Neil Gaiman - Interświat

Здесь есть возможность читать онлайн «Neil Gaiman - Interświat» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Interświat: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Interświat»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Joey Harker nie jest bohaterem. W istocie potrafi się zgubić nawet we własnym domu. Lecz pewnego dnia Joey naprawdę się gubi. Ze swego świata przechodzi do innego wymiaru. Wędrówka między światami ściąga na niego uwagę dwóch straszliwych potęg. Armie magii i nauki zrobią wszystko, byle zdobyć jego moc, umożliwiającą podróże między wymiarami. Odkrywszy, jak wielkie zło czynią obie potęgi, Joey dołącza do armii, złożonej z różnych wersji samego siebie, pochodzących z alternatywnych Ziemi i bez wyjątku dysponujących podobną mocą. Razem gotowi są walczyć w obronie wszystkich światów.

Interświat — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Interświat», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Zielone światło zapłonęło jeszcze jaśniej, zaczęło ogarniać jego łokcie, przelewając się coraz wyżej, niczym gęsty, zielony olej. To miało sens. Gdyby to mnie trzymał latami w szklanej butli – a najpierw zadał mi potworny ból, by pomóc mi się „skupić" – wiem, co chciałbym zrobić. Chciałbym go zranić, tak jak on zranił mnie. Zatrzymałbym go na statku aż do eksplozji, zatonięcia czy tego, co spotyka uszkodzone statki w Nigdzie-Nigdzie.

Josef dotknął mojego ramienia.

– Joey, to twoja piłka. Cokolwiek zamierzasz zrobić, zrób to szybko.

Skinąłem głową, odetchnąłem głęboko i wystąpiłem naprzód. Spojrzałem w owe oczy, oczy barwy raka, żółci, jadu. Spojrzałem w nie głęboko, choć każda komórka mojego ciała nakazywała ucieczkę.

– Chcę odzyskać swojego mudlufa – oznajmiłem.

Wielka twarz hieny na moment skrzywiła się w grymasie rozbawienia. Widziałem, jak Psinóż kalkuluje, zorientowawszy się, że ma coś, na czym mi zależy.

– Ach, nie wróciłeś tu tylko po to, by oglądać moją śmierć. Chcesz odzyskać tego stwora.

– Tak.

W roju dusz rozbłysło światło. Psinóż się wzdrygnął.

– W takim razie wydostań mnie stąd, a ja oddam ci twojego małego przyjaciela. Ale musisz mnie uwolnić. W tej chwili nie mógłbym oddać ci pryzmatu, nawet gdybym chciał. Mam zajęte ręce.

– Dlaczego mielibyśmy ci zaufać?! – zawołała Jakon.

– Nie możecie mi ufać i nie powinniście. – Urwał, sapnął i skupił się, po czym jęknął.

Była to największa oznaka słabości, jaką kiedykolwiek usłyszałem z ust Psinoża, i muszę przyznać, że nie sprawiła mi aż takiej satysfakcji, jak sądziłem. Na pewno jednak go nie żałowałem.

– Jeśli chcesz odzyskać swego ulubieńca, to, na miłość wszystkiego co dla ciebie święte, pomóż mi – rzekł. – Nie wytrzymam zbyt długo. Ból jest większy, niż mogę znieść, a potrafię znieść wiele bólu.

Zawahałem się.

– Nie wiem nawet, czy zdołam ci pomóc. A gdybyśmy po prostu zabrali pryzmat?

– Wówczas – wydyszał – mielibyście pryzmat z uwięzionym wewnątrz uroborosem. Potrzebujesz mnie, żeby go otworzyć.

Statek szarpnął się gwałtownie i nagle wszystko przechyliło się o trzydzieści pięć stopni. Straciłem równowagę na śliskiej, drewnianej podłodze i uderzyłem o ścianę. Odturlałem się na bok tuż przed tym, nim Psinóż rąbnął w to samo miejsce, tyle że znacznie mocniej. Jęknął i dźwignął się ciężko na nogi.

Nieśmiało wyciągnąłem rękę i wsunąłem ją w pulsujące światło.

Nienawiść.

Nienawiść wypełniła mi umysł.

Łaknienie zemsty.

Każda z dusz, a były ich w roju setki, wciąż skręcała się i zwijała z bólu. Przepełniała je nienawiść: nienawiść do statku, do RUN, do pana Psinoża, do pani Indygo. Nienawiść pozostawała jedyną rzeczą, która odwracała ich uwagę od bólu.

To było straszne. W całym mym umyśle setki mnie, krzyczących w męce.

Musiałem im pomóc.

– To koniec – oznajmiłem, sam nie wiedząc co mówię. – Nikt już nigdy was nie skrzywdzi. Jesteście wolni. Zostawcie to. Odejdźcie.

Próbowałem przywołać w pamięci pozytywne obrazy, by poprzeć moje słowa. Upalne letnie dni. Ciepłe zimowe wieczory przy kominku. Burze z piorunami. Po jakimś czasie zabrakło mi zwykłych, ładnych obrazków, toteż przerzuciłem się na rodzinne wspomnienia. Zapach fajki taty, uśmiech Lejka, kamień na mojej szyi, pożegnalny prezent od matki.

