Choć bardziej prawdopodobne, że powie prawdę. „To nie ja”, powie. „Ja tylko po was sprzątam”. Jak służący. Nikt nigdy nie spyta: „Jak możemy ułatwić życie Bogu?”. Robimy tylko bałagan i spodziewamy się, że On przyjdzie i posprząta.
Tego wieczora, już leżąc w łóżku, Arthur Stuart wysłał swój przenikacz w głąb domu. Odszukał płomień serca Papy Łosia i znalazł go bez trudu, śpiącego czujnie, podczas gdy Mama Wiewiórka opiekowała się dziećmi.
Arthur Stuart nie miał doświadczenia w badaniu ludzkich ciał. Z trudem utrzymywał przenikacz w granicach ciała Papy Łosia. Wkrótce jednak zorientował się, o co w tym mniej więcej chodzi, i znalazł chorą stopę. Kość wyraźnie odróżniała się od innych tkanek — i wyglądała okropnie, roztrzaskana na dziesiątki kawałków. Nic dziwnego, że stopa była kaleka.
Może zacząłby składać te kości, ale nie było to tak, jakby patrzył na nie oczami. Nie potrafił dostrzec całego kształtu każdego kawałka. Poza tym nie wiedział, jak powinna wyglądać kość zdrowej stopy.
Znalazł drugą stopę Papy Łosia i prawie jęknął, pognębiony własną głupotą. W zdrowej stopie było dokładnie tyle samo kości co w chorej. Więc stopa nie była chora z powodu złamania. A kiedy porównał obie, uświadomił sobie, że stopa Papy Łosia była wykrzywiona przez całe życie, więc żadna z kości nie miała odpowiedniego kształtu.
Nie chodziło tylko o poskładanie kości. Każdej należało nadać odpowiedni kształt. Bez wątpienia mięśnie, więzadła i ścięgna także są przemieszczone i odkształcone. A w tych tkankach naprawdę trudno się zorientować. Samo przyglądanie się im było bardzo męczące. Arthur Stuart zasnął, nie zdoławszy niczego zrozumieć.
Plotkarze nadal nie próżnowali. Żółta febra tylko dodała im tematów do rozmowy: kto zachorował, kto umarł, kto uciekł z miasta, kto zamieszkał na plantacji przyjaciół do czasu przeminięcia zarazy.
Ale najważniejsza historia nie była plotką: wojska gromadzone przez króla nagle dostały rozkaz odwrotu. Najwyraźniej generałowie bali się żółtej febry bardziej niż militarnej potęgi Hiszpanii. To mógł być błąd. W chwili gdy zagrożenie inwazji znikło, hiszpańskie władze w Nueva Barcelona zaczęły aresztować agentów Kawalerów. Najwyraźniej Hiszpanie wiedzieli o spisku — do nich także trafiały plotki, jak do wszystkich — i tylko czekali z atakiem na odpowiedni moment.
A więc nie tylko żółta febra dziesiątkowała angielskojęzycznych mieszkańców Nueva Barcelona. Wielu Amerykanów, Jankesów i Anglików wsiadało na statki opuszczające miasto — Amerykanie podróżowali parowcami w górę rzeki, Jankesi i Anglicy statkami handlowymi zmierzającymi na pełne morze, do Nowej Anglii, Jamajki lub innych angielskich kolonii.
Kawalerowie nie mieli wcale łatwiej niż Francuzi. Prom na jeziorze Pontchartrain i inne środki transportu znajdowały się pod obserwacją, a posiadacze królewskiego paszportu z Kolonii Korony mieli zakaz wyjazdu. Ponieważ Kawalerowie stanowili największą angielskojęzyczną grupę, w ogarniętej zarazą Nueva Barcelona było mnóstwo przerażonych ludzi.
Bogaci Hiszpanie wyjechali na Florydę. Francuzi nie mieli dokąd uciekać. Granice były dla nich zamknięte od czasów pierwszej inwazji Napoleona na Hiszpanię.
W mieście zapanował strach i gniew.
Alvin robił zakupy, co ostatnio stało się trudniejsze; rolnicy niechętnie przywozili swoje produkty do miasta, w którym szalała żółta febra. Alvin właśnie szperał wśród najmarniejszych melonów, jakie zdarzyło mu się widzieć, kiedy zdał sobie sprawę, że w jego stronę przez tłum zbliża się znajomy płomień serca.
— Jim Bowie — powiedział, nie odwracając się.
