Joanna Papuzińska - Rokiś

Здесь есть возможность читать онлайн «Joanna Papuzińska - Rokiś» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Rokiś: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Rokiś»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Rokiś to zabawna opowieść o znanym z ludowych podań diable Rokicie, który straciwszy swoją dziuplę w starej wierzbie, zamieszkał w mieście, w domu współczesnej dziewczynki. Sympatyczny diabełek popełnia wiele błędów, powoduje różne nieporozumienia, które zawsze mają efekt komiczny.

Rokiś — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Rokiś», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Rozdział drugi

Wiesio-Podrywacz i zaklęta morwa

Wyszła z babcią przed dom i rozejrzały się dookoła.

– Skręcimy chyba w tę sąsiednią bramę – zaproponowała Kaśka. – Tak będzie najbliżej.

– No, dobrze, ty już prowadź – zgodziła się babcia. – Ja przecież jestem nietutejsza.

Ulica Marszałkowska ze swymi sklepami, wystawami i neonami była jak ozdobny i kolorowy parkan, który wybudowano po to, żeby zasłonić to, co dzieje się za nim. Ale one przekroczyły ten parkan i poszły w głąb, w krainę czarnych ulic, gdzie rozciągało się zaniedbane i zapomniane, pokryte węglowym pyłem Muzeum Domów.

Muzeum było ciasne i strasznie zapchane. Domy tuliły się do siebie i przyciskały, obejmowały nawzajem, jakby broniły się przed powietrzem i wiatrem. Nie było w tym nic dziwnego. Stroje domów były obszarpane i podarte, a przez liczne dziury, powstałe po odpadłym tynku, świeciło różowe gołe ciało cegieł.

Ale były też inne powody, Domy musiały trzymać się razem, tak jak gromada nie lubianych przez nikogo kocmołuchów, które dobrze wiedzą, że mogą liczyć tylko na siebie nawzajem i na nikogo więcej. Bo nikt ładny i elegancki o nie się nie troszczy. Wiedziały o tym dobrze, ponieważ same także kiedyś były ładne i eleganckie i wtedy również ani im się śniło troszczyć o kogoś.

Świadczyły o tym dumnie zadzierające nosy resztki poobtłukiwanych rzeźb i ozdób na fasadach, szczątki barwnych kafli, tęczowych szybek i luster w niektórych bramach, a także posępne brzuchate krasnoludy o żelaznych brzuchach, strzegące kiedyś wejść przed uszkodzeniem przez nieostrożnych woźniców.

Ściśnięte i stłoczone na małym kawałku miasta, domy uchylały jednak przed idącymi szczeliny podwórek i bram. Kaśka i babcia wędrowały tymi szlakami coraz głębiej i głębiej, rozglądając się uważnie. Babcia – bo w ogóle widziała Muzeum Domów po raz pierwszy w życiu. W jej małym miasteczku, gdzie niewielkie domki stały sobie przycupnięte spokojnie wśród lip i jabłonek, nie było miejsca na takie kamienne dziwa. Kaśka zaś uważnie przekraczała znajome bramy i podwórka i wciąż zadzierała głowę do góry szukając znaków, które doprowadziłyby ją do tego miejsca krainy dachów, gdzie dymił tajemniczy komin.

Ale niełatwo jest szukać z dołu tego, co umieszczone zostało na górze. Wąskie podwórka nie dawały żadnego widoku wzwyż. Szare mury nachylały się ku sobie, ukazując w najlepszym wypadku tylko brzeżki dachów. Niezliczone klatki schodowe ukazywały zęby schodów spoza uchylonych drzwi. Wszędzie było cicho i sennie, nic nie wskazywało na to, aby gdzieś w pobliżu działy się rzeczy niepokojące i niezwykłe.

Czy miała wbiegać na górę po wszystkich schodach po kolei, ciągnąc za sobą Bogu ducha winną babcię? Czy zatrzymywać ludzi i pytać? Ale o co?

O komin? O jakiś wypadek?

Im dłużej szły, tym bardziej w Kaśce wzmacniało się głupie uczucie, że coś się jej ubrdało. Ubrdało, czyli ubredziło, czyli wymyśliło coś, co naprawdę nigdy nie istniało.

Minęły jeszcze kilka podwórek, równie smętnych i nieciekawych jak poprzednie, i stanęły przed niewysokim murem, który otaczał halę targową. Tutaj brama była zamknięta i trzeba było zawracać.

Kaśka znała i pamiętała dach hali. Rozłożysty, przeszklony, zagłębiony niżej, różnił się znacznie od innych widzianych z góry. Znajdował się też znacznie dalej niż ten dach, o który jej chodziło, a więc tamten musiały już minąć.

– Babciu, tak chyba nic nie znajdziemy! Albo rzeczywiście nic się nie stało, albo trzeba szukać jakoś inaczej. Wracajmy do domu!

– Wracajmy, wracajmy – przytaknęła babcia, jak zwykle cierpliwie i łagodnie. – Ja także myślę, że nic się nie stało. Światła w oknach się palą, tyle osób wchodzi i wychodzi… Przecież by coś spostrzegli.

Ruszyły więc z powrotem. Kaśka poprowadziła babcię inną nieco drogą, przez sąsiednie podwórka i bramy. I znów zadzierała bezradnie głowę do góry na każdym podwórku, usiłując dosięgnąć wzrokiem ponad domy. Ale było to całkiem beznadziejne.

