– Tak? Z jakiej galaktyki? – Policjantka ponownie ujęła mnie za ramię. – No już, proszę pani. Idziemy.
– Chwileczkę, pani władzo. – Luis wciąż się uśmiechał, serdecznie i szeroko, ściągając jej obojętne spojrzenie. – Dziękuję za wszystko, co pani robi, żeby nam pomóc.
Wyciągnął rękę. Wiedziałam, co kombinuje – była to sztuczka Strażników Ziemi, która sprawiała, że ktoś wydawał się sympatyczny i godny zaufania – ale stwierdziłam, że nie podziała na tę kobietę. Policjantka miała smugę nieufności tak ciemną jak rdza w swojej kruchej, zgorzkniałej aurze.
– Wykonuję swoje obowiązki – odparła krótko i przyłożyła drugą rękę, by pociągnąć mnie za ramię. – Ruszamy.
Zerknęłam na jej stopy i wyszeptałam kilka słów w stronę ziemi. Widząc, jak Luis w starannie kontrolowany sposób posługuje się swoimi umiejętnościami, przekonałam się, że subtelności Strażników Ziemi są równie skuteczne, jak brutalna siła.
Splątane pasma zielonej trawy wyskoczyły w górę, oplatając kostki policjantki i oblepiając jej miękkie buty. Gdy próbowała zrobić krok, straciła równowagę i na moment przylgnęła do mnie, zanim przykucnęła, żeby zobaczyć, co ją trzyma.
– Co u diabła…?
Luis również się pochylił, kładąc dłoń na jej ramieniu, jakby chciał pomóc, i poczułam, jak przepływa przez nią silna fala mocy. Trawa odpadła, ale kobieta nie poruszyła się od razu.
– Sprawdziliście nas – odezwał się Luis bardzo cichym głosem. – Nie mamy nic wspólnego ze zniknięciem Ibby. Wiecie, że to prawda. Musimy pojechać gdzieś w ważnej sprawie, a pani pozwoli nam odejść.
Widziałam, że kobieta usiłuje się mu sprzeciwić. Wszystko zawisło na włosku, a wpływ Luisa wydawał się w tym momencie bardzo słaby zarówno w sensie czysto ludzkim, jak i tym związanym z mocą.
Nie miałam wiele do dodania, ale zbliżyłam się i położyłam rękę na jego dłoni. Podniósł wzrok, świadomy napływu mocy, i pokierował nią z chirurgiczną precyzją, kształtując odpowiedź kobiety.
To też było niedozwolone. Strażnicy za takie postępowanie wyrzuciliby go ze swego grona lub odebrali moce, czyniąc z niego pustą skorupę. Ale oczy Strażników były teraz zwrócone gdzie indziej, a my walczyliśmy o coś więcej niż tylko o przetrwanie. Chodziło o życie Isabel.
Cokolwiek Luis robił, działał na zbyt subtelnym poziomie, bym mogła się przekonać, na czym polegają jego metody, ale kiedy cofnął rękę, detektyw zamrugała, spoglądając na niego, skinęła głową i powiedziała:
– W porządku, dziękuję za pomoc. Możecie oboje iść. Wiem, że się spieszycie.
Odeszliśmy razem. Kiedy dotarliśmy do taśmy otaczającej teren, jeden z policjantów odwrócił się na swoim stanowisku, marszcząc brwi, i wyciągnął rękę, żeby nas powstrzymać. Luis spojrzał ponad ramieniem na kobietę detektywa, która stała ze złożonymi rękami w miejscu, gdzie ją pozostawiliśmy. Machnęła ze zniecierpliwieniem w stronę policjanta na obrzeżu i przeszliśmy pod trzepoczącą taśmą, po czym ruszyliśmy dalej ulicą. Mieliśmy szczęście, że dziennikarzy z gazet i programów informacyjnych zatrzymano za barierkana. Wyczuwałam presję ich niezdrowego zainteresowania i zobaczyłam skierowane na nas kamery. Nie było to przyjemne.
Ustawiłam Luisa tyłem do kamer w taki sposób, aby zasłonił również i mnie, i spytałam:
– Nie sprawiłeś, żeby nam zaufała?
– Nie mogłem – odparł. – Ib jest jak hipnoza; można sprawić, żeby ludzie zrobili coś, co normalnie robią, ale ta kobieta nie ufa nikomu, a nawet jeśli komuś uwierzyła, z pewnością nie zaufałaby mnie. Było łatwiej po prostu pchnąć ją dalej na drodze, którą szła. W każdym razie spadajmy stąd. Ona zaraz zacznie przeglądać swoje notatki i stwierdzi, że nie skończyła nas przesłuchiwać, a więc nie mamy za dużo czasu.
