cię napadło. Na przykład gwałtowna utrata pamięci.

Vimes żachnął się, ale bardzo ostrożnie. Bolała go twarz, wszędzie był posiniaczony, a na sobie miał ubranie cuchnące jak wychodek. Na komendzie wymyje się, przebierze, napisze krótki raport i pójdzie do domu. Ta młoda dama może spędzić noc w celi, a rano przekażą ją Gildii Szwaczek. Gildia mocno tępiła takie wymuszenia. Nie służyły interesom.

— Zgoda.

Wciągnął buty. Podeszwy miały z cienkiej, wilgotnej tektury. I były za ciasne.

Doktor Lawn machnął ręką w geście pożegnania.

— Jest twój, Rosie. Proszę na parę dni zostawić opatrunek, panie Keel, a przy odrobinie szczęścia zachowa pan działające oko. Ktoś chlasnął pana ostrym nożem. Zrobiłem, co mogłem, szwy trzymają, ale zostanie paskudna blizna.

Vimes znów uniósł dłoń do policzka.

— I proszę nie rozdrapywać! — warknął Lawn.

— Chodźmy… John — powiedziała Rosie. — Pójdziemy do domu.

Wyszli na ulicę. Woda kapała z dachów, ale deszcz ustał.

— Mieszkam w Pseudopolis Yard — poinformował Vimes.

— Prowadź — odparła Rosie.

Nie dotarli nawet do końca uliczki, gdy Vimes uświadomił sobie, że podążają za nimi dwie mroczne postacie. Już miał się odwrócić, gdy Rosie położyła mu dłoń na ramieniu.

— Nie zaczepiaj ich, to one też nie będą cię zaczepiać. Idą za nami jako ochrona.

— Czyja? Twoja czy moja?

— Jedno i drugie — roześmiała się.

— Tak jest. Niech pan idzie spokojnie, drogi panie, a będziemy ciche jak małe myszki — odezwał się piskliwy głos z tyłu.

A drugi, trochę niższy, dodał:

— Zgadza się, kochaniutki. Bądź grzecznym chłopczykiem, a ciocia Dotsie nie będzie musiała otwierać torebki.

— To Dotsie i Sadie! — zawołał Vimes. — Ciotki Cierpienia! No więc one na pewno wściekle dobrze wiedzą, kim jestem!

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Straż nocna»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Straż nocna» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Straż nocna»

Обсуждение, отзывы о книге «Straż nocna» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x