— Aleja… — Rozbój niczegojuż nie rozumiał.
— Jestem wodzą, Rozboju — powiedziała Joanna. — Nie mogę kierować klanem, którego szef jest przybity. A wzgórza, po których będą biegać nasze dzieci, muszą mieć swoją wiedźmę. Każdy wie, że ziemia potrzebuje, by ktośjej powiedział, czymjest.
Coś w tym, jak Joanna wymówiła słowo „dzieci”, spowodowało, że Rozbój, który nie był największym z myślicieli, powiązał koniec z końcem.
— O tak, Rozboju — powiedziałaJoanna, widząc, co maluje się najego twarzy. — Wkrótce wydam na świat siedmiu synów.
— Och! — jęknął Rozbój. Nie pytał nawet, skąd wiedziała, ilu ich będzie. Wodza po prostu wie takie rzeczy.
— To wspaniale! — wykrzyknął.
— I córkę, Rozboju — dodała. Popatrzył na nią w zadziwieniu.
— Córkę? Tak szybko?
— Tak — potwierdziła.
— To wspaniałe dla klanu! — wykrzyknął.
— Masz więc po co wracać do mnie jak najprędzej. I błagam cię, używaj głowy inaczej niż twoi chłopcy.
— Dziękuję, wodzo — odparł Rozbój. — Zrobię, jak każesz. Wezmę kilku chłopców, odnajdę wielką ciutwiedźmę, dla dobra tych wzgórz. Życie dla ciutwiedźmy tam daleko od domu i między obcymi nie może być dobre.
— O tak — powiedziałaJoanna, odwracając głowę. — Jak dobrze ją rozumiem.
O świcie Rozbój, któremu z podziwem przyglądali siej ego liczni bracia, napisał na kawałeczku papierowej torby słowo:
PLN
i podniósł kartkę w górę.
— Mamy plan — oświadczył zebranym Figlom. — A mając plan, musimy tylko postępować w zgodzie z nim. Słucham, Jasiu.
— Co to za cela, w którą zamknęła cię Joanna? — zapytał Jaś, opuszczając dłoń.
— Nie cela — westchnął Rozbój. — Tylko cel. Mówiłem wam już. To oznacza, że sprawajest naprawdę poważna. Oznacza, że muszę przyprowadzić z powrotem wielką ciutwiedźmę, nie ma przebacz, inaczej moja dusza zamieni się w chmurę wędrującą po niebie. To jak magiczne zaklęcie. Mało kto ma prawdziwy cel.
— Choć wielu ma celę.
— Jasiu! — Rozbój nie tracił cierpliwości. — Wiesz, że miałem ci mówić, kiedy powinieneś trzymać swoją wielką gębę zamkniętą na kłódkę.
— Tak, Rozboju.
— No więc terazjestjeden z tych razy. — Podniósł glos. — Chłopaki, wiecie już wszystko na temat współżyczy. Nie można ich zabić!
Ale naszym obowiązkiem jest uratować wielką ciutwiedźmę, więc powiedzmy sobie od razu, że to wyprawa dla kamikadze i prawdopodobnie wszyscy wylądujemy z powrotem wśród żywych, gdziejak wia — domojest strasznie nudno. Więc… kto się zgłasza na ochotnika?! Każdy Figiel, który ukończył cztery lata, podniósł rękę. — No, dajcie spokój — powiedział Rozbój. — Nie możemy iść wszyscy. Powiem wam, kogo wezmę… Głupi Jaś, DużyJan i — ty› Strasznie Ciut Wojtek Wielkagęba. I nie biorę żadnych dzieciu — chów, więc jak któryś z was nie ma trzech cali wzrostu, po prostu z nami nie idzie. Oczywiście oprócz ciebie Strasznie Ciut Wojtku Wielkagębo. A jeśli chodzi o pozostałych, ustalimy ochotników w tradycyjny figlarski sposób. Wezmę tych pięćdziesięciu, którym uda się utrzymać na nogach.
Wycofał się z wybraną trójką do narożnika, a pozostali radośnie szykowali się do walki. Figle lubią stosować zasadęjeden przeciwko wszystkim, ponieważ nie wymaga dokładnego celowania.
— Onajest ponad kilkaset mil stąd — rzekł Rozbój, gdy walka się rozpoczęła. — Nie przebiegniemy tej odległości, to za daleko. Czy któryś z was majakiś pomysł?
— Hamisz mógłby polecieć na swym myszołowie — odezwał się DużyJan, odsuwając się nieco, by zrobić miejsce dla kłębowiska przetaczających się obok Figli.
„Owszem, i zabierzemy go ze sobą, tyle że on z kolei nie może zabrać anijednego pasażera. — Rozbój przekrzykiwał gwar.
— Może przepłyniemy? — zapytał Głupi Jaś, przykucając, bo oszołomiony Figiel przelatywał mu nad głową.