Bowie uśmiechnął się szeroko i ciepło; na widok tego uśmiechu Alvin odruchowo sprawdził, czy przybysz nie ma w dłoni noża. Nie miał, ale niewiele to znaczyło, co Alvin wiedział z doświadczenia.
— Nadal w Barcy? — zagadnął Bowie.
— Myślałem, że już dawno wyruszyłeś z miasta.
— Prawie nam się udało, ale zamknęli porty. Niech diabli wezmą króla za ten bałagan.
Niech diabli wezmą króla? Przecież Bowie należał do ekspedycji mającej szerzyć królewską władzę na terenach Meksyku.
— No cóż, febra przeminie — powiedział Alvin. — Zawsze mija.
— Nie musimy na to czekać. Właśnie dostaliśmy wieści od gubernatora generalnego Nueva Barcelona. Ekspedycja Steve’a Austina może wyruszać. Wszyscy Kawalerowie, którzy z nami podróżują, dostaną przepustkę na statek do Meksyku.
— Przypuszczam, że macie bardzo dużo chętnych.
— A żebyś wiedział. Hiszpanie nienawidzą Meksykanów jeszcze bardziej niż Kawalerów. Pewnie ma to coś wspólnego z faktem, że król Arthur nigdy nie wyrwał bijących serc z piersi dziesięciu tysięcy hiszpańskich obywateli, by złożyć ofiarę jakiemuś pogańskiemu bożkowi.
— No, to powodzenia.
— Skoro już cię widzę, muszę powiedzieć, że czułbym się o wiele spokojniejszy, gdybyś z nami pojechał.
Żebyś mógł mi wbić nóż w plecy w odwecie za upokorzenie?
— Nie jestem żołnierzem.
— Myślałem o tobie — wyznał Bowie.
O, to na pewno.
— Uważam, że armia, która by miała ciebie po swojej stronie, ma zwycięstwo w kieszeni.
— Tam jest strasznie dużo krwiożerczych Meksykanów, a ja jestem samiuteńki. I pamiętaj, że niezbyt dobrze strzelam.
— Wiesz, o czym mówię. A jeśli broń Meksykanów nagle sta nie się miękka albo po prostu zniknie, jak to się zdarzyło z moim ulubionym nożem?
— Powiedziałbym, że to cud sprawiony przez złego bożka, który pragnie szerzyć niewolnictwo na ziemiach Meksyku.
Bowie gapił się na niego przez chwilę.
— A, więc to tak. Jesteś abolicjonistą.
— Wiedziałeś o tym.
— No, są ludzie, którzy po prostu nie zgadzają się na niewolnictwo, i są abolicjoniści. Czasami dajesz komuś złoto i już mu nie przeszkadza, ilu kto ma niewolników.
— To pewnie ktoś inny. Mnie złoto na niewiele się przydaje.
Podobnie jak wyprawa przeciwko Meksykanom.
— Są okrutni — powiadomił go Bowie. — Mają krew na rękach.
— I dlatego mam z nimi walczyć?
— Mężczyzna nie cofa się przed walką.
— Ten mężczyzna się cofa. A ty też byś tak zrobił, gdybyś myślał.
— Meksykanie nie są przeciwnikami dla ludzi, którzy potrafią strzelać. Poza tym w Meksyku dołączą do nas tysiące Czerwonych z innych plemion. Mają już dość służenia za zwierzęta ofiarne.
— Ale przecież chcecie tam wprowadzić niewolnictwo. To tak że im się nie spodoba.
— Nie, Czerwoni nie będą niewolnikami.
— W Meksyku jest wielu Czarnych byłych niewolników.
— Przecież są z natury niewolnikami.
Alvin odwrócił się i zaczął ładować do worka melony. Bowie trącił go boleśnie w ramię.
— Nie odwracaj się do mnie tyłem!
Alvin nie odpowiedział. Podał tylko parę drobnych monet straganiarzowi, który pokręcił głową.
— No, przecież to dla dzieci z sierocińca — powiedział Alvin.
— Wiem, dla kogo — odparł straganiarz. — Dziś melony kosztu ją po dziesięć centów sztuka.
— Co, aż tak trudno je zbierać? Są w środku wykładane złotem?
— Bierz albo wynocha.
Alvin wysupłał z kieszeni więcej monet.
— Na pewno jesteś dumny, że tak się przysłużyłeś bezbronnym dzieciom.
— W tym domu nikt nie jest bezbronny — rzekł straganiarz.
Alvin odwrócił się. Bowie zastąpił mu drogę.
— Powiedziałem: nie odwracaj się do mnie tyłem.
Читать дальше