„Trzeba to jakoś inaczej sprawdzić…” – powtarzała sobie znowu, ale już w myślach, aby nie niepokoić babci. Już nawet wykluwał jej się w myślach pewien pomysł.

Toteż w domu, gdy zjadły już obiad i babcia zasiadła przed telewizorem, by obejrzeć swą ulubioną audycję przyrodniczą, Kaśka już wiedziała, co ma zrobić.

Miała w zapasie jeszcze jednego sojusznika.

Brodasia.

Brodaś został przecież przyjacielem domu, choć już prawie dwa tygodnie temu otrzymał miejsce w akademiku i przeprowadził się tam trochę z żalem, a trochę z uciechą, że będzie teraz na „własnych, wspólnych śmieciach”.

Kto zaś może lepiej znać się na rozwiązywaniu takich trudnych zagadek niż student politechniki?

Kaśka skończyła przepisywać swoje nutki, powierciła się jeszcze trochę na krześle, a potem chwyciła słuchawkę telefonu.

– Słucham, dees – odezwał się głos w słuchawce.

– Poproszę czwarte piętro – powiedziała Kaśka, wiedząc już, że ten zaszyfrowany dźwięk oznacza po prostu „dom studencki” w skrócie.

– Słucham, czwarte – odezwał się po chwili inny głos.

– Poproszę pana Grzegorza Dybalskiego z pokoju czterysta dwadzieścia trzy.

– Proszę zaczekać, zaraz go zawołam.

– Halo! – odezwał się za chwilę jakiś melodyjny głos. – Kto mówi?

– To ja, Kaśka!

– Słuchaj, Grześka nie ma, ale umów się ze mną! Ja mam dużo więcej zalet, nadaję się na świetnego męża!

– Mnie mąż niepotrzebny! – zezłościła się Kaśka. – Szukam Grzegorza, i to zaraz! Niech pan się nie wygłupia!

– Ja się wcale nie wygłupiam. Mam poważne zamiary! – oświadczył, wdzięcząc się, bas telefoniczny. – Chcę się z tobą umówić, bo masz ładny głos. Chodź, pójdziemy dziś na dyskotekę…

„Idiota!” – chciała wrzasnąć w słuchawkę Kaśka, ale powstrzymała się w ostatniej chwili. Nie mogła skończyć tej rozmowy, zanim nie upewni się, że wiadomość o jej telefonie na pewno dotrze do Brodasia.

– Proszę pana – zaczęła cierpliwie i miękko, choć perkotała w niej złość na tego durnia. – Ja pana bardzo proszę, żeby pan powiedział Grzesiowi, żeby zaraz przyjechał do Kasi. To pilne, błagam pana!

– Nie bądź taka wierna… – gaworzył dalej bas. – Chcę się z tobą umówić!

– Ale ja nie chcę! – wściekała się Kaśka.

– O, widzisz, złościsz się – perorował bas niezrażony. – A ja uwielbiam takie ostre dziewczyny! Nie chcesz ze mną iść na dyskotekę? To chyba tylko dlatego, że mnie jeszcze nie widziałaś… – gruchał głębokim głosem.

– Pan jest Wiesio-Podrywacz! – palnęła Kaśka olśniona. – Niech pan przestanie nawijać, bo ja mam dziewięć lat!

– Aaa – powiedział tylko Wiesio. – No to rzeczywiście, pasuję.

I prawie słychać było przez telefon, jak ze zdumienia opada mu szczęka.

– Powie pan Grześkowi? – spytała jeszcze Kaśka, ale usłyszała tylko trzask odkładanej słuchawki. Widocznie Wiesio zawstydził się swojej pomyłki i uciekł. Nie wiedziała, czy powie Brodasiowi, czy nie?

„Wszystko na nic! Głupi, głupi Wiesio!” – złościła się Kaśka, trochę jednak rada, że przypomniała sobie w porę tę postać z Brodasiowych opowieści i utarła nosa podrywaczowi.

Znowu stanęła przy oknie i patrzyła w zamyśleniu na krainę dachów. Zapadał już mrok, ale, o dziwo, biały komin był w tym mroku nawet jeszcze lepiej widoczny. Wszystko dokoła szarzało, a on pozostawał jasny, tak jakby coś go oświetlało albo raczej jakby sam świecił. Biały dym unoszący się z komina połyskiwał teraz srebrzyście.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Rokiś»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Rokiś» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Joanna Papuzińska - Jak ognia szukałem
Joanna Papuzińska
Joanna Papuzińska - O czym dudni woda w studni
Joanna Papuzińska
Joanna Papuzińska - O niedźwiedziu królewiczu
Joanna Papuzińska
Joanna Papuzińska - O zapadłej karczmie
Joanna Papuzińska
Joanna Papuzińska - Serce lasowiackie
Joanna Papuzińska
Joanna Papuzińska - Skarb matki
Joanna Papuzińska
Joanna Papuzińska - Cudowne lekarstwo
Joanna Papuzińska
Joanna Hickson - Red Rose, White Rose
Joanna Hickson
Отзывы о книге «Rokiś»

Обсуждение, отзывы о книге «Rokiś» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x