– Mogłabym je zniszczyć – zaproponowałam.
– Cassiel, chcemy, żeby policja nam pomogła. Nie chodzi tylko o to, żeby przestali zwracać na nas uwagę. Zniszczenie ich notatek zaprowadzi nas donikąd – Dotarliśmy do zaparkowanej furgonetki, ale otaczali ją technicy pobierający próbki do ekspertyz laboratoryjnych. Pewnie na wypadek, gdyby się okazało, że wszyscy kłamiemy, świadkowie mówią nieprawdę, a Luis sam porwał Isabel. – Cholera – mruknął Luis. – No cóż, wykonują po prostu swoją pracę. Zbyt wielu ich tutaj, żeby można było na nich wpłynąć.
– To głupie marnowanie czasu.
– Nie – zaoponował poważnie. – Według statystyk dzieci częściej bywają porywane przez członków rodziny niż przez obcych. To ma sens. Nie mam nic przeciwko temu, żeby badali każdy możliwy trop.
Zauważyłam, że mój motocykl stoi porzucony przy chodniku, niezbyt daleko od nas. Luis dostrzegł go w tej samej chwili i wymieniliśmy w milczeniu pytające spojrzenia, po czym ruszyliśmy w jego stronę.
– Nie mamy kasków – zauważyłam, wsiadając na motocykl.
– Teraz mało mnie to obchodzi.
Poczułam dociążenie, kiedy Luis usiadł za mną i objął mnie, nisko przy biodrach. Uruchomiłam silnik. W cichym warkocie motoru było coś, co koiło we mnie lęk i złość.
Luis przesunął się, aby złapać równowagę i wyjechałam na pustą jezdnię.
Zdałam sobie sprawę, że mamy pewien problem: bez względu na to, jaki kierunek wybierzemy, będziemy musieli przejechać między dziennikarzami, ponieważ blokowali oba krańce ulicy. W wysokiej furgonetce z zamkniętymi oknami byłoby nam łatwiej. Na victory nie mogliśmy zachować anonimowości, zwłaszcza że nie mieliśmy kasków.
– Alejka – powiedział mi Luis do ucha. – Tędy.
Skręciłam we wskazaną przez niego stronę, wjeżdżając żwirową dróżką za sąsiedni dom w wąską brukowaną uliczkę, pełną powywracanych kubłów na śmieci i odpadów.
– Jedź! – zawołał Luis. – Ruszą za nami, jeśli tylko zdołają!
Dodałam gazu i motocykl wyskoczył do przodu. Luis objął mnie mocniej i pognałam alejką, po czym skręciłam pod kątem prostym w następną, która prowadziła na ulicę. Szybko pokonałam zakręt i ponownie przyspieszyłam, ledwo zdążając na światłach i wymijając wolno jadącą ciężarówkę.
– Tutaj, w lewo! – krzyknął Luis, więc posłusznie przejechałam trzy pasy na pełnym gazie, niemal przeskakując zakręt. – Dobra, w porządku, zwolnij. Myślę, że wszystko gra.
Maszyna wydawała się rozczarowana powrotem do swojej roli zwykłego środka transportu, ale gdy ruch na drodze nabrał tempa, motocykl poszybował gładko, lśniący jak rekin. Przyciągaliśmy zaciekawione spojrzenia. Niemal zaczynałam się do tego przyzwyczajać.
– Do twojego hotelu – zakomenderował Luis. – Weźmiesz swoje rzeczy. Nie dam głowy, że policja nie będzie chciała przesłuchać nas znowu, więc lepiej, jeśli stąd zwiejemy.
– Musimy jechać – odparłam. Usłyszałam echo głosu Wyroczni z Sedony. Musisz jechać.
– Tak, ale dokąd? – zapytał. Usłyszałam frustrację w jego głosie, zdradzały ją też jego ręce zaciskające się na moich biodrach. – Jak ją odnajdziemy?
– Chyba wiem jak – powiedziałam i skierowałam motocykl w stronę motelu.
Przebrałam się; czarne żałobne ubrania zamieniłam na biały skórzany strój do jazdy, który włożyłam na różową koszulkę z długimi rękawami. Zostawiłam ciemne spodnie na sobie, ale pogrubiłam splot materiału, by przybrał wygląd dżinsów. Moje buty stały się solidne i mocne jak klasyczne obuwie do jazdy na motorze.
Tym razem zrobiłam to niemal bez trudu, wchodząc do ciemnego, cichego pokoju. W chwili gdy zamykałam drzwi za Luisem, przeobraziłam strój zupełnie. Jeśli to go zdziwiło – jeżeli w ogóle coś zauważył – to nic nie powiedział. Usiadł na brzegu starannie posłanego łóżka i spytał:
Читать дальше