Kamień…

Sam nie wiedząc dlaczego, sięgnąłem pod koszulę i wyciągnąłem go. Wisiał mi w dłoni, odbijając migotanie i pulsowanie dusz. I wtedy zauważyłem coś osobliwego. Kamień nie tylko odbijał światła, dostrajał się do nich, wibrując w rytm migoczących kolorów. Światełka także się zmieniały, zaczynały pulsować i rozbłyskiwać miarowo. Gdybym zamiast świateł miał do czynienia z dźwiękami, słuchałbym dwóch kontrapunktowych melodii, powoli zlewających się w jedną całość.

Były niemal prawie gotowe mi uwierzyć. Skądś to wiedziałem. Prawie, ale nie do końca.

– Przestań z nimi walczyć – powiedziałem do Psinoża.

– Co?

– Dopóki z nimi walczysz, będą próbowały cię zniszczyć. Przestań walczyć, a cię wypuszczą.

– Czemu? – wydyszał. – Czemu miałbym ci zaufać?

– Dopiero co to przerabialiśmy. A teraz przestań.

I tak też zrobił. Rozluźnił wszystkie mięśnie i niemal usłyszałem ulatujące z nich napięcie.

– Widzicie? – powiedziałem do iskier w mojej głowie, ledwie świadom faktu, że nie przemawiam głośno. – A teraz odejdźcie.

Światła zaczęły jaśnieć, coraz bardziej i bardziej, wypełniając salę oślepiającym blaskiem. Zamknąłem oczy, mocno zaciskając powieki, lecz światło wypełniło mi głowę i umysł. Miałem wrażenie, że słyszę, jak coś mówi żegnaj, ale może tylko to sobie wyobraziłem. A potem światło zgasło, podobnie kamień mamy.

W sali zapadła ciemność.

– Weź go – usłyszałem głos Psinoża i poczułem w dłoni coś ostrego i zimnego.

– Dzięki – wydyszałem bez namysłu.

Coś zamigotało i pobliski kandelabr zapłonął nagle. Pan Psinóż stał obok mnie. Jego oddech był jak zaraza, a czysta nienawiść płonąca w oczach mogłaby zaćmić słońce. Wyszczerzył zęby; był tak blisko, że widziałem pełzające po nich stworki, podobne do maleńkich, niemal mikroskopijnych robaków.

– Nie dziękuj mi, chłopcze – wyszeptał ohydny pysk. – Kiedy spotkamy się następnym razem, zedrę ci twarz z czaszki. Będę czyścił zęby twoimi flakami. Tak wiele mnie kosztowałeś. Toteż nigdy, przenigdy mi nie dziękuj.

Przekrzywił głowę, jakby nasłuchiwał. A potem zawył głośno jak wilk.

– Nadchodzą moi towarzysze – rzekł.

– Otwórz pryzmat Tęczka – powiedziałem. – Albo wezwę duchy z powrotem.

W ostrych zębach odbił się blask świec.

– Kłamiesz. Nie potrafisz tego zrobić.

Oczywiście miał rację, nie potrafiłem. Ale on nie mógł mieć pewności. Ująłem w wolną dłoń kamienny wisiorek.

– Przekonajmy się.

Żółte oczy spojrzały w głąb moich i to on pierwszy się wzdrygnął. Pryzmat w mojej dłoni stał się lodowato zimny, jak kadłub promu kosmicznego.

– W mojej obecności nie otworzy się do końca – warknął Psinóż i nagle chwycił mnie, unosząc z ziemi. – Zatem musimy się pożegnać, Wędrowcze.

Rzucił mną, jak medalista w rzucie oszczepem mógłby cisnąć gałązkę. Przeleciałem przez całą salę i gdybym uderzył o ścianę, pewnie połamałbym sobie połowę kości. Na szczęście jednak do tego nie doszło, bo Jo skoczyła ku mnie i łopocząc skrzydłami, zaczęła hamować. Wylądowaliśmy miękko na pokładzie, sekundę później otoczyła mnie reszta grupy. Wstałem i gdyby nie Jakon znów o mało bym nie upadł, bo pokład szarpnął się gwałtownie. Wszystko wokół dygotało. Widziałem pękające nity i wyginające się płyty poszycia.

Psinóż znów zawył i ściana na drugim końcu sali eksplodowała w drzazgi. Coś wisiało w nie-przestrzeni obok statku, coś wyglądającego jak latający dywan przerobiony na nowoczesną tratwę ratunkową. Na pokładzie dostrzegłem panią Indygo, Scarabusa, Neville'a i sporo innych stworzeń, zapewne ważniaków z RUN.

Psinóż warknął i skoczył na tratwę, lądując wystarczająco ciężko, by jeden ze stworów przeleciał przez krawędź i z wrzaskiem runął w głąb Nigdzie-Nigdzie.

A potem tratwa zniknęła niczym zły sen, a „Malefic" zaczął rozpadać się wokół nas.

– Gdzie jest portal?! – krzyknął Jai.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Interświat»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Interświat» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Interświat»

Обсуждение, отзывы о книге «Interświat» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x