Pozostali spojrzeli na niego pytająco.
— Przepłyniemy? Jak moglibyśmy przepłynąć taki kawał, głupku? — zapytał Rozbój.
— No cóż, pomyślałem, że może warto to rozważyć, nic więcej. — Jaś wyglądał na głęboko zranionego. — Chciałem tylko okazać się przydatny, rozumiecie? Moglibyście docenić moje starania.
— Wielka ciutwiedźma odjechała furmanką — powiedział Duży Jan.
— No i co z tego? — zapytał Rozbój.
— Może my też tak byśmy mogli?
— ^ nie! — zaprotestował Rozbój. — Pokazywać się czarownicom tojedno, ale innym ludziom na pewno nie! Pamiętacie, co się wydarzyło kilka lat temu, kiedy Głupi Jaś pokazał się pani, która malowała w dolinie śliczne obrazki? Nie mam najmniejszej ochoty, by Towarzystwo Folklorystyczne znowu się tu zaczęło szwendać!
— Mam pomysł, panie Rozboju. Ja, Strasznie Ciut Wojtek Wielkagęba. Moglibyśmy się przebrać.
Strasznie Ciut Wojtek Wielkagęba zawsze podawał swoje pełne imię. Wydawało mu się, że jeśli nie będzie przypominał ludziom, kimjest, zapomną o nim i wtedy zniknie. Jeśli ma się wzrost połowy dorosłego praludka, jest się naprawdę niedużym. Jeszcze odrobina i można byłoby uchodzić za dziurę w ziemi.
Wojtek był nowym bardem. Bard nie tylko śpiewa dla klanu, ale też układa pieśni bojowe. To niełatwe życie, zwłaszcza że niecałe spędza z tym samym klanem. Prawdę mówiąc, sam w sobie stano — wijednoosobowy klan. Bardowie wędrują pomiędzy różnymi klanami, aby pieśni i opowieści krążyły pomiędzy Figlami. Strasznie Ciut Wojtek przybył wraz z Joanną z klanu Długiego Jeziora. Jak na barda był bardzo młody, ale według Joanny zajęcie to nie miało ograniczeń wieku. Jeśli ma się talent, po prostu się zostaje bardem ijuż. A Strasznie Ciut Wojtek Wielkagęba znał wszystkie pieśni i potrafił grać na mysich dudach tak rzewnie, że aż deszcz zaczynał padać.
— No, mów, chłopcze — zachęcił go łagodnie Rozbój.
— Czy udałoby nam się wypełnić jakieś ludzkie ubranie? — zapytał Strasznie Ciut Wojtek Wielkagęba. — Bo jest taka stara opowieść o wielkiej waśni między klanem Trzy Szczyty i klanem Wichrowe Zakole. Chłopaki z Wichrowego Zakola uciekli w przebraniu stracha na wróble, a faceci z Trzech Szczytów wzięli ich za człowieka i trzymali się od nich z dala.
Pozostali spoglądali na niego zdziwieni i Strasznie Ciut Wojtek Wielkagęba uświadomił sobie, że rozmawia z chłopakami z Kredy, gdzie nikt niczego nie siał, więc i wróble się trzymały od tej krainy z dala, tak więc nikt tu nigdy nie uwidział stracha.
— Chodzi mi o takie straszydło — wyjaśnił — które się robi z kijów i starych ubrań, żeby odstraszyć ptaki od zbiorów. Rozumiecie?
Ballada mówi, że wodza Wichrowego Zakola użyła magii, by strach ruszył, ale mnie się wydaje, że wystarczyło trochę sprytu i dużo siły.
I zaśpiewał. A oni słuchali.
Potem powiedział, jak zrobić chodzącego człowieka. Popatrzyli na siebie. To było czyste szaleństwo, plan desperacki, bardzo niebezpieczny i ryzykowny, wymagający ogromnej siły i odwagi. Wobec czego zgodzili się natychmiast.
* * *
Akwila dowiedziała się, żejej czas nie będzie wypełniony jedynie przez obowiązki domowe i badania. Byłojeszcze coś, co panna Libella nazywała „napełnianiem tego, cojest puste, i opróżnianiem tego, cojest pełne”.
Zazwyczaj kiedy panna Libella opuszczała dom, używała tylko jednego ciała. Ludzie brali ją za bliźniaczki, a ona robiła wiele, by ich w tym upewniać, ale mimo wszystko czuła się bezpieczniejsza, kiedyjej ciała znajdowały się rozdzielnie. Akwila potrafiła to zrozumieć. Wystarczyło przyjrzeć się uważnie pannie Libelli, kiedyjadła. Ciała podawały sobie talerze, nie potrzebując prośby o przesunięcie czegoś, czasami używały tego samego widelca, ajuż najdziwniejsze było, kiedy zjednych ust wyrywało się beknięcie, a drugie za to przepraszały.
Читать дальше